czwartek, 26 lipca 2012

Sierpniowe kumaki - Violetta Sajkiewicz, Robert Ostaszewski

Wydawnictwo WAB, Okładka miękka, 320 s., Moja ocena 4,5/6
To będzie inna recenzja od dotychczas przeze mnie pisanych, ponieważ Sierpniowe kumaki też są inną książką.
Nie tak miał wyglądać schyłek sierpnia i na Helu i na Śląsku. Wszędzie turyści, tłok, upał, dmuchane krokodyle, dzieciarnia sypiąca piaskiem po sobie i po nasmarowanych olejkiem ciałach plażowiczów, a między tym wszystkim, w pozornej sielance czai się zło, a niezrozumiałe wydarzenia zaczynają mnożyć się i mnożyć. 
Ktoś taranuje samochód wszędobylskiej ekolożki, zostaje porwana córka miejscowego krezusa, a pewna turystka znika bez śladu. Coś niedobrego dzieje się także z rybami, ale o tym rybacy milczą jak zaklęci. Ryby zdychają, dostają bąbli (zanim zdechną tych bąbli dostają), śmierdzą, że szok, ale nic się nie dzieje, nikt nic nie wie, prawda jest zamiatana pod...no właśnie pod co? Bo na pewno nie pod dywan, nie w nadmorskiej miejscowości:). I zgodnie z przysłowiem – jak nie wiadomo o co chodzi, to jak się bardzo szybko okaże na pewno chodzi o pieniądze i to duże, ale od razu zdradzam, że nie tylko o to chodzi.
Ciężko jest ocenić jednoznacznie Sierpniowe kumaki. Na pewno jest to kryminał, ale nie oczekujcie kryminału grozy, raczej kryminału momentami ala Jaś Fasola. 
Jeden z głównych bohaterów - biedny zakochany Tomek, któremu zagubiła się Karolina, która przez zupełny przypadek znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, chociaż sama porwana nie wie o co chodzi.Porwana dziewczyna dwoi się i troi nie żeby się uwolnić tylko, żeby rozwiązać zagadkę – dlaczego ją porwano. A jej ukochany, odrobinkę ciapowaty student – ekolog – amator Tomek, biega po całym Helu, jak przysłowiowy kot z pęcherzem i szuka jej. Biedaczyna, rozumiem go, zakochany jest, ale zamiast opracować jakiś sensowny plan działania to biega w te i nazad (jak mawiała moja babcia), zupełnie bez składu i ładu, ale wzbudza sympatię, to muszę przyznać.
Kolejny bohater, śląski policjant podkomisarz Adam Tyszka, który (nękany wyrzutami sumienia) wybrał się na urlop, jak najdalej od toksycznego, schorowanego ojca, zamiast leżakować, jak inni przyzwoici turyści na plaży, ew. popijać piwko, to zaczyna na wytęsknionym od dawna urlopie prowadzić śledztwo. Wsadza nos w nie swoje sprawy i w ten sposób ten trochę niefrasobliwy, nie umiejący do końca się podporządkować ani regułom wypoczynku ani zwierzchnikom,  ale niesamowicie sympatyczny policjant  podczas kilkudniowego urlopu wpakował się w nie lada kabałę, najpierw ktoś go o zmroku zamyka w bunkrze, żeby o świcie z niego wypuścić. Po oswobodzeniu w tempie błyskawicznym Tyszka trafia do aresztu oskarżony o… morderstwo.
W tym momencie na scenę wkracza nadkomisarz Edmund Polański – jeden z najlepszych śledczych w kraju – pędzi na Półwysep Helski, poważnie narażając się energicznej małżonce. Wszak porzucił rodzinę nie dopełniwszy obowiązku zakupienia wyprawki szkolnej dla własnych pociech. Pędzi więc ten nasz Polański ile maszyna dała po to, żeby uratować podwładnego. Chwalebne, ale tym samym jego małżeństwo wisi na włosku. W trakcie lektury będziemy wielokrotnie wraz z nadkomisarzem zastanawiać się, co go czeka po powrocie do domu. A perspektywy nie są różowe, oj nie są. 

Lokalni policjanci niechętnie patrzą na Polańskiego, który postanawia pomóc nieudolnym kolegom rozwikłać mnożące się zagadki. Oczywiście, gdyby ktoś pytał – nigdy go tam nie było!
Cała akcja to kilka tylko z pozoru nie powiązanych ze sobą wątków. Autorzy jednak tak sprawnie wszystko prowadzą, że wątki w pewnym momencie zaczynają idealnie się zazębiać nic nie pozostawiając li tylko naszym domysłom, czy nie daj Boże zawieszonego w próżni.
Mamy więc w kryminale – aferę, katastrofę ekologiczną, porwanie, próby zabójstwa, samo zabójstwo, topielca na wydmach i wiele innych mniejszych lub większych mało urlopowych atrakcji. To wszystko przeplatane biegającym wkoło młodzieńcem, galerią opalających się turystów, opisami wątpliwych i niewątpliwych atrakcji Helu, działalnością nad aktywnej śląskiej policji i już tej zdecydowanie mniej aktywnej znad morza. 
Tu idealnym przykładem znudzonego i w typie dajciemiświętyspokój policjanta jest podkomisarz Rogala. To jest kuriozum:). Nerwowy, jak nie wiem, nadwrażliwy, leniwy i biegający z jednej wystawy na drugą ze swoimi dwoma uroczymi, rodowodowymi suczkami o wdzięcznych imionach Malwina i Malina.
W tym czasie jego wyjątkowo gapowaty podwładny, próbuje zabłysnąć na policyjnej scenie, jednak przez swoje niedopatrzenia psuje niemal każde zlecone mu zadanie. Jeżeli wydaje wam się, że czegoś nie można zepsuć, on to na pewno zepsuje. W tym zakresie jest niesamowicie zdolny, szkoda, że tylko w tym. Taki policjant ala Jaś Fasola.
Moim zdaniem Sierpniowe kumaki to niezły kryminał, chociaż mało klasyczny, bo na wesoło i trochę mało krwawego kryminału w tym kryminale:). Ale szczerze go wam polecam, zarówno miłośnikom zagadek kryminalnych jak i wszystkim, którzy cenią sobie humor i wartką akcję. Nikt nie zawiedzie się na tej książce, no chyba, że szuka kryminału na miarę amerykańskiego zabili go i uciekł, albo klasyka Chandlera.  
W przypadku Sierpniowych kumaków mogę wam gwarantować relaks i dobry humor, ale na pewno nie obgryzanie paznokci z nerw co będzie dalej. Sajkiewicz i Ostaszewki to nie Chandler ani King, ale mają na pewno potencjał. Wierzę, że kolejny tom będzie jeszcze bardziej zwariowano-humorystyczny i bardziej klasycznie kryminalny.
Jak piszą autorzy, Sierpniowe kumaki, to opowieść o wspaniałej męskiej przyjażni, historia niefortunnych wakacji, przestroga dla zbyt wścibskich kobiet i alternatywny przewodnik po atrakcjach Helu.
Sierpniowe kumaki moim zdaniem to obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy wybierają się w tym roku na Hel, a także dla tych, którzy wybierają się w inne miejsca, lub nigdzie się nie wybierają. Jest to także lektura obowiązkowa dla tych, którzy chcą się dowiedzieć, co to takiego "rozdepek". To ostanie Robert Ostaszewski obiecał czytelnikom kilka dni temu na Facebooku.
Jednym słowem - polecam, ale z nastawieniem na coś innego niż klasykę kryminału.

13 komentarzy:

  1. Bardzo fajna recenzja, rozbawiłaś mnie :)
    Zachęcasz do lektury bardzo, tyle, że ja już swoją listę baaaaaaaaaardzo długą i wiem, że i tak nie "wyrobię się" w wakacje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam na wstępie, że inna recenzja:):)
      Mnie tak rozbawiły kumaki, ciekawe, czy taki był zamysł autorów:).
      Rzeczywiście, alternatywny kryminał.

      Usuń
  2. Chyba jednak spasuję, jakoś mnie nie ciągnie do tej książki:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdepek?... Hmmm. Typuję na przepełnione turystami morskie kurorty (skoro mowa o Helu).
    "Kumaki" zamówiłam i są w drodze (już dwa tygodnie się telepią), mam nadzieję, że dotrą, za nim ja sama wyruszę do Polski:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko, co za bigos:) Pomysł na książkę fajny, recenzja fajna, już się rozglądam za książeczką:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Delikatnie ujęte:). Doszłam do wniosku, ze któreś z autorów musiało być fanem Chmielewskiej:).

      Usuń
  5. To chyba coś dla mnie, niby kryminał a z humorem :) lubię takie książki, muszę dopisać do listy :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wowo ile się dzieje w tej książce. Zachęciłaś mnie, chociaż mam raczej niedobre doświadczenia z takimi kryminałami na wesoło. Niemniej książka już jest na liście :)

    OdpowiedzUsuń
  7. z chęcią bym przeczytała :)
    brzmi zachęcająco :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj tak, kusisz i kusisz...Spraw jeszcze aby czas był z gumy :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla mnie lektura obowiązkowa, bo w tym roku nigdzie nie jadę, ale na Helu się bywało, oj, bywało. Dla odmiany przeczytałabym taki nietypowy kryminał. zwłaszcza, że przypomina mi "Róże cmentarne", które czytałam kilka miesięcy temu - też polski kurort w wakacje, też policjanci-ciamajdy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawa recenzja. Książki poszukam

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.