poniedziałek, 3 listopada 2014

Nie puszczaj mojej dłoni

Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5,5/6
Książka rozpoczyna się sielsko, anielsko i absolutnie nic w najmniejszym nawet stopniu nie zapowiada dramatu wydarzeń, które dosłownie za kilka minut będą udziałem bohaterów historii, a także naszym. 
Mamy rajską wyspę La Réunion. Wszystko na niej jest idealne-słońce, plaża, palmy, drinki i oni, zakochana para, a właściwie rodzina 3-osobowa. W jej skład wchodzą: Liane, czyli piękna, seksowna mama, która za chwilę zaginie, Martial - równie przystojny zakochany w żonie tata, który stanie się głównym podejrzanym i ich kilkuletnia córka, która wraz z ojcem będzie uciekać.
Jest leniwe popołudnie, czas sjesty dobiega końca, Liane opuszcza zażywającą słońca rodzinę i udaje się do pokoju. Mija godzina, Liane nie  wraca. Zaniepokojony Martial udaje się do pokoju, ale żony nie ma w nim. Pokojówka sprzątająca od ponad 2 godzin korytarz obok ich pokoju twierdzi, że Liane nie wychodziła z pokoju. Co więc się z nią stało? W tempie błyskawicznym zostaje wezwana policja. Wszak Le Reunion żyje z turystów, o turystów trzeba dbać, takie zaginięcia nie mogą mieć miejsca. Śledztwo prowadzi bardzo inteligentna pani detektyw, która szybko wyznacza głównego podejrzanego. Jest nim Martial, czyli mąż. Ten nie czekając na dalszy rozwój wypadków zabiera córkę i ucieka. Rozpoczyna się dramatyczny, usłany wieloma trupami i innymi ofiarami pościg. Doprowadzi on do niesamowitego, tak zaskakującego finału, że aż mi się wierzyć nie chciało. 
Bussi napisał doskonałą, wysmakowaną niczym najlepsze danie, dopracowana w każdym calu powieść. Trudno nawet o niej pisać, składa się bowiem z tylu elementów, iż wydaje się być misternie utkaną. 
Przede wszystkim ogromny kontrast z leniwym, sielskim, wręcz idyllicznym początkiem historii,a  tym co dosłownie za kilkadziesiąt minut się wydarzy. Tempo akcji rusza z przysłowiowego kopyta po około 20 stronach i z każdą kolejna strona jest jeszcze bardziej przez autora podkręcane. Pisarz zręcznie manipuluje nami, podtyka nam liczne tropy, z których jednak większość prowadzi na manowce. Do końca nie wiemy o co chodzi i dlaczego wydarzenia przebiegają w taki, a nie inny sposób. Zdradzę tylko, iż zagadek do rozwiązania jest znacznie więcej niż tylko sprawa zaginięcia Liane, a odpowiedzi należy szukać w przeszłości, która nierozerwalnie wiąże się z teraźniejszością. 
Bussi udowadnia, iż przeszłość nigdy nie da o sobie zapomnieć i lubi wracać w najmniej odpowiednich momentach, a sprawy pogrzebane x lat temu mogą doprowadzić do dramatu. 
Książkę czyta się błyskawicznie z zapartym tchem, dosłownie. Dla mnie mistrzostwo tym bardziej, iż nie spodziewałam się tak dramatycznej, zaskakującej i dopracowanej w każdym calu powieści.

8 komentarzy:

  1. Zaskoczyłaś mnie! Oczekiwałam po tej książce sielskiej, banalnej historii... a tu szok. Pozytywny :) Jeśli wpadnie mi w ręce z chęcią przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej książce, a skoro piszesz, że dobra, to będę miała to na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak tylko zobaczyłam tą książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją mieć. Czytałam 'samolot bez niej' i nie mogłam się oderwać. Twoja recenzja zaostrzyła tylko mój apetyt na nią :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A tak niepozornie obie książki wyglądają, na jakieś banalne czytadła. Nic nie zapowiada aż tak fantastycznej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiłaś mnie swoją recenzją i z chęcią kiedyś przeczytam tę książkę:)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.