Wydawnictwo Replika, Okładka miękka, 274 s., Moja ocena 4,5/6
Bohaterką Galerii uczuć jest 30 - letnia Ola, mieszkanka Wroclawia, matka 2 chłopców w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym, szczęśliwa żona 33 - letniego Pawła i posiadaczka najwspanialszej, najwierniejszej przyjaciółki pod słońcem.
Tak sądzi o sobie Ola i taką ją poznajemy. Ola uważa swoje życie za całkiem udane mimo, iż praca w galerii nie za bardzo ją satysfakcjonuje. Dziewczyna wolałaby żeby galeria zamiast sprzedawać porcelanowe zajączki i aniołki zajęła się prawdziwą sztuką, ma wiele pomysłów na działalność galerii, ale jej właścicielka pani Fredzia nie pozwala jej rozwinąć skrzydeł twierdząc, że galeria nie ma racji bytu i lepiej byłoby gdyby otworzyła sklep...z garmażerią, bo po salceson i golonkę zawsze przyjdą klienci, a po sztukę...
I tak Oli płynie dzień za dniem, aż do zupełnie niespodziewanej wyprowadzki cudownego małżonka z domu. W tym momencie wszystko zaczyna się dla Oli sypać, problem goni problem, zdrada zdradę...
Nie będę opisywać ani treści książki, ani problemów, jakie się głównej bohaterce przydarzają. Zepsułoby to wam całą przyjemność lektury. Nadmienię tylko, że takie problemy mogą się przydarzyć każdej z nas.
Fabuła książki może wydawać się z pozoru banalna, ale tylko z pozoru. Wierzcie mi, że przeczytanie Galerii uczuć nie było dla mnie stratą czasu i wierzę, że nie będzie nią także dla was. Pisarstwo Aliny Białowąs charakteryzuje się lekkim stylem, niesłychaną spostrzegawczością, odrobinkę ironicznym spojrzeniem na głównych bohaterów i ich zachowanie. Jeżeli do tego dodamy zabawną, ale i momentami wzruszającą treść, mamy całkiem dobra powieść. A jeżeli weźmiemy pod uwagę, że to pierwsza książka autorki, to jest to wg. mnie bardzo udany debiut.
Niesamowicie polubiłam Olę. Za co? A przede wszystkim za jej upór w dążeniu do realizowania swoich marzeń, za wrażliwość, za subtelność, a nawet za początkową infantylność, bo chwilami Ola jest infantylna. Na samym początku lektury, gdy tak się miotała, wymyślała Bóg wie jakie scenariusze, dorabiała ideologię do wszystkich swoich mniej lub bardziej irracjonalnych zachowań i zachowań jej męża, miałam ochotę porządnie nią potrząsnąć, ale tak przyznam wam się szczerze, że w Oli spostrzegłam sporo moich cech i mojego zachowania. Jestem przekonana, że część z was także zobaczy w Oli siebie. Ale po prostu, my kobiety takie często jesteśmy i czasami gdy spotka nas coś niespodziewanego, jakieś kłopoty paradoksalnie może nam to wyjść tylko na dobre, tak jak Oli.
Plusem są także liczne dialogi, które czyta się świetnie. Są one bardzo naturalne, co świadczy o tym, jak dobrym obserwatorem i znawcą ludzkiej psychiki jest autorka.
W pamięci utkwiła mi szczególnie jedna z rad, jakie pani Fredzia dala Oli, która skarży się na teściową, że ją irytuje, ingeruje w jej życie etc, a ona Ola nie może się powstrzymać przed powiedzeniem jej czegoś niemiłego. Pani Fredzia poradziła jej, żeby traktowała teściową, jak osobę obcą, bo wobec obcych jesteśmy dużo milsi niż wobec rodziny, rodzina przecież wszystko wybaczy....znacie to skądś?
Polecam Galerię uczuć (to bardzo mądra, ale i zabawna lektura) i czekam na drugą książkę.
Przyznam wam się, że wymieniłam z Aliną Białowąs kilka bardzo miłych emaili i moim zdaniem jest to przemiła, bardzo mądra, z poczuciem humoru i niesłychanie dobrą energią kobieta. Doskonale potrafiła te cechy zawrzeć w swojej książce.
Poniżej króciutki mój wywiad z Aliną Białowąs. Zapraszam do lektury Galerii uczuć i wywiadu.
Tak sądzi o sobie Ola i taką ją poznajemy. Ola uważa swoje życie za całkiem udane mimo, iż praca w galerii nie za bardzo ją satysfakcjonuje. Dziewczyna wolałaby żeby galeria zamiast sprzedawać porcelanowe zajączki i aniołki zajęła się prawdziwą sztuką, ma wiele pomysłów na działalność galerii, ale jej właścicielka pani Fredzia nie pozwala jej rozwinąć skrzydeł twierdząc, że galeria nie ma racji bytu i lepiej byłoby gdyby otworzyła sklep...z garmażerią, bo po salceson i golonkę zawsze przyjdą klienci, a po sztukę...
I tak Oli płynie dzień za dniem, aż do zupełnie niespodziewanej wyprowadzki cudownego małżonka z domu. W tym momencie wszystko zaczyna się dla Oli sypać, problem goni problem, zdrada zdradę...
Nie będę opisywać ani treści książki, ani problemów, jakie się głównej bohaterce przydarzają. Zepsułoby to wam całą przyjemność lektury. Nadmienię tylko, że takie problemy mogą się przydarzyć każdej z nas.
Fabuła książki może wydawać się z pozoru banalna, ale tylko z pozoru. Wierzcie mi, że przeczytanie Galerii uczuć nie było dla mnie stratą czasu i wierzę, że nie będzie nią także dla was. Pisarstwo Aliny Białowąs charakteryzuje się lekkim stylem, niesłychaną spostrzegawczością, odrobinkę ironicznym spojrzeniem na głównych bohaterów i ich zachowanie. Jeżeli do tego dodamy zabawną, ale i momentami wzruszającą treść, mamy całkiem dobra powieść. A jeżeli weźmiemy pod uwagę, że to pierwsza książka autorki, to jest to wg. mnie bardzo udany debiut.
Niesamowicie polubiłam Olę. Za co? A przede wszystkim za jej upór w dążeniu do realizowania swoich marzeń, za wrażliwość, za subtelność, a nawet za początkową infantylność, bo chwilami Ola jest infantylna. Na samym początku lektury, gdy tak się miotała, wymyślała Bóg wie jakie scenariusze, dorabiała ideologię do wszystkich swoich mniej lub bardziej irracjonalnych zachowań i zachowań jej męża, miałam ochotę porządnie nią potrząsnąć, ale tak przyznam wam się szczerze, że w Oli spostrzegłam sporo moich cech i mojego zachowania. Jestem przekonana, że część z was także zobaczy w Oli siebie. Ale po prostu, my kobiety takie często jesteśmy i czasami gdy spotka nas coś niespodziewanego, jakieś kłopoty paradoksalnie może nam to wyjść tylko na dobre, tak jak Oli.
Plusem są także liczne dialogi, które czyta się świetnie. Są one bardzo naturalne, co świadczy o tym, jak dobrym obserwatorem i znawcą ludzkiej psychiki jest autorka.
W pamięci utkwiła mi szczególnie jedna z rad, jakie pani Fredzia dala Oli, która skarży się na teściową, że ją irytuje, ingeruje w jej życie etc, a ona Ola nie może się powstrzymać przed powiedzeniem jej czegoś niemiłego. Pani Fredzia poradziła jej, żeby traktowała teściową, jak osobę obcą, bo wobec obcych jesteśmy dużo milsi niż wobec rodziny, rodzina przecież wszystko wybaczy....znacie to skądś?
Polecam Galerię uczuć (to bardzo mądra, ale i zabawna lektura) i czekam na drugą książkę.
Przyznam wam się, że wymieniłam z Aliną Białowąs kilka bardzo miłych emaili i moim zdaniem jest to przemiła, bardzo mądra, z poczuciem humoru i niesłychanie dobrą energią kobieta. Doskonale potrafiła te cechy zawrzeć w swojej książce.
Poniżej króciutki mój wywiad z Aliną Białowąs. Zapraszam do lektury Galerii uczuć i wywiadu.
Zacznę tak, jak zaczynają się bajki :)
Dawno, dawno temu, zajmowałam się wychowaniem moich malutkich dzieci. Byłam wtedy przekonana, że kura domowa to moje powołanie i czułam się w tej roli bardzo dobrze. Nie rozumiałam koleżanek, które narzekały na brak czasu dla siebie, na monotonię i tęskniły za pracą zawodową. Dla mnie „siedzenie w domu” było wystarczająco fascynującym zajęciem i nawet do głowy mi nie przyszło, że realizując się w roli matki Polki, zapomniałam całkowicie o swoich marzeniach, planach, potrzebach. Opamiętałam się, gdy dzieci podrosły i mama nie była im już tak bardzo potrzebna w ich codziennym życiu, czy nawet w zabawach. Fascynujące zajęcie, czyli zajmowanie się malutkimi dziećmi, było już rozdziałem zamkniętym i nagle okazało się, że mam dużo wolnego czasu dla siebie, ale nie mam nic, co byłoby moją pasją i sprawiałoby mi satysfakcję. Zrozumiałam, że bez tego, moje życie będzie puste.
A, że kiedyś, dawno, jeszcze w podstawówce, pisałam pamiętniki, wróciłam więc do pisania i to wtedy zakiełkował pomysł na napisanie książki. Ale nie czułam się jeszcze wystarczająco pewna, że dam radę. Zaczęłam więc od krótkich opowiadań, na trzy tysiące znaków, które publikowało jedno z czasopism kobiecych. W miarę upływu czasu nabierałam coraz większej wprawy w „operowaniu słowem pisanym” i zaczęłam długie opowiadania - na trzydzieści sześć tysięcy znaków.
Po kilku latach pisania dla czasopism kobiecych, pewnego wieczoru, zamiast opowiadania, rozpoczęłam pisanie książki.
Jak przebiegał u pani proces powstawania książki. Czy najpierw był sam pomysł, ogólny zarys, a później dopiero powstawała fabuła, czy odwrotnie- najpierw fabuła, a dopracowywanie szczegółów w trakcie pisania?
Najpierw pojawił się pomysł, że książka będzie napisana lekkim stylem, zabawna, ale mówiąca o problemach, z którymi czasem borykają się mężatki, matki dzieciom.
Później wymyśliłam sobie bohaterkę, dałam jej imię, obdarowałam zaletami i wadami, owinęłam w fabułę i dopracowałam szczegóły w trakcie pisania.
Jaki jest pani sposób na chandrę?
Staram się przekupić ją czekoladą. A, jeśli czekolada jej nie zabije, to zmuszam siebie do ćwiczeń fizycznych. Na przykład do jazdy na rowerze stacjonarnym. Innego nie posiadam:) Albo do umycia podłóg. Przynajmniej jakiś pożytek z chandry jest:) Ćwiczenia fizyczne wytwarzają w mięśniach endorfinę, zwaną hormonem szczęścia. I tym hormonem szczęścia zabijam moją chandrę.
Oczywiście mam na myśli chandrę, zwaną potocznie dołem, a nie depresję.
Czy wydawnictwo Replika było pierwszym, do którego zgłosiła się pani z książką, czy może jakieś wydawnictwo wcześniej odrzuciło maszynopis?
Wydawnictwo Replika było pierwszym, do którego się zgłosiłam. Przeczytałam, że wydają literaturę kobiecą i pomyślałam, że zapukam do ich drzwi:)
Jakie ma pani rady dla początkujących autorów, takich, którzy na razie piszą do szuflady, a marzą o wydaniu książki?
Marzeń nie wolno zamykać w szufladzie. Jeśli więc początkująca autorka, czy początkujący autor, marzy o wydaniu książki, powinna/powinien wysłać próbki swoich prac do wydawców. I uzbroić się w cierpliwość. Czekanie na odpowiedź jest męczące. Ale poczujemy się lepiej, bo wykonaliśmy już najważniejszy krok: pokonaliśmy lęk.
Czy ktoś z rodziny, przyjaciół czytał książkę przed jej wydaniem, a może pokazuje pani maszynopis do oceny komuś bliskiemu w trakcie jego powstawania?
Nikt z mojej rodziny i z moich bliskich znajomych nie czytał maszynopisu.
Rodzina i bliscy znajomi nie zawsze są obiektywni w ocenie tekstu. Przeważnie chwalą, nie chcąc sprawić przykrości, a tak naprawdę, szkodzą nieświadomie, zamiast pomóc. Dlatego uważam, że teksty przeczytać powinny osoby, trudniące się tym zawodowo. Może się zdarzyć, że ich ocena nas zaboli, ale będziemy mieć pewność, że są obiektywni.
Dziękuję bardzo za wywiad.
Pozdrawiam moje przyszłe czytelniczki i życzę im tego, co napisałam pod moją książką na Facebook’u: aby czytanie sprawiło im tyle radości i wzruszeń, ile radości i wzruszeń sprawiło mi pisanie.
A tutaj (kliknij) strona facebookowa autorki.
Książka zapowiada się naprawdę bardzo sympatycznie, będę jej wypatrywać :-) Wywiad oczywiście świetny. Raz po raz polscy bardzo mile mnie zaskakują tym jak chętnie i wyczerpująco odpowiadają na pytania blogowiczów :-)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńWidzę, że mój komentarz się uchował, szkoda tylko że nie miałam okazji przeczytać komentarza autorki...
Usuńzwróciłam już uwagę na tę książkę na stronie wydawnictwa
OdpowiedzUsuńi spodobała mi się
w swoim czasie przeczytam :)
Tęsknię za książkami, gdzie będę mogla utożsamić się z główną bohaterką. Niestety, w ostatnim czasie nie mam "szczęścia" do takich powieści.
OdpowiedzUsuńJuż wysłałam maila do mojej ulubionej bibliotekarki z pytaniem, czy dostanę tę książkę w najbliższym czasie :)
Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam swoją przygodę z blogowaniem.
Książkę mam już za sobą i mnie też zauroczyła :) Bardzo ciekawy wywiad i fajna inicjatywa :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie komentarze:)
OdpowiedzUsuńMoje poprzednie podziękowania poleciały w Kosmos:))))
Autorka bloga wyjaśniła już przyczynę.
Alison2, napisałam, że jeśli masz jakieś pytania, dotyczące mojej książki - chętnie odpowiem.
świetne pytania brawa dla autorki bloga.
OdpowiedzUsuńOstatnio przeczytałam tę książkę. Moje odczucia w dużym stopniu pokrywają się z Twoimi (Twoją recenzję przeczytałam dopiero dziś). :)
OdpowiedzUsuń