Tym razem mam doła giganta, i to kurcze od poniedziałku, a co dalej do końca tygodnia będzie.
A jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o...no właśnie.
Oboje z mężem mamy wolne zawody, ale też 3 dzieci na utrzymaniu i kilkoro futrzaków mruczących i szczekających.
Męża praca ok, sensowne dochody, ale moja w tym roku fatalnie. I właśnie dowiedziałam się, że 3 kontrakty, na które bardzo liczyłam, a które moją firemkę na kilka miesięcy ustawiłyby, przeszły mi koło nosa, nic już nie można zrobić. Konkurencja zastosowała ceny dumpingowe, przy których ja bym do tych zleceń musiała jeszcze dołożyć nie zarabiając ani złotówki.
Firma, do której się dokłada jest przedsięwzięciem całkowicie bez sensu. Kosztów funkcjonowania firmy już zmniejszyć nie mogę, zostały ścięte na maksa. Perspektywy na kolejne miesiące nie są różowe. Moglibyśmy zacisnąć zęby, ale tylko w przypadku, gdybyśmy mieli pewność, że za kilka miesięcy będzie lepiej, ale takiej pewności nie ma. I co z tym fantem zrobić?
Myślałam o likwidacji firmy, od jakiegoś czasu szukałam pracy na zasadzie dorobienia, nawet na pół etatu, ale sami wiecie, jak jest z pracą.
A jeszcze kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że przyjaciel (dobre sobie:(), któremu podżyrowaliśmy kredyt na 30 tys zł. nie spłaca i przepadł bez śladu, a banku nie interesuje to. A znaliśmy człowieka ponad 10 lat, bywał w naszym domu, jest ojcem chrzestnym jednego z naszych dzieci.
I co z tym fantem zrobić? A ja za wszelką cenę chce uratować moją firmę. Pewnie mogę ją zlikwidować i isć na bezrobocie, ale nie widzę siebie siedzącej w domu i gotującej obiadki, szału bym dostała
Dobrze, że jesteśmy zdrowi, chociaż tyle.
No mam doła i to mega doła.
Jakby ktoś z was słyszał o dorywczej pracy, choćby na trochę w Łodzi dajcie proszę znać.
I pocieszcie mnie jakoś, proszę.
Ps. Paweł Pollak pięknie to ujął co się dzieje w światku tłumaczeń. A wklejam link bo ja też m.in. tłumaczę...Link tutaj, zajrzyjcie.
Ps. Paweł Pollak pięknie to ujął co się dzieje w światku tłumaczeń. A wklejam link bo ja też m.in. tłumaczę...Link tutaj, zajrzyjcie.
Na pocieszenie od Wydawnictwa WAB dostalam właśnie 2 książki:
Sklep ze starzyzną prowadzony przez pana Nakano i jego siostrę, panią
Masayo, to miejsce w równym stopniu nieprzystające do szaleńczo pędzącej
rzeczywistości co jego ekscentryczni właściciele. Pan Nakano, pani
Masayo, zatrudniona do pomocy Hitomi i jej permanentnie niedoszły
chłopak Takeo są jak rodzina i tak jak w rodzinie czasem z rozbrajającą
czułością dbają o siebie nawzajem, a czasem nieumyślnie się ranią...
Integralną częścią tego świata są stali i przypadkowi klienci sklepu,
którzy jakby od niechcenia opowiadają swoje historie, związane zazwyczaj
z kupowanymi przedmiotami. Kawakami z właściwą sobie
ironią portretuje świat ukrytych uczuć i niespełnionych pragnień, a jej
oszczędny styl podnosi codzienne sprawy do rangi wyrafinowanej poezji.
Ostatni dzień lipca to dwie równoległe historie kryminalne. Jedna z
nich rozgrywa się w środowisku polskiego podziemia. W przededniu
powstania warszawskiego ginie radiotelegrafistka. Antoni Chlebowski,
Polak współpracujący z powstańcami, postanawia dowiedzieć się, kto stoi
za jej śmiercią. W ten sposób wpada na trop Polaka kolaborującego z
Niemcami. W tym samym czasie w niemieckim wojsku umiera jeden z
żołnierzy. Dowództwo twierdzi, że popełnił samobójstwo, jednak jego
najlepszy przyjaciel Klaus Enkel w to nie wierzy – i zrobi wszystko, by
poznać prawdę. Najnowsza książka Bartłomieja Rychtera to
opowieść o przyjaźni czasów wojny. Mimo przeniesienia akcji do lat 40.
ubiegłego wieku wnioski nasuwające się po lekturze są aktualne także
dziś. Ostatni dzień lipca łączy w sobie solidną dawkę historii,
intrygującą fabułę, realizm psychologiczny i zręcznie budowane napięcie.
Jakiego typu pracy? Będę trzymała uszy i oczy otwarte!
OdpowiedzUsuńWszystko jedno, żeby dorobić. Nie chcę firemki mojej zamykać, działalność jest sezonowa+ tłumaczenia, ale to wszystko w tym roku katastrofa. Na utrzymanie domu, jedzenie, dzieci etc zarobi mąż, ale nie będę go prosić, żeby do mojej firmy dokładał, bo to bez sensu, a poza tym ten kredyt "przyjaciel" nad nami wisi. Mąż idzie dzisiaj do banku, będzie rozmawiał. Ale sam fakt tego dowalił mi, że szok. Przyjaciel, jak bym go...
UsuńPoszukałam przed chwilą wysokość zasiłku dla bezrobotnych, śmiech na sali.
A powiedz mi - jakie języki wchodzą w grę? Rozpuszczę wici.
UsuńNiemiecki, grecki.
UsuńAno tak to jest. Podobno jeśli chcesz stracić przyjaciela to pożycz mu kasę (ewentualnie poręcz mu kredyt). Na 90% nigdy więcej go nie ujrzysz na oczy. Moim zdaniem powinnaś go zwindykować i okazać kompletny brak litości. A przede wszystkim szczerze i dobitnie porozmawiać - o ile się znajdzie. Jeśli nie, to dura lex, sed lex i 30 tysięcy poszło z dymem. Co do perspektyw firmowych. Znam to całkiem dobrze - właśnie musiałem odrzucić kontrakt bo mi nie starczyło mocy przerobowych. A mogło być tak pięknie. Uszy do góry! Czasem czas pokazuje że wcale nie było tak źle. Tylko jeszcze nie widzimy tego co będzie za zakrętem ;)
OdpowiedzUsuńTaa, może lepiej za ten zakręt nie zaglądać?
UsuńKochana, może zawieś działalność na jakiś czas? Pocieszyć cię niestety nie potrafię, choćbym chciała, ale mogę uraczyć historią mojego kolegi, który dostał wypowiedzenie, a miał sam na utrzymaniu żonę, dziecko (i kredyt na mieszkanie), zastartował na stanowisko , gdzie właściwie nie miał szans na przyjęcie i co się okazało? Można było pewne przepisy obejść i nagiąć i dostał tą robotę.Swietne wynagrodzenie i możliwość awansu którą już wykorzystał.A morał jest taki że nie wolno się poddawać bo wszystko się może jeszcze wydarzyć.Pozytywnego rzecz jasna. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńJak zawieszę, to tylko o ile się nie mylę zus mi odpada, a prąd, media inne, czynsz za lokal nadal muszę płacić, wiec większego sensu z tego nie byłoby.
UsuńWysyłam cv gdzie się da, ale zero odzewu.
WQiesz jak to jest, bez znajomości twoje cv leci do niszczarki najczesciej
UsuńToś mnie pocieszyła:( ale sama podświadomie wiem, że tak jest.
UsuńAle mogę cię pocieszyć moją historią:)Przeprowadziłam się z dużego miasta to małej mieścinki (miłość) i na miejscu dopiero miałam szukać pracy. W takich miasteczkach bezrobocie jest ogromne. Po 1,5 miesiąca trafiłam na ofertę pracy w swoim zawodzie i bez znajomości ją dostałam.Zdarza się:)
UsuńTeż szukam, szukam, szukam czegoś dorywczego, nawet na trochę. Wiem, że sie zdarza, ale to prawie tak rzadkie jak wygrzebanie z ziemi koh-i-noora...
UsuńTrafi się, trafi zobaczysz. Spokojnie działaj, uruchamiaj znajomości, bo to najlepsza droga i szukaj zleceń. Najważniejsze to się nie poddawać.
UsuńWiem, co czujesz. Jestem w podobnej sytuacji :/ Ale trzeba myśleć pozytywnie, może za chwilę wszystko się odwróci.
OdpowiedzUsuńNiby mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, ale jak być szczęśliwym bez nich? Wiem co czujesz odnośnie szukania pracy, bo sama jej szukam od 6 miesięcy i nic. Poradzić nie bardzo mogę, ale trzymam kciuki mimo wszystko, żeby się Wam jakoś ułożyło...
OdpowiedzUsuńA więc życzę powodzenia, żeby wszystko się ułożyło jak najlepiej ;)
OdpowiedzUsuńWspółczuję, że trafiliście na takiego "przyjaciela"... :(
OdpowiedzUsuńCo do pracy, to wydaje mi się, że nie ma co od razu zamykać firmy, zwłaszcza jeśli włożyłaś w nią dużo pracy, może lepiej po prostu na pewien czas zawiesić działalność? Nie wiem dokładnie, jak to wygląda od strony technicznej, ale na pewno jest taka możliwość. No i trzymam kciuki, żeby wszystko wyszło na prostą!
13 rok firmę prowadzę, różnie bywało, ale nigdy do niej nie dokładałam, teraz tragedia.
UsuńAle nie chcę jej jeszcze likwidować, walczę, a zawieszenie działalności, jak pisałam wyżej nic mi nie daje.
Niestety nie jestes sama - ja też mam ostatnio pod górkę.... A kredyty trzeba płacić.
OdpowiedzUsuńDo góry głowa Anetko! Trzymam kciuki i życzę powodzenia!
Przykro mi, że masz teraz taki zły okres. Wierzę jednak, że to tylko chwilowy kryzys. Niestety nie mogę ci pomóc w sprawie pracy (sama szukam bezskutecznie od kilku miesięcy. Synek idzie do przedszkola więc czas na mnie, szczególnie, że kredyt mieszkaniowy trzeba płacić. Nie spodziewałam się, że będzie tak ciężko:( nie poddaję się jednak) Tak mi wpadło do głowy, że może napisz maile do wydawnictw? Piszesz dobre recenzje, a oni często potrzebują takich ludzi na umowę o dzieło. Praca dodatkowa, zdalna i na początek zawsze jakieś parę groszy może wpaść. Wiem, że nie o takie pieniądze ci pewnie chodzi, ale grosz do grosza i... Głowa do góry!!!:):)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie jesteś sama - wszystko się ułoży - trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńMoże wolałabyś pocieszenie, ale ja Cię trochę postaram zmobilizować, bo z pocieszania są nici, a efekty mogą być tylko z działania. Szukaj, pytaj (co właśnie zrobiłaś nawet tu), myśl kreatywnie, a przede wszystko powiedz sama sobie, że nie jesteś bezsilna, że zawsze jest jakieś wyjście, bo nie ma nic gorszego niż poczucie bezsilności. Wszystko się ułoży, ale nie samo, a z twoją pomocą:)
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka zaczęła od spisania sobie wszystkich swoich umiejętności, nawet najmniejszych i potem zaczął się w jej głowie (jak sama mówi) proces który doprowadził ją do decyzji, że może spróbować poprowadzić kursy literackie. W tej chwili pracuje nad tym - świetny pomysł, o którym nigdy wcześniej nie pomyślała.
Życzę Ci Aneto powodzenia i nie poddawaj się:)
Trzymam za Ciebie kciuki!
Z doświadczenia wiem, że lato to zły okres na szukanie nowych zleceń - wszyscy są na urlopach i odkładają jakiekolwiek decyzje na potem. Może we wrześniu wszystko się odwróci - raz na wozie, raz pod wozem (skąd ja to znam?). Konkretnie nic Ci nie pomogę, bo z Łodzią nie mam żadnych koneksji, ale może właśnie internet jest tu właściwym hasłem - w końcu wszystko się globalizuje, więc może nie trzeba aż tak bardzo przywiązywać się do miejsca?...
OdpowiedzUsuńSpróbuj odczekać chwilę i działać na wielu frontach, czasem tak jest, że chwilę jest flauta, a potem zalewa cię tsunami zleceń (a wiesz, że też mam wolny zawód, więc wiem, co mówię). I głowa do góry!
Agnieszko, jeżeli chodzi o tłumaczenia to trudno nawet mówić o przywiązywaniu się do miejsca, gdyby tak było, sama nie tłumaczyłabyś książek wydawnictw znajdujących się w Polsce. Ja wiele tłumaczeń robiłam zdalnie, ale nagle ucięło się.
UsuńA, ze szukam możliwości dorobienia w moim mieście, to chyba normalne, nie przeniosę się z rodziną do innego miasta, żeby zarobić kilka zł. Tu mamy dom, dzieci szkoły, mąż pracę...
To oczywiste, nawet tego nie sugerowałam, bo to nie miałoby najmniejszego sensu. Zawsze się dziwiłam, że ludzie rzucają wszystko dla jednego obiecanego i niepewnego kontraktu gdzieś tam...
UsuńW każdym razie sama stwierdzam, że trudno w tej chwili o jakikolwiek sensowny kontakt, obojętne w Niemczech, czy w Polsce, bo ludzie wyjeżdzają, a maile lądują w Nirwanie...
Nie zrozum mnie też żle, nie mam do ciebie pretensji.
UsuńTłumaczę, jak wiesz też z greckiego, a jaka jest sytuacja Grecji wiemy, coraz gorzej mimo, iż w tv jakoś ucichło. Interesy, kontrakty z Grecją tez w zasadzie ustały, nie ma więc co tłumaczyć i kwadratura koła się robi.
Walczę jeszcze, szukam, zobaczymy, ale doła mam.
Przykro mi czytac o Twoich problemach i przykro, że nie mogę pomóc, trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńWierzę, że takie problemy są bardzo frustrujące, ale pociesz się, że z takich można wyjść. Najgorsze są problemy ze zdrowiem, bo tu nic nie zależy od Ciebie i nic nie możesz zrobić. Czasem nawet ciężko jest mieć nadzieję, że jeszcze może kiedyś będzie lepiej. Niestety - znam to z autopsji :-( Powodzenia w ratowaniu firmy, trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczynam szukać pracy w Łodzi i trochę mnie dobiłyście :(
OdpowiedzUsuńPowodzenia życzę i może z końcem wakacji pojawią się zlecenia dla firmy albo chociaż "przyjaciel" się opamięta.
Dobrze Cię rozumiem, sama szukam pracy od dobrych kilku lat, a że mieszkam na wsi, nie jest wesoło:( Wierzę jednak, że w końcu nam się uda, trzymam kciuki i ściskam gorąco!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Ale w końcu zaświeci słońce i nagle sypną się kontrakty :)!, aż będziesz musiała wybierać, i to też niełatwa sprawa :)!
OdpowiedzUsuńBardzo ci dziękuję, ale będę grzeczna i nie zgaszę cię śmiechem, bo jak na razie (i to od kilku miesięcy taka sytuacja) nie zanosi się na to i w tym problem. Chciałabym móc tak przebierać w zleceniach.
UsuńBędzie dobrze.
OdpowiedzUsuńPrzykro to czytać, zwłaszcza ten fragment o "przyjacielu" :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkrótce sytuacja się wyprostuje, chociaż wiem dobrze, jak obecnie wygląda sytuacja na rynku pracy. Może rzeczywiście zawieszenie działalności byłoby najkorzystniejsze. Mój mąż na to się zdecydował z uwagi na ogólną bryndzę na rynku. Życzę powodzenia, dużo siły, wytrwałości i szczęścia, bo ono zawsze się przyda. Ważne, że jesteście zdrowi. Pozdrawiam ciepło. :)
Dasz radę :)
OdpowiedzUsuńA praca... W Łodzi niestety nie pomogę, ale w Pabianickich gazetach jest sporo ofert.
Taa, we wszystkich gazetach jest pełno, tylko w 99% przypadków nieaktualne jak się dzwoni.
UsuńNic nowego ci nie powiem, wolne zawody dają wolność, ale czasem chciałoby się, żeby ktoś inny się martwił o opłacalność, a nam płacono pensję. Jeśli idzie o tłumaczenia, też się tym tu zajmuję, jeśli mam szczęście i się przedrę przez konkurencję. Mieszkam w małym miasteczku, wzywają najpierw tych, którzy na miejscu. A pisemne, trzeba walczyć. Generalnie jestem bardziej bezrobotna niż robotna
OdpowiedzUsuńPowiesć Rychtera bardzo pociągająca, jak i ta druga. Fajne dostałaś książki
Sama szukam czegoś w Łodzi na pół etatu, żeby móc studiować jednocześnie i jest ciężko. Co do firmy to nie myślałaś o zawieszeniu? Można w ten sposób uciec od części kosztów ale firma nadal istnieje.
OdpowiedzUsuńprzy zawieszeniu odchodzi mi tylko w zasadzie zus. Z lokalu nie chciałabym rezygnować, bo jest ok, z niskim czynszem, drugiego takiego nie znajdę, więc nadal musialabym go opłacać.
UsuńTeraz doczytałam, że zawieszenie Cię nie ratuje. W takim razie życzę szczęścia i powodzenia. Kiedyś musi być lepiej :)
OdpowiedzUsuń