Wydawnictwo Zysk i S-ka, Okładka miękka, 394 s., Moja ocena 4/6
Nie ukrywam, że rozpoczynając lekturę Florenckiej gry liczyłam na coś więcej. Może gdyby nie entuzjastyczne peany na okładce, nie byłabym nastawiona tak krytycznie, nie oczekiwałabym epokowego kryminalnego dzieła. Po raz kolejny potwierdza się teoria, iż wydawcy powinni sobie darować wszystkie ochy i achy przy wprowadzaniu nowego autora na nasz rynek.
Sama fabuła jest ciekawa. Miejscem rozgrywek na linii policja - tajemniczy zabójca jest stolica Toskanii, przepiękna Florencja. Trzeba autorowi przyznać, iż opisane przez niego miasto, wszystkie jego zakamarki, uroki (ale i wady) sprawiają, iż Florencja i tak już rozsławiona na świecie za swój urok, jeszcze zyskuje (o ile to oczywiście możliwe).
Głównym bohaterem jest komisarz Michele Ferrara, mieszkający w przepięknym mieszkaniu ( z magicznym widokiem na rzekę Arno), kochający żonę, celebrujący rodzinne posiłki (ach te opisy toskańskich przysmaków) i dzielnie, nieustraszenie walczący z przestępcami. Tym razem na jego drodze staje psychopatyczny zabójca, który zostawia za sobą krwawe ślady w postaci kolejnych zwłok. Ekipie komisarza wydaje się pewnym, iż ujęcie sprawcy nie sprawi im większego problemu. Sami nie wiedzą, jak bardzo się mylą. Na drodze staną im bowiem zarówno mafia, jak i religia. Na dodatek sprawa coraz bardziej się gmatwa, ofiar nic absolutnie nie łączy, sam komisarz dostaje na adres domowy grożne anonimy. Co łączy te rzeczy, co maja wspólnego kolejne anonimy z bestialsko mordowanymi ofiarami?
Nic więcej nie napiszę, nie zdradzę wam żadnych szczegółów.
Książkę czyta się dobrze, chociaż nie przeczę, że początek jest lekko...hmmm..ospały, jak toskańska sjesta. Jednak, gdy przez niego przebrniemy (co dzięki bajecznym opisom nie jest trudne) akcja zdecydowanie przyspieszy, aż do (nie ukrywam) zawrotnego finału.
I niby wszystko jest ok, trupy są, psychopata jest, tajemnica jest, waleczny, dzielny komisarz jest, wspaniale tło także, ale czegoś mi brakowało. Nie potrafię się zachwycić, tak jak sugerują to napisy na okładce. Niemniej lekturę książki polecam, bo jest to na prawdę dobry kryminał, tylko moje oczekiwania były zbyt wygórowane. Dam jednak Giuttariemu jeszcze jedną szansę. Jestem od lat wielbicielką weneckich kryminałów pióra Donny Leon i przyznam się, iż 1. część przygód komisarza Brunettiego nie wprawiła mnie w czytelniczy zachwyt. Obecnie wielbię miłością wielką tę serię. Liczę, iż z komisarzem Ferrarą będzie podobnie.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy kryminały
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
Czasami entuzjastyczne opisy z okładki robią książce niedźwiedzią przysługę - gdyby nie one, czytelnik po prostu oczekiwałby niezłej rozrywki, a tak - oczekuje czegoś naprawdę wyjątkowego i niestety się zawodzi... Szkoda, że tak wyszło - lektura mimo wszystko wydaje mi się interesująca i chętnie bym się z nią zapoznała:)
OdpowiedzUsuńBo to jest niezły kryminał, gdyby nie te okładkowe peany. Oczekiwałam czegoś super, hiper:)
UsuńSzkoda, że się rozczarowałaś tą książką. Mimo wszystko w moim mniemaniu brzmi ciekawie i coś mnie do niej ciągnie.
OdpowiedzUsuńMam podobnie - gdy widzę entuzjastyczne opisy, spodziewam się fajerwerków i bardzo często kończy się do rozczarowaniem albo przynajmniej niedosytem.
OdpowiedzUsuńMnie ksiazka bardzo przypadła do gustu :)
OdpowiedzUsuńCo osoba to inny gust. Książce nie mówię nie, tylko zachwytom na okładce.
Usuń