środa, 1 października 2014

Betonowy pałac

Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5/6
Tytułowy betonowy pałac, to miejsce, jakie znajdziecie w każdym większym bądź mniejszym polskim miasteczku. To miejsce, w którym ktoś kiedyś z racji jedynej słusznej planowej inwestycji mieszkaniowej poustawiał betonowe klocki, które obecnie nazywamy wieżowcami, blokami etc. Jak to na osiedlach bywa, tak i na tym konkretnym rządzi gang, grupa, czyli ludzie, którym nikt nie podskoczy, czy to ze swoistego, dziwnie rozumianego szacunku, czy już normalniejszego strachu.
Na jedno z takich osiedli położone w Krakowie, po kilku latach nieobecności wraca Profesor. Kiedyś należący do gangu, obecnie ponad 30-letni mężczyzna, który zwiedził spory kawał świata. Nie chce mieć nic wspólnego z dawnymi ziomkami, wraca jakby incognito, ale przeszłość, kumple i ktoś oraz coś jeszcze nie dają o sobie zapomnieć. Nie dają o sobie też zapomnieć schizy i blizny z przeszłości, których Profesor twardo się wypiera, a które jak się szybko okaże twardo w nim siedzą. 
Alkohol, papierosy, narkotyki, przestępstwa, sex - ok. to znajdziemy wszędzie, ale kazirodcza, obłędna, toksyczna miłość...to już temat o tyleż rzadko poruszany w naszej literaturze, co ryzykowny. Byłam niezmiernie ciekawa, jak Grzegorzewska sobie z nim poradzi, czy nie uczyni z  niego jakiejś tandetnej, epatującej seksem szmiry. Nic z tych rzeczy. Podeszła do tematu..hmmm jak to określić...a sami zresztą zobaczycie w trakcie lektury. Trudno to jednoznacznie scharakteryzować, a i szkoda uprzedzać fakty.
W Betonowym pałacu nie brak ludzi z ich najgłębszymi problemami, które przez nich za problemy wcale nie są uważane. Nie brak też tak charakterystycznego dla Polski blokowiskowego mini światka, w którym nie ukrywajmy, żyje duża część rodaków. Nie brak też skorumpowanych glin, oraz tej jednej, jedynej praworządnej. Nie brak zagadki kryminalnej. Z tym, że ta ostatnia jest jakby tłem do ukazania czegoś więcej. Choć bez obaw, w książce nie ma jakiś tam wydumanych metafizycznych dysput o życiu. Jest za to życie samo w sobie.
Czytało mi się to nowe dzieło Grzegorzewskiej szybko, bardzo dobrze, ze sporym zdziwieniem. Bo to inna książka niż pozostałe. Nie twierdzę, że lepsza czy gorsza. Ot po prostu inna. A na pewno bardzo ciekawa.
Z jednym się tylko nie zgadzam. Bodajże na okładce znalazłam adnotację, że Grzegorzewska pisze ostro jak mężczyzna. Wg. mnie nie ma bardziej mylnego stwierdzenia. Owszem, książka jest ostra (choć bardzo mało wulgarna, jak na tego typu pozycję), ale nie jest napisana po męsku. Pod ostrością treści wyraźnie wyczuwa się taką miękkość, która rzuca się w oczy. Męska proza pisana przez mężczyznę brzmi jednak odrobinę inaczej. Absolutnie nie przeszkadza to w lekturze. Ot taka moja drobna uwaga.
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po Betonowy pałac. Książka może wam przypaść do gustu lub nie, ale bez wątpienia warto ją poznać.

3 komentarze:

  1. Ujrzawszy tytuł od razu przypomniała mi się Magdalena Cielecka i kampania reklamowa tej książki. Tak się zastanawiam do tej pory - dlaczego wybrali właśnie tą aktorkę??

    OdpowiedzUsuń
  2. Już Oisaj był zafascynowy tą książką, Tobie się podobała, aż jestem ciekawa, co takiego wyprodukowała pani Grzegorzewska. Przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.