Alberta Einsteina kojarzą chyba wszyscy, jego żonę Milevę - niewielu. A była ona wyjątkową kobietą, o czym mogą świadczyć dzieje tego niezwykle burzliwego związku, jak i fakt, że Mileva była jedną z pierwszych kobiet studiujących na politechnice w Szwajcarii, na wydziale matematyki i fizyki. Oprócz niej przyjęto tam tylko pięć kobiet. Oboje nietypowi, tak różni od otaczających ich ludzi, oboje niesłychanie inteligentni i z gwałtownymi charakterami.
Poznali się na wykładach z fizyki. Einstein miał wtedy 17 lat. Ich związek od samego początku był trudny. On był niemieckim Żydem, ona Serbką. W tym okresie miedzy Niemcami i mieszkańcami Bałkanów istniały bardzo napięte stosunki. Ich związek początkowo zrodzony na koleżeńskiej zażyłości, rozwijał się przez ponad 2 lata. Rodzice obojga bardzo odmiennie patrzyli na tę parę. Matka i ojciec Milevy uważali, że córka i tak nikogo innego nie znajdzie z powodu swojego kalectwa (miała jedną nogę krótszą), wiec dobry i niemiecki Żyd. Z kolei rodzice Alberta byli temu związkowi od początku przeciwni. Raz, że Serbka, a do tego nie Żydówka, dwa ułomna fizycznie, a po trzecie o 3,5 roku starsza od niego. Na przekór wszystkiemu ich związek trwa. A zgorszenie sięga zenitu, gdy Mileva rodzi nieślubne dziecko. Będąc 27-letnią panną z dzieckiem nie miała łatwego życia. obowiązki, niezadowolenie rodziny, przerwane studia. Jednym słowem - trudno było. Para zawiera związek małżeński w 1903 roku. Początkowo małżeństwo doskonale funkcjonuje. Oboje bardzo inteligentni, spędzają czas na dyskusjach o różnych problemach, spotykają się ze znajomymi. Jednak bardzo szybko sytuacja zmienia się. Piękna baśń nie mogła trwać wiecznie i małżonków poróżniło twarde starcie z brutalną rzeczywistością. Mileva nie ma łatwo. Albert pracuje 6 dni w tygodniu, a czas wolny zamiast rodzinie, żonie, na którą spadają kolejne ciosy, poświęca fizyce. Mileva jest w jeszcze gorszej sytuacji, niż gdyby była sama. Dodatkowo musi opiekować się całkowicie oderwanym od rzeczywistości mężem.
Para przenosi się do kolejnych europejskich stolic, tam gdzie Albert dostaje ciekawsze propozycje pracy. Na arenie europejskiej zaczyna wrzeć, za pasem I wojna światowa, co nie pozostaje bez wpływu na Einsteinów. Każde z nich opowiada się po innej stronie. Efektem tych i wielu innych małżeńskich problemów jest rozwód w 1919 roku. Rozstanie z mężem, jego liczne romanse, zatonięcie Alberta w pracy przypłaciła wieloma chorobami, m.in. bardzo długim pobytem w klinice psychiatrycznej.
To tylko zarys wspólnego, a jednocześnie osobnego życia Milevy i Alberta. Do samego rozwodu pary prowadziła tak wyboista i trudna droga, że czytałam o tym z niedowierzaniem, jak dwoje ludzi, inteligentnych może się tak nawzajem niszczyć. Overbye w sposób niezwykle ciekawy prowadzi nas przez kolejne rafy i burze małżeństwa Einsteinów. W trakcie lektury książki wielokrotnie powracało do mnie zdanie, że za każdym wielkim męźczyzną stała równie wielka kobieta. Przykład Milevy to potwierdza. Kobieta niebanalna, niezwykle inteligentna, która dla męźczyzny i rodziny poświęciła swoje marzenie - pogłębianie wiedzy, wszak studia przerwała, choć była jedną ze zdolniejszych osób na całej uczelni. Urządzała mu awantury, ale w sumie trudno jednoznacznie z treści książki wywnioskować, czy były one efektem jego zdrad i pracoholizmu, czy wręcz odwrotnie - romanse i zatracenie się w pracy Alberta były efektem domowego piekła. Mimo, iż ich małżeństwo nie trwało długo (niewiele ponad dekadę), mam wrażenie, że to Mileva wyszła z niego przegrana, a po Albercie wszystko spłynęło, jak po przysłowiowej kaczce. Ona uciekła w kolejne choroby, a on u boku nowej żony wyemigrował do USA i dostał Nagrodę Nobla. Co prawda podzielił się pieniędzmi z byłą żoną, ale mimo wszystko.
Co do obojga mam bardzo mieszane odczucia.
Albert Einstein kojarzony jest z dobrotliwym dziadziem z niesforną fryzurą i niesamowitym umysłem. Jego życie to jednak dużo więcej niż przełomowe odkrycie. Składało się ono z wielu elementów, o których wspaniale napisał Overbye. Część, bardzo duża część zachowań Alberta nie przystoi żadnemu męźczyźnie, a już na pewno nie geniuszowi. Jednak po lekturze książki, po poznaniu historii, patrzę na oboje małżonków odrobinę inaczej. Z jednej strony żal mi Milevy, ale z drugiej...nie będę pisać, żeby nie uprzedzać faktów.
Jak podaje autor książki, w 1990 roku na American Association for the Advanced of Science wysunięto teorię, iż Albert zataił udział swojej żony Milevy w opracowaniu teorii względności. Coś w tym na pewno jest. Gdyby nie jej obecność w jego życiu, gdyby nie sytuacja w ich małżeństwie, najprawdopodobniej wiele rzeczy potoczyłoby się inaczej. Być może z teorią względności także byłoby inaczej.
Zakochany Einstein nie jest kolejną biografią Alberta naukowca. Takich bowiem napisano wiele. Overbey chciał ukazać Einsteina, jako zwykłego człowieka ze wszystkimi jego wadami i zaletami oraz kłębiącymi się w nim uczuciami. I to mu się udało. Książka jest doskonale napisana ze świetnie nakreślonym obrazem epoki. Zakochany Einstein to historia wielkiej miłości (z czyjej strony, to zależy jak na to spojrzeć) na tle wielkich zawirowań politycznych i historycznych. To także opowieść o dwóch niebanalnych postaciach i o tym jak blisko od miłości do równie wielkiej nienawiści. Książka ta może być także doskonałą lekturą dla wielu kobiet, doskonałym przykładem ukazującym sens (a raczej bezsens) utrzymywania fikcyjnego małżeństwa na siłę. Czasami chyba lepiej pozwolić odejść drugiej osobie i ocalić siebie i godność.
Gorąco zachęcam do lektury. Doskonała opowieść biograficzna, historyczna i co tu ukrywać także psychologiczna.
Też jestem tego zdania, że lepiej pozwolić odejść drugiej osobie i ocalić siebie i godność aniżeli utrzymywać na siłę fikcyjne małżeństwo.
OdpowiedzUsuńCiekawa książka- będę mieć ją na uwadze.
Czytałam i bardzo miło wspominam. Po tej lekturze zmienia się spojrzenie na tego naukowca:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie niedawno widziałam ją na stronie wydawnictwa i miałam dylemat - czytać czy nie. Teraz moje wszelkie wątpliwości rozwiała Twoja recenzja...
OdpowiedzUsuńPoczątkowo stwierdziłam, że to zdecydowanie nie dla mnie, ale z każdym kolejnym wyrazem zmieniałam zdanie:) trzeba zapisać;)
OdpowiedzUsuń