piątek, 18 lipca 2014

Sońka, czyli niejednoznaczna książka Karpowicza

Wydawnictwo Literackie
Trudno jednoznacznie ocenić mi tę książkę. Ba, ja nawet nie jestem pewna, czy Sońka podobała mi się, czy nie. Miałam już do czynienia z prozą Ignacego Karpowicza, chociażby przy lekturze Cudu. Jednak Sońka diametralnie różni się od w/w powieści.
Akcja Sońki rozgrywa się w osadzie o nazwie Królowe Stojło, umiejscowionej w pobliżu granicy z Białorusią. Wydaje się to być miejscowość, o której wszyscy zapomnieli i gdzie zawracają przysłowiowe wrony.
Bohaterem są: Igor Grycowski, bogaty, w kwiecie wieku, reżyser teatralny z Warszawy oraz tytułowa Sońka. Pewnego dnia, gdy dojeżdża samochodem do  miejsca, o którym nie wiedział nawet, że istnieje, auto odmawia posłuszeństwa. Przypadek, a  może zrządzenie losu? Pomoc nie nadchodzi. Na drodze pana reżysera staje jednak pewna starowinka, która co prawda nie oferuje naprawy samochodu, ale zabiera go na szklankę mleka. Ot, jak dobra, klasyczna babcia. Jeszcze ciasteczka do tego i gotowe by było. Kobieta (tytułowa Sońka) opowiada swoją tragiczną historię. Rozpoczyna opowieść w 1941 roku, gdy mieszkała pod jednym dachem z bratem i ojcem. Jeden ją bił i ubliżał jej, a drugi brutalnie gwałcił. Były to cyklicznie powtarzające się (niczym pory roku) gwałty na jej duszy i ciele. Pewnego dnia w pobliże domostwa Sońki dociera wroga, niemiecka armia, a wraz z nią kuriozalna miłość, okrutna, przerażająca, łamiąca wszelkie tabu, nie mająca prawa się wydarzyć. Sońka zakochuje się wbrew wszystkiemu i wszystkim. Wiadomo, że takie uczucie nie przyniesie żadnej ze stron nic dobrego. Jednak to nie koniec opowieści. Zasłuchany w odrobinę bełkotliwą mowę starowinki, pan reżyser ze stolicy (kontrast ukazany przez Karpowicza jest niesamowity) widzi w tej historii materiał na nową sztukę, która ma szansę stać się scenicznym hitem. Igor przerabia opowieść Sońki na swoje i sceniczne potrzeby, tworząc częstokroć zupełnie nową historię. Czy lepszą od oryginalnej? Na pewno inną. Jednak i ta przeróbka sońkowej historii, to nie koniec opowieści, jaką raczy nas Karpowicz. Gdy wydaje się (i nam i reżyserowi), że wszystko dobiega końca, w chacie pojawia się ktoś jeszcze. I nagle wszystko się zmienia. 
Sońka choć to cienka książka (208 stron) jest jednak wymagającą i trudną lekturą. Plusem niewątpliwym jest arcyciekawe ukazanie kontrastu pomiędzy podlaską wsią, nędzną chałupą i samą Sońką, a "panem reżyserem" ze stolicy. Wymuskany, żyjący na świeczniku, odnoszący sukcesy panicz kontra kobieta, której od samego początku nie wiodło się, której los zabrał matkę, a ojca i brata, dwie z pozoru najbliższe osoby, uczynił katami. Ojciec uratował co prawda Sońce życie, dał jeść i dach nad głową, ale skazał ją tym samym na los nie wiadomo czy nie gorszy od śmierci. Opowieść Sońki, jej życie, może być historią wielu kobiet, a także męźczyzn, niezależnie od okresu, w jakim żyją/żyli. Stąd jest to książka ważna, ponadczasowa. 
Z książki wyziera ból, ból Sońki. Odczuwałam go tak bardzo, że aż momentami nie byłam w stanie czytać dalej, a jednocześnie od lektury nie mogłam się oderwać. Wiem paradoks, ale czułam się tak, jakby coś na siłę zmuszało mnie do czytania. Znacie takie uczucie?
Nowej powieści Karpowicza nie da się (moim skromnym zdaniem) jednoznacznie ocenić, ani jednoznacznie zaklasyfikować. Każdy inaczej oceni czy to pana reżysera, czy Sońkę, czy jej bliskich, czy w ogóle całą historię. Dla każdego także co innego w tej opowieści będzie istotne. W związku z  tym zostawiam was sam na sam z Sońką i wrażeniami, które z pewnością nasuną wam się po zakończeniu lektury.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Polacy nie gęsi

4 komentarze:

  1. Obecnie wolę nieco bardziej rozrywkową literaturę, coś na kształt komedii romantycznej, dlatego nie skuszę się na powyższą pozycje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od dłuższego czasu zbieram się do lektury tej książki...

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie, też odniosłam wrażenie, że ta powieść daje mnóstwo możliwości interpretacji. I myślę także, że ona wcale nie jest z tych do podobania się, że ona miała boleć, może po to, by pamiętać o przeszłości? Sama nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba się będzie zmierzyć...

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.