wtorek, 29 lipca 2014

Albo ja zwariowałam, albo ludzie. Ja chcę do domu...

Litości, to już muszę wam opisać, bo może ja sfiksowałam. Zebrało się tego trochę, aż mi się ulało. W Polsce od kilku dni jesteśmy, mam dosyć. Chcę do domu, do Austrii:) Mamusiu, chcę do normalnego życia. Zawsze uważałam, że choćby się waliło, paliło pewne normy międzyludzkiego współżycia zachowane być muszą i koniec. No tak zostałam wychowana, może głupio na dzisiejsze czasy i polską mentalność. Ideałem nie jestem, ale nie pluję na ulicy, starszym miejsca ustępuję (niedługo mi będą ustępować, człowiek się starzeje:(), przechodzę na zielonym świetle, nie śmiecę etc. Generalnie staram się traktować innych jak sama chciałabym być traktowana. Niestety nie skutkuje to tym samym w moją stronę.
Od roku mieszkam w Austrii i przyzwyczajona jestem do innego zachowania niż częstokroć ma to miejsce w Polsce, a na pewno do innego sposobu prowadzenia biznesu.
O części pisze Aga w poście o tutaj (klik).
Nic dodać nic ująć. Sposoby prowadzenia pseudo biznesu przez niektóre polskie firmy to nie kapitalizm, a durny kanibalizm.
Hit 1. Ostatnio dostałam propozycję objazdu jako tłumacz po austriackich gospodarstwach rolnych, przetwórniach etc, z grupą rodaków. 7 dni ciężkiej pracy całe dnie tłumaczenia podałam stawkę w euro, a pan z biura w Polsce że w doopie mi się poprzewracało (dosłownie tak powiedział) jednocześnie podał stawkę w pln, ale 7x niższą niż gdyby moje oczekiwania w euro przeliczyć na pln. Czyli co, praca prawie charytatywna? Bo na to wychodzi.
Hit 2. od Wiednia do czeskiej granicy jest ok. 1,5 godziny jazdy autem (może kapeńkę mniej). Pewien pan z polskiego biura zaproponował mi opiekę nad grupą rodaków przez 3 dni w trakcie ich pobytu w Wiedniu. No ok. Stawka powiedzmy odrobinę niższa niż normalnie, ale do przyjęcia. Aż dziwne..i w czym haczyk, otóż grupa nocuje po stronie czeskiej (bo niby taniej, pomińmy opłaty drogowe za codzienny dojazd do Wiednia, paliwo etc), ale dla mnie nie ma noclegu, bo przecież ja mieszkam w Wiedniu. Z tym, że codziennie rano na 8 musiałabym z Wiednia po grupę dojeżdżać, oczywiście na mój własny anetowy koszt. Na moje pytanie- a co gdy w grupie ktoś w nocy zachoruje, coś się stanie? Pan rozkosznie- to przyjedzie pani w nocy co za problem...no w sumie..goopia jakaś jestem i czepliwa.
Hit 3. wielka firma, większości osób znana, która za usługę tłumaczenia zalega mi 65 dni (z dzisiejszym włącznie) na kwotę 1005,75 zł. polskich. Osoby za to odpowiedzialnej nie ma, dzial finansowy chyba cholera, albo inna zaraza zmogła, telefony ode mnie są przekierowywane do miliona osób chyba  w celu zniechęcenia mnie, co przyznam odniosło skutek- rozłączyłam się. I nie wiem,czy ludzie podpisując umowę, która do kroćset do czegoś tam zobowiązuje, myślą, że takim zbywaniem, chowaniem głowy w piasek zniechęca mnie Anetę? O nie. Podpisana umowa to świętość dla mnie. Tak mnie durnie wychowano. Ponieważ męża mam prawnika, mówię do niego dzisiaj, wystaw wezwanie do zapłaty wyślij kurierem, a jak nie zapłacą do sądu. Dobrze, że takie sprawy odbywają się bez udziału stron (kilka razy to przerabiałam), mniej stresu. Firma zalegająca dostaje nakaz zapłaty i finito. Mogą się odwołać, ale nigdy mnie to odpukać nie spotkało.
Hit 4. świeżutki, dzisiejszy. W ub. tygodniu zgłosił się do mnie telefonicznie pan z propozycją, że kupi..moje biuro podróży. Prowadzę w Polsce takie niewielkie z pracownikami w liczbie 2 osób. Kokosowych zysków nie przynosi, ale ponieważ nie dokładam do interesu, ludiz zatrudniam, czuję się za nich odpowiedzialna, wiec niech działa. Nie myślałam o sprzedaży, ale w sumie..cena ok, czemu nie. Wczoraj została panu przesłana umowa, autorstwa mojego ślubnego małżonka. I nagle dzisiaj przed południem telefon od męża- przyjeżdżaj, pan przyszedł do kancelarii. Tzn ten pan od ew. kupna biura. Umówieni byliśmy, ale dopiero na 15.00 na podpisanie papierów. Miała to być formalność. Taaa, tak mi się zdawało. Pojechałam jak błyskawica, pomknęłam prawie. I cóż się okazało. cena panu odpowiada (nic dziwnego, sam ją określił), ale sposób płacenia (całość w ciągu 7 dni) już nie. Pan to widzi tak, że będzie przelewał przez uwaga!!! 48 miesięcy co = 4 lata co miesiąc pewną kwotę.W życiu nie słyszałam o takim rozłożeniu na raty kupna firmy. A w ogóle to powinnam się cieszyć, ze on XYZ zainteresował się moim biurem. Facet zaczął piać dalej w tym tonie, a, że moja cierpliwość też ma granicę, powiedziałam głośno do męża- podziękuj panu, interesu nie zrobimy. Uuuu ale się od niedoszłego właściciela mojego biura nasłuchałam.  Słownictwo Polaka w zakresie obelg jest jednak przebogate. 
To tyle. Siedzę u męża w gabinecie, stukam ten post i nadziwić się nie mogę. Nie uważam, że w Austrii wszystko jest cacy, ale kultura tak ogolnie pojęta i ta prowadzenia biznesu, diametralnie się różnią od polskich standardów. 
Jak się cieszę, że w tym tygodniu wracamy do Wiednia. 

9 komentarzy:

  1. Debil i tyle. a potem się dziwimy, że tak o Polakach wszędzie źle mówią.... no comment,.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety w naszym kraju nie dzieje się najlepiej... A później zdziwienie, że wszyscy stąd uciekają... A co tutaj można robić? Jak żyć i za co? Jeśli nie ma się znajomości, to człowiek jest na straconej pozycji...

    OdpowiedzUsuń
  3. Poczytałam... i nie wiem czy śmiać się czy płakać...

    OdpowiedzUsuń
  4. Eee tam, ludzie wszędzie są podobni, a zawsze najbardziej rzuca się w oczy to co złe. Mnie się owszem wiele rzeczy nie podoba, ale widzę też mnóstwo dobrych cech w nas Polakach i w Polsce i staram się to docenić. Nie chcę być "statystycznym" Polakiem, który tylko narzeka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jednak mało jeżdziłaś i pracowałaś w innych krajach, masz zbyt mała skalę porównawcza. Wakacyjnych wypraw oczywiście w to nie wliczam, tylko zetknięcie się z normalnym, codziennym życiem.

      Usuń
    2. No pewnie, skoro mam inne zdanie to znaczy że się nie znam:)

      Usuń
    3. Uważam, że nie należy demonizować. W każdym kraju znajdzie się mnóstwo fajnych rzeczy, ale niefajnych też. To samo dotyczy ludzi.I podobne opinie słyszę od osób, które przez dłuższy czas mieszkają za granicą i poznają i blaski i cienie mieszkania poza Polską.

      Usuń
    4. To ty to napisałaś, że się nie znasz, nie ja. Proponuję czytać ze zrozumieniem, to bardzo przydatne.
      Ja napisałam o prowadzeniu biznesu, o kulturze biznesu etc o różnicy między Polską i Austrią w codziennym życiu,a ty odniosłaś to ogólnie do Polski i Polaków. Chyba jednak nie zrozumiałaś mojego tekstu.

      Usuń
    5. "No tak zostałam wychowana, może głupio na dzisiejsze czasy i polską mentalność. "Ideałem nie jestem, ale nie pluję na ulicy, starszym miejsca ustępuję (niedługo mi będą ustępować, człowiek się starzeje:(), przechodzę na zielonym świetle, nie śmiecę etc. Generalnie staram się traktować innych jak sama chciałabym być traktowana. Niestety nie skutkuje to tym samym w moją stronę."
      Piszesz potem o biznesie głównie, ale biznes prowadzą ludzie, więc wyciągnęłam logiczne wnioski, że porównujesz ludzi prowadzących biznes w Polsce i w Austrii np. I to właśnie skomentowałam. Poza tym przytyk o czytaniu ze zrozumieniem był nie na miejscu. Równie dobrze mogłabym skomentować, że widocznie piszesz mało zrozumiale.

      Usuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.