niedziela, 18 maja 2014

Trupia otucha, czyli dobrze szło, ale...padło niestety....

Wydawnictwo MAG
Recenzja mojego męża. 

1942 rok, Saul Laski jest jednym z tysięcy skazanych na śmierć w nazistowskim obozie zagłady w Chełmnie. Poznajemy także niemieckiego oficera SS Wilhelma von Borcherta, który nadal będzie jednym z głównych bohaterów kilkadziesiąt lat póżniej. Saul postanawia za wszelką (to określenie jest niezwykle istotne) cenę przeżyć i przeżywa. Pewnego dnia Saul opuszcza obóz zagłady, ale to co złe jest jeszcze przed nim i to w o wiele gorszej postaci niż nazistowska zagłada. Saul wyjeżdża do Izraela, a póżniej udaje się do USA.Tam toczy się główna część opowieści.
Przenosimy się blisko pół wieku do przodu, do USA właśnie. Poznajemy troje znajomych, przyjaciół, którzy z upodobaniem (i to wielkim) oddają się Grze. Jej głównym celem jest manipulacja umysłami, ludźmi i zmuszanie ich do czynienia ZŁA. Tak zła z dużych liter. Z okrutnych czynów, których pionki w Grze się dopuszczają, przyjaciele niby wampiry czerpią siłę, żeby żyć, żeby być sprawnymi, młodymi. I do tego momentu książka trzyma w napięciu, ma klasę tak charakterystyczną dla Simmonsa. Póżniej akcja rozwija się niczym klasyczna sinusoida - raz (niestety rzadko) jest to horror w pełnym tego słowa znaczeniu, naznaczony do bólu grozą, a nawet elementami klasycznego wampiryzmu. Częściej niestety książka przypomina średniej jakości thriller z elementami horroru, nasycone do bólu spiskową teorią dziejów, coś co wręcz może nie tyle uwłacza pisarzowi tej klasy co Dan Simmons, co sprowadza go o całą klasę w dół.
Dan Simmons jest jednym z lepszych pisarzy w swoim gatunku, zdobył wiele nagród, jak chociażby Hugo, Locus, British Fantasy, Bram Stoker i World Fantasy Award, tworzy świetne książki fantasy, SF nie stroniąc od klasycznego horroru i powieści historycznej. Autor jest jednym z niewielu twórców doskonale mieszających w/w gatunki literackie i doskonale w nich tworzącym. 
Trupia otucha jako taka nie jest zła, ale też nie nadzwyczajna. Biorąc jednak pod uwagę, kto jest jej autorem zawiodłem się na książce. Może gdyby sporych rozmiarów tomiszcze odchudzić o ok.1/4?! A tak, zmarnowana spora część z blisko 1000 stron.
Tak jak wspomniałem, po bardzo dobrym wstępie następuje coś ala sensacja połączona z elementami thrillera, akcji szpiegowskiej, teorii spisków na skalę światową, horroru, czyli coś co bez wątpienia zadowoli czytelników lubiących takie gatunki i nie znających twórczości Simmonsa. Gdy jednak ktoś miał okazję poznać chociażby Drooda, to nie ma o czym mówić. Obu tych książek nie da się porównać, jeżeli chodzi o ich poziom. Trupia otucha pozostaje daleko, bardzo daleko w tyle za Droodem.
Trupia otucha ma sporo minusów. Przede wszystkim zbyt obfita (że tak się wyrażę) ilość bohaterów i akcja, którą w zbyt dużej ilości momentów da się przewidzieć. To (sami przyznacie) nawet dla średnio udanego thrillera nie jest dobre, o horrorze wysokiej klasy (jakim w założeniu miała być Trupia otucha) nie wspominając.  
Jest jeszcze jeden minus, wizerunek polskiego partyzanta, który jest klasycznym antysemitą i mordercą Żydów, a kryje się w trakcie II wojny światowej po lasach jak szczur. Zrównanie polskich partyzantów z nazistowskimi zbrodniarzami jest doprawdy przesadą. Co prawda okresu wojny dotyczy tylko niewielki wstęp, prolog faktycznej opowieści, ale zawsze. 
Są i plusy, nieliczne, bardzo nieliczne, ale są. Ciekawym jest na przykład powiązanie postaci z 1942 roku z tymi o kilkadziesiąt lat póżniejszymi. No i sam początek, naprawdę trzyma bardzo, bardzo wysoki poziom.
Może zastanawiać dlaczego pisarz tej klasy co San Simmons tak nagle obniżył pisarskie loty. Powodem najprawdopodobniej jest fakt, iż Trupia otucha to jedna z pierwszych książek tego autora. W USA wydana została w 1989 roku. Chociaż doskonały Hyperion, także pochodzi z tego okresu.
Określenie przez Stephena Kinga Trupiej otuchy, jako jednego z trzech najlepszych horrorów XX wieku, jest bardzo dużą przesadą. Mimo wszystko zachęcam do sięgnięcia po książkę. Osoby lubiące sensację z elementami horroru i wampiryzmu, a nie znające dobrze twórczości Dana Simmonsa, mogą być z lektury całkiem zadowolone. Dla mnie to jednak zdecydowanie za mało.

1 komentarz:

  1. Ale okładka jest przerażająca :))
    Nie znam w ogóle twórczości Dana Simmons, ale lubię za to połączenie sensacji elementami horroru i wampiryzmu, dlatego myślę, że znajdę w ,,Trupiej ...'' coś dla siebie. W każdym razie jestem skłonna zaryzykować.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.