Bohater niniejszej książki, to o. Leon Knabit, benedyktyn z Tyńca. Zna go chyba większość osób, ponieważ jest to jeden z najbardziej medialnych polskich zakonników. Medialny, na ogół to słowo źle się kojarzy z takim tanim szukaniem popularności. Mam jednak na myśli jak najbardziej pozytywne znaczenie tego słowa. Poprzez swoją obecność w mediach (moim zdaniem i tak zbyt rzadką) o. Knabit pokazuje nam o co tak na prawdę w życiu chodzi. Popularność zakonnika nie bierze się jednak z jego obecności w tv, a z ukochania ludzi. Ten niezwykle mądry, pogodny, sympatyczny człowiek wielokrotnie zadziwiał mnie, a niejednokrotnie zawstydzał swoim podejściem do życia.
Tym bardziej z wielką radością sięgnęłam po niniejszą pozycję. I nie rozczarowałam się. Zakonnik wspaniale opowiada zarówno o sobie, jak i o życiu, które wcale nie było łatwe, o miłości do Boga, śpiewu, życia, ludzi i ogólnie o wszystkim co składa się na życie przez duże Ż. W książce nie ma ani grama pychy czy moralizatorskiego tonu. Cała opowieść potraktowana jest serio, ale i z lekkim przymrużeniem oka, a na pewno z ogromnym dystansem bohatera do samego siebie.
Anegdoty z życia, opowieści o rodzinie, korzeniach, dzieciństwie przeplatają się z historiami z życia duchownego. O. Knabit nie epatuje religią, wiarą, wspomina o nich ot tak mimochodem. I to mnie także urzekło, jako osobę powiedzmy z mocno negatywnym nastawieniem do Kościoła.
Dużo w książce mądrych, często wywołujących uśmiech na twarzy zdań.
Z powołaniem jest jak z GPS-em. Jest w nim program według którego idziemy. Ty masz być mnichem. Ty księdzem. Ty małżonkiem.
Bohater książki wymienia wiele ważnych osób, które odegrały w Jego życiu istotną rolę. Są wśród nich: o. Piotr Rostworowski, który w czasie wojny wielokrotnie przekraczał linię frontu, by z narażeniem życia wyspowiadać ludzi, ukrywał uciekinierów z Czechosłowacji, co przypłacił więzieniem; św. Jan Paweł II, którego o. Knabit znał już jako księdza Wojtyłę, a z którym znajomość w ogromny sposób wpłynęła na Niego samego i wielu innych. Wspomina także o swoich mniejszych lub większych przywarach, jak chociażby bałaganiarstwie i związanych z tym zabawnych wydarzeniach. M.in. pewnego dnia, wiele lat temu, o. Knabit otrzymał notkę mającą mieć charakter delikatnego choc sugestywnego upomnienia. Jej autorem był opat Galiński. W tej notatce była następująca treść: Przy najbliższej okazji proszę w czasie komplety poklęczeć sobie za pozostawienie przez cały dzień celi w TAKIM stanie! Starokawalerstwa (przedwczesnego) tolerować nie mogę.
Zakochany mnich (żółty grzbiet) w otoczeniu innych biografii:) |
A ja nie słyszałam nigdy wcześniej o tym zakonniku, lecz chętnie poznam jego biografię, tym bardziej, że wywołała w Tobie niezwykle pozytywne wrażenie.
OdpowiedzUsuńTo musi być niesamowita książka. Bardzo chętnie ją przeczytam, gdyż zakonnik ten budzi we mnie same pozytywne uczucia:)
OdpowiedzUsuń