Wywiad z Magdaleną Kordel.
Oddaję w wasze oczy (bo ręce mi tu nie pasuje) długo wyczekiwany wywiad z bardzo przez nas lubianą pisarką Magdaleną Kordel, którą do tego jest zatwardziałym molem książkowym i przemiłą, bezpośrednią osobą.
Książki nagrody z autografem autorki, wygrywa Jarek Keraj.
Gratuluję i na emaila anetapzn@gazeta.pl proszę o adres do wysyłki.
Trochę trzeba było poczekać na odpowiedzi na wasze pytania, ale tyle ich zadaliście, że hoho:), ale myślę, że warto było czekać.
Zapraszam do lektury:)
Aleksnadra
- Jakie jest Pani najwcześniejsze wspomnienie z dzieciństwa?
Ha, wiedziałam, że kiedyś w końcu padnie to pytanie i będę musiała odsłonić wstydliwe tajemnice Magdaleny Kordel:) Takie najwcześniejsze wspomnienia mam trzy. Nie umiem wybrać jednego, bo zawsze ustawiają się w jednym szeregu i nie wiem, które było pierwsze. Tak czy inaczej moja rodzina zgodnie twierdzi, że nie mogę pamiętać żadnego z nich bo byłam za mała. A ja pamiętam! I tak pierwsze to mój dziadek ze strony taty, stoi na werandzie oparty na lasce i przygląda się jak siedzę pod krzakiem czerwonej porzeczki i się nią bezwstydnie objadam. Myślę, że zapamiętałam to tak dokładnie, bo dziadek był zazwyczaj bardzo groźny, często tą laską wygrażał i strasznie marszczył swoje siwe brwi (takie migawki też zachowałam w pamięci), a tutaj patrzył na mnie z tak wielką łagodnością i miłością, no po prostu jak nie on:), drugie (uwaga to będzie to wstydliwe!), lato, jestem na podwórku przed domem rodzinnym mojego taty w samych gatkach, i nagle na podwórko wkracza stado gęsi. Bałam się ich panicznie, bo były wredne i szczypały, zresztą te z moich wspomnień to były gęsie giganty, przypuszczam, że to dlatego, że ja sama byłam mała. Na ich widok zaczynam panicznie uciekać, gęsi za mną z sykiem i wyciągniętymi na całą długość szyjami. Umknęłam im na werandkę i gdy już odetchnęłam z ulgą pewna, że nic mi nie zagraża poczułam straszny ból. Okazało się, że jedna z gęsi zdołała złapać gumkę od moich gatek i trzymała ją uparcie, aż w końcu gdy im umknęłam wypuściła i chociaż w ten sposób na odległość dopięła swego:) Trzecie wspomnienie, najmniej przyjemne, to zszywanie czoła u pana doktora. Wcześniej zawarłam bliską znajomość z kaloryferem i czoło trzeba było szyć. Teraz niczym Harry Potter mam na czole bliznę, choć błyskawicy nie przypomina.
Magda K-ska
- W nawiązaniu do postu Pani Magdaleny dot. bycia bardziej medialną, chciałam zapytać co sądzi Pani właśnie o takich osobach, czy uważa Pani to za szansą wylansowania siebie i swoich książek, z której to szansy należy skorzystać, czy wręcz przeciwnie, dobra książka i tak się sprzeda, więc nie ma co się pchać wszędzie gdzie się da, bo się czytelnikom przeje i będą się bali lodówkę otworzyć?
Jeżeli chodzi o mnie to post był z cyklu zabawnych, bo ten kto mnie zna doskonale wie, że na osobę medialną najzwyczajniej w świecie się nie nadaję. Jestem (przynajmniej tak mi się wydaje) otwarta, szczera, lubię czytelniczki moich książek i ogólnie ludzi, ale z całą pewnością cenię też sobie prywatność i święty spokój. Nie dla mnie błysk fleszy, bo zwyczajnie czuję się wtedy niekomfortowo. W życiu nie wystąpiłabym w żadnym ze znanych programów, gdzie miałabym tańczyć, śpiewać czy stepować:) Bo ja kochani moi nie jestem do tego stworzona. Stanowczo wolę mój laptop, ciszę i bycie po prostu sobą, a telewizja i występy publiczne zwykle wymuszają mniejsze lub większe udawanie. Ale jeżeli ktoś lubi tego typu imprezy niech się bawi. W końcu obok pisania można też odnaleźć w sobie żyłkę aktorską albo jakąś inną. Choć jak we wszystkim przydałby się umiar, bo czasami rzeczywiście strach tę wspomnianą wyżej lodówkę otworzyć:) No i jeszcze jedna rzecz: niestety książka może być świetna a i tak sama się nie obroni i nie sprzeda. W gigantycznej ilości nowości i zapowiedzi bez odpowiedniej reklamy po prostu zginie. To los wielu książek. Ale kluczowy wydaje mi się tu właśnie zwrot „odpowiednia reklama:)
Gdzie się pisze łatwiej, tzn. w którym z tych miejsc przychodzą do głowy lepsze pomysły, wena spływa? W górach, w mieście, na wsi, nad morzem?
Są miejsca gdzie pomysły hurtowo przychodzą do głowy, takie, które zachęcają do pracy. Trudno mi tu określić konkretnie czy to miasto czy wieś, bo chodzi raczej o atmosferę. Takim miejscem gdzie aż świerzbiły mnie palce był Orzechowy Dworek na Żuławach. Odwiedziliśmy go w maju i gdybym tylko mogła kiedyś wybrać miejsce do pracy poza domem to byłby właśnie on. Miał w sobie to tajemnicze „coś”.
sabinka.t11
- W Twoich książkach jest wiele fantastycznych osób (osobiście uwielbiam weterynarza). Która z postaci występujących w Twoich powieściach jest Ci najbliższa, a która najbardziej przypomina charakterem Ciebie???
Na oba pytania jest ta sama odpowiedź: Majka. Chociaż mam też duży sentyment do Róży z Okna z widokiem. Ale Majka jest mi zdecydowanie najbliższa. Może dlatego, że o niej są aż trzy książki. Myślę, że spore znaczenie ma też to, że Uroczysko pisałam w momencie gdy naprawdę w życiu nam się pokomplikowało i potrzebna mi była taka optymistyczna Majka, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że dobre zakończenia naprawdę się zdarzają. Poza tym łączy mnie z nią sporo: obie mamy nastoletnie córki, obie lubimy zwierzaki, obie chcemy wierzyć, że to co złe zwykle doprowadzi do dobrego i że za każdym zakrętem znajdzie się kawałek prostej drogi. A zapomniałabym: obie kochamy Sudety:)
alison2
- Kim byłaby dziś Magdalena Kordel, gdyby nie została pisarką?
Magdaleną Kordel:) To mi przyszło najpierw do głowy. Właściwie nie wiem co bym robiła gdybym nie pisała zawodowo. Pewnie pisałabym dla siebie. Tak robiłam zanim wydałam pierwszą książkę. Pisanie ma się w sobie albo się go nie ma. Ale rzeczywiście po głębszym namyśle powtórzę: byłabym po prostu Magdaleną Kordel, pasjonatką książek i podróży, żoną i mamą... Z tego wniosek, że dobrze, że piszę zawodowo, bo nie wyobrażam sobie żebym mogła robić coś innego:)
- Chyba się nie pomylę jeśli napiszę, że wśród fanów Pani twórczości jest więcej pań niż panów... Czy pamięta Pani jakieś wyjątkowe spotkanie, mail czy komentarz napisany przez mężczyznę, który przeczytał Pani książkę(i)?
Rzeczywiście niewątpliwie więcej pań czyta moje książki. Ale zdarzają się też panowie. Jeden z nich nieustannie zachęca mnie do napisania „pikantniejszej” książki, najlepiej o posłance, która na koniec trafi do więzienia:) To taki czytelnik, który nie zraża się wcale moimi stanowczymi odmowami:) Ale najbardziej utkwił mi w pamięci jeden pan, dziennikarz lokalnej gazety, który na jednym z moich pierwszych spotkań wprawił mnie w gigantyczne zakłopotanie. Pisałam o tym kiedyś na blogu. Otóż spotkanie jak spotkanie, na koniec uczestnicy zadają pytania i powstaje rzeczony dziennikarz i pyta:
- A po co pani właściwie napisała książkę, przecież inni zrobili to już przed panią i we wszystkich chodzi o to samo...
Muszę powiedzieć, że w pierwszym momencie zbaraniałam. Po sali przeleciał śmieszek, dziennikarz wyglądał na bardzo dumnego ze swojego podchwytliwego i szczwanego pytania.
- Hmmmm.... - powiedziałam po chwili zastanowienie - A ogląda pan mecze? - zapytałam modląc się, żeby był miłośnikiem sportu.
- Oczywiście - przytaknął nieco zaskoczony.
- A po co? - zapytałam niewinnie - Skoro widział pan jeden to chyba wystarczy.... We wszystkich przecież banda facetów biega za jedną piłką i na mój skromny gust chodzi w nich dokładnie o to samo...
Tym razem to dziennikarz zbaraniał. Ale swoim wystąpieniem osiągnął to, że już chyba do końca życia będę go pamiętała.
- Podobno ma Pani szczególną słabość do Włoch. Gdyby miała Pani taką możliwość, gdzie we Włoszech by Pani zamieszkała?
Nie umiem wskazać konkretnego miejsca. Ale na pewno byłoby to malutkie miasteczko, a nie miasto, nawet chyba jego obrzeża a nie centrum. O ile nie potrafię powiedzieć gdzie byłby ten mój włoski domek, to z całą pewnością mogę stwierdzić, że wokół niego rosły by gigantyczne łany bazylii (można tak powiedzieć?) i pomidorowe lasy, a ja siedziałabym wśród tych dobrodziejstw i pewnie nie chciałoby mi się stamtąd ruszyć:) Więcej jako miłośniczce bazylii i pomidorów nic by mi nie było potrzebne:) No może jeszcze ktoś od czasu do czasu mógłby podrzucić mozzarellę i nową książkę do czytania. Hmmm... Wychodzi na to, że niewiele mi do szczęścia potrzeba:)
- Która z napisanych dotychczas książek jest Pani najbliższa? A może jest również taka, której dzisiaj już by Pani nie napisała?
Książki o Majce. Tak jak już pisałam Sabince, Maja jest moją ulubienicą. Ma dużo siły, której jej trochę zazdroszczę (proszę się nie bać, nie uważam Majki za realną osobę, wiem, że to ja ją wymyśliłam, ale i tak bym chciała zawsze być tak silna jak ona:)). Nie napisałabym dzisiaj 48 tygodni. Właśnie w sprawie tej książki dostałam przed momentem maila i szerzej napiszę o tym na blogu, ale tutaj wyjaśnię tylko, że nie napisałabym jej nie dlatego, że jej nie lubię. Raczej dlatego, że bym już nie potrafiła tak pisać.
anne18
- Którą z książek polecałaby Pani osobie, która nie zna Pani twórczości?
Muszę przyznać, że to bardzo trudne pytanie. Najchętniej napisałabym, że wszystkie:) Każda powieść jest dla mnie z innych powodów ważna. Ale jeżeli już bym musiała wybrać to chyba byłoby to Okno z widokiem. To taka wypośrodkowana książka... To znaczy w Uroczysku jest więcej humoru, więcej zabawnych sytuacji, a Okno daje taki stonowany obraz tego jak Magdalena Kordel pisze. Chyba po lekturze Okna można stwierdzić czy mój styl komuś przypadnie do gustu czy nie.
- Jak zaczęła Pani się przygoda z pisarstwem i blogowaniem?
Przygoda z blogowaniem zaczęła się od znajomości z Sabinką:) Gdyby nie ona nie założyłabym ani bloga ani konta na fb. Cały czas nie docierało do mnie, że ktoś może być ciekawy tego co mam do powiedzenia. Bałam się też trochę, że nie będę umiała bloga prowadzić, a tymczasem bardzo go polubiłam, dzięki niemu mam własny kawałek internetowej przestrzeni gdzie mogę napisać wszystko co chcę, dzięki której zawieram nowe znajomości, dzielę się poglądami, ale też poznaję poglądy innych. Blog to fajna sprawa:) A jak zaczęło się pisanie? O tym w ostatnim pytaniu:)
- Wiadomo , że zdarzają się czasami krytyczne recenzje własnych książek. Jak reaguje na nie Magdalena Kordel?
Od razu na początku napiszę, że lubię i cenię krytykę nie lubię krytykanctwa. To tak tytułem wstępu. A teraz konkretniej. Otóż zwykle w ogóle nie reaguje. Zdarzyło mi się raz gdy nie zdzierżyłam, nawet wtedy nie chodziło mi konkretnie o recenzję tylko o całokształt, rozpętałam nieświadomie wojnę (to było na początku prowadzenia bloga) i nigdy więcej tego nie zrobię. Radzono mi żebym przestała czytać recenzje w ogóle, ale nie chcę tego robić. Po pierwsze z mądrej krytyki można wyciągnąć sporo rzeczy dla siebie, uniknąć w przyszłości błędów, po drugie mnie naprawdę interesuje, co myślą o moich książkach czytelnicy. Nawet jeżeli nie myślą zbyt dobrze. Przecież wiadomo, że nie wszystkim podoba się to samo. Dlatego czytam, notuję co mogę zmienić w przyszłości, cieszę się, jeżeli komuś się podoba:) I na bieżąco śledzę recenzję swoich książek z pełną świadomością, że czasami mogę dostać po głowie.
- Czy ma Pani jakąś inną pasję oprócz czytania i pisania powieści?
Podróże, decoupage, szydełkowanie, pieczenie, przyjaciele... Chyba po prostu życie jest moją pasją:) Uwielbiam żyć.
Anna
- Która z napisanych książek jest najbardziej osobista? I dlaczego?A która najbardziej ulubiona?
Tutaj odpowiem to samo co Sabince: najbardziej osobisty i ulubiony jest dla mnie cykl o Majce. Dużo tam mnie, moich marzeń i lęków też trochę można się dopatrzeć, jak ktoś spojrzy trochę głębiej:)
Jarek Keraj
- Czy, aby dobrze pisać, wystarczy kochać to co się lubi, czy raczej mix wykorzystania swojego talentu, doświadczenia, oczytania i nieco uporu ma większe znaczenie?
Trzeba kochać, bo to co kochamy zwykle odwdzięcza nam się w dwójnasób. Ale tu miłość nie wystarcza:) Zgadzam się z Kingiem, że pisarz to rzemieślnik. Pisanie może być pasją, ale przede wszystkim to praca. W której skład wchodzi czytanie (to moja ulubiona część zawodu, jak czytam zawsze mogę powiedzieć, że przecież pracuję:)) Żeby pisać trzeba czytać, trzeba zmagać się z brakiem chęci (bo czasami po prostu nie chce się usiąść do komputera i człowiek znajduje sobie mnóstwo zajęć zastępczych), trzeba.... Zastosować po prostu mix, o którym mówi pytanie:) A przy okazji serdecznie polecam książkę Kinga: Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika. Mądra jest i bardzo ciekawie napisana.
Soulmate
- Czy powracając czasem do napisanych już książek, żałuje Pani czegoś albo coś chciała by Pani poprawić, napisać całkiem inaczej?
Bardzo często bym coś poprawiła, dodała, odjęła, zmieniła. To chyba konsekwencja nabierania doświadczenia. Pytanie tylko, czy to by wyszło na dobre książce, czy by została tą sama powieścią do której przywiązali się czytelnicy:)
Jola
- Ile Magdaleny Kordek jest w książkach?Czy humor, jakiego pani książkom nie brakuje jest główną cechą pani charakteru,czy może jest pani raczej osobą ponurą, trudną do rozśmieszenia, a książki to tylko wyobraźnia i nic więcej. Koniec książki i koniec optymizmu?
Matko, gdyby tak było chyba musiałabym skoczyć z jakiegoś mostu, albo w jakiś inny sposób skrócić swe męki:) Ubawiłam się tym pytaniem, bo wyobraźnia podsunęła mi siebie samą odchodzącą od komputera i natychmiast popadającą w melancholię! Z całą stanowczością odpowiadam: nie! To nie tylko wyobraźnia! Mam poczucie humoru i nie waham się go używać tak w książkach jak i w życiu:)
Irena A. Bujaczek
- Skąd czerpie Pani pomysły na na kolejne powieści?
Z życia. Malarz gdy maluje zwykle wzoruje się na jakimś modelu, pejzażu. Pisarz robi to samo: uważnie obserwuje to co go otacza, czasami wystarczy czyjaś twarz, mina, słowo i już pojawia się nowy bohater. Tak właśnie narodziła się Leontyna, jej pierwowzorem była starsza pani, która znienacka weszła do kawiarni, do której wpadłam na szybką kawę. Gdyby mnie tam nie było być może Leontyna nigdy nie pojawiłaby się w książkach:) A pomysły, różnie z nimi bywa. Okno napisałam, bo znalazłam w swoich notatkach fragment o diable. Pomyślałam fajnie by było zacząć tak książkę... I zaczęłam a dalej samo poszło. Gdy zaczyna powstawać książka wydobywam na światło dzienne wszystkie okruchy najróżniejszych historii, które gdzieś usłyszałam, wspomnienia twarzy, które mnie zaintrygowały i tak snuje się (trochę poza mną) opowieść.
- Czy zdarzyło się tak, że w jakiejś zupełnie absurdalnej sytuacji wpadła Pani na jakiś wątek do akurat pisanej książki?
Zdarzyło. W Winie z Malwiną jest postać Jonackiej (nauczycielki). Otóż z pewną niewielką skruchą przyznaję, że jest to jedyna postać w moich książkach, którą odzwierciedliłam prawie, że nic nie dodając od siebie. Sytuacja wygląda tak: rozmawiam z ową panią, burzliwie rozmawiam, bo właśnie palnęła do mnie tekst, który potem w książce Jonacka mówi do Majki, ten o puszczaniu się nastolatków, więc co tu owijać w bawełnę kłócę się z nią zażarcie i nagle jakby we mnie piorun strzelił! Przecież – myślę – to idealna postać do książki! Myśl świetna tyle tylko, że owładnięta wspaniałym pomysłem zawiesiłam się, urwałam w środku zdania i zagapiłam się na moją rozmówczynię z wyrazem (tak przypuszczam) objawienia na twarzy. Cóż musiałam wyglądać dziwnie. Korzyść z tego była taka, że kobieta skonsternowana zamilkła:)
- Czy w czasie pisania traci Pani kontakt ze światem?
Nie to świat musi stracić kontakt ze mną:) Do pisania muszę mieć ciszę i spokój i dlatego wyrzucam wszystkich z domu gdy siadam do pracy. Znaczy żeby nie było, że jestem takim tyranem, piszę jak domownicy idą do szkół, prac, przedszkoli.
- Teraz tak trochę z innej bajki. Co jest najważniejsze dla Pani?
Odpowiem trochę okrężną drogą. Gdy urodziłam synka do szpitala przyszła pani z prośbą żeby wypełnić ankietę o narodzonym maluchu. Jedno z pytań brzmiało: kim pani dziecko ma zostać w przyszłości? Jako jedyna na sali napisałam: szczęśliwym człowiekiem. I to jest dla mnie najważniejsze: by ci których kocham byli szczęśliwi, bo wtedy i ja szczęśliwą będę.
Anka Wrocławianka
- Czym dla pani jest szczęście?
To nawet się powiązały pytania i odpowiedzi:) Szczęście to dla mnie moi bliscy, spokój, wieczór z gorącą herbatą gdy mam wszystkich najważniejszych w domu. Codzienność. Takie zwykłe rzeczy, które trudno ująć w słowa bo brzmią banalnie, a bez nich szczęście byłoby niemożliwe.
Magdalena M
- Bardzo lubię powiedzenie Oskara Wilde’a: "w życiu chodzi o to, by być trochę niemożliwym..."- "bycie trochę niemożliwym" - w którym z Pani "miejsc na świecie" łatwiej taki stan osiągnąć? ... pod niebem Italii? czy może wśród zieleni Sudetów?
Bardziej wśród zieleni Sudetów:) Może dlatego, że tam bywam najczęściej i wyjeżdżam tam wypoczywać. Zostawiam za sobą wszelkie kłopoty, problemy i nagle młodnieje:) Oddycham pełną piersią, śmieję się z głupot, chodzę na tańce z córką (już widzę jak prycha gdy widzi to określenie: na tańce:)) i czuję się lekka. Stanowczo w Sudetach bywam trochę niemożliwa:)
Lirith
- Gdzie i w jakich okolicznościach Pani pisze najczęściej? Czy to zwyczajny fotel przy biurku czy jakieś mniej typowe miejsce?
Bardzo typowe:) Najchętniej piszę przy sekretarzyku, który w zeszłym roku dostałam od męża na urodziny:) Ale gdy dom wypełnia się ludźmi, a ja muszę jeszcze popracować wtedy targam laptopa do pokoju dzieci i piszę zwinięta w kłębek na kanapie. Najważniejsze dla mnie jest właściwie nie miejsce tylko cisza. Pod tym kątem jestem bezwzględnie wymagająca i paskudnie się wściekam gdy mi ktoś przerywa pracę. Wtedy wychodzi ze mnie niezła zołza.
- Których z polskich autorów, autorek Pani najbardziej ceni?
Wychowałam się na Janie Grabowskim, Marii Kownackiej, książkach o piracie Rabarbarze Wojciecha Witkowskiego, wierszach Juliana Tuwima i Jana Brzechwy i wielu innych. Piszę o tym celowo, bo to oni zapoczątkowali u mnie miłość do książek. Cenię ich po dzień dzisiejszy i czytam ich książki moim dzieciom. Ostatnio zaśmiewałam się do łez z synkiem gdy czytaliśmy jak Rabarbar strzelał z armaty arbuzami. Potem czytałam i czytam nadal: Musierowicz, Siesicką, Ewę Nowak – (chociaż tę autorkę powieści dla młodzieży dość niedawno przeczytałam), lubię klasykę, Prusa, Żeromskiego, Sienkiewicza (szczególnym sentymentem darzę Prusa). Z prozy współczesnej ostatnio czytałam: Hannę Cygler, Marię Nurowską, Annę Ficner - Ogonowską, Agnieszkę Krawczyk, Sapkowskiego, Zbigniewa Herberta (kocham jego Barbarzyńcę w Ogrodzie), Tadeusza Wittlina i tak mogłabym długo i długo. Nie sposób wymienić wszystkich, których cenię, dlatego napisałam o tych, których czytałam ostatnio.
- Jakie książki Pani lubi i czyta?
To pytanie, które zawsze nastręcza mi dużo trudności. Nie mam ulubionego gatunku, autora (no może do takiego ulubieńca urósł Hemingway). Czytam po prostu to co mnie w danym momencie zainteresuje. Teraz czytałam sporo na temat dwudziestolecia międzywojennego, bo mnie ten temat wciągnął, a zaczęło się niewinnie od filmu o Ordonce. Lubię wspomnienia, biografie i pamiętniki, bo to książki z których można wyłowić okruchy prawdziwego życia. Niedawno przeczytałam „Do ostatniej łzy” Anny Quindlen, przez drugą połowę książki płakałam jak bóbr, a następnego dnia wstałam (mimo przeziębienia i gorączki) i zrobiłam dzieciom śniadanie. Z wdzięczności, że mogę. Takie książki lubię, które zostawiają ślad. Lubię też Gavaldę, Sparksa, Marcela Pagnola (Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki i Czas tajemnic), i mnóstwo, mnóstwo autorów, których nie jestem w stanie wymienić. A jeszcze jeden tytuł mi się przypomniał: Roztrzaskane życie. Polecam tę książkę z całego serca, piękna jest i raczej mało popularna, a naprawdę warta przeczytania.
- Czy pomysły na książkę zapisuje Pani od razu czy po pewnym czasie, jak już porządnie ułożą się w głowie?
Od razu, bo potem uciekają. Mój zeszyt jest pełen luźnych słów, zwrotów wyrwanych z kontekstu, dla kogoś z zewnątrz byłby nic niewart ale dla mnie to skarb:)
- Czy pisząc książkę pisze Pani ręcznie czy od razu na komputerze?
Od razu na komputerze. Kiedyś uważałam, że to takie bezduszne, pisanie na klawiaturze, że tylko zeszyt i długopis mają to mistyczne „coś”. Ale teraz nie w głowie mi mistyka:) Komputer odejmuje dużo pracy, można modyfikować teks na bieżąco, nie kreślić i nie przepisywać. A w sumie uderzenia klawiszy klawiatury też mają w sobie pewien urok:)
- Jakie jest Pani ulubione zwierzątko?
Moim ulubionym zwierzątkiem jest mój mąż:) Żartuje oczywiście:) Najbardziej lubię psy i koty, ale świnki morskie też są fajne, szczury mają w sobie jakąś tajemnicę, nawet pająki bywają intrygujące... Z tego wniosek lubię wszystkie zwierzęta chociaż najtrudniej porozumieć się z żółwiem, coś o tym wiem, bo żółw Fryderyk mieszka z nami już jakiś czas i nadal chowa się do skorupy jak tylko się nad nim pochylam. No i nic nie mówi ku mojemu utrapieniu, bo jak ostatnio się zgubił musiałam wpełzać we wszystkie dziury w domu żeby go odnaleźć.
- Czy zasiadając do pisania zapomina Pani o otaczającym świecie?
Jeżeli pytanie dotyczy tego czy całkowicie się wyłączam, to raczej nie. Wiem co się wokół mnie dzieje, mam wrażenie, że odzwyczaiłam się od całkowitego odcinania się od świata odkąd urodził się Tysiek. Teraz nawet podświadomie jakaś moja część zwraca uwagę na to co się dzieje wokół:)
- O czym będzie Pani następna książka?
Książki będą dwie. Jedna będzie o domu, który znalazła profesorowa w Oknie z widokiem. Jej fragment można przeczytać na blogu, będzie nosić tytuł Bonjour Antoinette no i jej akcja będzie toczyć się w Malowniczym. Druga będzie całkiem inna. Akcja będzie toczyć się w czasie Drugiej Wojny i będzie opowiadała o zwykłym życiu, które przecież wcale zwykłe nie było. Chcę w tej książce opowiedzieć rzeczy, o których mówiła mi babcia i jej koleżanki, chcę napisać o pragnieniu normalności o Niemcach, którzy nie zawsze byli źli, o trudnych wyborach. Jej akcja będzie toczyć się w Warszawie i w Otwocku. Ale to dopiero wstępne założenie. W trakcie pisania może się jeszcze co nieco pozmieniać.
- Czy główne bohaterki Pani książek maja jakieś Pani cechy charakteru, wzoruje je Pani na swojej osobie?
Pisząc zwykle sięgamy do własnych doświadczeń więc w jakiejś części bohaterowie mają coś z autorów, choć oczywiście nie twierdzę, że jak ktoś pisze o psychopatce psychopatką jest. Z reguły bohaterowie nie są na mnie wzorowani choć tak jak już pisałam pewne cechy łączą mnie z Majką, ale ile w niej jest bohaterki fikcyjnej a ile zaczerpnęłam z siebie musicie ocenić sami:)
natanna
- Nie da się nie zauważyć, że mnóstwo osób czuje w obecnych czasach potrzebę pisania. Jak Pani sądzi skąd się ta potrzeba bierze? Jak to się stało, że Pani zaczęła pisać, co o tym przeważyło i skąd Pani bierze tematy do książek, jak one Pani się narzucają.
Nie wiem czemu coraz więcej ludzi pisze. Może to potrzeba podzielenia się z innymi przemyśleniami, może jesteśmy coraz bardziej samotni i potrzebujemy jakiegoś alternatywnego sposobu komunikowania się ze światem? A może po prostu teraz pisze coraz więcej osób, co ośmiela innych i oni też piszą... Ja pisałam zanim jeszcze nauczyłam się pisać. Pisanie to opowiadanie swoich historii, to patrzenie na rzeczywistość i zmienianie jej. Gdy byłam dzieckiem i czytano mi książki, gdy ich zakończenie mi nie odpowiadało po prostu wymyślałam inne i tak nauczyłam się modyfikować rzeczywistość. Potem jako piszące już dziecko napisałam pierwszą swoją książkę o piesku Barim. W moim mniemaniu była to tragiczna historia i nie pojmowałam czemu dorośli zaśmiewają się do łez gdy ją czytają. Teraz rozumiem ich lepiej sama ubawiłam się czytając o biednym Barim. Potem pisałam pamiętnik, opowiadania zwykle o nieszczęśliwej miłości, a gdy już byłam dorosła na zamówienie pewnego tygodnika napisałam 48 tygodni, które wtedy wcale nie miały być książką. Miały to być luźne, śmieszne scenki w stylu modnej wtedy Bridget Jones. Potem okazało się, że właściwie wystarczy dopisać dwa rozdziały i zrobi się z tego spójna całość. I tak powstało 48 tygodni, które to mój mąż zawiózł do wydawnictwa, bo ja nie wierzyłam, że ktoś się tym tekstem zainteresuje. I tak to się zaczęło i trwa do dziś. A skąd pomysły? O tym pisałam już wyżej:)
A tutaj blog pisarki:) zajrzyjcie, warto.
GRATULUJĘ!
OdpowiedzUsuńFantastyczny wywiad, udał się Wam znakomicie. Bardzo też przypadły mi do gustu odpowiedzi autorki, takiej "ciepłej i swojskiej" osoby. Całośc odbiera się bardzo pozytywnie, a ja cóż...wstyd się przyznac...biegnę do księgarni, żeby poznac twórczośc autorki!
Również gratuluję Super wyszło , Świetne pytania i równie ciekawe odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad - ciekawy i głęboki :) Dziękuję i Magdzie i Anecie .
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad! Rzeczywiście było trochę tych pytań, ale p. Magda jak widać poradziła sobie z tym wyśmienicie ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad z tego wyszedł :) Jestem usatysfakcjonowana odpowiedzią na moje pytanie :))))) Pani Magdo, mi też wmawiają, że nie powinnam pamiętać pewnych rzeczy bo byłam za mała, a ja pamiętam i już :D
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad:)
OdpowiedzUsuńTak dobry wywiad wyszedł między innymi dzięki waszym pytaniom:)
OdpowiedzUsuńJuż myślę o następnym:)
a z kim?
Usuńa może z jakimś zagranicznym pisarzem/ pisarką.?
UsuńInteresujące pytania i świetne odpowiedzi pozwoliły nam choćby w niewielkim stopniu poznać Panią Kordel a mnie zachęcić do sięgnięcia po jej książki.)
OdpowiedzUsuńKapitalny wywiad:-) Przeczytałam z przyjemnością i lecę na blog Magdaleny!
OdpowiedzUsuńfantastyczny wywiad;-)
OdpowiedzUsuńpotwierdziło się tylko to co już wiedziałam, że Magdalena Kordel jest wyjątkowa, co uzewnętrznia i w książkach i na blogu.
Zdobyłam kilka tytułów wartych przeczytania, zapisałam cytaty warte zapamiętania i ubawiłam się szczególnie wizją ponurej Magdaleny odchodzącej od komputera i popadającej w melancholię;-)
dziękuję serdecznie za ten wywiad;-)
Z przyjemnością wróciłam do tego wywiadu, zupełnie inaczej się czyta, gdy już poznało się coś z twórczości autorki :-)
OdpowiedzUsuńTeż miałam okazję porozmawiać z Magdaleną Kordel. To wspaniała, ciepła osoba:) Ostatnio otrzymałam przedpremierowy egzemplarz "Anioła do wynajęcia". Książkę już przeczytałam i gorąco polecam miłośnikom "Opowieści wigilijnej". Wzruszyłam się podczas lektury.
OdpowiedzUsuńRecenzja "Anioła do wynajęcia" http://karminoweusta.blogspot.com/2016/10/anio-do-wynajecia-magdalena-kordel.html