poniedziałek, 25 września 2017

Syn cyrku - John Irving

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
Syn cyrku, mistrzostwo Irvinga, kryminał z ogromną porcją humoru, ironii, ciętego języka. Czyta się świetnie.
Na pierwszych kilkunastu stronach fabuła (jak to często u Irvinga) może wydawać się zlepkiem niepowiązanych ze sobą, momentami bezsensownych tekstów. Po kilkunastu stronach wszystko wskakuje na swoje miejsce i lektura (gdy już się złapie styl pisania Irvinga) jest wielką przyjemnością. 
Głównym bohaterem jest ortopeda Farrokh Daruwall, który mieszka i pracuje na zmianę w Toronto i Bombaju.Kanada, mimo upływu lat, to nadal nie jest jego dom. Jak w domu czuje się tylko w Indiach, do których obiecuje sobie po raz enty nigdy nie wracać. Obserwujemy jego życie od młodości po czasy teraźniejsze. Poznajemy wszystkie jego marzenia, plany, zasady i to do czego dąży za wszelka cenę.
W Bombaju ma przyjaciół, różnorodne zajęcia, pasję obok medycyny. To w Indiach się realizuje, bada, analizuje, pisze scenariusze (do serii filmów klasy B o Inspektorze Dhar – postaci nienawidzonej przez wszystkich Hindusów). 
W Indiach Farrokh jest sobą. Dlaczego więc obiecuje sobie do nich nigdy nie wracać? Sami się przekonacie w trakcie lektury.  
Nagle nasz ortopeda-badacz-pisarz znajdzie się w samym środku akcji niczym z najbardziej krwawego rasowego thrillera. Oj będzie się działo.  
Największą ozdobą książki są (jak to u Irvinga) genialnie nakreśleni bohaterowie, często przerysowani odrobinę, drobiazgowo ukazani, śmieszni, kontrowersyjni, rozczulający, zmuszający do myślenia. Jedni są wkurzający, inni obleśni, żadna z osób jednak nie pozostawi czytelnika obojętnym.
Kolejnym atutem jest mistrzowsko ukazane orientalne, indyjskie tło. Poznajemy stroje, obyczaje, miejsca kultu, religię, psychikę Hindusów i wiele innych. To także Indie z dwóch różnych krańców. Z jednej strony kraj elit, prywatnych klubów, wspaniałych domów i markowych ubrań. Z drugiej strony to Indie biedaków, nędzarzy, wykluczonych, żyjących w slamsach. To i wiele więcej, Irving ze sobą zestawia, miesza i genialnie prezentuje na 706 stronach dodając do tego trochę krwi, garść erotyki i sporą porcję najdziwniejszych faktów, jakie tylko możecie sobie wyobrazić. 
Co prawda bohaterowie i ich zachowania są często przejaskrawione, autor jak zwykle prosto z mostu mówi co ma do powiedzenia, nie owija w przysłowiową bawełnę, szokuje, często wali na oślep, ale może faktycznie jest to najlepszy sposób do pokazania kilku spraw, do zwrócenia uwagi na pewne aspekty. Irving pod postacią z pozoru zabawnych, dziwnych zdarzeń, kuriozalnych zachowań ukazuje ponadczasowe sprawy, zmusza czytelnika do zatrzymania się, do przemyślenia.
Czyta się doskonale, polecam. 


4 komentarze:

  1. Irving to mój wyrzut sumienia;p Ciągle obiecuję sobie, że się za niego zabiorę, zawsze coś mi przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie w tej książce wyjątkowo ten początek taki mocno dezorientujący, "nie czułem" lektury przez jakieś 200 stron i byłem pełen obaw, jak dotrwa do końca, a tam jeszcze 600 stron. Na szczęście potem się zaczęło klarować i znacznie lepiej się czytało. Lepiej od "Uwolnić niedźwiedzie" i "Czwartej ręki", ale nie najlepszy to Irving. Jednak Garp, Hotel czy Regulamin wyraźnie bardziej mi się podobały. "Jednoroczna" w sumie też. Nie jestem pewien "Owena", ale mi to w sumie ogólnie orient leży bardziej w przypadku Japonii i Chin.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny autor ze stylem nie do podrobienia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nie czytałam tego pisarza, ale chcę. Ta tłocznia win mnie intryguje.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.