piątek, 22 września 2017

Dobrzy ludzie muszą umrzeć - Helen Fields

Wydawnictwo Amber, Moja ocena 5,5/6
Bardzo dobry kryminał rozgrywający się w stolicy Szkocji.
Podczas koncertu rockowego w Edynburgu działacz fundacji dobroczynnej ginie przecięty niemal na pół. Nikt z wielotysięcznego tłumu nie zauważył zbrodni. Tej samej nocy pielęgniarka hospicjum zostaje zmiażdżona meblami we własnym domu.
Tydzień później w kontenerze na śmieci w jednej z uliczek przypadkowy przechodzień znajduje ciało nauczycielki uduszonej jej własnym szalikiem. A to dopiero początek.
W historię morderstw wplecione są monologi zabójcy, który jest kimś więcej niż standardowym mordercą, przeplatają dochodzenie, które nawet przez moment nie jest sztampowe, zwyczajne. 

Dodatkowo nasz zabójca jest typowym, pełnokrwistym psychopatą. To człowiek zły, pozbawiony podstawowych ludzkich odruchów, wrażliwości, wynaturzony. Jest to także osoba bardzo inteligentna. Siłą rzeczy jej ujęcie nie będzie łatwe. Nie jest to zwyczajny, nawet seryjny zabójca. To ktoś zdecydowanie bardziej skomplikowany, przebiegły, szukający coraz nowszych, bardziej drastycznych doznań.
Fields sięgnęła po współczesne zło, które jest wszechobecne. I bynajmniej nie są to narkotyki, nie jest to stalking czy coś w tym rodzaju. To internet, a właściwie jego mroczna strona - darknet. To najmroczniejsze z mrocznych i najbardziej wynaturzone z wynaturzonych miejsce w cyberprzestrzeni. Tam możesz kupić wszystko, zlecić zabójstwo porwanie, kupić niewolnika, broń, organy ludzkie. W darknecie możesz dosłownie wszystko. Granicą są tylko pieniądze i chora wyobraźnia. Przerażające, ale z drugiej strony także fascynujące.
Ale darknet i wszystko co z nim związane, to nie całość zagrożeń, jakie serwuje autorka.
Trzeba Fields przyznać, iż postarała się. Misterna, składająca się z wielu klocków układanka fabuły.  

Podobnie ma się sprawa z detektywem Luciem Callanachem, głównym bohaterem. Postać doskonale nakreślona, dopracowana w każdym calu. Kontrast pomiędzy wizerunkiem francuskiego playboya, a szkocką stolicą i kolegami po fachu, ogromny, momentami komiczny, będący zalążkiem wielu nieporozumień. Autorka połączyła dwie skrajności, które o dziwo doskonale się uzupełniają. Na tle jednej druga zyskuje jeszcze większy wyraz. Działa to w obie strony.
Całości dopełnia doskonale prowadzone śledztwo. A lekki uśmiech na ustach czytelnika wywołuje ...przeklinanie po francusku, co zdarza się detektywowi
Callanachemu.
Fields udało się napisać dobrą, wciągającą i ciekawie zaaranżowaną książkę, którą kończy doskonały suspens przywodzący na myśl stare, klasyczne kryminały.
Polecam fanom niebanalnego kryminału. Czyta się dobrze, szybko i z chęcią sięgnę po kolejne książki autorki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.