czwartek, 23 marca 2017

Kamerzysta - Marc Raabe

Wydawnictwo Amber, Moja ocena 4,5/6
W nocy skończyłam czytać.

Marc Raabe to niemiecki realizator, grafik i montażysta, który od ok. dwudziestu lat związany jest z filmem. Nie ukrywam, do Kamerzysty podchodziłam, jak do przysłowiowego jeża. Nie znam twórczości Raabe, nigdy o nim wcześniej nie słyszałam, ale z niemieckimi thrillerami i kryminałami jakoś nam od dawna nie po drodze. Nawet uwielbiany przez wielu Fitzek po prostu zaczął mnie jakiś czas temu najzwyczajniej nudzić.
Nic więc dziwnego, iż Kamerzysta samym swoim pochodzeniem, nie wzbudzał we mnie zachwytu, a nawet wręcz przeciwnie.
Obawy były jednak bezzasadne. Kamerzysta kilkakrotnie porządnie mnie pozytywnie zdziwił, a sama lektura minęła mi błyskawicznie. Książka ma wiele atutów.
Największy moim zdaniem atut to niesamowicie sugestywne, plastyczne (niczym w 3 D) opisy, przedstawienia scen, zdarzeń. Są one przy tym krótki i do złudzenia przypominają klatki filmu, taśmy filmowej, krótkie ujęcia. Idealnie wpisuje się to w zawodową stronę autora oraz w tematykę, klimat książki. Do tego dochodzi ucinanie akcji w najbardziej  newralgicznych momentach, co nie ukrywam, maksymalnie może wkurzać...czytelnik kilkakrotnie przygryza wargi, paznokcie czy co tam chcecie, a tu zonk...Raabe przechodzi dalej.
Całość rozpoczyna krótka, króciutka sekwencja, która jest jakby klamrą spinającą całość, retrospekcją wydarzeń, makabrycznych wydarzeń.
Poza tym wszechobecne zło, zagrożenie, które czyhają na zwyczajnego faceta, Gabriela, takiego z nudną pracą i poukładanym życiem. Ten kontrast - porządny choć nudnawy facet vs zło jest bardzo wyraźny i doskonale się sprawdza. Nagle to wszystko pęka niczym bańka mydlana.
Do tego dochodzi wyparcie wydarzeń z przeszłości, policja, która nie wierzy w opowieść Gabriela oraz niesamowite wprost tempo akcji.
Książka dobra, z pewnymi okruchami czarnego poczucia humoru. Trzeba autorowi przyznać, iż potrafi w najbardziej drastycznych momentach rzucić scenką, która wywołuje nawet jeżeli nie salwy śmiechu, to szerokie uśmiechy.
Mam tylko jedno zastrzeżenie, autor operuje nie tyle słowami, co plastycznymi obrazami. Opisy służą przede wszystkim zobrazowaniu czytelnikowi jakiejś sceny,sytuacji, miejsca. I wszystko ok, tylko ze 2-3 razy Raabe trochę przesadził i przerysował niektóre momenty. Nie będę pisać dokładnie o co mi chodzi, bo być może wam to nie będzie przeszkadzało. W sumie to taki drobiazg bez wpływu na całą fabułę.
Polecam. Dobra książka.


6 komentarzy:

  1. Mnie z kolei Kamerzysta okrutnie rozczarował. Nie podszedł mi styl pisania autora, ale to bym jeszcze przeżyła bez większego problemu, gdyby nieracjonalne według mnie postępowanie Gabriela i Liz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie rozczarowuje s kolei każdy kolejny Fitzek :) Czytam, czytam i szukam tego, co zachwyciło mnie 5-6 lat temu i nie znalazłam w żadnej z nowych książek :)

      Usuń
    2. Ja właściwie dopiero odkrywam Fitzka :) Byłam zachwycona "Pasażerem 23", ale już na przykład "Odprysk" mógł być nieco lepszy :)

      Usuń
  2. Mam zamiar przeczytać, chociaż opinie są bardzo zróżnicowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy kto czego oczekuje. Ja byłam na nie nastawione i może dlatego Kamerzysta mi się podobał, nie zachwycił, ale podobał się.

      Usuń
  3. Zakupiłem z ciekawości i niebawem przeczytam. Póki co, podobali mi się "Odcięci" duetu Fitzek & Tsokos.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.