Kolejny doskonały, pełen humory kryminał rodem z PRL-u, który autorowi wyszedł wybornie. Wydawnictwo zastosowało dziwną kolejność, ponieważ niniejszy tom przygód dzielnych milicjantów jest 1. tomem serii. Ważna jest jednak zawartość tego tomu, a ta jest mistrzowska:)
Akcja powieści rozpoczyna się w nocy z 12 na 13 grudnia pamiętnego roku 1981. Wiadomo, co się wtedy stało, wiadomo, co pewien generał ogłosił i jakie były tego reperkusje. Czołgi na ulicach, koksowniki, internowania, ucieczki, przerywane rozmowy telefoniczne, to wszystko mały pikuś w porównaniu z tym co wydarzyło się w dwóch poznańskich mieszkaniach. Otóż w dwóch zupełnie nie powiązanych ze sobą (na pozór jak się okaże) mieszkaniach milicja znajduje zwłoki dwóch męźczyzn.Zdarza się, niby smutne, ale zdarza się. Jednak okoliczności, jakie temu towarzyszą już nie są takie sobie zwyczajne. każda z ofiar ginie w ten sam sposób, w każdym mieszkaniu odkryte są banderole po kilkudziesięciu tysiącach niemieckich marek. Wyobrażacie sobie, jakie w 1981 roku było to bogactwo?! Dodatkowo w chwili morderstwa przed każdym z domostw, czujni obywatele widzieli...nyskę MO i funkcjonariuszy MO. W sumie, mundury można ukraść, ale nyskę w 1981 roku, gdy samochodów było jak na lekarstwo?!
Dzielni dochodzeniowcy z miejscowej jednostki MO ruszają do akcji. No i się zaczyna. Porucznik Alfred Marcinkowski, człowiek myślący (jak na ówczesnego milicjanta) rozpoczyna śledztwo, które jest osią książki, ale nie tylko ono. Ćwirlej w doskonały sposób ukazuje z jednej strony opozycjonistów walczących o naszą, waszą i Bóg wie czyją jeszcze wolność, a z drugiej strony milicjantów, z których większość to ludzie bez polotu, bezmyślnie wykonujący durne rozkazy. Ci z funkcjonariuszy MO, którzy są na odrobinę wyższym stopniu rozwoju intelektualnego, w głupocie jaka wtedy zapanowała, sami zaczynają się zastanawiać, co jest normalne.
Co istotne, w książce mimo pamiętnego dnia, gdy akcja się rozpoczyna, brak politykowania, brak zbędnego patosu, wywlekania brudów etc. Jest za to humor, celne oko oraz doskonałe pióro i wyborna powieść. Nie brak także obok humoru momentów smutnych, jak np. scena tortur przy pomocy...gumowej pałki z metalowym zakończeniem. Łaaał...
Genialnie oddane ówczesne klimaty - strach, kolejki, mróz, niepewność czy to ruskie, czy nasze..., buta i często głupota tych z MO i SB, wszechobecna wóda etc.
I te dialogi:), jakże prawdziwe...
No, ale jeśli się rozchodzi o gorzołę, to najlepszy jest kielonek z
rana. Co, chlapniemy po maluchu? - Teofil mrugnął porozumiewawczo do
kaprala.
- A co tam, panie chorąży, jak dzień zaczynać, to z fasonem, nie? (...) Po małym można, ale więcej nie da rady, bo jeżdżę dzisiaj.
- Łe tam - rzekł i zaśmiał się stary funkcjonariusz. - No i co z tego, że pan jeździsz? A kto was zatrzyma, kapralu? Milicja? Przecież my jesteśmy milicja, nie?
Zachęcam do lektury wszystkich kryminałów autorstwa Ryszarda Ćwirleja i czekam na kolejne.
- A co tam, panie chorąży, jak dzień zaczynać, to z fasonem, nie? (...) Po małym można, ale więcej nie da rady, bo jeżdżę dzisiaj.
- Łe tam - rzekł i zaśmiał się stary funkcjonariusz. - No i co z tego, że pan jeździsz? A kto was zatrzyma, kapralu? Milicja? Przecież my jesteśmy milicja, nie?
Niestety kryminały to nie moja bajka, choć dialogi rzeczywiście są obłędne.
OdpowiedzUsuń