Wydawnictwo Znak, Okładka miękka
Hmm, mam mieszane uczucia co do tej książki. Bardzo cenię prozę Schmitta, lubię to co reprezentują i ukazują jego książki. Przeczytałam już ich całkiem sporą liczbę, ale po raz pierwszy nie potrafię powiedzieć, czy książka podobała mi się, czy nie.
Ale po kolei. Książka podzielona jest na dwie części. W pierwszej części mamy do czynienia z rozważaniami Nazarejczyka skazanego na śmierć. Przy czym te rozważania to przede wszystkim swoisty rachunek sumienia. Druga część książki to relacja Piłata przedstawiona w postaci listów, które pisze do brata w Rzymie.
Schmitt ukazuje nam swoją wizję porządku świata, biblijnej historii. Jezus z Nazaretu to zwyczajny, szary człowiek, cieśla, borykający się z trudami życia. Pewnego dnia Jezus-cieśla doznaje wizji, może to niezbyt trafne określenie, powiedzmy, że zostaje trafiony piorunem przeznaczenia, nagle zaczyna zdawać sobie sprawę z tego co go czeka, z wyjątkowości religii, która do tej pory nie odgrywała w jego życiu żadnej roli. Ba, do samego Chrystusa miał stosunek delikatnie mówią pełen wątpliwości, z których przewodnią było przypuszczenie, iż Chrystus nie jest jednak tym za kogo uważają go rzesze wiernych.
Piłat, którego poznajemy głównie ze wspomnianych listów, to człowiek, którego obecnie określilibyśmy mianem patrzącego na świat przez pryzmat szkiełka i oka, człowiek hmm powiedzmy nauki, człowiek mocno stąpający po ziemi, racjonalny do bólu. W przeciwieństwie do biblijnego Piłata, jest przeciwnikiem kary śmierci tak w ogóle, a także przeciwnikiem skazania na nią niewinnego człowieka.
Obaj bohaterowie przechodzą swoiste przemiany duchowe, zmieniają się oni, zmienia się ich całe życie, zmieniają się poglądy, system wartości. Schmitt wspaniale opisał zarówno te przemiany, jak i wahania, walkę z przeznaczeniem i samymi sobą oraz to do czego w obliczu zmian gotowi są ludzie. Ciekawym jest
także samo spojrzenie autora na historię, która nie ukrywajmy tego, w
literaturze jest często wykorzystywana, ba nawet wyeksploatowana aż do
bólu. Mogłoby się
wydawać, iż sięgając po motyw biblijny i to taki motyw, Schmitt będzie
powielał zdarte stereotypy, nic nowego nie wniesie do tej historii. Otóż
nic bardziej mylnego. Przyznaję, iż autor po raz kolejny udowodnił, iż jest doskonałym pisarzem w sposób wyjątkowy odmalowującym człowieka, jego uczucia i rozterki, a do treści książki wnoszący powiew wyjątkowej świeżości. Nawet prolog, który stanowi wspomnienia człowieka czekającego na śmierć, choć niezbyt mi się podobał, nie przeczę, także jest po mistrzowsku napisany.
Wszystko ok. Do pisarstwa Schmitta nie mam żadnych zastrzeżeń, ba jak zwykle jestem nim zachwycona. Tylko sama historia do mnie nie przemówiła, czegoś jej wg. mnie brakowało. W zasadzie jedynym fragmentem, którego treść mi się spodobała, są wyimki ukazujące życie i stosunki panujące w owym czasie w Jerozolimie. Pozostała część książki, jak wspomniałam niezbyt do mnie przemówiła. Czasami już tak jest, historia jest świetnie opowiedziana, a do czytelnika jednak nie trafia. Czyli do pisarstwa Schmitta, sposobu przedstawienia historii mam bardzo pozytywny stosunek, do samej historii jej treści już mniej. Niemniej
gorąco zachęcam do lektury. Jest to kawał doskonałej prozy, napisanej w
sposób tak charakterystyczny dla Schmitta. Wierzę, że książka wielu z
was przypadnie do gustu i będziecie mieli do niej bardziej pozytywny
stosunek niż ja.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dla mnie jest to najpiękniejsza i najukochańsza książka Schmitta - do mnie akurat trafiła z całą mocą, chociaż nie jestem przesadnie religijna. Uwielbiam Schmitta w takim wydaniu, jego prozę tak mądrą, głęboką i przekonującą.
OdpowiedzUsuńJa jestem jeszcze mniej religijna niż Ty (chyba), książka nie przemówiła do mnie z zupełnie innego powodu. Całej opowieści brak jakiegoś takiego ..kleju jakbym to nazwała.
UsuńMoja ukochaną, naj książką Schmita jest - Oskar i pani Róża.
Czytałam i przypadła mi do gustu;) Uwielbiam Schmitta;)
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nie mam o pisarstwie Schmitta żadnego zdania. Wciąż opieram się przed zakupem którejś z jego książek. Mam takie przeczucie, że albo będę zachwycony albo wręcz przeciwnie, odrzucony ;-)
OdpowiedzUsuńMam ją na półce i może nawet dzisiaj zabiorę się za czytanie. . Jestem jej ciekawa i to bardzo. Zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię zapraszam na moje nowe wyzwanie - Motyw zdrady w literaturze - http://hugekultura.blogspot.com/2014/02/wyzwanie-czytelnicze-motyw-zdrady-w.html
OdpowiedzUsuńCzytałam ją w wakacje i przyznam szczerze, że nie pasuje ona do mojego książkowego gustu. Lubię Schmitt'a jednak tę książkę uważam za najsłabszą z tych, które do tej pory przeczytałam :p
OdpowiedzUsuńMam mieszane odczucia wobec tej książki ponieważ cały czas spotykam się ze sprzecznymi opiniami na jej temat. Po Schmidta postaram się niedługo sięgnąć, ale raczej nie po tę powieść. Na mojej półce czeka już ,,Kobieta w lustrze".
OdpowiedzUsuńBo to taka dyskusyjna i inna książka jest. Nic dziwnego, że wzbudza sprzeczne uczucia i opinie są różne. Jestem ciekawa jak Ty ją odbierzesz.
UsuńSchmitta uwielbiam, ale tej książki nieco się boję. Czeka jednak na półce i w przyszłym tygodniu zamierzam się w końcu za nią zabrać, zobaczymy, co z tego wyniknie...
OdpowiedzUsuńJa też bardzo Schmitta lubię, jednak Ewangelia...nie dla mnie. Jestem strasznie ciekawa Twojej opinii.
UsuńMnie ta książka zauroczyła, zwłaszcza listy Piłata świetnie mi się czytało.
OdpowiedzUsuń