poniedziałek, 21 maja 2012

Zimne serca - Gunnar Staalesen

Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria, Tytuł oryginalny: Kalde hjerter, Okładka miękka, 288 s., Moja ocena 5/6
Zimne serca to dopiero 3. powieść Gunnara Staalesena wydana w Polsce. Tworzy ona wraz z innymi książkami cykl powieści powiązanych osobą Varga Veuma. Od 1977 r. pisarz stworzył ich już piętnaście, nie licząc powieści poza serią. Każdą z książek przetłumaczono na dwanaście języków. Kilka z powieści sfilmowano. Filmy z Veumem w roli głównej cieszą się sporym zainteresowaniem i dużym uznaniem skandynawskiej krytyki.
Nie jest to 1. obecność autora na naszym polskim rynku wydawniczym. Pierwsze tłumaczenie twórczości Staalesena (powieść Mord w Bergen) pojawiło się już w 1980 r., jednak przeszło ono w zasadzie bez echa.
Dopiero po ćwierćwieczu wydawnictwo Słowo/Obraz terytoria podjęło się próby zaadoptowania na nasz rynek literacki twórczości Staalesena. I była to moim zdaniem bardzo dobra decyzja. Kolejne powieści wydane u nas to - Wokół śmierci (2006) i właśnie Zimne serca (2010).
Gunnar Staalesen mimo fali zachwytu polskich czytelników literaturą skandynawską, a głównie kryminałami, jest bardzo mało znanym autorem, a szkoda wg. mnie. 
Debiutował w roku 1970 i do tej chwili wydał już kilkanaście powieści, których bohaterem jest Varg Veum.
Varg Veum jest prywatnym detektywem. W Zimnych sercach spotykamy go jako mężczyznę po pięćdziesiątce, mającego za sobą trzydzieści lat pracy zawodowej, nie tylko jako detektyw. Przez wiele lat pracował także w opiece społecznej, ma więc wyjątkowe predyspozycje do pracy detektywa i zna się na ludziach oraz na ciemnych stronach natury ludzkiej. I tu widzę pewne podobieństwo do mankellowskiego Wallandera – zmęczony, styrany życiem, częściowo wypalony, samotny detektyw po 50 -tce. Uwielbiam Wallandera i być może dlatego Varg Veum także przypadł mi do gustu.
Pewnego dnia u detektywa zjawia się prostytutka. Zleca mu ona odszukanie swojej przyjaciółki, która zaginęła kilka dni wcześniej. Podczas rozmowy wyznaje, że uczyła się w jednej klasie z synem Varga i nawet spotykała się z nim przez krótki czas. Pod wpływem tych słów Varg, który rozważał nawet zakończenie kariery i odejście na zasłużoną emeryturę, zabiera się ostro do pracy.
Szybko okazuje się, że dziewczyna zaginęła zaraz po tym, jak odrzuciła jednego z klientów. Ten okazał się mężczyzną bardzo agresywnym, inna kobieta, która przejęła zlecenie, wróciła niesamowicie skatowana.
Śledztwo żwawo posuwa się na przód. Okazuje się, że zaginiona pochodzi z patologicznej rodziny. I w tej patologii tkwi źródło jej problemów. W trakcie prowadzonego śledztwa wielokrotnie ta teza znajduje niestety potwierdzenie. Detektyw natrafia niespodziewanie na całą rzeszę rozmaitych świadków i podejrzanych.
I tu ogromne brawa dla autora, stworzył niesamowicie wprost różnorodną galerię postaci. Na kartach Zimnych serc wierzcie mi, znajdziecie niezłą ludzką menażerię.
Varg spotyka np. karykaturalną wręcz parą stręczycieli - Kjella i Rolfa. Pierwszy z nich to elegant postury boksera, który prowadzi teoretycznie legalny interes funkcjonujący pod hasłem „inwestycji w branżę rozrywkową”. Drugi - mały i chuderlawy giermek, wprowadza w czyn groźby karalne swojego wspólnika, recytując przy tym fragmenty nordyckiej Pieśni Najwyższego ( jak ustala Varg - cierpi na pourazowy syndrom trudnego dzieciństwa). Nie obrażając Norwegów, z powieści Staalesena wysnuwa się nieciekawy obraz z lekka psychopatycznego społeczeństwa, no przynajmniej jego bardzo dużej części, może to wina klimatu...? 
Detektyw poznaje także grupę pseudo - samopomocy sąsiedzkiej, która, kierując się (niby!) miłością bliźniego, kilkanaście lat wcześniej postanowiła uchronić od zła rodzinę Monsenów. Rada parafialna w imię sąsiedzkiej i chrześcijańskiej solidarności, roztoczyła opiekę nad rodzeństwem: Siv, Maggi i Karlem, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji podjętej decyzji. A konsekwencje są przerażające i autor bardzo dokładnie je opisuje.
Powoli (jak to w kryminałach skandynawskich bywa) Varg rozpracowuje każdą z osób oraz skomplikowane powiązania i zależności między postaciami. Bo, jak szybko wychodzi na jaw, nic nie jest tak proste, jak się na początku wydawało. W miarę zagłębiania się w śledztwo, wszystko zaczyna się jeszcze bardziej komplikować. Razem z detektywem poznajemy najbardziej brudną i brutalną stronę pięknego Bergen, gdzie toczy się akcja książki.
A to nie wszystko. Autor serwuje nam na prawdę psychologiczno – społeczną jazdę bez trzymanki. Czytając o wszystkich problemach, niepowodzeniach ich genezie i świrach, których na kartach książki nie brak, czułam się, jak na kolejce górskiej.
Bardzo ciekawy i unikalny jest sam Varg. Jest on bowiem nietypowym detektywem, jest detektywem filozofującym. A tak! Staalesen bardzo umiejętnie moim zdaniem w tok prowadzonego śledztwa wplótł filozoficzne i egzystencjalne rozważania śledczego. 
Dot. one głównie stanu norweskiego społeczeństwa, postępowania i charakteru poszczególnych osób oraz ogólnie pojętego życia. Porusza także ważne tematy społeczne, jak np. przemoc seksualna, alkoholizm etc. 
Jest to więc swoisty kryminał z przesłaniem, odrobinę umoralniający, wskazujący właściwą drogę. Ukazuje także wszystkie wypaczenia systemu prawnego i opieki społecznej w Norwegii. Ukazuje również, jak zbytnie (pseudo troskliwe) zaangażowanie w los biżniego może przynieść więcej szkody niż pożytku. Czyli potwierdza powiedzenie...nadgorliwość gorsza od...
Jednak w Zimnych sercach nie śledztwo jest najważniejsze, a cała jego otoczka, którą tworzą ludzie, ich problemy i konsekwencje podjętych decyzji.
Autor ustami i przemyśleniami detektywa oskarża społeczeństwo – za milczenie, za udawanie, że nic się nie dzieje, za lekceważenie cierpienia i strachu innych, za wiele innych niecnych uczynków. Oskarża społeczeństwo norweskie, które jego zdaniem często, zbyt często zachowuje się, jak te trzy małpki, z których jedna nic nie widzi, druga nic nie słyszy, a trzecia nic nie mówi. Czy to wam nie przypomina naszego społeczeństwa –ile jest takich przypadków, że nikt z sąsiadów nie reaguje na krzyki, na bicie,na sińce, na strach w oczach dziecka czy doroslego, a pożniej...póżniej jest już za póżno.
Z tego powodu jest to bardzo dobra proza i świetna książka z morałem i przesłaniem.
Mam nadzieję, że za jakiś czas zostaną przetłumaczone pozostałe tomy z Vargiem Veumem w roli głównej.

5 komentarzy:

  1. zachęcająca recenzja :)
    z chęcią bym sięgnęła po książkę
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, znowu świetny skandynawski kryminał... jak oni to robią???
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś mi wyjątkowo podpasowała lit. skandynawska. Teraz zaczynam nowego Mankella, którego niepomiernie wielbię.

      Usuń
  3. Nie słyszałam nogdy o tym autorze, a szkoda

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.