Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria, Tytuł
oryginalny: Kalde
hjerter, Okładka miękka, 288 s., Moja ocena 5/6
Zimne
serca to dopiero 3. powieść Gunnara Staalesena wydana w Polsce.
Tworzy ona wraz z innymi książkami cykl powieści powiązanych
osobą Varga Veuma. Od 1977 r. pisarz stworzył ich już piętnaście,
nie licząc powieści poza serią. Każdą z książek przetłumaczono
na dwanaście języków. Kilka z powieści sfilmowano. Filmy z Veumem
w roli głównej cieszą się sporym zainteresowaniem i dużym
uznaniem skandynawskiej krytyki.
Nie jest to 1. obecność autora na naszym polskim rynku
wydawniczym. Pierwsze tłumaczenie twórczości Staalesena (powieść
Mord w Bergen) pojawiło się już w 1980 r., jednak przeszło
ono w zasadzie bez echa.
Dopiero
po ćwierćwieczu wydawnictwo Słowo/Obraz terytoria podjęło się
próby zaadoptowania na nasz rynek literacki twórczości Staalesena. I
była to moim zdaniem bardzo dobra decyzja. Kolejne powieści wydane u nas to -
Wokół śmierci (2006) i właśnie Zimne serca (2010).
Gunnar
Staalesen mimo fali zachwytu polskich czytelników literaturą
skandynawską, a głównie kryminałami, jest bardzo mało znanym
autorem, a szkoda wg. mnie.
Debiutował w roku 1970 i do tej
chwili wydał już kilkanaście powieści, których bohaterem jest
Varg Veum.
Varg
Veum jest prywatnym detektywem. W Zimnych
sercach spotykamy go jako mężczyznę po
pięćdziesiątce, mającego za sobą trzydzieści lat pracy
zawodowej, nie tylko jako detektyw. Przez wiele lat pracował także
w opiece społecznej, ma więc wyjątkowe predyspozycje do pracy
detektywa i zna się na ludziach oraz na ciemnych stronach natury
ludzkiej. I tu widzę pewne podobieństwo do mankellowskiego
Wallandera – zmęczony, styrany życiem, częściowo wypalony,
samotny detektyw po 50 -tce. Uwielbiam Wallandera i być może
dlatego Varg Veum także przypadł mi do gustu.
Pewnego
dnia u detektywa zjawia się prostytutka. Zleca mu ona odszukanie
swojej przyjaciółki, która zaginęła kilka dni wcześniej. Podczas
rozmowy wyznaje, że uczyła się w jednej klasie z synem Varga i
nawet spotykała się z nim przez krótki czas. Pod wpływem
tych słów Varg, który rozważał nawet zakończenie kariery i
odejście na zasłużoną emeryturę, zabiera się ostro do pracy.
Szybko
okazuje się, że dziewczyna zaginęła zaraz po tym, jak odrzuciła
jednego z klientów. Ten okazał się mężczyzną bardzo agresywnym,
inna kobieta, która przejęła zlecenie, wróciła niesamowicie
skatowana.
Śledztwo
żwawo posuwa się na przód. Okazuje się, że zaginiona pochodzi z
patologicznej rodziny. I w tej patologii tkwi źródło jej
problemów. W
trakcie prowadzonego śledztwa wielokrotnie ta teza znajduje niestety
potwierdzenie. Detektyw natrafia niespodziewanie na całą rzeszę
rozmaitych świadków i podejrzanych.
I
tu ogromne brawa dla autora, stworzył niesamowicie wprost różnorodną
galerię postaci. Na kartach Zimnych serc
wierzcie mi, znajdziecie niezłą ludzką menażerię.
Varg
spotyka np. karykaturalną wręcz parą stręczycieli - Kjella i
Rolfa. Pierwszy z nich to elegant postury boksera, który prowadzi
teoretycznie legalny interes funkcjonujący pod hasłem „inwestycji
w branżę rozrywkową”. Drugi - mały i chuderlawy giermek,
wprowadza w czyn groźby karalne swojego wspólnika, recytując przy
tym fragmenty nordyckiej Pieśni Najwyższego
( jak ustala Varg - cierpi na pourazowy syndrom trudnego
dzieciństwa). Nie obrażając Norwegów, z powieści Staalesena wysnuwa się nieciekawy obraz z lekka psychopatycznego społeczeństwa, no przynajmniej jego bardzo dużej części, może to wina klimatu...?
Detektyw
poznaje także grupę pseudo - samopomocy sąsiedzkiej, która,
kierując się (niby!) miłością bliźniego, kilkanaście lat
wcześniej postanowiła uchronić od zła rodzinę Monsenów. Rada
parafialna w imię sąsiedzkiej i chrześcijańskiej solidarności,
roztoczyła opiekę nad rodzeństwem: Siv, Maggi i Karlem, nie zdając
sobie sprawy z konsekwencji podjętej decyzji. A konsekwencje są
przerażające i autor bardzo dokładnie je opisuje.
Powoli
(jak to w kryminałach skandynawskich bywa) Varg rozpracowuje każdą
z osób oraz skomplikowane powiązania i zależności między
postaciami. Bo, jak szybko wychodzi na jaw, nic nie jest tak proste, jak
się na początku wydawało. W miarę zagłębiania się w śledztwo,
wszystko zaczyna się jeszcze bardziej komplikować. Razem z
detektywem poznajemy najbardziej brudną i brutalną stronę pięknego
Bergen, gdzie toczy się akcja książki.
A
to nie wszystko. Autor serwuje nam na prawdę psychologiczno –
społeczną jazdę bez trzymanki. Czytając o wszystkich problemach,
niepowodzeniach ich genezie i świrach, których na kartach książki
nie brak, czułam się, jak na kolejce górskiej.
Bardzo
ciekawy i unikalny jest sam Varg. Jest on bowiem nietypowym
detektywem, jest detektywem filozofującym. A tak! Staalesen bardzo
umiejętnie moim zdaniem w tok prowadzonego śledztwa wplótł
filozoficzne i egzystencjalne rozważania śledczego.
Dot. one
głównie stanu norweskiego społeczeństwa, postępowania i
charakteru poszczególnych osób oraz ogólnie pojętego życia.
Porusza także ważne tematy społeczne, jak np. przemoc seksualna,
alkoholizm etc.
Jest to więc swoisty kryminał z przesłaniem,
odrobinę umoralniający, wskazujący właściwą drogę. Ukazuje
także wszystkie wypaczenia systemu prawnego i opieki społecznej w
Norwegii. Ukazuje również, jak zbytnie (pseudo troskliwe)
zaangażowanie w los biżniego może przynieść więcej szkody niż
pożytku. Czyli potwierdza powiedzenie...nadgorliwość gorsza
od...
Jednak
w Zimnych sercach nie
śledztwo jest najważniejsze, a cała jego otoczka, którą tworzą
ludzie, ich problemy i konsekwencje podjętych decyzji.
Autor
ustami i przemyśleniami detektywa oskarża społeczeństwo – za milczenie, za
udawanie, że nic się nie dzieje, za lekceważenie cierpienia i
strachu innych, za wiele innych niecnych uczynków. Oskarża społeczeństwo norweskie, które jego zdaniem
często, zbyt często zachowuje się, jak te trzy małpki, z których
jedna nic nie widzi, druga nic nie słyszy, a trzecia nic nie mówi.
Czy to wam nie przypomina naszego społeczeństwa –ile jest takich
przypadków, że nikt z sąsiadów nie reaguje na krzyki, na bicie,na sińce, na strach w oczach dziecka czy doroslego, a
pożniej...póżniej jest już za póżno.
Z
tego powodu jest to bardzo dobra proza i świetna książka z morałem
i przesłaniem.
Mam
nadzieję, że za jakiś czas zostaną przetłumaczone pozostałe
tomy z Vargiem Veumem w roli głównej.
zachęcająca recenzja :)
OdpowiedzUsuńz chęcią bym sięgnęła po książkę
pozdrawiam
Oj, znowu świetny skandynawski kryminał... jak oni to robią???
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Jakoś mi wyjątkowo podpasowała lit. skandynawska. Teraz zaczynam nowego Mankella, którego niepomiernie wielbię.
UsuńJeszcze nie czytałam :))
OdpowiedzUsuńNie słyszałam nogdy o tym autorze, a szkoda
OdpowiedzUsuń