Wydawnictwo Telbit, Okładka miękka,383 s., Moja ocena 5-/6
Autorka jest Niemką żyjącą wcześniej w Hannoverze. Po śmierci ukochanego męża postanawia odprężyć się, chociaż na chwilę zapomnieć o tragedii, jaka ją spotkała. Podczas wycieczki do malowniczej Kenii
spotyka mężczyznę, z którym z upływem dni czuje się coraz silniej
związana. Rodzi się między nimi uczucie. Uczucie to jest niesamowicie silne. Christina kocha bezgranicznie Lpetati, on kocha ją i w sumie wszystko byłoby ok, nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby nie fakt, iż on jest wojownikiem
jednego z żyjących na terenie Kenii plemion. Christine została jego żoną i zamieszkała w małej kenijskiej wiosce,
odmieniając tym samym swoje życie bardziej niż jesteśmy sobie w stanie
wyobrazić. W Niemczech pozostali jej dwaj synowie, których regularnie
odwiedza, a tym samym od ponad 18 lat mieszka właściwie w dwóch
absolutnie różnych miejscach.
I tu rozpoczyna się właściwa akcja powieści. Zapewne większości z was przyjdzie zaraz do głowy słynna Biała Masajka. Od razu zaznaczam, że Niebo nad Maralal jest (wg. mnie) dużo lepsze i dużo bardziej realistyczne od Białej Masajki, może przez to bardziej gorzkie, ale bardziej prawdziwe, uczciwe, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Autorka kocha Lpetati, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę z dzielących ich różnic. Jeżeli mam być szczera, to zachowanie Christiny kilkakrotnie mnie zdziwiło, a niekiedy wręcz zszokowało.Ale od razu uświadamiałam sobie, że na takie, a nie inne postępowanie Christiny mają wpływ dwa czynniki: różnice kulturowe między Sumburu, a mieszkanką Europy oraz wielka miłość.
W trakcie lektury zdałam sobie sprawę ile rzeczy przyjmujemy za
oczywiste, normalne, bez ilu nie wyobrażamy sobie życia. Autorka ukazuje także na czym polega wolność wojowników Sumburu (i im podobnych) a także na czym polega luksus życia w naszej cywilizacji. Przede wszystkim Sumburu nie muszą martwić się tak przyziemnymi problemami, jak rachunki. Mają za to inne problemy, o których my ani przez chwilę nie myślimy. Nie doskwiera nam zabójczy upał, brak wody, jedzenia. Szokowała mnie bieda Sumburu, a jednocześnie podziw wzbudzała ich niesamowita, aż kipiąca z nich radość
życia i prostota ich życia. Ich życie jest inne, piękne, kolorowe. Niebo nad Maralal to jednak nie tylko studium kulturowych kontrastów i dyskusja, kto ma lepiej w życiu. To przede wszystkim książka o spełnianiu marzeń, życiowych
zakrętach, wielkich zmianach, trudnych wyborach i miłości, a wszystko spisane przez dojrzałą kobietę, która (jak sobie uświadomiłam w trakcie lektury) wie czego na prawdę chce, a chce być ze swoim mężczyzną i jest z nim mimo wielu przeciwności, które ich przez lata spotkały i jeszcze na pewno spotkają. Pozazdrościć tak wielkiej miłości:).
Lepsze od "Białej Masajki" powiadasz, przeczytam jak gdzieś dostanę. "Białą czarownicE" Ilony Marii Hilliges czytałaś? Też świetna.
OdpowiedzUsuńCo do biedy o której napisałaś, odnoszę wrażenie że są bogatsi niż my własnie dzięki tej wspomnianej radości,że potrafią się cieszyć z tego co my uznajemy za oczywiste i na co zykle nie zwracamy uwagi.
Na 100000000% lepsze od Białej Masajki, mniej takie polukrowane, mniej schematyczne, bardziej realistyczne. No i ona nadal z nim jest. Najbardziej podobało mi się w opisach, ze są tacy pogodni, ta ich radość, a my od rachunku do rachunku i co to za życie?
UsuńBialej czarownicy nie czytałam, ale poszukam w bibliotece, jak piszesz że dobra::)
UsuńMoje pierwsze skojarzenie to też "Biała Masajka"... która wzbudziła we mnie wówczas sporo emocji, niekoniecznie pozytywnych.
OdpowiedzUsuńKonfrontacja dwóch tak odmiennych kultur zawsze będzie budzić kontrowersje, a zafascynowani egzotyką często nie doceniamy, co tak naprawdę mamy. Nie trzeba szukać aż w Afryce, mnie wystarczy czasem konfrontacja mentalności polskiej z niemiecką, nie mówiąc o przepaści ekonomicznej dzielącej dwa sąsiadujące ze sobą narody...
Rozumiem jednak, że w tej powieści występuje jakiś happy end?
Happy end...hmm, zależy jak na to spojrzeć...na pewno happy endem jest fakt, że oboje są ze soba szczęśliwi.
Usuńwygląda na interesującą książkę
OdpowiedzUsuńpomyślę i może jak znajdę chwilę czasu to po nią sięgnę
Bo jest interesująca, polecam:)
UsuńBardzo ciekawa tematycznie książka ukazująca wiele problemów dnia codziennego, o których my nawet nie myślimy np. brak pitej wody czy dzika przyroda. Chętnie poznam ową pozycję w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńPolecam. Mnie bardzo oczarowała ta ich miłość i, że nadal są razem...
UsuńBardzo mnie zaciekawiłaś. Koniecznie sięgnę po tę książkę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPolecam i pozdrawiam:)
UsuńBiała Masajka podobała mi się bardzo. Skoro ta książka ma być lepsza to poprostu muszę przeczytać
OdpowiedzUsuńSkoro Biała Masajka ci się podobała, na prawdę powinnaś po Niebo... sięgnąć.
UsuńPostaram się ją znaleźć ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy to temat dla mnie.. Chyba ciut za smutna historia.
OdpowiedzUsuńOj nie wiem, czy smutna, ciągle są razem, a to happy end...chyba:) na pewno zwycięstwo miłości.
UsuńWłaśnie padłaś ofiarą TAGowania! Serdecznie zapraszam do zabawy http://alison-2.blogspot.com/2012/05/otagowana.html
OdpowiedzUsuńPatrząc na kolejne komentarze zauważam, ze więszośc od razu pomyślała o "Białej Masajce"- ja też , dlatego zapiszę sobie tytuł na wakacje:)
OdpowiedzUsuńPolecam:) Tylko nie jedż z lekturą do Kenii, bo jeszcze zostaniesz :)
UsuńNie ma obawy- w Afryce jest dla mnie za ciepło:)
UsuńKsiążka jest piękna, ciepła, optymistyczna po prostu cudowna!!!!!! Christina to PIĘKNY CZŁOWIEK, piękna, dobra i szlachetna kobieta! Książkę połknęłam, a teraz czytam ją drugi raz!
OdpowiedzUsuń