poniedziałek, 5 września 2016

Dzika bestia - Jorge Franco

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Ocena 3/6
Recenzja mojego męża.
Dzika bestia, to książka oparta na autentycznym wydarzeniu, które miało miejsce w Kolumbii w 1971 roku. Franco, którego rodzina była bez mała świadkiem dramatycznych wydarzeń, uczynił z niej opowieść, w której z pozoru nic do siebie nie pasuje.
Jest to to powieść na równi opowiadająca o miłości, obsesji, co ponurej i dla nas dziwnej Kolumbii, o fascynacji muzyką lat 50. i 60. XX wieku.
W tej opowieści mamy sporo elementów zaczerpniętych z innych książek, typów literatury. Jest więc porwanie, jest dziedziczka wymykająca się z zamku i tańcząca wśród drzew, jest architekt, który w stolicy Kolumbii projektuje tajemniczy zamek, jest miłość w najróżniejszych jej przejawach, jest samotność, a także tęsknota.
To tylko kilka przykładów klocków, z których kolumbijski pisarz poskładał swoją opowieść. Czy owe klocki do siebie pasują, czy stworzyły porywającą całość? To już inna kwestia.
Główną osią książki jest porwanie Diego Echevarria Misas, germanofila, bogacza, ekscentryka. Wokół tego wydarzenia toczą się pozostałe, układają się w/w niezbyt do siebie z pozoru pasujące klocki. Śledzimy wydarzenia teraźniejsze, prowadzone dochodzenie w sprawie uprowadzenia. Poznajemy także dzięki licznym retrospekcjom wydarzenia sprzed kilku i kilkunastu lat, głównie młodość porwanego męźczyzny. Przerywnikiem są oderwane od rzeczywistości tańce dorastającej i bardzo nieprzygotowanej przez rodzinę do realnego życia panienki, która uciekając przed samotnością przed życiem chroni się w lesie otaczającym potężny zamek. Postać odrobinę kuriozalna, ale bardzo ciekawie nakreślona.
Mimo rekomendacji m.in. Gabriela Garci Marqueza i wielu nagród jakie Dzika bestia zdobyła, nie zachwyciła mnie ta opowieść. Nie wiem, może za dużo oczekiwałem, może nie potrafiłem odpowiednio poskładać fragmentów, które serwuje autor. W każdym bądź razie nie zachwyciłem się, ba daleko mi było do tego uczucia.
Co prawda bohaterowie są ciekawie nakreśleni (ogromny plus za kreację Izoldy, to największy atut Dzikiej bestii), retrospekcje wprowadzają pewne ożywienie w fabule (bez nich książka byłaby okropnie nudna), ale poezja cytowana co i rusz przez jednego z porywaczy, nie wiadomo po co stosowane różne wstawki nie mające nic wspólnego z daną akcją, to trochę nie dla mnie. 

Z jednej strony twierdzę, iż książka mnie nie zachwyciła, że to lektura nie dla mnie. Z drugiej strony doceniam pewne bardzo dobre elementy i śmiało mogę napisać, iż Dzika bestia nie znudziła mnie. Może się to wydawać nie do pogodzenia, ale taka to już powieść. 
W związku z  tym zachęcam do sięgnięcia po prozę kolumbijskiego pisarza. Być może ktoś z was będzie akurat w grupie osób, którym Dzika bestia w całości przypadnie do gustu, może kogoś z was zachwyci. To książka z typu tych, które każdy odbiera inaczej, każdy w treści znajduje coś innego, każdy na to samo zdanie zareaguje inaczej i każdy mianem tytułowej dzikiej bestii określi coś innego.


 

2 komentarze:

  1. Kolejna niezbyt pochlebna recenzja. :(
    Trochę gaśnie mój entuzjazm, ale i tak kiedyś chciałabym tę książkę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś obiło mi się o uszy nazwisko autora, ksiażka zwróciłaby moją uwagę, bo okładka jest niepokojąca, ale widzę, że lepiej się takimi drobiazgami nie sugerować :/

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.