sobota, 31 października 2015

Hotel szczęśliwych ślubów - Hester Browne

Wydawnictwo Zwierciadło, Moja ocena 4,5/6
Dobra, napisana z uśmiechem, przymrużeniem ironicznego oka powieść o tym, jak to przysłowiowy szewc bez butów chodzi.
Bohaterką jest  30-letnia Rosie McDonald jakiś czas temu porzucona przez narzeczonego przed ołtarzem. Obecnie Rosie jest cenioną organizatorką ślubów pracującą w znanym ze swojej klasy i romantyzmu londyńskim hotelu.
Od jakiegoś czasu spotyka się z cenionym krytykiem kulinarnym. Ale to raczej z braku laku (jak to się mówiło), a nie z powodu głębokiego uczucia, czy nadziei na takowe. Nie jest to ani uczucie gorące, ani wymarzone, ani (jak wskazują wszelakie znaki na ziemi i niebie) takowym się nigdy nie stanie.
Nie mając szczęścia w miłości, Rose postanawia się skupić na karierze. Rzecz idzie o awans i to poważny, a według Rose wielce zasłużony. Czyli być albo nie być dla naszej bohaterki. Układa ona plan działania, wszystko zostaje dopięte na ostatni guzik, nie ma rzeczy, której Rose by nie przewidziała, nie oszacowała ryzyka, nie przygotowała wyjścia awaryjnego...ale... jak wiadomo nie od dziś los lubi płatać figle. Nie inaczej jest i w tym przypadku. 
Nagle w hotelu pojawia się przystojny, aczkolwiek nieco ekscentryczny syn właściciela, Joe. Męźczyzna jest nie tylko konkurentem do wymarzonego stanowiska, ale także niezwykle irytującym człowiekiem, z każdym momentem coraz bardziej irytującym. Im bardziej Rose stara się go lekceważyć, tym bardziej Joe ją po prostu, najzwyczajniej w świecie wkurza. 
Między Joem, a Rose aż iskrzy na linii zawodowej. A to dopiero początek. 
Hotel szczęśliwych ślubów, to 1. wydana u nas powieść niezwykle płodnej i popularnej w wielu krajach pisarki Hester Browne. Jest to powieść pisana wg. znanego z dziesiątków innych książek scenariusza. Banał romantycznej komedii goni banał, ale...mimo to od lektury trudno się oderwać. Czyta się wyśmienicie,w  mgnieniu oka, z nieschodzącym z  ust uśmiechem. Są takie książki, które mimo, iż nie są kandydatkami do nagrody Pulitzera, które są przewidywalne do bólu, to jednak staja się najlepszymi przyjaciółkami mola książkowego i doskonałym lekarstwem na chandrę czy złą pogodę. 
Jeżeli dodamy do tego lekkie pióro autorki, wspaniale odmalowany klimat romantycznego hotelu, pełną gagów fabułę i bohaterkę, które nie sposób nie lubić, mamy powieść idealną na jesienne i zimowe wieczory. 
Zachęcam do lektury.

1 komentarz:

  1. Przypomina mi to bardzo film z Lopez w roli głównej :) W sumie lubię takie nieco banalne opowieści, więc chętnie przeczytam tę książkę!

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.