czwartek, 31 października 2019

Bez wyjścia - Charles Dickens, Wilkie Collins

Wydawnictwo MG
I nie wiem, jak tę książkę ocenić....
Dickensa uwielbiam, Collinsa bardzo lubię, ale...po kolei.
Bez wyjścia to niewielka objętościowo lektura. Liczy zaledwie 157 stron.
To dziełko (określam tak ze względu na rozmiar) dwóch pisarzy i przyjaciół: Charlesa Dickensa oraz Wilkie Collinsa. Dwaj ciekawi, wybitni twórcy. Dwie postaci tworzące zupełnie inaczej, odmienne od siebie. Obaj piszący doskonale, choć inaczej.
Rozpoczynając lekturę byłam nastawiona na lekki misz masz w stylu pisarskim. I nie zawiodłam się. W sposobie kreślenia kolejnych zdań widać pewną dwoistość, widać wyraźnie, iż piszą je inne osoby. Wyraźnie się to wyczuwa. Czy to dobrze, czy źle...sami ocenicie. Każdy może to inaczej odebrać.
Jest to opowieść o przyjaźni, miłości, lojalności, ale też o zdradzie, chciwości i podłości, która rozpoczyna się 30 listopada 1835 roku. Nie będę wam nakreślać fabuły, bo ze względu na niewielką ilość stron opowiedziałabym prawie całą historię.
Nastrój, klimat epoki są doskonale oddane. Wiktoriańskie czasy, jako żywo. Ten, kto lubi taki okres, będzie zadowolony. Ja uwielbiam ten okres, więc dla mnie była to ogromna zaleta.
Książka podzielona jest na cztery części. Każda z nich ma bardzo charakterystyczny tytuł. Żadna nie jest stricte rozdziałem. Bardziej przypominają one fragmenty scenariusza sztuki teatralnej, jej akty. Wrażenie to wzmacniają choćby tytuły części, np. Na scenie ukazują się nowe postacie. Pod tym względem rozczarowałam się. Liczyłam na krótką, ale jednak powieść. Dostałam...hmmm...nawet trudno określić co. Dobrze napisane, ale trudne do zakwalifikowania.
Tekst jest krótki, ale trudny pod względem zrozumienia. Napisany dobrym, doskonałym językiem, ale tkwi w nim historia opisana różnymi stylami, przez różnych autorów. Wprowadza to lekki chaos. Styl jednego pisarza nie bardzo się zgrywa ze stylem drugiego.
W fabule znajdziemy wszystko, co u obu pisarzy cenię. O klimacie epoki wspomniałam. Poza tym jest tajemnica i to całkiem spora, intryga i wątek miłosny. Nakreślone są one hmm tak sobie, powiedzmy na 4-. Jest to wg. mnie wynik niezgrania się obu panów.
Zawodzą też przedstawieni bohaterowie. Są sztuczni, płascy, antypatyczni, bez wyrazu, jakby ktoś wyssał z nich całą energię.
Muszę przyznać, iż współpraca obu pisarzom nie przysłużyła się. A szkoda. Każdy z nich tworząc omawianą książkę osobno napisałby coś świetnego, doskonałego. Każdy z autorów osobno tworzy genialne książki. Razem wyszło im to średnio.
Pozycja tylko dla wielkich fanów epoki wiktoriańskiej, Dickensa i Collinsa. 




1 komentarz:

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.