To moje pierwsze zetkniecie z prozą Beaty i Eugeniusza Dębskich, na pewno nie ostatnie, ale mam drobne może nie tyle zastrzeżenia, co uwagi do Dwudziestej trzeciej.
Generalnie książkę czytało się niezwykle szybko, przyjemnie, kilka razy w trakcie lektury uśmiechnęłam się. Ot idealne czytadło na plażę. Wielkiego wysiłku umysłowego książka nie wymaga. Jednak nastawiłam się na coś bardziej hmm....kryminalnego.. Tak to dobre określenie. Oczekiwałam także bardziej spektakularnego zakończenia. Bo sprawca zabójstwa podobnie jak jego powód są takie jakieś...niby życiowe, bo tak się zdarza, ale trochę mi słabo współgrają z całością książki i z wysiłkiem, jaki detektyw-amator (nie amator, czort go wie) włożył w rozwiązanie zagadki. Bo niby to (jak napisałam) mało kryminalna książka, ale jednak zabójstwo jest, dochodzenie (i to całkiem porządne) jest, więc może trochę się czepiam...
Ogromną sympatią obdarzyłam głównych bohaterów. Są nimi: profilerka Iwa (dzielnie pomagająca w śledztwie, babki nie da się nie lubić), prawie 40-letni były policjant (wyrzucony ze służby) Tomasz. Najlepsza ze wszystkich jest jednak babcia Tomasza, Roma. Jest to kobieta niesamowita z odrobiną demencji, sama siebie nazywająca zramolałą staruszką, stawiająca pasjansa, namiętnie rozwiązująca sudoku i jolki, popijająca filiżankami kukurydziankę z Kenntucky, albo inszą wódkę na myszach i wcinająca kopy jajek z majonezem (bo jej cholesterol niestraszny). Babcia Roma mnie podbiła:) Gdyby nie kilka jej celnych uwag, mam wrażenie, że jej wnuk, skądinąd były policjant z kilkunastoletnim stażem, nie rozwiązałby zagadki, z którą przyszło mu się zmierzyć.
Najciekawsza jest jednak sprawa nad jaką pracuje Tomasz. Ową sprawą jest niesłychanie dobrze płatne zadanie (300 tys. zł. polskich za miesiąc pracy), a dokładniej - wytropienie zabójcy pewnego zamożnego przemysłowca i wynalazcy genialnego gwoździa.Tomasz ma wykonać czynność, na której (że tak się wyrażę) wyłożyła się całkowicie policja. Nawet jeżeli zabójcy nie wytropi, zarobi za miesiąc wysiłku 100 tys. zł. Nic dziwnego więc, że męźczyzna przyjmuje zlecenie. Razem z Tomaszem brniemy przez zaułki Wrocławia, Dobromierza, Złotoryi, poznajemy wydarzenia sprzed kilkunastu lat, które wpłynęły na takie, a nie inne zachowanie kilku podejrzanych osób. Niektóre z owych wydarzeń budzą śmiech inne lekką grozę.
Bardzo ciekawie odmalowane są postacie, zarówno głównych bohaterów, jak i tych, których spotykamy tylko raz. Każda z osób wnosi coś do sprawy. I niby wszystko jest ok, nawet odrobinę zbyt długie rozmowy (w myślach) Tomasza z własnym ja nie przeszkadzają, ale czegoś brak. Idealnie do tego pasuje utwór Satisfaction Stonesów, który Tomasz ma ustawiony w telefonie, jako dzwonek....
Jednak mimo tej drobnej wady zachęcam do sięgnięcia po Dwudziestą trzecią. Generalnie jest to dobra książka, którą czyta się szybko, idealna lektura na trwające lato.A z tego, co widziałam w sieci, zbiera bardzo dobre opinie. Tylko moje zdanie jest trochę mniej entuzjastyczne.
Trzysta tysięcy za miesiąc pracy? Hmm... Mocno to niewiarygodne :)
OdpowiedzUsuń