poniedziałek, 13 lutego 2017

7 EW - Neal Stephenson

Wydawnictwo MAG, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.

Stephenson swoją mega książkę zaczyna mocno, bardzo mocno. Początkiem jest bowiem wybuch Księżyca. W efekcie tego Księżyc rozpada się na siedem części. Makabryczne, dziwne, niemożliwe?
Autor 7 EW udowadnia, iż wcale tak nie jest. Dodatkowo jest to tylko początek i to skromny początek całej opowieści, którą snuje na kolejnych blisko dziewięciuset stronach. Przyczyna rozpadu Księżyca jest tajemnicą prawie do końca książki.
Napisałem, iż rozpad Księżyca to dopiero początek. I tak jest. Jest to też jedno z wydarzeń, które prowadzi do apokaliptycznego kataklizmu na Ziemi. Nasza planeta staje się tykającą bombą z opóżnionym zapłonem. 7 części Księżyca rozpada się na mniejsze kawałki, które spalają się atmosferze tworząc tak niewyobrażalnie wysoką temperaturę, iż wyparowuje praktycznie wszystko łącznie z morzami, oceanami, zwierzętami. Przetrwa zaledwie garstka ludzi, która początkowo nie zdaje sobie sprawy z tego co się dzieje. Jednak w momencie, gdy sobie z tego zdadzą sprawę rozpoczyna się akcja ratunkowa. A to dopiero początek.
7 EW podzielone jest jakby na dwie części, choć niektórzy dzielą tę książkę na trzy części. Jedna to opowieść o rozpadzie Księżyca, o skutkach tego zdarzenia, o tym jak do ludzi zaczyna wszystko docierać i jak zaczynają się przygotowywać (ci co nie wyparowali) do przetrwania. Czasu mają niewiele, od momentu rozpadu Księżyca niespełna dwa lata. W tej części widzimy także postępującą w błyskawicznym tempie degradację Ziemi i to jak ludzie próbują sobie z tym poradzić. Wychodzi im to umiarkowanie dobrze.
Ta część to taki miks filozoficzno-beletrystyczno-naukowy. Jest ona bardzo porządnie napisana (zresztą, jak wszystko czego autorem jest Stephenson) dopracowana w każdym calu, aczkolwiek na plan pierwszy wysuwa się dosyć naukowe potraktowanie tematu. Stephenson słynie ze ścisłego związku literatury z nauką. Nie jest to jednak w żadnym przypadku rozprawka naukowa, ani dzieło, które do tego miana predystynuje. Nie jest to także typowa beletrystyka z mocną domieszką fantastyki. Ot ta część to taki miks, w którym autorowi wszystko udało się doskonale wyważyć. Do całego zagadnienia Stephenson podchodzi niezwykle metodycznie. Cała otoczka dot. Ziemi, ludzi jest tylko jakby tłem, szkieletem do napisania konkretnej historii, historii katastrofy i ocalenia oraz czegoś jeszcze. Niewątpliwym plusem jest to, iż w całej historii wszystko choćby nie wiem jak niewiarygodne (wszak w pewne sprawy się nie wierzy, pewnych nie dopuszcza do świadomości) jest realne. Nie ma tu miejsca na snucie nieprawdopodobnych wizji czy nierealnych scenariuszy. To najmocniejsza, a jednocześnie najstraszniejsza strona 7 EW.
W drugiej części fabułą toczy się po upływie 5000 lat. Jest to moment, gdy Ziemia nadaje już się do zamieszkania, gdy z ocalałej garstki wybranych powstają nowe kolonie ludzi. Śledzimy odradzające się życie oraz to co pozostało z Ziemi.
Stephenson po raz kolejny udowadnia, iż nauka i wykształcony człowiek są najważniejsi. W całej książce rządzą rozum i nauka. Ci, którym udaje się uratować, przetrwać, to nie są zwykli przysłowiowi Kowalscy. To ludzie doskonale wykształceni, specjaliści, osoby wyjątkowe, takie które mogą się przydać ogółowi. Można tu dyskutować czy tylko takie osoby w razie ewentualnej katastrofy zasługiwałyby na ocalenie. Można debatować nad względami moralnymi, etycznymi. Dla wielu czytelników będą one miały znaczenia. Dla autora nie mają najmniejszych. Nie chcę wdawać się w dysputy moralno-etyczne. Jeżeli ten temat was interesuje, zachęcam do lektury książki.
7 EW to najmocniejsza z książek Stephensona. Jest ona także najbardziej naukowa. Jednak bez obaw, jeżeli ta tematyka was interesuje, a nie jesteście naukowcami (podobnie jak ja) to i tak śmiało poradzicie sobie z lekturą. W książce nie ma żadnych super dziwnych naukowych określeń. Ot jest tylko hołd złożony ludzkiemu intelektowi i nauce i przekonanie, iż to te dwie kwestie są najważniejsze. Polecam. Warto.
 

 

1 komentarz:

  1. Też zauważyłem to samo, co Ty, że autor nie dba o plebs, tylko ratunek ludzi wykształconych i utalentowanych. Ogólnie książka bardzo dobra, ale część 3 najsłabsza i nieco inaczej sobie ten powrót wyobrażałem. Natomiast książka nadrabia 1 i 2. Jest bardzo dobra, chociaż do "Peanatemy" poziom niżej ma. :)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.