sobota, 17 października 2015

Co nas nie zabije - David Lagercrantz

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 3-/6
Jestem wielką, przeogromną wielbicielką Millennium pióra nieodżałowanego Stiega Larssona. Do kontynuacji książek, serii pisanych przez innego autora podchodzę z wielkim dystansem. Z reguły staram się takich twórczości nie czytać. Jednak w przypadku Millennium uległam pokusie i umiarkowanie dobrze się stało. 
Niby w Co nas nie zabije jest wszystko co być powinno w przyzwoitym kryminale-thrillerze i powieści społeczno-obyczajowej, ale czegoś brakuje. Nie ukrywam, brak mi geniuszu Larssona, który zachwycił mnie już od pierwszej strony trylogii. Brak mi także tego nieuchwytnego czegoś co mieli larssonowi bohaterowie, np. Blomkvist i Salander, o innych nie wspominając.
Lagercrantz bardzo się stara. Ale czasami to nie wystarczy. Gdybym nie porównywała książki z Millennium  byłoby tylko odrobinę lepiej. Ale skoro coś ma być kontynuacją czegoś...trudno takowych porównań uniknąć. 
Larsson swoją trylogię osadził w świecie sprzed kilku lat. Obecnie są inne realia i to w nich rozgrywa się akcja Co nas nie zabije. Nie wiem czy Lagercrantz dobrze zrobił adaptując IV tom Millennium do naszych realiów. Niby mamy XXI wiek, ale niektóre porównania, nowinki techniczne, które bohaterowie uznają za jedyne wiarygodne...śmieszą, trącą lekką myszką.
Blomkvist zakotwiczony jest jeszcze mentalnie we wcześniejszych (opisanych przez Larssona) czasach, do nowych realiów nie bardzo potrafi się zaadaptować. Jest nielubiany, tak ogólnie, a przez wielu hejterów wręcz znienawidzony. Doczekał się nawet własnego hashtaga  #jakzaczasowblokmvista, który mówi wszystko.... Blomkvist próbuje nie tylko jakoś przetrwać i ogarnąć się w nowych czasach, ale także utrzymać na powierzchni zawodowej. W tym momencie pojawia się dla niego szansa dziennikarska. Mamy bowiem informatora z newsem dot. potężnego spisku. Tylko, że...Lagercrantz jakoś tak to nędznie napisał, że nawet ja, osoba z reguły nie domyślająca się puenty, zgadłam o co chodzi i jak mniej więcej akcja się potoczy. Czyli w przypadku tego typu książek, kanał delikatnie to ujmując. Ale da się czytać. Bez radości się czyta i bez tej znanej molom książkowym nutki niepewności, napięcia co będzie dalej, ale czytać się da. Pisarz imituje styl Larssona, ale bardzo moim zdaniem nieudolnie. Osoby uwielbiające Millennium tak jak ja od razu wyczują różnicę i naśladownictwo i to kiepskie, bardzo kiepskie naśladownictwo. Uważam, że gdyby Lagercrantz napisał normalną, ludzką, swoją powieść wypadłby zdecydowanie lepiej. Gdzie mu do mistrza.
W trylogii bardzo, bardzo lubiłam Lisbeth Salander, wiernie jej kibicowałam. Salander z IV tomu to niby ta sama osoba, ale jednak inna. Nadal komputerowy świat stoi przed nią otworem, ale kobiecie brak czegoś, pazura, ikry, jaj za przeproszeniem...no czegoś brak. Jest jakaś taka niedorobiona, mdła, budyniowa...no sorry, takie mam skojarzenie.
Minus należy się Lagercrantzowi także za brak sensownych, nowych (!!!) zaznaczam bohaterów. Bazując na larssonowych postaciach przerobił je na jakieś nędzne imitacje oryginałów. 
O Lisbeth wspomniałam wyżej. Z pozostałymi osobami jest nie lepiej. Lagercrantz zrobił z nich jakieś mdłe pianki nie pełnokrwiste postaci. Niektóre działania naśladowcy dot. bohaterów trylogii wołają o istną pomstę.
Na dodatek ilość wątków pobocznych, odnóżek idących od głównego pnia historii... o matko... można się zagubić i to porządnie. Niby wszystko zostaje doprowadzone do końca, ale po jakie licho tyle tego? Odchudzona fabuła byłaby sensowniejsza i bardziej strawna dla czytelnika. 
To takie główne zarzuty. 
Generalnie czytanie Co nas nie zabije sprawi wielbicielom Millennium autentyczny ból, aż zębami będą zgrzytać. 
Tak obiektywnie to stwierdzam, że nie jest to bardzo zła książka, nie wybitna, ale nie najgorsza. Jednak naśladownictwo Larssona przyniosło więcej szkody niż pożytku i sprofanowało Millennium. Stieg się w grobie przewraca. 

3 komentarze:

  1. Moja opinia jest podobna do twojej: mdli bohaterowie, drewniany język (tłumaczenie??), brak napięcia, zbyt dużo teoretycznych nudnych wynurzeń. Przeczytałam, zapomniałam. Szkoda, Larssona trudno doścignąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja opinia jest podobna do twojej: mdli bohaterowie, drewniany język (tłumaczenie??), brak napięcia, zbyt dużo teoretycznych nudnych wynurzeń. Przeczytałam, zapomniałam. Szkoda, Larssona trudno doścignąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podzielam Twoje zdanie. Strasznie mnie ta książka wymęczyła. Mdli bohaterowie i przewidywalna fabuła, z marnie budowanym napięciem. Podobnie jak Ty, w swojej recenzji stwierdziłam, że gdyby Lagercrantz nie próbował naśladować Larssona, a stworzył własny kryminał, może byłby bardziej strawny. "Co nas nie zabije" to połaszenie się na kasę, o czym tym bardziej świadczy fakt, że zostało ogłoszone, iż powstaną kolejne dwie części.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.