piątek, 6 stycznia 2017

Willow - Virginia C. Andrews

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 2/6
Ostrzegam, będzie lekki spojler.
Willow to pierwszy tom nowej sagi V.C. Andrews, autorki niezwykle popularnych Kwiatów na poddaszu. Po tę książkę sięgnęłam pamiętając sprzed lat mój zachwyt właśnie nad Kwiatami na poddaszu.
Willow ma się do Kwiatów.., jak dzień do nocy. Są dwa rozwiązania tej sytuacji - albo mój gust czytelniczy z wiekiem się zmienił, albo autorka poszła na łatwiznę i stworzyła wyjątkowego gniota.
Tym razem bohaterami są członkowie rodziny de Beers. Tytułowa Willow, młoda kobieta, pewnego dnia po śmierci rodziców dowiaduje się, iż została adoptowana. Pragnąc poznać biologicznych rodziców udaje się (zgodnie z pewnymi wskazówkami wyłożonymi niczym przysłowiowej krowie na granicy, w tym zakresie zero tajemnicy, zagadki) do Palm Beach. Tam poznaje młodego prawnika, którego obdarza uczuciem (bardzo szybko obdarza tym uczuciem i równie szybko się odkochuje - romans niczym błyskawica) i biologiczną rodzicielkę.
Przepraszam za ew. spojler, ale to koniec fabuły. Tak, dokładnie. Szkielet tej historii, choć banalny do bólu, można by wypełnić jakąś sensowną treścią, gdyby tylko autorka postarała się choć trochę. Niestety, ale Andrews tego nie zrobiła. Dzięki temu mamy gniota tak banalnego, aż zęby bolą. Mimo, iż początek był obiecujący, to im dalej, z każdą kolejną przeczytaną stroną było coraz gorzej.
Początkowo zapowiadane przez autorkę tajemnice jakoś tak rozmyły się w gąszczu banalnej i nudnej opowieści, więc nie liczcie na jakikolwiek dreszczyk emocji. Nawet kwestia adopcji Willow, która na początku książki była jakby punktem startowym...nie wiadomo jakim cudem zniknęła w szeregu romansów i przyjęć elity Palm Beach.
Otrzymacie zamiast tego przydługie, nudne, opowiedziane stylem z harlequinów streszczenie życia bogaczy w luksusowym Palm Beach. To zdecydowanie za mało, żebym zachęcała was o lektury Willow, tym bardziej, iż opisy są bardzo długie i drobiazgowe i bardzo, bardzo infantylne. Rozkładanie na czynniki pierwsze przyjęcia w luksusowej rezydencji nie jest moją ulubioną lekturą.
Poza tym sama bohaterka...na początku w miarę sensowna osoba, z każdym kolejnym rozdziałem bardziej taka jakaś niedorobiona, nieogarnięta, sama nie wiedząca czego chce.

Książkę tylko cudem doczytałam do końca. Sama sobie się dziwię. Jednak z tyłu głowy ciągle miałam wspomnienie o Kwiatach na poddaszu i nadzieję, że może jednak coś się zmieni w Willow. Próżne to były nadzieje.
Próbowałam wymyślić, co napisać, żeby jednak zachęcić was do lektury Willow. Długo myślałam i doszłam do wniosku, iż nie ma niczego takiego. Zdecydowanie odradzam lekturę Willow. Nawet cukierkowatość światowego blichtru i czytanie o wydawanych przyjęciach ma swoje granice. Nie wiem, co kierowało autorką, gdy tworzyła Willow, chyba tylko chęć zarobku.

4 komentarze:

  1. uuuu tak słabo? A już Ci miałam zazdrościć, że JUŻ ją mogłaś przeczytać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to nie zazdrość. Bardzo słabo. Aż sama jestem niemile zaskoczona.

      Usuń
  2. A po Autorce spodziewałam się czegoś innego :(

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.