niedziela, 22 lutego 2015

Snajper. Historia najniebezpieczniejszego snajpera w dziejach amerykańskiej armii.

Wydawnictwo Znak, ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża.
 
Chris Kyle służył w wojsku w latach 1999-2009 i czterokrotnie wyjeżdżał na misje do Iraku. Był dwukrotnie ranny i sześciokrotnie przeżył bliski wybuch miny, w czasie II Bitwy o Faludźę zastrzelił 40 rebeliantów. W Ar Ramadi wrogowie nazwali go Szajtan ar-Ramadi (Diabeł z Ramadi) i wyznaczyli nagrodę za jego głowę. Najbardziej spektakularnym sukcesem snajpera było zastrzelenie bojownika uzbrojonego w wyrzutnię rakiet z odległości 1920 m. Kyle był wielokrotnie nagradzany medalami za odwagę, m.in. dwa razy otrzymał Medal Srebrnej Gwiazdy. W Iraku współdziałał m.in. z GROM-em. Chris Kyle zginął 2 lutego 2013 roku w wyniku postrzelenia. Został zastrzelony przez żołnierza, cierpiącego na stres pourazowy, któremu pomagał. 11 lutego 2015 roku rozpoczął się proces Eddiego Ray Routha, mordercy Chrisa Kyle`a.
Bez wątpienia był najlepszym amerykańskim, a wielu twierdzi, ze także światowej klasy snajperem. Niniejsza książka to zapis jego wspomnień, autentyczna historia człowieka wyjatkowego. Bo jak inaczej określić kogoś o takich przymiotach i tyle lat działającego, jako snajper.Jest to pozycja bez zaskakujących zwrotów akcji (bo w sumie przed rozpoczęciem lektury mniej więcej wiemy czego można się spodziewać), ale za to książka trzymająca w napięciu już od pierwszej strony.
Snajper, to pozycja przede wszystkim o odwadze, niesamowitym charakterze i walce - ze sobą, swoimi ułomnościami, przeciwnościami losu, a przede wszystkim o walce za ojczyznę. 
Książka napisana jest prostym, przemawiającym do czytelnika językiem. W przypadku takiej tematyki, to wielka zaleta. 
(...) Znajdowaliśmy się na dachu starego podniszczonego budynku stojącego na skraju miasteczka, przez które mieli przejść marines. Pod nami wiatr rozmiatał po zniszczonej drodze pył i papiery. Śmierdziało jak w kanale ściekowym – ten typowy dla Iraku odór był czymś, do czego nigdy nie udało mi się przywyknąć.
– Nadchodzą marines – powiedział dowódca, kiedy budynek zaczął drżeć. – Obserwuj.
Spojrzałem przez celownik. W pobliżu nie było nikogo poza tą kobietą i jednym czy dwojgiem dzieci.
Patrzyłem, jak zbliża się oddział naszych. Dziesięciu młodych dumnych marines w mundurach wyskoczyło z pojazdów i sformowało się w szyku patrolowym. Kiedy Amerykanie się ustawiali, kobieta wyjęła coś spod ubrania i pociągnęła za to. Odbezpieczyła granat. W pierwszej chwili nie zdałem sobie z tego sprawy.
– Zdaje się, że to coś żółtego – powiedziałem do szefa, opisując, co widzę, podczas gdy on też obserwował. – Żółte i ma...
– Ona trzyma granat – powiedział dowódca. – To chiński granat.
– Cholera.
– Strzelaj.
– Ale...
– Strzelaj. Zdejmij ten granat. Marines...
Zawahałem się. Ktoś próbował połączyć się z marines przez radio, ale nie mogliśmy ich wywołać. Szli wzdłuż ulicy, kierując się w stronę kobiety.
– Strzelaj! – padł rozkaz.
Pociągnąłem za spust. Kula wyleciała w lufy – strzeliłem. Granat upadł. Kiedy wystrzeliłem po raz drugi, granat wybuchł. To był pierwszy raz, kiedy zabiłem kogoś z karabinu snajperskiego. A także pierwszy raz w Iraku – i jedyny – kiedy zabiłem kogoś innego niż biorącego udział w walce mężczyznę. Miałem obowiązek strzelić i nie żałuję tego. Ta kobieta i tak by zginęła.
Ja tylko zadbałem o to, żeby nie zabrała ze sobą żadnego z marines.
Było jasne, że chce ich zabić, ale to nie wszystko: nie zwracała najmniejszej uwagi na nikogo w pobliżu, kogo mógł rozerwać granat albo kto mógł zginąć w wyniku otwarcia ognia. Nie obchodziły ją ani dzieci na ulicy, ani ludzie w domach, może nawet jej własne dziecko...
Była za bardzo zaślepiona przez zło, żeby zwracać na nich uwagę. Chciała po prostu ze wszelką cenę zabić Amerykanów.
Moje strzały ocaliły kilku rodaków, których życie było w oczywisty sposób warte więcej niż wynaturzona dusza tej kobiety. Mogę stanąć przed Bogiem z czystym sumieniem i odpowiedzieć za to, co zrobiłem. Ale szczerze i głęboko znienawidziłem zło, które opętało tę kobietę.
Nienawidzę go po dziś dzień. (...)

5 komentarzy:

  1. Na pewno przeczytam, zresztą na film również mam chęć - jestem ciekawa czy otrzyma Oscara.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lektura nie dla mnie, ale mężowi na pewno przypadnie do gustu

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś dla mnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. I film wchodzi do kin właśnie., Znakomita historia i do tego prawdziwa....

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.