niedziela, 24 listopada 2013

Dzienniki ze Spandau - Albert Speer

Wydawnictwo Magnum, Okładka miękka, 568 s.
Książkę podczytywałam od ok. 1,5 tygodnia, ale całej nie przeczytałam. Dlaczego? O tym za chwilę. Najpierw kilka słów o autorze.
Jego pełne imię i nazwisko, to Berthold Konrad Hermann Albert Speer, ur. 19 marca 1905 roku, zm. 01 września 1981 roku w Londynie. Był jednym z przywódców hitlerowskich Niemiec. W 1931 roku wstąpił do NSDAP i od tego momentu rozpoczęła się jego znajomość z Hitlerem. W 1932 roku jako architekt wykonał pierwsze zlecenia projektowe dla partii i dla Hitlera. Od tego momentu nazywany był architektem Hitlera. 5 lat póżniej został mianowany generalnym inspektorem budowlanym stolicy III Rzeszy. Rozpoczął przygotowywanie planów przebudowy miasta w stolicę świata. Był to tzw. Plan Germania. Centralnym budynkiem nowego centrum miała być wielka hala zgromadzeń, naśladująca rzymski Panteon, o kopule wysokości 300 metrów. By móc wyburzyć dużą część berlińskiego centrum, Speer osobiście nadzorował w okresie od października 1941 roku do kwietnia 1942 roku deportację 23 tysięcy Żydów niemieckich. Ich  mieszkania potrzebne były do przesiedlenia mieszkańców z wyburzanych budynków.
Na przełomie 1941 i 1942 roku Speer dostaje nowe zadania. Jest ministrem uzbrojenie Niemiec. Do nowego zadania przykłada się z równą energią, co do prac architektonicznych. Jego staraniom przypisuje się fenomenalny rozwój niemieckiej produkcji wojennej od 1942 roku. Po raz kolejny objawia się jego geniusz. Historycy są zdania, że był genialnym planistą o wyjątkowych zdolnościach. Był wg. potomnych także przykładem najbardziej twórczego umysłu technicznego I połowy XX wieku. Potrafił planować na wielką skalę i wprowadzać na bieżąco niezbędne korekty. Szkoda, że działał dla Hitlera w czasie II wojny światowej. 

Nie będę dalej opisywać jego dokonań, jest ich zbyt dużo i nie w tym rzecz. Chciałam nakreślić sylwetkę i rolę, jaką Speer odegrał w przebiegu wojny. Chodzi mi o kwestię, czy zdawał sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów i holokaustu jako takiego, czy nie. 
Po zakończeniu II wojny światowej, Speer zostaje aresztowany i osądzony w procesach w Norymberdze. Został skazany na 20 lat więzienia. Oskarżono go m.in. o organizację deportacji milionów robotników przymusowych do Niemiec. Przyznał się do winy i jako jedyny z oskarżonych wyraził skruchę i ubolewanie. 
W trakcie pobytu w więzieniu napisał swoje wspomnienia, które zostały opublikowane w 1969 roku. Chodzi o Dzienniki ze Spandau, które wam w tej chwili prezentuję. Książka jest podzielona na 20 rozdziałów, czyli tyle lat, ile Speer spędził w więzieniu. Jest to unikalny na skalę światową opis najbliższego otoczenia Hitlera, jego samego i stosunku Speera do wojny, holokaustu i całości kwestii. Speer próbował w dziennikach umniejszyć, a nawet zniwelować całkowicie swoją rolę. I tu zmierzam do sedna, dlaczego nie przeczytałam całej książki. Autor i jego wybielanie własnej osoby, utrzymywanie  na przykład, że nic nie wiedział o obozach zagłady, doprowadziły mnie (przyznaję z ręką na sercu) do furii. Wiem, że Speer już nie żyje, że to książka i koszmaru holokaustu nic nie zmieni, ale nie przyjmuję do wiadomości, że człowiek będący prawą ręką Hitlera, przyjażniący się z nim, nadzorujący wysiedlenie tysięcy Żydów, patrzący na to co wyprawia Hitler, nie zdawał sobie sprawy z holokaustu. Nie przyjmuję tego do wiadomości i już. Do lektury książki zachęcił mnie mąż, pasjonata wszystkiego, co z II wojną związane. Jego interesuje kwestia wojskowa, militarna, bitwy, broń etc, mnie kwestia psychologiczna, socjologiczna. Wiele razy zastanawiałam się, czy Niemcy (ludzie) na prawdę w większości przypadków nie zdawali sobie sprawy z tego co wyrabia ich führer, do czego prowadzą podejmowane przez niego działania? Jeżeli chodzi o przeciętnego niemieckiego Kowalskiego, powiedzmy mam mieszane uczucia, ale jestem skłonna przyjąć, że mógł on nie widzieć, a jak się dowiedział nie chciał uwierzyć. Jednak Speer, człowiek niesamowicie inteligentny, wykształcony, będący całą wojnę tuż obok Hitlera miałby żyć w nieświadomości? Nie, w to już nie uwierzę. Wizerunek "dobrego nazisty", jaki we wspomnieniach prezentuje, jest oburzający. Słowa "dobry" i "nazista" wykluczają się moim zdaniem. A na takiego Speer się kreuje. Co prawda przyjmuje odpowiedzialność za część zła, jakie wyrządziła np. broń, której produkcję zwiększył od 1942 roku. Jednak moim zdaniem to tylko maska oznajmiająca - patrzcie, gdybym wiedział co Hitler wyprawia, przyznałbym się. 
Dodatkowo wspomnienia z okresu wojny przeplatane są opisami dnia codziennego w więzieniu w Spandau. Utyskiwania Speera, jak mu ciężko, gdyby to był ktoś inny, spowodowałyby współczucie. Jednak nie w tym przypadku. Maksymalna hipokryzja Speera doprowadziła mnie do "szału". I dlatego nie dotrwałam do końca Dzienników... 
Mój mąż (podchodzący do sprawy spokojniej) przeczytał książkę całą. Jego zdaniem najciekawsze są opisy Speera dot. samego Hitlera, jego zachowań, kompleksów oraz dnia codziennego w więzieniu. 
Oboje jesteśmy zdania, iż dobrze się stało, że Wydawnictwo Magnum wznowiło tę pozycję. Jest ona ważnym źródłem wiedzy psychologicznej, historycznej i (jak w moim przypadku) lekturą, która maksymalnie podnosi ciśnienie. 
Zachęcam was do sięgnięcia po Dzienniki ze Spandau, chociażby dlatego, żebyście sprawdzili, jak wy zareagujecie. Jestem przekonana, iż każdy odbierze zapiski inaczej.  

6 komentarzy:

  1. Widzę, że jest ta bardzo interesująca publikacja. Zwłaszcza jestem zainteresowana wątkami związanymi z osobą Hitlera.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnie jak Ty uważam, że jest to niemożliwe, aby Speer nie wiedział o holocauście, o tym co dzieje się w Trzeciej Rzeszy, zwłaszcza, że znajdował się w najbliższym kręgu Hitlera. Co do bierności społeczności niemieckiej, to nie było to takie proste przeciwstawić się, gdyż za to groziła kara, a nawet śmierć. Również Niemcy byli zastraszani. Ci, którzy mogli i chcieli, działali w ruchu oporu.
    Dzienników Speera nie czytałam, ale są już na mojej liście i na pewno po nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa jak odbierzesz Speera i jego dziennik.
      Fakt, owa "bierność" Niemców to kwestia bardzo dyskusyjna.Dlatego nie neguję że niemiecki Kowalski mógł nie wiedzieć, albo się bać wiedzieć. Absolutnie tych ludzi nie potępiam. Natomiast dla Speera wg. mnie nie ma wytłumaczenia. Ok, uważał, ze to co robi on i poczynania Hitlera są słuszne, ale dlaczego nie miał odwagi się do tego przyznać?!

      Usuń
  3. Wielu Niemców wierzyło w Hitlera, wielu Polaków wierzy w zamach w Smoleńsku. Wszystko jest kwestią odpowiedniej propagandy. Co do samych Dzienników, to warto je przeczytać, mimo tego, że Speer się wybielał. Sąd mu poniekąd uwierzył - dostał stosunkowo mały wyrok,
    No ale ocenię, jak przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.