Miniony tydzień ze względów osobistych i zdrowotnych, był dla mnie bardzo trudny. Nic więc dziwnego, iż szukałam lekkiej, relaksującej, ale i dającej porządną dawkę pozytywnej energii książki.
Sto dni szczęścia okazało się strzałem w przysłowiową dziesiątkę.
Po raz pierwszy zgadzam się z napisem, który widnieje na okładce: To powieść o cieszeniu się każdą chwilą życia, o sile przyjaźni i nadziei. Będziesz się śmiać przez łzy.
Sto dni szczęścia nie jest poradnikiem, jest powieścią.
Choć jakby tak się zastanowić...to taki miks 2 w 1. Książka nie tylko ukazuje perypetie Annie i Polly, dwóch diametralnie różniących się od siebie kobiet, ale także pokazuje czym jest szczęście i czy szczęściu można wyjść na przeciw, czy można je sprowokować.
Annie to nieszczęśliwa, bez nadziei na lepsze jutro, nie żyjąca, a wegetująca kobieta. Straciła wszystkich, których kochała. Czy można wyobrazić sobie coś bardziej dramatycznego?
Polly to pogodna, energiczna kobieta, która stawiając przed Annie niebagatelne wyzwanie ratuje ją przed pogrążeniem się w jeszcze większej beznadziejności, smutku, depresji.
Polly postanowiła, iż nauczy Annie być szczęśliwą i zrobi to w 100 dni? Czy to w ogóle możliwe?
Trudno cokolwiek więcej napisać o fabule, żeby nie zdradzać niespodzianek, które na was czekają. Przyznam tylko, iż ja byłam totalnie zaskoczona (w sensie jak najbardziej pozytywnym). Książka mnie urzekła, porwała, zaczarowała i przyznam wam się, że żałuję, iż już skończyłam ją czytać.
Obie bohaterki są wspaniałe. To taki typ postaci, które lubi się od pierwszej strony i aż do końca wiernie im kibicuje. Każdą z nich większość kobiet chciałaby mieć za przyjaciółkę, siostrę. To ważne szczególnie w dzisiejszych, zmaterializowanych czasach, w których gro ludzi funkcjonuje w pędzie, często tylko w cyberprzestrzeni zapominając jak ważne są kontakty z drugim człowiekiem.
Eva Woods stworzyła niezwykłą, wspaniałą, pogodną, będącą pełnym nadziei plasterkiem na zbolałą duszę książkę.
„Wierzę, że zawsze można znaleźć nadzieję, nawet w najgorszych chwilach życia” – mówi Eva Woods, i ja się z nią w 100% zgadzam.
Gorąco zachęcam was do lektury tej z pozoru banalnej, zdającej się jedną z wielu, a naprawdę tak niezwykłej książki. Jestem przekonana, iż będziecie na przemian śmiać się do rozpuku, uśmiechać z czułością, połykać łzy wzruszenia, a nawet trochę zazdrościć głównym bohaterkom. Bo jak nie zazdrościć komuś, kto na swojej drodze spotka kobietę taką jak Polly? Jak nie zazdrościć komuś, kto przeszedł taką magicznie pozytywną metamorfozę jak Annie?
Sto dni szczęścia to książka na każdą porę roku, dnia i na każdy stan duszy. Polecam.
Miło mi poinformować, iż lada dzień na moim blogu będzie ogłoszony konkurs, w którym do wygrania będzie egz. tej właśnie książki.
Kusząca recenzja :)
OdpowiedzUsuńKsiążka ogromnie mi się podobała. Zaprzyjaźniłam się z Annie i Polly i mam nadzieję, że zostaną ze mną na długi czas
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ta książka. :)
OdpowiedzUsuńChętnie ją przeczytam!
OdpowiedzUsuń