piątek, 17 listopada 2017

Śpiące królewny - Stehen King, Owen King

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża.

Sięgam po wszystko, co Stephen King napisał. Tym razem dodatkowym bodźcem do lektury był fakt, iż mistrz grozy książkę napisał wspólne ze swoim synem Owenem.
Byłem ciekaw, jak panom King poszło, czy da się odróżnić fragmenty pisane przez ojca i syna. I od razu napisze, nie udało mi się to. Nie bylem w stanie określić bez wątpliwości, które fragmenty pisał Stephen, a które w zasadzie u nas nie znany Owen.
Książka jest ciekawa, choć nie ukrywam, fabuła do najbardziej oryginalnych nie należy. Wydaje się być w pewnym stopniu zbitką kilku znanych filmów, jak chociażby Kokon oraz Skazani na Shawshank, ale nie tylko. W Śpiących królewnach jest także odrobina Buicka 8 oraz Mrocznej Wieży. Do tego wszystkiego Kingowie dodali jednak także sporo swojego novum.

O fabule mogę tylko napisać tyle, iż wszystko zaczyna się od epidemii, na skutek której kobiety na całym świecie zapadają w sen, który przypomina śpiączkę. Wtedy ich ciała zostają spowite poprzez twór podobny do kokona. To dopiero początek. 
Celowo nie nakreślam wam bardziej szczegółowego rysu fabuły. Jest ona dosyć rozbudowana, wielowątkowa (choć tak naprawdę, główny wątek jest jeden) i w niektórych momentach odrobinę chaotyczna. Jednak od razu zaznaczam, z owego lekkiego chaosu Kingowie wychodzą bardzo dobrze, obronną ręką, wszystko doprowadzone jest do końca, nic nie jest urwane, wszystko ma przysłowiowe ręce i nogi.
Na kolejny plus należy autorom poczytać doskonale nakreślone sylwetki bohaterów. Niezależnie do tego, czy jest postać pierwszo- czy drugoplanowa, Kingowie zadbali o jej dokładne przedstawienie.
Bardzo dobrze nakreślony jest także klimat małego miasteczka i wszystko, co z nim związane.
Jednak mimo pewnej wtórności, Śpiące królewny czyta się dobrze, momentami bardzo dobrze, chociaż brak w książce tego nieuchwytnego czegoś, co miały np. Misery, To, Bastion. Poza tym tandemowi ojciec-syn udało się tak wszystko połączyć, tak doprawić wyciśniętymi z fabuły do maksimum sokami, iż lektura zajmująca kilkanaście godzin jest sporą przyjemnością.I choć nie jest to najlepsze dzieło Stephena Kinga, sądzę, iż każdy fan tego autora będzie lekturą usatysfakcjonowany.




 

3 komentarze:

  1. Bardzo lubię książki Kinga i chętnie po nie sięgam. ''Śpiące królewny'' również mam w planach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już nawet nie pamiętam kiedy przeczytałam coś autorstwa Kinga. Jakoś tak w pewnym momencie drogi nam się rozeszły. Ale nie wykluczam tego, że znów się zejdą. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz więcej punktów wspólnym mam z mężem. Gość ma dobry gust. :D A propos Kinga i tej książki to mam podobne zdanie, choć ja osobiście uważam, że to Stephen napisał 90%, a całą resztę syn, bo ja widziałem tam same elementy charakterystyczne dla twórczości seniora. I ciekawa kwestia, że książka mocno trąci feministycznymi ideami, o czym nie wspomniałeś. Co ciekawe to książka napisana przez dwóch Panów, heteroseksualnych ujmijmy. Co te żony z nimi zrobiły. :P

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.