Wywiad z Agnieszką Pruską...
Anne18
- Czy Pani zdaniem kiedyś powstanie lub już powstał kryminał , który spodoba się wszystkim nawet najbardziej "wybrednym" fanom gatunku.
Nie sądzę. Tak naprawdę co czytelnik, to inne oczekiwania, wymagania. Nie mówię tego jako autorka, ale właśnie jako czytelnik i osoba mająca wśród znajomych osoby czytające zdecydowanie więcej niż statystyczny Polak. Jedni wolą bardziej krwawe opisy, inni udział mafii, jeszcze inni intrygi polityczne albo szpiegowskie lub kryminał z wątkiem miłosnym...ile ludzi tyle opcji. Połączenie wszystkiego w jednej książce nie wydaje mi się możliwe, chyba można by się było pogubić w tym wszystkim. Nie byłoby też celowe, przecież jest tak olbrzymi wybór książek na rynku, że każdy może znaleźć coś, co odpowiada jego gustom. Proszę sobie przypomnieć, czy dyskutując ze znajomymi na temat przeczytanej książki nie spotkała się Pani ze skrajnie różnymi opiniami?Ja nawet u siebie w domu tak mam, nie zawsze jesteśmy zgodni oceniając to, co właśnie przeczytaliśmy. Każdy szuka czegoś innego, każdy czytelnik ma inny gust.
- Co poza tematyką powieści decyduje o tym, kto obejmuje patronat medialny nad daną książką?
Niestety, obawiam się, że to pytanie nie do mnie, takimi sprawami zajmują się wydawnictwa, nie autorzy, więc nie potrafię odpowiedzieć.
- Zapytam tak trochę kulinarnie. Jakie są podstawowe składniki dobrego kryminału, czego nie powinno w nim zabraknąć?
Ze składnikami na dobry kryminał jest podobnie jak z przepisem na sałatkę warzywną. Niby wiadomo, co wchodzi w skład, ale każdy zrobi ją nieco odmiennie. Nie każda sałatka będzie wszystkim smakowała i nie każda książka będzie się wszystkim podobała. Wszystko zależy od gustu i nie istnieje uniwersalny przepis. Poza tym, w przypadku „składników” na kryminał ich użycie lub poniechanie zależy od treści samej książki. Należą do nich na przykład: intryga, bohaterowie, ich wzajemne relacje, trup (często niejeden), zwroty akcji, odpowiednio dobrany język, opisy miejsc przestępstw, zwłok....oczywiście nie wszystko występuje w każdej książce, a wykorzystywane jest w miarę potrzeb. Powieści Joe Alexa, Piotra Pochuro czy Saszy Hady zdecydowanie się różnią, a przecież wszystkie są znakomitymi kryminałami. Osobiście lubię te książki, w których autor zwraca uwagę na pracę nie tylko policji, ale również patologa i techników dostrzegając ich wkład w rozwiązanie sprawy. Co do reszty składników, to już różnie bywa, ale zdecydowanie nie lubię kryminałów z polityką w tle.
Werka77
- Czy wydanie książki jest w Polsce czymś bardzo trudnym? (chodzi o znalezienie wydawnictwa, które zechce wydać książkę).
Jeżeli chodzi o „Literata”, to miałam szczęście, bo został wydany przez pierwsze wydawnictwo do którego wysłałam tekst. Ale z tego co się orientuję, to wydawnictwa dostają bardzo dużo tekstów – propozycji, więc zainteresowanie potencjalnego wydawcy własnym tekstem do łatwych rzeczy raczej nie należy. Kiedyś napisałam książkę na zamówienie córki, to fantastyka dla nastolatków, potem wysłałam ją do kilku wydawnictw i...cisza. Albo była do niczego, albo nikt nie był zainteresowany takim tematem, albo debiutującym autorem, nie wiem. Po kilku próbach poddałam się.
- Jak wiele w Pani książce zawarła Pani siebie?
Z samej siebie raczej niewiele. Na pewno wątki związane z aikido i zainteresowanie medycyną sądową...chyba tylko tyle. No może jeszcze nieco gustów czytelniczych.
- Czy kreując bohaterów książki, wzorowała się Pani na ludziach Panią otaczających?
Zdecydowanie tak. Cały czas spotykamy się z innymi ludźmi, napotykamy różne sytuacje, zbieramy doświadczenia, często zupełnie nieświadomie. A potem wyobraźnia wykorzystywana przy pisaniu i kreowaniu czegoś nowego czerpie z tego garściami. Natomiast ani jedna postać występująca w „Literacie”nie ma swojego odpowiednika wśród moich bliższych lub dalszych znajomych, jedna ma cechy pewnej grupy osób. Ogólnie mówiąc, przeniosłam niektóre cechy ludzi spotykanych w świecie realnym na bohaterów książki, a nie odwrotnie.
- Czy pisząc książkę, miała Pani momenty zwątpienia, kiedy sądziła Pani, że nie dokończy swojego dzieła?
Raczej nie. Lubię sam proces pisania, zbierania informacji, sprawdzania danych i już samo to jest pewnego rodzaju stymulatorem do pisania. Bo za chwilę na pewno będę musiała czegoś poszukać, poczytać na jakiś świeżo odkryty, nowy, pasjonujący temat, zapuścić się w nieznane mi dotychczas rejony. To wciąga i to nawet bardzo. Faktem jest jednak, że książka powstawała ponad rok, czasem nie pisałam przez dłuższy czas, ale to raczej ze względu na inne, również atrakcyjne, zajęcia, a nie na zniechęcenie i zwątpienie.
- Rozpoczynając pisanie pierwszej książki, od razu robiła to Pani z myślą o jej wydaniu, czy też robiła to Pani dla czystej przyjemności?
Jak już wspomniałam pierwszą książkę napisałam dla córki, nie myśląc z początku w ogóle o jej wydaniu. W przypadku „Literata”, już się z tym liczyłam, ale...to, że został wydany, to zasługa mojego męża, który mnie zmobilizował do kontaktu z wydawnictwem. Wydaje mi się, że każdy, kto pisze, ma w cichości ducha nadzieję, że uda mu się książkę wydać. Z drugiej strony, sądzę, że gdyby „Literat” nie został wydany, to i tak powstała by jego kontynuacja, pisałabym hobbystycznie, sobie a muzom, traktując to jako sposób na przyjemne spędzenie czasu.
- Czy uważa Pani, że szkolne lektury zachęcają do czytania, czy też wręcz przeciwnie? Słyszy się nieraz, że młodzi ludzie często odrzucają taką formę rozrywki, a może problem leży właśnie tutaj?
To jest trudny i w moim odczuciu kontrowersyjny temat. Mam nastoletnią córkę, która zalicza się do klanu czytających, gdy była mała, czytaliśmy jej, potem zaczęła sama, nawyk czytania został jej zaszczepiony w domu, nie w szkole. Teraz zdecydowanie nie uważa czytania za stratę czasu, wymieniamy się niektórymi książkami lub polecamy coś sobie. Natomiast do większości lektur szkolnych ma negatywny stosunek, podobnie jej znajomi. Prawdopodobnie narażę się polonistom, ale uważam, że zakres lektur powinien zostać nieco zmieniony, powinno być więcej takich pozycji, które miałyby szanse zainteresować młodzież literaturą i zaszczepić w niej na przyszłość chęć czytania, a nie tylko pokazać dorobek literacki, taki przez duże L. Bo, nie oszukujmy się, więcej osób sięga po coś współczesnego, niż po klasyków, których wszyscy niby znają, ale czytali najczęściej ostatni raz w szkole. Wyjątki są, oczywiście - ja uogólniam. Kolejną przyczyną niechęci do lektur jest, moim zdaniem będącym wynikiem obserwacji latorośli, różnica w tempie akcji w pisanych obecnie książkach i w większości tych, które są lekturami. Uczeń który przeczytał, na przykład, cykl „Feliks, Net i Nika” Rafała Kosika, może czuć się znudzony tempem akcji w „Nad Niemnem”, a nie każdy dostrzeże inne walory książki. I tu rola nauczyciela. A dobry polonista powinien umieć zainteresować uczniów prawie każdą książką, nawet taką która wydaje im się niewarta czytania. Inna sprawa, że obecnie nie trzeba czytać książki, żeby mieć o niej całkiem niezłe pojęcie. Czytanie streszczenia lektury jest na porządku dziennym, a krążąca po sieci ilość opracowań gwarantuje uczniowi możliwość znalezienia czegoś potrzebnego. Co gorsza, zdarza się, że ktoś, kto przeczyta lekturę dostaje niższą ocenę ze sprawdzianu, niż ten, który przeczyta opracowanie, w którym ma wszystko podane „na tacy”. Moje dziecko wykombinowało, że nie opłaca się czytać lektur, które są w większości tak sobie ciekawe, lepiej poczytać coś innego, a na potrzeby szkoły posłużyć się opracowaniem. I dostać lepszą ocenę. Sądzę, że tak się dzieje w przypadku znacznej części młodzieży.
Niezależnie od wpływu lektur i szkoły na późniejsze zainteresowanie książkami, uważam, że czytanie przegrywa z komputerem czy telewizorem ze względu na lenistwo potencjalnych czytelników. Tak po prostu. Łatwiej jest posłużyć się pilotem czy klawiaturą.
- Co się zmieniło po wydaniu pierwszej książki? Czy były to ogromne emocje? Czy zaczęła być Pani rozpoznawana?
Największą zmianą było to, że zaczęłam uczestniczyć w czymś, o czym nie miałam najmniejszego pojęcia. Jakoś wcześniej nie pomyślałam, że jeżeli „Literat” zostanie wydany, to w kalendarzu pojawią mi się wpisy typu „spotkanie autorskie”, „wywiad w radiu”. Ale to całkiem przyjemne zmiany. Poza nimi wszystko pozostało, tak jak było, chociaż nie, przepraszam. Zamiast kosić trawę w ogródku, odpowiadam na pytania czytelników, przedtem nie miałam takiej wymówki. Emocje związane z wydaniem były spore, ale to chyba naturalne. Odpowiedź z wydawnictwa o mało nie wprawiła mnie w trwałe osłupienie, bo nawet jeżeli po cichutku miałam nadzieję na wydanie „Literata”, to liczyłam się z długim oczekiwaniem, a książka wyszła mniej więcej cztery miesiące po wysłaniu przeze mnie tekstu. Szok. Co do rozpoznawania, to nie przesadzajmy, kto by kojarzył autora jednej książki? I szczerze mówiąc, nie chciałabym być rozpoznawana na każdym kroku, to musi być szalenie uciążliwe, na celebrytkę się zdecydowanie nie nadaję.
- Jak przyjmuje Pani krytykę? Czy jest ona budująca, czy też wręcz pogrążająca?
Zacznę od końca. Wiem o trzech negatywnych recenzjach „Literata”, pozytywnych jest przytłaczająca większość, więc na pewno ta krytyka mnie nie pogrążyła. Nieco zdumiała, owszem. W każdym z tych przypadków, oprócz zastrzeżeń natury ogólnej, występuję wspólną cecha jaką jest podniesienie, według mnie mało istotnych szczegółów do rangi cech charakteryzujących książkę, bohatera a nawet mnie samą. Ale może to tylko mnie się wydaje, że to małe istotne szczegóły? Każdy ma prawo do własnej opinii, a że nie wszystkim wszystko się podoba, to raczej naturalne i trudno oczekiwać czegoś innego. Zainteresowanym mogę zdradzić, że zostałam posądzona, o to iż ciocia Lusia to moje alter ego, jedną z istotnych cech Uszkiera, jest to, że lubi kąpać się w wodzie, którą przygotowała sobie żona, a książka jest pochwałą policji i... duchowieństwa! A moja koleżanka będąca wojującą antyklerykalistką nie zauważyła tego! I właśnie to w książkach jest piękne, że każdy odbiera czytany tekst inaczej, każdy oczekuje czegoś innego i co innego lubi. Poza tym podczas czytania recenzji rzuciła mi się w oczy jeszcze jedna rzecz. Często zdarza się, że coś ganione przez jednego recenzenta jest chwalone przez innego, to ciekawe doświadczenie i ukazuje, jak różne są oczekiwania odbiorcy. Takim przykładem jest na przykład sam Barnaba Uszkier, jednym podoba się, to, że jest „inny”: ma dom, rodzinę, szczęśliwe, poukładane relacje z najbliższymi. Innym nie: woleliby, aby nie był taki...wzorowy i szczęśliwy. Niestety nie ma takiej możliwości, aby zaspokoić oczekiwania wszystkich, to absolutnie nie jest możliwe. Sensowna krytyka jest niezmiernie wartościowa, już z niej skorzystałam przy pisaniu dalszych przygód Uszkiera. Na przykład kilka osób, nie znających się, więc nie komentujących książki we własnym gronie, zwróciło mi uwagę na to samo. Brakowało im omówienia motywów działania mordercy, niby przewija się to przez całą książkę, ale przydałoby się końcowego podsumowanie. Konstruktywne krytyczne uwagi, zawsze są przeze mnie mile widziane, poza tym świadczą o tym, że ktoś zadał sobie nieco trudu, aby przeanalizować to, co przeczytał. Z niektórych uwag zapewne skorzystam.
Kwiatusia
- Kiedy narodziła się u Pani chęć pisania? Czy w tej chwili spontanicznie chwyciła Pani za długopis, usiadła przed klawiaturą komputera; a może wróciła Pani do tego pomysłu po pewnym czasie?
Chęć pisania, czy chęć napisania kryminału? Swoją pierwszą „książkę”napisałam w podstawówce, była rozwinięciem wypracowania, i zajmowała chyba cały zeszyt A4. Wzorowałam się nieco na „Tapatikach” pani Marty Tomaszewskiej (super książka dla dzieci), poleciałam z rodziną i psem w kosmos i miałam sporo przygód. Tytuł mówiący sam za siebie „My i Księżyc”. Jeżeli chodzi o kryminał, to chęć się objawiła niedługo przed jego napisaniem. Nie nosiłam się z tym pomysłem przez kilka lat, można powiedzieć, że od razu wszedł w fazę realizacji. Nie siadłam jednak natychmiast do klawiatury pisząc książkę z marszu. Na początku zaczęłam spisywać pomysły, powstał jakiś plan i ogólne założenia oraz lista rzeczy do sprawdzenia.
- Co czuje autor który pisze ostatnie zdanie swojej książki?
Mogę się wypowiedzieć jedynie za siebie, nie wiem co odczuwają inni, podejrzewam, że mogą to być skrajnie różne odczucia. Ja miałam dwie myśli, pierwsza: „a teraz trzeba to posprawdzać” , druga dotyczyła możliwości zajęcia się dalszymi losami Uszkiera. Nie ukrywam, że na pewnym etapie pisania „Literata” zaczęłam zastanawiać się jakie mogłyby być jego dalsze perypetie, jaką kolejną sprawę mógłby rozwiązać. A więc z jednej strony pewna ekscytacja związana z zakończeniem pracy i perspektywą szukania wydawcy, z drugiej radość z możliwości rozpoczęcia czegoś nowego.
- Jeśli Pani najnowszy kryminał miałaby zostać wydany w formie audiobooka i miałaby Pani możliwość wyboru czytającego – kto by to był?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, a sama nie korzystam z audiobooków, zdecydowanie wolę czytać niż słuchać, poza tym czyta się szybciej. Chciałabym jednak aby głos czytającego współgrał z rodzajem tekstu, w roli tej widziałabym raczej mężczyznę niż kobietę, niższy głos jakoś bardziej pasuje mi do kryminału.
- Czy pamięta Pani tytuł pierwszego kryminału, który Pani przeczytała?
Tytułu nie pamiętam, pamiętam za to samo morderstwo i problemy związane z jego rozwiązaniem. Pamiętam też, że książka miała momenty, w których się bałam, czytałam szczelnie owinięta kołdrą. To był stary kryminał, być może nawet przedwojenny, znaleziony u kogoś z rodziny, a ofiara została zamordowana strzałem z łuku (kuszy?), który padł przez zakratowane okno. Może ktoś z Państwa spotkał się kiedyś z taką książką? Natomiast następne było „Wszystko czerwone” Joanny Chmielewskiej, od którego nie mogłam się oderwać i czytałam nawet po drodze do sklepu płacząc ze śmiechu.
- Jaki kryminał wywarł na Pani największe wrażenie?
Bardzo trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Czasem odczucia po lekturze (nie tylko kryminału) mimo, że wydają się na początku niezatarte bledną po przeczytaniu kolejnej, albo odwrotnie, dopiero po pewnym czasie uświadamiam sobie, jak duże wrażenie wywarła na mnie jakaś książka. W ostatnim czasie jestem pod wrażeniem książek Eliota Patisona, w których głównym bohaterem jest więzień chińskiego obozu pracy, były inspektor, a akcja toczy się na terenie Tybetu. Pierwszą książkę z cyklu, „Mantrę czaszki” ktoś mi polecił, przeczytałam i dokupiłam resztę. Czytelnik poznaje stosunki panujące w Chinach, sytuację ludności zamieszkującej Tybet, spotyka się z mnichami buddyjskimi. Egzotyka. A wszystko to towarzysząc byłemu inspektorowi podczas rozwiązywania zagadki kryminalnej. Dodatkowym plusem jest to, że Patison bywa tam, a nie tylko zna Chiny i Tybet z książek i telewizji, więc można mieć nadzieję, że wie o czym pisze.
- Czy pisze Pani teraz kolejny kryminał, jeżeli tak to proszę nam zdradzić kto będzie ofiarą :)?
Kolejna część przygód nadinspektora Uszkiera jest już napisana i wysłana do wydawnictwa, do trzeciej zbieram materiały, bo będzie dotyczyła obcego mi środowiska. Kto jest kolejną ofiarą? Mężczyzna w średnim wieku, poświęcający sporo czasu na realizację swojego hobby, mieszkaniec Gdańska.
- Czy zamierza Pani pisać tylko kryminały? Czy inne gatunki powieści pojawią się w Pani twórczości?
Jeżeli miałabym napisać coś innego niż kryminał, najprawdopodobniej była by to powieść fantastyczna, a na pewno ani nie romans, ani nie horror. Może kryminał z elementami fantastyki albo fantastyka z wątkiem kryminalnym? Trochę mnie również kusi spisanie bajek wymyślanych przez babcię i opowiadanych mi w dzieciństwie, ale to raczej dla siebie, tak na pamiątkę , nie z myślą o publikacji.
- Czym jest dla Pani pasja? Czy wyobraża sobie Pani życie bez niej?
I znowu zacznę od końca. Nie, nie wyobrażam sobie życia bez pasji, bez realizowania hobby, takiego życia praca- dom, praca-dom i nic więcej. Znam osoby, które tak funkcjonują i jest im z tym dobrze, są szczęśliwe i nie próbują nawet czegoś innego, ale ja bym tak nie potrafiła. Pasją może być zarówno zdobywanie górskich szczytów jak i gotowanie czy robienie na drutach lub oglądanie filmów, nie wspominając o tak przyjemnej czynności, jak czytanie książek. Jest tyle możliwości, że każdy może się realizować w inny sposób. Pasja jest dla mnie odskocznią od codzienności, przeniesieniem się w nieco inną rzeczywistość, zostawieniem, chociaż na chwilę, problemów dnia codziennego. Poza tym realizacja pasji wiąże się się niejednokrotnie z poznawaniem nowych ludzi dzielących te same zainteresowania, wymianą doświadczeń, trudno tego nie docenić. Gdybym nie trenowała aikido, nie poznałabym połowy swoich znajomych, ba, nawet nie wiedziałabym o ich istnieniu. Dużo bym straciła. Poza tym w moim przypadku tak się składa, że z częścią znajomych mam podobne zainteresowania czytelnicze, więc wymiana książek i opinii na ich temat kwitnie w najlepsze, współdzielimy kolejną pasję.
- Sezon urlopowy w pełni więc proszę nam zdradzić jakie są Pani plany urlopowe? Czy jest jakieś miejsce do którego lubi Pani wracać?
Niestety jestem już po urlopie, być może uda mi się jeszcze wyjechać we wrześniu, ale na razie to tylko plany. W tym roku wakacje spędzałam na Warmii, i mimo pewnych obaw związanych w pobytem w dość dużym ośrodku, znakomicie wypoczęłam. Miejscem, do którego wielokrotnie powracam jest Chorwacja, a zwłaszcza Trogir. Wiem, wiem, tam też jest tłok, ale mamy swoje sprawdzone „odludne” miejsca na Ciovo. Od lat jeździmy do zaprzyjaźnionych gospodarzy, co ciekawe, jest to mieszane małżeństwo chorwacko-serbskie żyjące w zgodzie od półwiecza.
Prowincjonalna nauczycielka
- Co najtrudniej jest Pani opisać? Przed czym się Pani wzdraga? Do czego brak Pani słów? (to jedno, rozbudowane pytanie)
Nie wiem, chyba jeszcze nie wiem. Sądzę, że mam za małe doświadczenie, żeby jednoznacznie to określić, ale mam pewne przypuszczenia. Niechętnie opisywałabym tragedie związane ze zwierzętami, na przykład opis maltretowanego psa lub kota sprawiłby mi na pewno problem, byłbym w to za bardzo zaangażowana emocjonalnie. Nie chciałabym również wdawać się w rozważania natury politycznej czy religijnej, chyba, że byłoby to istotne ze względu na przebieg akcji, miało znaczenie dla całości problemu i wpływało na bieg wydarzeń. Te tematy zawsze budzą duże emocje i kontrowersje i czasem mogą przysłonić sam wątek kryminalny. Poza tym osobiście lubię kryminały, w których policja zajmuje się łapaniem przestępców a nie angażuje w politykę, więc i w „Literacie” jej nie ma. Do czego brak mi słów? Do niektórych opisów i na pewno przy tematach, z którymi nie mam na co dzień do czynienia, fachowego nazewnictwa związanego z czymś nietypowym. W tej chwili właśnie zbieram materiały i uzupełniam swój słownik w związku z kolejną książką, niby mam trochę kontaktu ze środowiskiem, które będę opisywała, ale to za mało, trzeba się podszkolić. Dobrze, że mam u kogo.
Jola
- Pani Agnieszko-jak literaturę pani czytuje i skąd pomysł na kryminał?
Nie czytam romansów, i horrorów, nie przepadam za fantasy. Poza tym czytam prawie wszystko, zależnie od nastroju, przesycenia jednym gatunkiem, od tego co mi akurat ktoś poleci, albo od tego jaki temat mnie zainteresuje. I niekoniecznie to, co akurat jest w tej chwili największym bestsellerem, czasem kupuję w sieci książki, które kiedyś czytałam i zapadły mi w pamięci, a od jakiegoś czasu nie było wznowień. Faktem jednak jest, że proporcjonalnie najwięcej czytam książek kryminalnych lub sensacyjnych, albo takich, które traktują o rzeczach z tym związanych. Poza tym czytam książki historyczne, biograficzne, trochę fantastyki, podróżnicze, trochę popularno - naukowych. Różnie. Pomysł na kryminał jest skutkiem ilości przeczytanych kryminałów oraz książek bądź artykułów związanych z tematyką zbrodni i spostrzeżenia (szalenie „odkrywczego”), że istnieje niewiarygodnie duża ilość sposobów na pozbawienie życia. I zastanowienia, czy nie ma ludzi, którzy chcieliby „przetestować” to, co wyczytają. Nie skopiować opisaną zbrodnię i wykorzystać ją do własnych niecnych celów, a wypróbować, czy to, co zostało przedstawione w książkach, jest możliwe do realizacji.
- Gdyby stało się tak/czego pani życzę/że ktoś chciałby zekranizować Literata-jaka obsadę pani ma wymarzoną. Czy może wybór czytelników miałby jakiekolwiek znaczenie.
Nigdy nie myślałam o „Literacie” w kontekście przeniesienia książki na ekran, więc tym bardziej nie zastanawiałam się nad obsadą. I nie wiem, czy chciałabym, aby został zekranizowany, czasem film bardzo mocno odbiega od książkowego pierwowzoru, jako czytelniczka nie raz już przeżyłam takie rozczarowanie. Pani pytanie zmusiło mnie do zastanowienia, po którym nasunęło mi się spostrzeżenie, że raczej wiem, kogo bym NIE widziała w obsadzie, i nie dotyczy to konkretnych aktorów, a jest pewnego rodzaju uogólnieniem. Zaczynając od głównego bohatera: na pewno by mnie raził w tej roli mężczyzna niski, z zarysowanym mięśniem piwnym i zarostem – przyzwyczaiłam się do swojego wyobrażenia Uszkiera. I żaden cyniczny ponurak, Barnaba jest raczej ciepłym człowiekiem. W przypadku Ani Więdzik, nie odpowiadałaby mi ani brunetka, ani blondynka, gdy o niej myślę, widzę dynamicznego rudzielca z burzą dość niesfornych włosów. Z to po sierżancie Gołębiu powinno być widać, że to facet z dużym doświadczeniem i że z nie jednego pieca jadł chleb. Poza tym wolałabym aby byli to stosunkowo mało znani aktorzy, jeszcze nie zaszufladkowani, tak aby widzowie nie oglądali ich przez pryzmat poprzednich ról i nie byli do nich przyzwyczajeni. Co do drugiej części pytania, to mogę jedynie spekulować. Wydaje mi się, że obsada to działka ludzi odpowiedzialnych za produkcję i to oni decydują o niej, więc przyszła publiczność nie ma wpływu na wybór aktorów. Ale...może jakiś drobny konkurs? Ze dwie propozycje do wybrania? Jako działania promocyjne?
- Kiedy następna książka. Kryminał czy powieść obyczajowa,jaka będzie ta książka?
Kolejną książką będzie również kryminał, z tymi samymi bohaterami, nadkomisarz Uszkier i jego współpracownicy staną przed kolejnym problemem. Dalsze perypetie bohaterów już zostały wymyślone, książka napisana i przesłana wydawcy. Jej dalsze losy już nie ode mnie zależą, mogę jedynie trzymać kciuki, za to, żeby się spodobała.
- Dlaczego zdecydowała się pani uprawiać aikido? Skąd takie zamiłowanie do japońskich sztuk walki?
Aikido to kolejna dyscyplina sportowa, którą się zajmuję, kiedyś pływałam, uprawiałam judo, rekreacyjnie grałam w koszykówkę... aż przyszła kolej na aikido. A tak naprawdę, to rozpadła nam się ekipa do kosza, trzeba było sobie znaleźć inną formą ruchu, kolega zaproponował aikido i tak już zostało. Trenuję od dwunastu lat i nie czuję się znudzona, odkrywam coraz nowe możliwości. Jeżeli chodzi o zamiłowanie do wschodnich sztuk walki, to ma ono początki gdzieś w szkole podstawowej i filmach z Bruce'm Lee. Zainteresowanie przełożyło się na chęć trenowania karate, ale kiedyś nie było tyle sekcji wschodnich sztuk walki i jedyną dostępną mi opcją okazało się judo, więc skorzystałam z tego, co było osiągalne. Sądzę, ze zainteresowania, które wykiełkowały w okresie dzieciństwa lub młodości gdzieś tam w nas siedzą i czekają na swoją chwilę. Tak było u mnie z aikido.
Otrzymuje...Anne18.
Proszę o przysłanie adresu na email: anetapzn@gazeta.pl
Interesujący wywiad. Dzięki niemu dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o autorce.
OdpowiedzUsuńGratuluje również Anne18.
Dziękuję.
UsuńNo właśnie, co człowiek to chciałby inny kryminał :-)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad :) Gratulacje
OdpowiedzUsuńDziękuję za nagrodę . Właśnie wysłałam e- mail z danymi.
OdpowiedzUsuńWszystkim czytelnikom dziękuję za pytania. Czasem dopiero zadane pytanie powoduje zastanowienie, albo podsuwa myśl, która do tej pory umykała. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPani Agnieszko! Poznaliśmy się dzisiaj w Bibliotece Oliwskiej. Wszedłem na Pani stronę autorską, przeczytałem pierwszy wywiad. Ma Pani piękny dorobek pisarski jak i sporo wywiadów. Pierwszy uważnie przeczytałem i to z przyjemnością. Domyślam się, że wywiady umieszczone są w kolejności chronologicznej ich udzielania. Pozdrawiam Bardzo serdecznie, Michael Tequila
OdpowiedzUsuń