Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 2/6
Spore rozczarowanie, tym większe, iż jakiś czas temu przeczytałam świetnie napisane, doskonałe pod względem merytorycznym Chłopki. Sięgając po Ziemianki liczyłam na coś równie dobrego. Niestety książka ta nie jest nawet w połowie tak dobra, jak Chłopki.
Ziemianki z założenia miały być bardzo ciekawą książką, która omawia rzadko poruszany temat edukacji pań, panien w Polsce początku XX wieku.
Wszystko byłoby ok gdyby autorka porządnie, rzeczowo podeszła do tematu.
Zagadnienie miało być omawiane na podstawie szkoły w Nałęczowie. Dziwne, że Strzelecka bazowała na informacjach, danych tylko z jednej placówki. Ale nawet to byłoby do przyjęcia gdyby całość została potraktowana rzetelnie, dobrze pod względem merytorycznym.
Niestety, ale autorka rzuca hasłami, zdaniami, porusza pewne kwestie, niczego prawie nie kończy, większość spraw pozostawia zawieszonych w próżni, bez odpowiedzi, bez jakiejkolwiek konkluzji.
Czytając kolejne strony mamy wrażenie powielania informacji. Jedynym atutem są liczne, bardzo ciekawe zdjęcia. Jednak to zdecydowanie za mało. Zdjęcia nijak się mają do treści. Brak odnośników, brak jakiegokolwiek umocowania logicznego, kontekstowego. Brak po prostu rzetelnej pracy i sensu. A szkoda. Temat jest bardzo ciekawy i przy sporej dawce talentu i wysiłku można było napisać bardzo dobrą, ciekawą i rzetelną merytorycznie książkę.
Niestety, ale Ziemianki nie tylko nie dorównują Chłopkom, ale też same w sobie są bardzo słabą, chaotycznie napisaną pozycją. W zasadzie to zlepek informacji, ułożonych bez składu i ładu, bez jakiegokolwiek sensu i merytorycznego wysiłku. Autorka bazując na sukcesie Chłopek uważała, że wrzucając do książki garść średnio ze sobą powiązanych informacji odniesie sukces. Nic z tego. Odradzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.