środa, 18 czerwca 2025

W stronę Anny. Opowieść o Annie Iwaszkiewicz - Sylwia Góra

 


Wydawnictwo Marginesy, Moja cena 5,5/6
W stronę Anny to nie tylko biografia, ale także literacka wędrówka po świecie kobiety skomplikowanej, wielowymiarowej i w sumie bardzo mało znanej. Sylwia Góra dokonała rzeczy niezwykłej, wydobyła z cienia postać, która przez dekady istniała przede wszystkim jako „żona wielkiego pisarza”. Autorka pokazała ją jako osobną, silną indywidualność. Anna Iwaszkiewicz – z domu Hania Lilpop – zasłużyła na tę opowieść nie tylko przez swój związek z Jarosławem, ale przez to, kim była sama z siebie. Nasza bohaterka była intelektualistką, tłumaczką, kobietą pełną duchowych poszukiwań i bolesnych przeżyć, zakładniczką swojej epoki i konwenansów. 
Góra rekonstruuje jej życie niezwykle dokładnie, bazuje przy tym na dużej ilości materiałów źrdłowych. Korzysta z listów, dzienników i wspomnień zarówno Anny, jak i tych, którzy ją znali i cenili – nie tylko jako „żonę pisarza”, ale jako osobowość samą w sobie. Dzięki temu z fragmentów wyłania się kobieta zainteresowana mistycyzmem, duchowością i literaturą. To także osoba uwikłana w realia epoki, konwenanse i tkwiąca w trudnym małżeństwie. 
To, co szczególnie porusza w tej książce, to jej intymność – nie w sensacyjnych szczegółach, lecz w sposobie, w jaki autorka oddaje emocje i wewnętrzne życie bohaterki. Góra nie ocenia, nie narzuca interpretacji. Badaczka po prostu pokazuje swoją bohaterkę, jej życie, marzenia, pasje.
To także historia miłości trudnej i skomplikowanej, jaką była relacja Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. Był to związek oparty nie na klasycznym modelu małżeństwa, ale na porozumieniu dusz, współdzielonej samotności i lojalności, która przetrwała mimo wielu cichych dramatów. 
Nie można też pominąć piękna języka, jakim napisana jest ta książka. To proza piękna, a jednocześnie pełna literackiej wrażliwości. Góra umiejętnie łączy analizę biograficzną z delikatnym ukazaniem emocji i kontekstów. Czytając W stronę Anny, ma się wrażenie obcowania z czymś intymnym, osobistym, pieknym. 
W stronę Anny to książka potrzebna. Przywraca ona głos kobiecie, która była nie tylko towarzyszką życia Jarosława Iwaszkiewicza, ale jego równorzędną partnerką duchową i intelektualną. To także opowieść o zmaganiu się z chorobą, samotnością, duchowością – i o sile, jaka płynie z prób nadania sensu własnemu istnieniu. 
Sylwia Góra stworzyła portret nieoczywisty, wielowarstwowy, złożony z odcieni. To książka dla tych, którzy chcą zobaczyć więcej niż tylko znane nazwiska i literackie pomniki. To opowieść o kobiecie, która przez lata była „w tle”, i która wreszcie znalazła się w centrum opowieści. Zdecydowanie polecam.

 Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik)

poniedziałek, 16 czerwca 2025

Drugie dno - Klaudia Muniak

 



Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6
Klaudia Muniak po raz kolejny udowadnia, że potrafi stworzyć intrygującą historię, która nie tylko trzyma w napięciu, ale też skłania do refleksji. Drugie dno to połączenie thrillera psychologicznego, kryminału i klimatycznej opowieści o ludziach, którzy codziennie balansują na granicy życia i śmierci – dosłownie i w przenośni.
Akcja powieści rozgrywa się latem w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej – miejscu pełnym skalnych labiryntów, jaskiń i dzikiej przyrody. To właśnie tam dochodzi do dramatycznego wypadku. Ratowniczka GOPR-u, Marietta Wejman, zostaje wezwana do rutynowej – jak się wydaje – akcji. Jednak to, co znajduje na dnie jaskini, zmienia wszystko. Nie chodzi już tylko o ratunek. Chodzi o prawdę, której nikt nie chce znać. Ta prawda jest zbyt mroczna, zbyt skomplikowana i zbyt niewygodna. 
Z pomocą podkomisarza Łukasza Zaborowskiego, Marietta zaczyna zagłębiać się w śledztwo, które prowadzi ich przez lokalne legendy, plotki, przeszłość i kłamstwa oraz tajemnice.  Pojawiają się tropy, które zdają się nie mieć sensu, dopóki nie spojrzy się na nie z innej strony. I wtedy właśnie wychodzi na jaw drugie dno – nie tylko samego wypadku, ale też ludzi, którzy w nim uczestniczyli.
Największą siłą książki jest atmosfera. Muniak doskonale buduje napięcie – nie przez pościgi czy brutalność, ale przez poczucie narastającego niepokoju. Czytelnik nieustannie czuje, że coś jest nie tak, że coś czai się tuż za rogiem. To takie poczucie lekkiego zagrożenia, jakby coś siedziało czytelnikowi tuż pod skórą. Jaskinie, wąskie przejścia, wilgotne korytarze, mrok, cisza i tajemnicr, wszedzie tajemnice. To wszystko sprawia, że podczas czytania można niemal poczuć klaustrofobię. Autorka sprawnie wykorzystuje przestrzeń naturalną, by podkreślić emocje bohaterów . Na wyciągnięcie ręki mamy zagubienie, lęk, determinację i obsesję.
Na uwagę zasługuje też bardzo rzetelne przedstawienie pracy ratowników górskich. Klaudia Muniak bardzo ciekawie i z ogrmnym szacunkiem pokazuje ich codzienne wyzwania, etykę zawodową i siłę charakteru. To nie są superbohaterowie – to ludzie z krwi i kości, którzy boją się jak każdy, ale mimo to schodzą pod ziemię, by ratować innych. Ten wątek dodaje powieści głębi i autentyczności.
Bardzo ciekawie nakreśleni są też inni bohaterowie. Marietta Wejman to postać nietuzinkowa. To kobieta silna, ale mocno poraniona. Ma w sobie wewnętrzny kompas moralny, który pcha ją do działania, nawet gdy wszystko wokół mówi jej, żeby odpuściła. Jej relacja z Łukaszem Zaborowskim nie jest oparta na schematach, to nie romans z obowiązku, ale raczej trudne partnerstwo. Obie postacie są dobrze zbudowane, mają swoje historie, emocje i tajemnice. Dzięki temu łatwo się z nimi zżyć i kibicować im, nawet gdy decyzje, które podejmują, są ryzykowne. 
Tytuł Drugie dno nie odnosi się tylko do warstw geologicznych czy ukrytej prawdy w sprawie kryminalnej. To też metafora ludzkiej psychiki, złożoności relacji i przeszłości, która wraca w najmniej oczekiwanym momencie. Każda postać ma swoje „drugie dno”, coś, co próbuje ukryć – czasem nawet przed samą sobą.
Drugie dno to świetnie skonstruowana, klimatyczna powieść, która zachwyci fanów thrillerów psychologicznych i kryminałów z dobrze zarysowanym tłem społecznym. Klaudia Muniak nie idzie na skróty, nie serwuje łatwych rozwiązań ani prostych emocji. Zamiast tego daje czytelnikowi historię, która zostaje z nim na dłużej – jak echo, które nie cichnie po wyjściu z jaskini. 
To książka dla tych, którzy lubią zagadki, silne postacie i historie, w których prawda nie zawsze daje ukojenie, ale zawsze jest warta poznania. Polecam. 

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik)  

 

niedziela, 15 czerwca 2025

Słodka choroba - Patricia Highsmith

 


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Ponownie jestem zachwycona. Patricia Highsmith w najlepszej formie. 
Pisarka udowadnia, iż jest mistrzynią niepokoju i psychologicznego napięcia. Autorka pokazuje, że potrafi stworzyć dzieło, które nie tylko intryguje fabularnie, ale również zostawia głęboki ślad w psychice czytelnika. Słodka choroba to opowieść o miłości, która staje się obsesją; o tęsknocie tak silnej, że potrafi zniekształcić rzeczywistość. To również arcyciekawy portret Ameryki końca lat 50., widzianej oczami outsidera – samotnego, sfrustrowanego, rozdartego między marzeniem, a tym co niemożliwe, nierealne.
David, główny bohater, jest człowiekiem, którego można uznać za sympatycznego, a przynajmniej nieszkodliwego. Pozory... Prowadzi on zwyczajne życie, funkcjonuje społecznie, jest akceptowany i co ważne – nie wzbudza większych podejrzeń. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości David żyje w świecie, który sam sobie stworzył, świecie gdzie Annabelle, jego dawna ukochana, wciąż jest mu przeznaczona, mimo że dawno wyszła za mąż za kogoś innego. 
Highsmith bardzo precyzyjnie buduje psychologiczny portret człowieka odklejającego się od rzeczywistości. Jego działania – uporczywe listy, telefony, kupno domu, a nawet zmiana tożsamości – wydają się początkowo wyrazem zranionej dumy, potem pasji, wreszcie czegoś znacznie bardziej niepokojącego: manii. W miarę jak fabuła się rozwija, zaczynamy rozumieć, że David nie potrafi – a może nie chce – zaakceptować, że jego miłość jest jednostronna, że jego uczucia są po prostu nierealne. Stalking, tak byśmy to dzisiaj nazwali. Ale czy do końca?
W tym sensie tytułowa "słodka choroba” jest trafnym i bolesnym określeniem tego, co przeżywa bohater. Miłość u Highsmith nie jest tu źródłem szczęścia, lecz trucizną, która powoli, ale skutecznie zatruwa życie Davida i otaczających go ludzi. Czyni to kropla po kropli, minuta po minucie, niezauwżalnie.
Highsmith nie moralizuje, nie wskazuje palcem, nie dzieli świata na dobrych i złych. Zamiast tego każe czytelnikowi wejść do wnętrza umysłu człowieka pogrążonego w obsesji, a następnie... zrozumieć go, czasem nawet mu współczuć. 
Sprawia to, że książka jest tak przejmująca i na bardzo dlugo zapada w pamięć. Czytelnik, zamiast potępiać Davida, zaczyna się z nim utożsamiać. Któż z nas nie zna bólu odrzucenia, pragnienia bliskości, tęsknoty za kimś, kto zniknął z naszego życia? Highsmith celowo gra na tych emocjach, sprawiając, że postać bohatera staje się przerażająco znajoma. Jego decyzje mogą być nieracjonalne, ale motywacje – przerażająco ludzkie. Gwarantuję, iż wielu czytelników będzie potrafiło utożsamić się z naszym bohaterem.
W przeciwieństwie do klasycznych kryminałów, autorka rezygnuje z tradycyjnej intrygi detektywistycznej. Nie ma tu seryjnego mordercy, zbrodni z premedytacją czy wielkiego śledztwa. Zamiast tego dostajemy coś znacznie bardziej niepokojącego: powolne zanikanie granicy między tym, co akceptowalne, a tym, co niepokojąco dziwaczne. Przerażające, jak bardzo jest to aktualne. Spójrzymy chociażby do świata polityki, social mediów, jak zmienia się tam granica tego co normalne, moralne. 
Kulminacja prowadzi do tragicznego obrotu spraw, który nie jest jedynie konsekwencją decyzji bohatera, lecz również przypadku. Więcej wam nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej niezwykłej i zaskakująco aktualnej książki. Słodka choroba jest po prostu genialna i przerażająco aktualna.
Wielkim atutem tej powieści jest także portret Ameryki lat 50. XX wieku. 
Jest to portret niezwykle ciekawy, subtelny. Ukazuje on społeczeństwo amerykańskie lat 50. XX wieku. Była to epoka pozornego dobrobytu i obsesji na punkcie „normalności”. David jako postać funkcjonuje właśnie na obrzeżach tej normalności. Mimo że spełnia zewnętrzne kryteria – ma pracę, mieszka w pensjonacie, utrzymuje kontakt z ludźmi – jego wewnętrzny świat zupełnie rozmija się z tą rzeczywistością. David, wg. ówczesnych kryteriów, jest tak nienormalny, że to aż boli.
W tym sensie książka Highsmith może być odczytywana jako krytyka społeczeństwa, które spycha jednostki zmagające się z emocjonalną niestabilnością na margines. David nie ma gdzie się zgłosić, nie znajduje zrozumienia, bo nie istnieje społeczna przestrzeń dla jego cierpienia – zwłaszcza że nie pasuje ono do kanonu męskości lat 50., opartego na sile, opanowaniu i sukcesie.
Styl autorki w tej powieści jest typowy dla jej prozy: oszczędny, precyzyjny, chłodny, a przy tym niesamowicie przenikliwy. Brak tu ozdobników, kwiecistych sformułowań. Każde zdanie ma swoją wagę, każda obserwacja psychologiczna jest celna i bezlitosna. Ta narracja nie ocenia, lecz rejestruje. 
Wrażenie robi także konstrukcja narracyjna: powieść stopniowo narasta, gęstnieje, aż do punktu kulminacyjnego, który wybucha jak zatrzymywany zbyt długo oddech. A potem... pozostaje już tylko milczenie i refleksja.
Słodka choroba to jedna z najlepszych, najbardziej przejmujących i dojrzałych powieści psychologicznych Patricii Highsmith. Nie oferuje prostych odpowiedzi ani łatwych emocji. Zamiast tego zmusza do zadawania ponadczasowych pytań: o naturę miłości, o granice obsesji, o to, jak łatwo można się zagubić w uczuciu, które powinno dawać ukojenie, a zamienia się w przekleństwo. 
To niepokojąca, mroczna, lecz głęboko ludzka opowieść, która długo pozostaje w pamięci. Dla miłośników literatury psychologicznej – lektura obowiązkowa. Polecam. Zaskakujące i przerażające.

 

sobota, 14 czerwca 2025

Nim zgasną sny - Maria Paszyńska

 



Wydawnictwo Filia, Moja ocena 5,5/6
Maria Paszyńska po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzynią w kreowaniu barwnych, wielowymiarowych światów. W Jej powieściach wielka historia splata się z losem jednostki, a emocje bohaterów dotykają najczulszych strun czytelnika. Nim zgasną sny to nie tylko kontynuacja Warszawskiego niebotyku i Gonitwy chmur, ale przede wszystkim literacka uczta, która zostaje w pamięci na długo.
Akcja powieści przenosi nas do Berlina roku 1936. Jest to miasto, które z jednej strony błyszczy światłami olimpijskiego splendoru, a z drugiej skrywa cień narastającego totalitaryzmu. Paszyńska z wielką precyzją ukazuje igrzyska olimpijskie jako spektakl pozorów, w którym sport staje się tylko fasadą dla propagandowej machiny III Rzeszy. To tło jest sugestywne, przerażające, a jednocześnie fascynujące. Kontrastuje ono z osobistymi dramatami i marzeniami bohaterów, którzy nieustannie walczą o swoje miejsce w świecie.
Na pierwszy plan wysuwa się postać Tadeusza Zasławskiego, sportowca z ogromnymi ambicjami. Jest to człowieka przede wszystkim owładniętego pragnieniem chwały. To bohater nieoczywisty, pełen sprzeczności. Z jednej strony można mu współczuć, z drugiej trudno nie dostrzec jego egoizmu. Paszyńska nie ocenia, ale pozwala czytelnikowi samodzielnie interpretować motywacje i wybory postaci. To właśnie taka narracja stanowi jeden z największych atutów tej powieści.
Równolegle śledzimy losy Warszawy pod rządami prezydenta Stefana Starzyńskiego. To miasto rozkwita na przekór zbliżającej się katastrofie. Opisy przedwojennej stolicy są niezwykle plastyczne, pełne koloru, życia i nadziei. Paszyńska z ogromnym wyczuciem historycznym oddaje atmosferę tamtych czasów, nie tylko w warstwie faktograficznej, ale przede wszystkim emocjonalnej. To Warszawa marzeń – piękna, ambitna, pełna ludzi, którzy wierzą, że przyszłość należy do nich.
Jednak ta wiara zostaje wystawiona na ciężką próbę. Autorka subtelnie, ale z wyczuwalnym napięciem buduje nastrój zbliżającej się tragedii. Cień wojny zaczyna kłaść się na kartach powieści coraz mocniej, a czytelnik czuje niepokój. W tym kontekście tytułowe „sny” stają się symbolem zarówno marzeń, które mogą się ziścić, jak i tych, które muszą zgasnąć w obliczu nadchodzącego mroku.
Nim zgasną sny to opowieść o zderzeniu idealizmu z brutalnością świata, o dojrzewaniu do trudnych decyzji i o miłości, tej romantycznej, trudnej, pełnej cierni, ale też tej najprawdziwszej, która potrafi przetrwać nawet najciemniejsze czasy. Maria Paszyńska z niezwykłą wrażliwością i literackim kunsztem prowadzi czytelnika przez meandry emocji, nie pozostawiając nikogo obojętnym.
Na uwagę zasługuje również język powieści – barwny, bogaty, dopracowany w najmniejszych szczegółach. Opisy są pełne malarskich detali, a narracja płynie wartko, nie pozwalając oderwać się od lektury. Paszyńska nie tylko opowiada historię – ona ją maluje, rzeźbi i tka z najdelikatniejszych emocji.
Nim zgasną sny to książka, która porusza, inspiruje i zostawia ślad. To nie tylko świetna literatura historyczna, ale także uniwersalna opowieść o ludziach, ich marzeniach, słabościach, sile i nadziei. Jeśli szukacie powieści, która nie tylko opowiada historię, ale także ją przeżywa razem z Wami – ta książka będzie idealnym wyborem. Polecam.

 

czwartek, 12 czerwca 2025

Coast Road. Powieść - Alan Murrin

 


Wydawnictwo Bo.wiem, Moja ocena 6/6
Coast Road to niezwykle piękna, poruszająca i głęboko ludzka opowieść o kobiecej sile, przyjaźni, samotności. Dodatkowo to opowieść o cenie, jaką płacimy za wolność w świecie rządzonym przez niepisane zasady i patriarchalne struktury. Ta powieść, rozgrywa się w dusznej atmosferze irlandzkiego miasteczka lat 90. Autor nie tylko genialnie odmalowuje obraz ówczesnych realiów społecznych, ale też przejmująco ukazuje poruszającą intensywność życia wewnętrznego swoich bohaterek.
Już od pierwszych stron opowieśc ta przyciąga wyrazistą narracją. Murrin z precyzją i wyczuciem buduje świat, w którym kobiety, choć z pozoru podporządkowane, zaczynają coraz głośniej mówić własnym głosem.
Główną bohaterką jest Colette, poetka, która po zakończeniu romansu i rozpadzie małżeństwa próbuje odnaleźć siebie na nowo. Jej powrót do zamkniętej społeczności rodzinnego miasteczka ukazuje, jak silne mogą być społeczne napiętnowania i jak trudne bywa przebicie się przez mur konwenansów.
Narracja Murrina jest gęsta od emocji i znaczeń. Autor świetnie radzi sobie z opowiadaniem historii przez niedopowiedzenia, subtelne gesty, przemyślenia bohaterów. Znakomicie buduje napięcie, stopniowo odsłaniając dramaty przeszłości i teraźniejszości.
Największą siłą powieści są jej kobiece postaci. Colette, artystka i matka, to postać głęboko złożona – rozdarta między potrzebą wolności a bólem wynikającym z rozstania z dziećmi i wykluczenia społecznego. Z kolei Izzy, żona lokalnego polityka, jest kobietą pozornie spełnioną, która w zaciszu własnego domu przeżywa rozczarowanie i samotność. Jeszcze jest Dolores, matka czworga dzieci, żona poniżającego i zdradzającego ją męża.
Colette robi to, na co nie odważyły się pozostałe dwie kobiety. Colette odchodzi od męża. To początek i sedno historii.
Kobiety poznają się. Ich relacja jest z początku oparta na ostrożnym zaufaniu. Z biegiem czasu, krok po kroku, ostrożnie, to sie zmienia. Znajmość przeradza się w silną więź i szybko staje się sercem, sednem powieści. Fabuły nie będę wam opowiadać. Nie da się. Są takie książki. Nadmienię tylko, iż autor pokazuje, że każda decyzja niesie konsekwencje, a odwaga często kończy się cierpieniem. Mimo to, nie brakuje tu nadziei. W tej opowieści jest miejsce zarówno na cichą solidarność, jak i na bunt, który może przynieść zmianę. Genialnie napisany, mądry protest book, książka z przesłaniem i morałem.

Jednym z najmocniejszych aspektów powieści jest osadzenie historii w bardzo konkretnym kontekście historyczno-społecznym Jest Irlandia lat 90. XX wieku, gdzie rozwody wciąż były nielegalne, a kobiety wciąż funkcjonowały w cieniu tradycji i religii. Murrin pokazuje, jak prawo – a właściwie jego brak – wpływa na życie jednostek, jak skutecznie może uniemożliwiać im szczęście i niezależność.
Ta historia to także krytyka społeczna. Autor kreśli portret społeczeństwa, w którym reputacja ważniejsza jest od dobra jednostki, a cisza i milczenie są często wybierane zamiast prawdy i konfrontacji. To nie tylko tło wydarzeń – to współbohater powieści.
Cennym uzupełnieniem są opisy przyrody i codzienności. Są one wyjątkowo nastrojowe i zmysłowe. Z niezwykłą precyzją autor oddaje atmosferę małej miejscowości – z jej cichymi dramatami, pozorami i ukrytymi pęknięciami.
Coast Road to książka głęboko poruszająca, ważna, zaskakująca i mądra. Wywarła ona na mnie ogromne wrażenie. Choć opowiada o konkretnym czasie i miejscu, jej przekaz jest uniwersalny. To opowieść o tym, jak trudno być sobą w świecie, który nie pozwala na indywidualizm. Powieść traktuje także o sile przyjaźni, która może być ostatnią deską ratunku, i o tym, że droga do wolności bywa trudna, ale warta każdej ceny – nawet jeśli oznacza stratę.
Coast Road Alana Murrina to powieść absolutnie wyjątkowa, poruszająca, zapadająca w pamięć i niestety brutalnie szczera. To książka, która zostaje z czytelnikiem na długo po przeczytaniu ostatniej strony. Jej bohaterki stają się naszymi towarzyszkami, w w ich wyborach często widzimy nasze włąsne decyzje. Trudne i bolesne dla czytelnika. To literatura najwyższej próby, której siła tkwi w prawdzie i odwadze.
Polecam tę książkę każdemu, kto ceni sobie literaturę zaangażowaną, psychologicznie pogłębioną i emocjonalnie prawdziwą. Mistrzostwo.

 

środa, 11 czerwca 2025

Gra w kości - Elżbieta Cherezińska

 



Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Elżbieta Cherezińska kolejny raz udowadnia, że historia nie musi być zbiorem dat i nudnych faktów. Gra w kości to bez wątpienia jedna z jej najwybitniejszych powieści. Na jej kartach pisarka wskrzesza przeszłość pelną energii, emocji, intryg. Lektura pochłania od pierwszej strony.

Powieść przenosi nas w sam środek jednego z najbardziej fascynujących momentów europejskiej historii, czyli przełomu pierwszego tysiąclecia. Europa balansuje między chrześcijaństwa a pogaństwem. Na tym tle rozgrywa się historia dwóch tytanów: młodego cesarza Ottona III i dojrzałego, ambitnego Bolesława Chrobrego.
Otton to postać o rzadko spotykanej głębi. Jest on genialnym, ale rozdartym wewnętrznie idealistą, który pragnie odnowy cesarstwa i jedności chrześcijańskiego świata. Otton to wizjonerstwo, religijna ekstaza i intelektualna potęga epoki. Świetnie ukazane mistyczne uniesienia Ottona to elementy, które budują prawdziwy dramat człowieka rozdartego między boską misją a realiami władzy.
Bolesław Chrobry z kolei to bohater z krwi i kości, pełen życia, pasji, namiętności i żądzy władzy. Jest przebiegłym graczem politycznym, wojownikiem, kochankiem, a przy tym mistrzem sojuszy i manipulacji. Cherezińska niezwykle ciekawie kreśli jego postać. Jej Chrobry to nie papierowy bohater z podręcznika, ale pełnowymiarowy człowiek z ambicjami, lękami i marzeniami.
Kulminacyjnym momentem powieści jest spotkanie Ottona i Bolesława w Gnieźnie. Mamy rok 1000. Autorka buduje napięcie niemal jak w thrillerze, każdy krok, każda rozmowa, każde spojrzenie ma znaczenie. To polityczna gra najwyższej stawki. Tą stawką jest przyszłość Europy Środkowej i symboliczne uznanie Polski na arenie międzynarodowej. A między nimi znajduje się duch świętego Wojciecha, który staje się nie tyle postacią, co siłą napędową zdarzeń, symbolem.
Cherezińska to mistrzyni szczegółów. Nie poprzestaje na ogólnikach. Jej średniowiecze jest pełne barw, zapachów, emocji. Nie ma tu miejsca na kszczątkowe informacje czy suchą fakty. Mamy więc porywający świat, w którym tajne służby działają równie sprawnie jak w XXI wieku, propaganda to codzienność, a relacje międzyludzkie są niezwykle złożone. Autorka znakomicie pokazuje też, że średniowiecze nie było epoką ciemnoty, ale czasem intensywnych duchowych i intelektualnych przemian i wydarzeń.
Co cenne, Gra w kości oparta jest na rzetelnych źródłach historycznych. Cherezińska nie tworzy fantazji, lecz literacką rekonstrukcję wydarzeń. Owszem, ta rekonstrukcja czasem zaskakuje, ale jest zawsze oparta na faktach. Dialogi tętnią energią, bohaterowie nie są sztuczni ani archaiczni – ich sposób myślenia, choć osadzony w realiach średniowiecza, przemawia do współczesnego czytelnika. Tempo akcji nie zwalnia ani na moment. Gra w kości to wspaniała powieść polityczna z elementami thrillera, romansu i psychologicznego dramatu.
Jest to jedna z lepszych książek Elżbiety Cherezińskiej. To książka, która łączy w sobie erudycję i pasję, wierne oddanie realiów epoki i literacki rozmach. To także historia o władzy, wierze, pożądaniu i cenie marzeń.
Jeśli szukasz lektury, która cię pochłonie, zachwyci i zostawi z przemyśleniami – sięgnij po Grę w kości. Lektura ta to wspaniała przygoda i zarazem przypomnienie, że historia jest żywa, pełna namiętności, konfliktów i ludzi, którzy grali o wszystko.

 

niedziela, 8 czerwca 2025

Wojna w moim domu. Kiedy konflikt staje się codziennością - Paweł Pieniążek

 


Wydawnictwo Znak Liternaova, Moja ocena 5,5/6
Paweł Pieniążek jest jednym z najważniejszych współczesnych polskich reporterów wojennych. Po raz kolejny udowadnia on, że potrafi z niezwykłą empatią, wyczuciem i reporterską precyzją uchwycić istotę współczesnych konfliktów zbrojnych. Wojna w moim domu. Kiedy konflikt staje się codziennością to nie tylko zbiór historii, lecz przede wszystkim głęboko poruszająca i aktualna opowieść o ludziach, którym wojna rozgościła się w domach, i za nic nie chce ich opuścić.
Tytuł książki nie jest metaforą. Pieniążek nie opowiada o wojnie jako o czymś zewnętrznym, odległym, dziejącym się gdzieś „tam”. Wojna staje się tu rzeczywistością, czymś koszmarnie brutalnym. Wojna wchodzi bez pytania, zostaje na długo i zmienia wszystko.
Autor konsekwentnie unika uproszczeń i efekciarskich zabiegów. Zamiast tego, z ogromną starannością dokumentuje życie swoich jedenastu bohaterów. Rozsiani sa oni po trzech krajach – Ukrainie, Afganistanie i Górskim Karabachu. Bohaterowie, mimo zamieszkiwania w różnych krajach, dzielą wspólny los ludzi uwięzionych w wirze konfliktów, które nie mają końca i nie dają żadnej nadziei. Ich historie są różne, ale łączy je jedno: wojna nie jest tu „wydarzeniem”, lecz tłem życia, jego permanentnym stanem.
Śmiało można powiedzieć, iż ta książka to reportaże z pogranicza życia i śmierci.
Na kartach książki poznajemy ludzi, których nazwiska – w innym kontekście – nigdy nie pojawiłyby się w gazetach. To zwyczajni mieszkańcy Doniecka, Kabulu, Stepanakertu. Każdy z nich próbuje przetrwać, zbudować choćby namiastkę normalności: wychować dziecko, uprawiać ogródek, otworzyć piekarnię, posłać córkę do szkoły. Ale wojna nie pozwala na dłuższy oddech. Przerwane zawieszenie broni, nagły atak drona, zmiana linii frontu, wszystko to rozgrywa się nagle, bez ostrzeżenia.
To właśnie ta nieprzewidywalność i ciągłe napięcie są najmocniejszym przekazem książki. Pieniążek nie moralizuje, nie szuka winnych. Oddaje głos tym, którzy zwykle są tylko statystyką w raportach ONZ – cywilom, ofiarom ubocznym, osobom zapomnianym przez świat. Autor  oddaje głos „zwykłym ludziom”, nie przerywa im własnymi komentarzami. Pieniążek zadaje pytania, ale przede wszystkim słucha, cierpliwie, z szacunkiem.
Nie bez znaczenia jest też to, że autor zna regiony, o których pisze, nie z krótkiej wizyty, ale z wieloletniego zaangażowania. Znajduje to odzwierciedlenie w reportażach.
Jednak ta książka jest bardzo trudna emocjonalnie, ostrzegam. Mnie mocno przeorała psychicznie. Każda nadzieja, która się pojawia, np. na pokój, na nowy początek, zostaje szybko zderzona z bardzo bolesnymi realiami. Ale mimo to ksiązka ta to opowieść o nadzieji. Jest to opowieśc o ludziach, którzy – mimo wszystkiego – próbują żyć. Ich odwaga nie polega na bohaterskich czynach, lecz na tym, że każdego dnia próbują znaleźć sens w świecie, który się zawalił. Nie potrafię sobie tego wyobrazić, nie chce o tym myśleć, jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji. Mam nadzieję, ba głęboko wierzę, że nigdy nie będe musiała tego sprawdzać.
Wojna w moim domu to reportaż najwyższej próby – bezkompromisowy, głęboki, empatyczny, niezwykle autentyczny. Paweł Pieniążek pokazuje w nim nie tylko, czym jest współczesna wojna, ale przede wszystkim – czym jest życie w jej cieniu. To książka ważna, szczególnie dziś, gdy temat konfliktów zbrojnych znowu dominuje w medialnych przekazach, często znieczulając nas na prawdziwy dramat zwykłych ludzi.
To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć, co naprawdę oznacza, że „wojna przyszła do czyjegoś domu” – i co się dzieje, gdy nie chce z niego wyjść.
Wyjątkowa opowieść dla czytelników literatury faktu, zainteresowanych współczesnym światem, losem cywilów w czasie wojny oraz psychologią przetrwania. Przerażające, polecam. 

 

Grecja dla zielonych - Alicja Rokicka

 



Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 6/6
Ta książka pachnie ziołami, smakuje słońcem i karmi serce opowieściami – oto Grecja widziana oczami i podniebieniem Alicji Rokickiej.
Autorka znana jest wielu czytelnikom jako autorka bloga Wegan Nerd. Od lat jestem wierną fanką tego bloga.
Tym razem Alicja zabiera nas w podróż, która zachwyca nie tylko smakami, ale i obrazami, dźwiękami oraz... zapachem morza i ziół. To pozycja, która natychmiast przenosi nas do słonecznej Hellady. Ta podróż to nie pocztówki, ale autentyczne doświadczenie, codzienność i kulturę zaklętą w roślinnej kuchni.
Od pierwszych stron książki czuć, że mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko zbiorem przepisów. To kulinarna opowieść z duszą, w której smak współgra z historią, tradycją i osobistą fascynacją autorki greckim stylem życia.
Rokicka pisze z pasją i szacunkiem dla tamtejszej kultury, pokazując, że Grecja to coś więcej niż ser feta i mięso z grilla – to także bogactwo dań, które od wieków karmią lokalne społeczności w sposób roślinny, sezonowy i niezwykle prosty. Wszak grecka kuchnia to kuchnia od wieków taka sama, biedna, oparta na produktach lokalnych. 
W książce znajdziemy wszystko, co najpyszniejsze w kuchni greckiej – ale w wersji przyjaznej weganom i osobom szukającym zdrowszych, roślinnych alternatyw. Aromatyczne zupy z soczewicy i ciecierzycy, sycące dania z ryżu i strączków, chrupiące placuszki z pomidorów, kisiel z winogron, souvlaki z buraka (!) i cała gama meze, np. "kawior" z grochu. To tylko wstęp do kulinarnej uczty, jaką przygotowała autorka. Wszystko to zebrane w przejrzysty, przystępny sposób, zachęcający nawet początkujących do rozpoczęcia gotowania. 
Misja autorki jest wyraźna – udowodnić, że weganizm to nie wyrzeczenie, lecz sposób na odkrycie kuchni od nowa. Zamiast kopiować znane dania i uzywać zamienników, Rokicka sięga do korzeni, do lokalnych składników, do prostoty i tradycji. To właśnie sprawia, że jej wersja kuchni greckiej jest tak autentyczna i pociągająca. Szczerze, jestem zachwycona.
Ale to, co naprawdę sprawia, że Grecja dla zielonych wyróżnia się spośród wielu książek kucharskich, to magiczne zdjęcia. Każda fotografia to prawdziwa uczta dla oczu. Zdjęcia są cudowne, pełne kolorów, światła i śródziemnomorskiego klimatu. Nie sposób nie poczuć chęci, by natychmiast kupić oliwki, rozgrzać piekarnik i przygotować własną wersję pity, placuszków czy sałatki greckiej. Ta wizualna podróż do Grecji inspiruje do gotowania równie mocno, jak do marzeń o kolejnym urlopie. Po prostu magia. 
Grecja dla zielonych to książka jest jak dobra potrawa, karmi: ciało, duszę i oczy. Dla miłośników Grecji, wegańskiej kuchni lub po prostu pięknych książek – pozycja absolutnie obowiązkowa. A dla tych, którzy Grecję znają głównie z wakacyjnych folderów jest to szansa, by odkryć ją od zupełnie innej, głębszej strony. To książka dla tych, którzy kochają dobre jedzenie, szukają inspiracji w kuchni śródziemnomorskiej, cenią prostotę i chcą odkryć roślinną stronę tradycji. Polecam. Ευχαριστώ πολύ Alicja. 


 

sobota, 7 czerwca 2025

Słowiański rodowód - Paweł Jasienica

 



Wydawnictwo MG, Moja ocena 5,5/6
Wspaniała wędrówka przez pradzieje. Słowiański rodowód to jedna z mniej znanych, a zarazem niezwykle cennych pozycji w dorobku Pawła Jasienicy. Autor to wspaniały historyk, eseista i popularyzator dziejów Polski. Jego styl pisarski do dziś fascynuje kolejne pokolenia czytelników. 
Książka nie jest klasyczną monografią historyczną, lecz raczej literackim reportażem z ogromnym autentycznym zachwytem nad dziedzictwem przodków. 
Jasienica zabiera nas w niezwykłą podróż po miejscach, które stanowią klucz do zrozumienia początków Polski. Podróżujemy od Biskupina, przez Ślężę, Giecz, Wiślicę, po Wolin i Tum. Każde z tych miejsc jest punktem wyjścia do głębszej refleksji nad tym, kim jesteśmy jako naród, jako cywilizacja, jako część większej rodziny słowiańskiej. Głównym motywem książki są odwiedziny autora na licznych stanowiskach archeologicznych, których intensywne badania przypadły na lata 50. i 60. XX wieku. Jasienica nie zadowala się jedynie przytoczeniem suchych danych i wyników badań. To, co wyróżnia jego podejście, to żywe zainteresowanie kontekstem, narracją, a przede wszystkim człowiekiem. Archeologia nie jest tu tylko nauką o artefaktach, ale próbą uchwycenia ducha epoki, która nie zostawiła po sobie pisanych źródeł. 
Autor zręcznie łączy wiedzę naukową z intuicją humanisty. Potrafi wydobyć z pozornie nieistotnego znaleziska głębokie znaczenie. Przykładem może być fragment ceramiki czy kształtu grodu. Badacz zręcznie osadza je w szerszej opowieści o migracjach, wierzeniach, stosunkach społecznych. Jest to historia opowiadana z bliska, przez człowieka pochylającego się nad wykopem. Niewątpliwie Jasienica był mistrzem eseju historycznego, co potwierdza również w Słowiańskim rodowodzie. Czyta się doskonale. 
Autor uzupełnia tekst fragmentami dokumentów i relacji mówiących o życiu przodków.
Choć książka traktuje o czasach sprzed tysiącleci, Jasienica nie pisze jej wyłącznie z myślą o przeszłości. Jest w niej ukryta refleksja nad współczesnością, nad tym, co z naszej słowiańskości przetrwało, a co zostało zagubione. To także książka o ciągłości kultury, o sile zakorzenienia, o tym, jak głęboko przeszłość przenika teraźniejszość.
Słowiański rodowód polecić można nie tylko pasjonatom historii. To lektura dla każdego, kto chce poczuć więź z dawnymi czasami i lepiej zrozumieć, skąd pochodzi. Jest to doskonala lektura dla czytelnika współczesnego, który zmaga się z natłokiem informacji i powierzchownych narracji. W świecie takim jak nasz, książka Jasienicy stanowi antidotum na wszystko– zwalnia tempo, każe się zatrzymać, spojrzeć w głąb ziemi i przeszłości.
Słowiański rodowód Pawła Jasienicy to literacka perła, która – choć napisana kilkadziesiąt lat temu – nie straciła nic ze swojej świeżości. To książka mądra, pełna pasji, skłaniająca do refleksji nad naszym miejscem w historii. Odsłania ona nie tylko pradzieje Słowian, ale także wrażliwość autora, dla którego historia była nie tylko zawodem, ale i osobistą misją.
I choć część informacji, badań przez ostatnie 50-60 lat została podważona, zmodyfikowana to i tak Słowiański rodowód zasługuje na wysoką ocenę, za język, pasję, oddanie ducha archeologii tamtych dni. Polecam. 

 

 

czwartek, 5 czerwca 2025

Życie towarzyskie i uczuciowe - Leopold Tyrmand

 


Wydawnictwo MG, Moja ocena 6/6 
Leopold Tyrmand to wyjątkowy pisarz, którego życie można by pomylić z legendą. Jazzman z krwi i kości, dandys na przekór epoce siermiężności, intelektualista z ostrzem zamiast pióra i w kolorowych skarpetkach. Jednak Tyrmand przede wszystim był nonkonformistą. 
Życie towarzyskie i uczuciowe pokazuje, że za tą powszechnie znaną maską krył się pisarz o czułej wrażliwości społecznej i odwadze, jakiej nie mieli jego rówieśnicy z warszawskich kawiarni, redakcji i salonów literackich. Ta książka jest zarówno kroniką, jak i aktem oskarżenia. Napisana wiele dekad temu, książka nie tylko nie zestarzała się, ale także dziś brzmi jeszcze dobitniej.
Tyrmand pokazuje Warszawę powojenną, ale nie tę, którą odbudowywano z gruzów cegła po cegle. On portretuje „warszawkę”, czyli środowisko inteligencji twórczej, które zamiast odbudowywać kulturę, budowało sieć układów, donosów, przysług i zdrad. Autor bezwzględnie obnaża hipokryzję literatów, dziennikarzy i filmowców, którzy oddali ducha niezależności w zamian za skrawki prestiżu, talony na mięso i miejsce w kolejce do wydawnictwa. 
Tyrmand nie zostawia suchej nitki na nikim. Jego bohaterowie to groteskowe karykatury intelektualistów, którzy w trosce o własne bezpieczeństwo i wygodę byli lojalni wobec władzy. Każdy z nich to zbiór cech żenujących i tragicznych zarazem: sprzedajność, próżność, zawiść, płytkość emocjonalna. 
Jest to dzieło literacko dopracowane, ironiczne, pełne celnych, błyskotliwych obserwacji i znakomitej frazy. Styl Tyrmanda jest mistrzowski – skrzy się dowcipem, a jednocześnie uderza siłą moralnej diagnozy. Autor nie unika patosu, ale zawsze go równoważy sarkazmem. 
Każde zdanie tej powieści jest pelne celnej prawdy, czy to w opisie postaci, wnętrza kawiarni, czy rozmowy między prominentami. Tyrmand posiada rzadki dar: nie musi wymyślać postaci, by je ośmieszyć – wystarczy, że mówi prawdę. Prawda ta jednak nie jest przezroczysta – jest bolesna, wyostrzona, bezlitosna. W jego oczach nie ma litości, ale jest coś ważniejszego: niezgoda na kompromis moralny.
Nie udało się wydać tej książki w Polsce Ludowej. To chyba najlepiej świadczy o jej sile. To była bomba podłożona pod fundamenty całego systemu wzajemnych zależności i milczeń, które cementowały ówczesną inteligencję. Jej fragment opublikowany w paryskiej „Kulturze” wywołał skandal, bo Tyrmand nie zadowalał się ogólnikami – pisał zbyt celnie, zbyt prawdziwie, zbyt boleśnie. Po lekturze tego fragmentu, każdy wiedział o kogo chodzi, kim jest dana postać. 
Dziś, znając nazwiska agentów, donosicieli, koniunkturalistów i moralnych oportunistów tamtych lat, czytamy tę książkę inaczej. Nie jako satyrę, lecz jako dokument epoki. A jednocześnie jest to bezlitosne świadectwo tego, jak łatwo środowiska twórcze porzucały etos na rzecz oportunizmu i wygody. Ta lektura boli – bo nie jest tylko opowieścią o tamtych czasach. To ostrzeżenie, że systemy upadają, ale mechanizmy konformizmu pozostają.
W epoce mediów społecznościowych, w której „warszawkę” zastąpiły inne bańki wpływu i autopromocji, Życie towarzyskie i uczuciowe zyskuje nowy wymiar. Tyrmand pokazuje, że prawdziwe zniewolenie zaczyna się nie od cenzury, ale od kompromisu z własnym sumieniem. Ta powieść jest jak lustro – stawia pytanie: czy ty także nie sprzedałeś się za akceptację, lajki, miejsce przy stole? Szczególnie istotne teraz, po wyborach, w obliczu, tego co się dzieje w Polsce.
Życie towarzyskie i uczuciowe to książka wyjątkowa. Nie tylko przez swoje literackie walory, ale przez odwagę i moralny ciężar. To świadectwo jednego z najinteligentniejszych buntowników polskiej literatury XX wieku. Tyrmand nie tyle opisuje rzeczywistość – on ją obnaża, stawia pytania, których nikt inny nie odważył się postawić. 
To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć nie tylko PRL, ale i mechanizmy społecznej zdrady, które mogą działać w każdej epoce. Rzadko zdarza się książka, którą czyta się z zachwytem – i z bólem jednocześnie. Polecam, boleśnie aktualne.

środa, 4 czerwca 2025

Wymarzona rodzina - Marcel Moss

 


Wydawnictwo Filia, Moja ocena 3,5/6
Marcel Moss znany jest z poruszania współczesnych problemów w sposób prowokacyjny i niekiedy kontrowersyjny. Tym razem autor opowiada historię balansująą na granicy psychologicznego thrillera, dramatu społecznego i technologicznej dystopii. Moss podejmuje temat ucieczki od szarej rzeczywistości w świat cyfrowych iluzji, lecz choć pomysł jest intrygujący, wykonanie bywa nierówne.
Główna bohaterka, 38-letnia Clarice, wiedzie życie dalekie od ideału. Ma toksyczną relację z mężem, trudne kontakty z teściami i wypalającą zawodowo pracę. Jedynym jasnym punktem jej życia jest mała córka. Kiedy odkrywa aplikację MyDreamFamily, pozwalającą kreować idealną rodzinę w wirtualnej rzeczywistości, Clarice bez wahania zanurza się w ten nowy, lepszy świat. Tworzy wersję siebie – szczęśliwą, spełnioną, kochaną. Początkowo traktuje symulację jako niewinną odskocznię, lecz granica między światem realnym a cyfrowym zaczyna się zacierać. Gdy fikcyjny mąż składa jej propozycję przeniesienia relacji poza ekran, Clarice staje przed niepokojącym wyborem.
Moss ma wyczucie społeczne. Wymarzona rodzina to opowieść o uzależnieniu od technologii, eskapizmie i frustracjach, które mogą doprowadzić do emocjonalnego rozpadu. Autor trafnie ukazuje mechanizmy ucieczki od rzeczywistości: bohaterka zamiast rozwiązywać problemy, pogrąża się w cyfrowej ułudzie, co stanowi niepokojąco realistyczny obraz dla wielu współczesnych czytelników.
Zaletą powieści jest też emocjonalna warstwa historii. Clarice nie jest postacią jednowymiarową. To kobieta rozdarta między obowiązkiem, a marzeniami, realnym bólem a wirtualnym szczęściem. Czytelnik, nawet jeśli nie identyfikuje się z nią w pełni, może zrozumieć jej motywacje. Nie brakuje również dobrze oddanych stanów psychicznych: frustracji, osamotnienia, wypalenia.
Na uwagę zasługuje także tempo narracji. Moss potrafi dawkować napięcie i wprowadzać elementy niepokoju.
Niestety, mimo dobrego pomysłu, Wymarzona rodzina nie unika licznych potknięć. Przede wszystkim – schematyzm. Wiele rozwiązań fabularnych wydaje się odtwórczych i przewidywalnych. Czytelnik dość szybko może domyślić się, że granica między wirtualnym, a realnym życiem zacznie się zacierać i że relacja z „idealnym” mężem doprowadzi do dramatycznej konfrontacji z rzeczywistością.
Poza tym autor nie wykorzystuje w pełni potencjału tkwiącego w temacie.
Postacie drugoplanowe są niestety dość płaskie. Mąż Clarice to niemal karykatura nieudacznika, a wścibscy teściowie zdają się istnieć tylko po to, by czytelnik szybciej kibicował ucieczce bohaterki do cyfrowego świata. Brakuje niuansów, przez co emocjonalna głębia niektórych scen zostaje spłycona.
Dialogi są nienaturalne, a ekspozycja – zbyt dosłowna. Zamiast subtelnie budować napięcie, autor często mówi wprost, co bohaterowie czują lub myślą, co osłabia dramatyzm.
Ponadto, sam koncept aplikacji MyDreamFamily – choć intrygujący – mógłby być pogłębiony. Nie dowiadujemy się wiele o działaniu aplikacji, o wpływie na innych użytkowników, czy o szerszych konsekwencjach społecznych. W efekcie aplikacja staje się bardziej pretekstem niż pełnoprawnym elementem świata przedstawionego. A szkoda. Jest to bowiem idealny pretekst do szerszego ukazania uzależnień od świata cyfrowego, nieralnego, groźnego.
Niewątpliwie jest to książka z potencjałem, ale bardzo niewykorzystanym.
Wymarzona rodzina to powieść, która ma wiele mocnych punktów: aktualny temat, ciekawy pomysł i emocjonalnie zaangażowaną bohaterkę. Niestety, nie brakuje jej także wad: uproszczonych postaci drugoplanowych, przewidywalności i braku głębi technologicznej. Szkoda, bo książka mogła być spełnić swoją funkcję jako lekki thriller psychologiczny z elementami społecznego komentarza. Do tego bardzo kiepskie zakończenie, które także jest istotną wadą.
Nie jest to najlepsza pozycja w dorobku Marcela Mossa, ale warto ją przeczytać, zwłaszcza jeśli interesują Cię tematy cyfrowej tożsamości, ucieczki od codzienności i psychologicznych konsekwencji życia w dwóch światach. Książka zdecydowanie z potencjałem – i równie dużym niedosytem.

poniedziałek, 2 czerwca 2025

Krzyk sowy - Patricia Highsmith

 


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Mojja ocena 5,5/6
W książkach Patricii Highsmith nic nie jest oczywiste, a człowiek nigdy nie bywa w pełni niewinny. Krzyk sowy, wydany po raz pierwszy w 1962 roku, to świetna książka. Jest to także znakomity przykład prozy, w której wątek sensacyjny nie jest wiodącym, lecz służy jako narzędzie do analizy psychologicznej – pogłębionej, dusznej i przerażająco realnej.
To powieść nie tyle o przestępstwie, ile o powolnym zatraceniu  tożsamości i zatarciu granic między dobrem a złem. Highsmith nie daje łatwych odpowiedzi. Zamiast tego serwuje nam bohaterów, z którymi trudno się utożsamić, ale od których nie sposób oderwać wzroku. Krzyk sowy to literatura, która nie moralizuje, a raczej pyta – i zostawia czytelnika ze sporym niepokojem.
Głównym bohaterem powieści jest Robert Forester. Jest to pozornie szanowany, spokojny inżynier, który po rozwodzie przenosi się do niewielkiego miasta. Pragnie on odzyskać równowagę psychiczną. Z pozoru, na początku, wszystko jest w porzadku. Jednak już szybko  staje się jasne, że Robert nie jest typowym bohaterem w takiej sytuacji. Zamiast podjąć próbę odbudowy życia, zaczyna obsesyjnie podglądać młodą kobietę – Jenny. To, co mogłoby być wstępem do klasycznego thrillera o prześladowcy, Highsmith rozgrywa zupełnie inaczej.
Robert wcale nie pragnie fizycznego kontaktu z Jenny. Jego fascynacja jest zagadkowa, dziwna. Mężczyzna obserwuje Jenny z ukrycia jak obraz. Gdy między nimi nawiązuje się relacja, to ona, nie on, zaczyna przejawiać oznaki obsesji. Kobieta zrywa zaręczyny z impulsywnym Gregiem, który za swoją porażkę wini Roberta. Dodatkowo tego osobliwego trójkąta włącza się była żona Roberta. Nagle rozpoczyna się niepokojąca gra pozorów, oszczerstw i psychologicznego sabotażu.
Zgodnie z literackim stylem Highsmith, akcja rozwija się powoli, lecz nie jest to wada – wręcz przeciwnie. Jej opowieść skrzy się od napięcia, które nie wynika z pogoni, strzelanin czy ucieczek, lecz z wewnętrznych napięć postaci. Każde słowo, każdy gest i każde niedopowiedzenie stają się narzędziem niepokoju.
Autorka bawi się swoją powieścią i czytelnikiem. Choć z początku Robert wydaje się dziwakiem i raczej niebezpiecznym człowiekiem, z czasem zaczynamy dostrzegać w nim człowieka zagubionego, bezbronnego. Jednocześnie postacie drugoplanowe, np. Jenny, Greg czy była żona Roberta – zostają ukazane jako postaci o wiele bardziej destrukcyjne, impulsywne i nieprzewidywalne.
Highsmith mistrzowsko pokazuje, jak łatwo zmanipulować opinię publiczną, jak krucha bywa reputacja i jak szybko można zostać „naznaczonym” przez innych. Niewinna znajomość zostaje przekształcona w rzekomy dowód niepoczytalności. Prawda staje się tu najmniej istotnym elementem układanki.
Autorka pisze w wyjątkowy sposób. Nie potrzebuje kwiecistych metafor, by oddać stan psychiczny bohaterów. Pisze chłodno, surowo, niemal dokumentalnie. Każdy dialog, każde zdanie ma swoje znaczenie. Opisy nie są długie, lecz trafiają w sedno. Atmosfera niepokoju sączy się powoli, niepostrzeżenie.
Krzyk sowy to znacznie więcej niż tylko historia o podglądaczu. To poruszający, precyzyjnie skonstruowany dramat psychologiczny, który demaskuje mechanizmy społecznej hipokryzji, lęków i pragnień. Highsmith udowadnia, że największe potworności rodzą się nie w zbrodni, ale w relacjach międzyludzkich, w codziennych, niewyrażonych emocjach.
Książka stawia pytania o to, kto jest naprawdę niebezpieczny.
Krzyk sowy to powieść, którą warto przeczytać nie dla fabularnych fajerwerków, ale dla psychologicznej głębi i ponurego lustrzanego odbicia nas samych. Patricia Highsmith po raz kolejny udowadnia, że nie ma sobie równych w portretowaniu mrocznych zakamarków ludzkiej duszy. Polecam.