Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 4,5/6
Inne matki mnie nie cierpią to książka... inna, podobnie jak jej główna bohaterka.
Książka ma kilka ciekawych momentów i nieżle oddaje złożoność emocji głównej bohaterki. Chociaż po ok 100 stronach odechciało mi się wysilać żeby zrozumieć tę postać.
Florence to postać, która jest specyficzna i daleka od tego, co nazwalibyśmy normalnością. Jej nieporadność, poczucie winy i desperacja, by ocalić swojego syna, są bardzo autentyczne i realistyczne. Jej działania bywają często chaotyczne, a decyzje nielogiczne. Florence to postać, która powinna wzbudzać empatię. Bohaterka to samotna matka po przejściach, walcząca o dobro swojego syna. Problem polega na tym, że Florence zamiast współczucia, zbyt często wzbudza irytację. Jej decyzje są impulsywne, nielogiczne, a momentami wręcz niedojrzałe. Czasem ma się wrażenie, że to nie dziesięcioletni Dylan, a jego matka potrzebuje dorosłego opiekuna.
Pomimo tego, że Inne matki mnie nie cierpią jest książką o trudnych tematach, takich jak macierzyństwo, odpowiedzialność, czy konflikty wśród matek, ma również elementy humorystyczne, które wprowadzają odrobinę lekkości do fabuły. Dialogi między bohaterami, zwłaszcza te dotyczące interakcji z innymi matkami, są często pełne dowcipu, co nadaje książce charakterystyczny ton. To właśnie te momenty sprawiają, że książka wciąga i potrafi rozbawić, mimo dramatycznych wydarzeń.
Autorka zdaje się balansować na granicy między thrillerem a satyrą społeczną, ale czasem gubi ton. Są momenty gdy książka nie jest ani wystarczająco mroczna, by zadziałać jako dramat psychologiczny, ani dostatecznie lekka i zabawna, by być pełnoprawną komedią. Niektóre sceny wydają się absurdalne, dialogi przerysowane, a działania Florence z reguły są zupełnie oderwane od logiki.
Główny wątek, czyli zaginięcie dziecka, powinien być centralnym punktem fabuły. Jednak w pewnym momencie sprawia wrażenie zaledwie tła do bardziej osobistych historii Florence. Zamiast pełnej kryminalnej intrygi, książka koncentruje się na wewnętrznych przeżyciach bohaterki, co dla niektórych może być rozczarowujące. Dla mnie było też dziwne, bo naprawdę trudno było wyczuć, o co chodzi.
Mimo że główna bohaterka jest dość dobrze zarysowana, postacie drugoplanowe wydają się być nieco zbyt stereotypowe i płaskie. Matki innych dzieci, którym Florence musi stawić czoła, są przedstawione niemal wyłącznie w kontekście rywalizacji i wzajemnej wrogości. Choć taki obraz może być zamierzony przez autorkę, by podkreślić izolację bohaterki, to jednak te postacie nie wnosiły zbyt wiele do fabuły i pozostają wrażeniem jednowymiarowych.
Warto również wspomnieć o tematyce poruszonej w książce, szczególnie o pytaniu, co to znaczy być dobrą matką. To bardzo istotna kwestia, którą autorka w ciekawy sposób stawia przed czytelnikiem. Jednak w pewnym momencie książka może sprawiać wrażenie, że zbyt mocno skupia się na zagubieniu bohaterki i jej chaotycznych działaniach, przez co nie zawsze w pełni wykorzystuje potencjał emocjonalny, który mogła zaoferować ta tematyka.
Pomimo tych niedociągnięć, książka ma też swoje atuty. Relacja matki i syna, choć trudna, jest przedstawiona w sposób wzruszający i prawdziwy. Harman celnie oddaje też mechanizmy społecznego ostracyzmu – jak łatwo jest ocenić innych rodziców, szczególnie tych, którzy nie pasują do wyidealizowanego obrazka matki roku.
Podsumowując, Inne matki mnie nie cierpią to książka, która z pewnością znajdzie swoje grono odbiorców. Jest to historia pełna humoru, ale i refleksji. Główna bohaterką zmagając się z własnymi błędami, stara się chronić to, co najcenniejsze, czyli swoje dziecko. Mimo kilku wad książka pozostaje interesującą i poruszającą opowieścią o matczynej miłości, odpowiedzialności i trudnych wyborach. Warto przeczytać.
Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik)