Wydawnictwo MAG, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
Czasomierze to taki miks powieści społeczno-obyczajowej z elementami fantastyki.
Czasomierze to 6 opowiadań, nowel, różnie je można określać. Elementem łączącym je jest bohaterka, Holly Sykes, mieszkająca w Anglii. Gdy poznajemy jej losy bohaterka ma zaledwie 15 lat i jest rok 1984, gdy kończymy lekturę mamy rok 2043. To co jej się przydarzyło przez ten czas stanowi treść książki i udowadnia, jak jedno, z pozoru błahe spotkanie może zmienić życie człowieka.
Mitchell zastosował motyw znany z Atlasu chmur. Każde z opowiadań ma swojego bohatera (który opowiada historię ze swojego punktu widzenia), chociaż w całość łączy je postać Holly.
W pierwszej noweli, którą czytałem, nic nie zapowiadało tak doskonałej i rozwijającej się lektury. Gdybym nie miał wcześniej do czynienia z prozą Mitchella, być może odłożyłbym książkę na półkę i przeczytał przy innej okazji. Znając jednak talent pisarza, byłem przekonany, iż lada moment Czasomierze pochłoną mnie całkowicie i zapewnią wiele godzin fantastycznej lektury. I faktycznie tak się stało.
Opowiadania ukazujące kolejne etapy, wydarzenia z życia Holly są różne, tak pod względem klimatu, jak i wymowy. Najbanalniejsze (bo opowiadające o zwyczajnej z pozoru nastolatce) jest opowiadanie początkowe. Najsmutniejszym, najbardziej gorzkim, ale i skłaniającym do refleksji, jest ostatnie.
Jedno łączy opowiadania, nie jest to lektura, łatwa, relaksująca, choć z pewnością wartościowa i taka, której warto poświecić czas i trud jej zrozumienia. Opowiadania wymagają otwartego umysłu, skupienia, przeanalizowania, czy to ich treści czy ukrytego przesłania. Nie są one lekką historyjką do czytania w trakcie jazdy np. pociągiem, czy tramwajem. To lektura wymagająca, ale w zamian wiele dająca. Idealnym wydaje się tytuł serii, w której Czasomierze zostały wydane - prawdziwa Uczta wyobraźni.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
▼
czwartek, 31 marca 2016
:(
Dzisiaj zmarł węgierski pisarz, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w roku 2002, Imre Kertész.
Autor miał 86 lat.
Urodził się w ubogiej rodzinie
żydowskiej. W 1944 w wieku 15 lat został wywieziony do niemieckiego
obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, później przeniesiony
do Buchenwaldu. Oprócz matki, cała jego rodzina zginęła w czasie wojny.
Doświadczenia te wywarły decydujący wpływ na jego późniejszą twórczość.W latach 70. napisał powieść Los utracony, w której opisał doświadczenia młodego chłopca w nazistowskich obozach koncentracyjnych: w Auschwitz, w Buchenwaldzie i podobozie mieszczącym się w Zeitz.
Był laureatem wielu nagród literackich – zarówno węgierskich, jak i zagranicznych, m.in. Brandenburger Literaturpreis (1995), Leipziger Buchpreis (1997) oraz WELT-Literaturpreis (2000).
W 2002 otrzymał literacką Nagrodę Nobla „za pisarstwo, które wynosi doświadczenia jednostki ponad przeciwieństwa brutalnej historii”.
środa, 30 marca 2016
Ofiara bez twarzy - Stefan Ahnhem
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5-/6
Dobry kryminał, dobra powieść społeczno-obyczajowa z silnym przesłaniem (jak to w literaturze skandynawskiej bywa). Wszystko byłoby jeszcze lepsze, gdyby nie...czarny moim zdaniem PR. Bo jak inaczej określić notki na okładce...lepszy niż Nesbo, bardziej złowrogi niż Larsson etc. Tego typu komentarze, napisy sprawiają, iż czytelnik aż drży z niepokoju, oczekiwania, wymagania rosną niebotycznie jeszcze przed rozpoczęciem lektury. Trudno im póżniej sprostać. Co prawda Anhem w Człowieku bez twarzy broni się dzielnie, ale...gdyby nie te krzyczące z okładki zapowiedzi, nie musiałby się wcale bronić.
Ofiara bez twarzy otwiera cykl kryminalny, którego głównym bohaterem jest Fabian Risk. Jest on typowym wzorcem skandynawskiego, literackiego policjanta. Po 40-tce, po przejściach, nękany schizami, niepokojami, traumami (jak zwał, tak zwał) , po wielu latach pracy w sztokholmskiej policji, próbujący wraz z rodziną posklejać sypiące się życie. W tym celu cała rodzina Risk przenosi się do rodzinnego miasta Fabiana, Helsingborga.
Niestety, nie jest im dane nawet w spokoju się rozpakować. Mimo miesięcznego blisko urlopu, Risk już pierwszego wieczora zostaje włączony w machinę prowadzącą dochodzenie brutalnej zbrodni. Szybko okazuje się, iż zamordowanym w brutalny sposób jest jego dawny kolega z klasy. Szybko staje się jasne, że zabójca postępuje zgodnie z drobiazgowym planem. Na liście ma więcej osób.Szybko staje się jasne, iż zabójcą jest szkolny kolega Riska, którego przez długi czas gnębiono, taka szkolna ofiara. Ale czy to dobry trop? Czy jego zatrzymanie powstrzyma falę zbrodni? W tym momencie gorące brawa dla autora. Jednym ruchem zburzył moją pewność co do dalszego toku wydarzeń. A tak było jeszcze dwukrotnie w trakcie lektury.
Trzeba autorowi przyznać, iż bardzo dobrze sobie poradził. Przede wszystkim wodzenie czytelnika za przysłowiowy nos, podsuwanie błędnych tropów, ale śladów, które szybko okazują się nie tymi, za jakie je uważamy. O tym przed chwilą (kilka zdań wcześniej) wspomniałam.
Poza tym doskonale nakreślone tło społeczno-obyczajowe. I bynajmniej nie chodzi tu o styranego życiem policjanta zaczynającego wszystko od nowa. Taka postać jest w zasadzie standardem w skandynawskim kryminale (szwedzkie powieści pod tym względem przodują).
Mam na myśli problem głębszy, którym jest fala w szkole. Ukazane przez pisarza zjawisko długotrwałego znęcania się przez nastolatków nad rówieśnikiem, który w jakiś sposób od nich odstaje, jest niezwykle poruszające. Ale jest jeszcze coś, co jest równie, a może nawet bardziej okrutne niż samo znęcanie się. Tym czymś jest ignorancja, przypadłość, na którą cierpi zbyt wielu, czy to dzieci, nastolatków, czy osób dorosłych.
Często nasze z pozoru błahe zachowanie, po jakimś (dłuższym lub krótszym) czasie, może doprowadzić do tragedii? Tak jest w przypadku zbrodni dokonywanych przez seryjnego oprawcę w Ofierze bez twarzy. Co nim kierowało? Czy zbrodniom można było zapobiec? Kto tak naprawdę jest za nie odpowiedzialny? Czy oprawca jest ofiarą, a może ofiara katem?!
Na te i wiele innych pytań musi sobie odpowiedzieć Fabian Risk, ale także czytelnik w trakcie lektury książki. Najróżniejsze przemyślenia przewijały się w mojej głowie w trakcie lektury. Jestem pewna, iż z wami będzie podobnie. Okrucieństwo zawsze porusza. A gdy ofiarą (fizyczną, czy psychiczną) są dzieci, gdy widzimy tego konsekwencje (lub o nich czytamy) cała sprawa nabiera jeszcze bardziej jaskrawych barw.
Gorąco zachęcam do lektury.Bardzo dobra książka z mocnym przesłaniem i doskonały debiut literacki.
Dobry kryminał, dobra powieść społeczno-obyczajowa z silnym przesłaniem (jak to w literaturze skandynawskiej bywa). Wszystko byłoby jeszcze lepsze, gdyby nie...czarny moim zdaniem PR. Bo jak inaczej określić notki na okładce...lepszy niż Nesbo, bardziej złowrogi niż Larsson etc. Tego typu komentarze, napisy sprawiają, iż czytelnik aż drży z niepokoju, oczekiwania, wymagania rosną niebotycznie jeszcze przed rozpoczęciem lektury. Trudno im póżniej sprostać. Co prawda Anhem w Człowieku bez twarzy broni się dzielnie, ale...gdyby nie te krzyczące z okładki zapowiedzi, nie musiałby się wcale bronić.
Ofiara bez twarzy otwiera cykl kryminalny, którego głównym bohaterem jest Fabian Risk. Jest on typowym wzorcem skandynawskiego, literackiego policjanta. Po 40-tce, po przejściach, nękany schizami, niepokojami, traumami (jak zwał, tak zwał) , po wielu latach pracy w sztokholmskiej policji, próbujący wraz z rodziną posklejać sypiące się życie. W tym celu cała rodzina Risk przenosi się do rodzinnego miasta Fabiana, Helsingborga.
Niestety, nie jest im dane nawet w spokoju się rozpakować. Mimo miesięcznego blisko urlopu, Risk już pierwszego wieczora zostaje włączony w machinę prowadzącą dochodzenie brutalnej zbrodni. Szybko okazuje się, iż zamordowanym w brutalny sposób jest jego dawny kolega z klasy. Szybko staje się jasne, że zabójca postępuje zgodnie z drobiazgowym planem. Na liście ma więcej osób.Szybko staje się jasne, iż zabójcą jest szkolny kolega Riska, którego przez długi czas gnębiono, taka szkolna ofiara. Ale czy to dobry trop? Czy jego zatrzymanie powstrzyma falę zbrodni? W tym momencie gorące brawa dla autora. Jednym ruchem zburzył moją pewność co do dalszego toku wydarzeń. A tak było jeszcze dwukrotnie w trakcie lektury.
Trzeba autorowi przyznać, iż bardzo dobrze sobie poradził. Przede wszystkim wodzenie czytelnika za przysłowiowy nos, podsuwanie błędnych tropów, ale śladów, które szybko okazują się nie tymi, za jakie je uważamy. O tym przed chwilą (kilka zdań wcześniej) wspomniałam.
Poza tym doskonale nakreślone tło społeczno-obyczajowe. I bynajmniej nie chodzi tu o styranego życiem policjanta zaczynającego wszystko od nowa. Taka postać jest w zasadzie standardem w skandynawskim kryminale (szwedzkie powieści pod tym względem przodują).
Mam na myśli problem głębszy, którym jest fala w szkole. Ukazane przez pisarza zjawisko długotrwałego znęcania się przez nastolatków nad rówieśnikiem, który w jakiś sposób od nich odstaje, jest niezwykle poruszające. Ale jest jeszcze coś, co jest równie, a może nawet bardziej okrutne niż samo znęcanie się. Tym czymś jest ignorancja, przypadłość, na którą cierpi zbyt wielu, czy to dzieci, nastolatków, czy osób dorosłych.
Często nasze z pozoru błahe zachowanie, po jakimś (dłuższym lub krótszym) czasie, może doprowadzić do tragedii? Tak jest w przypadku zbrodni dokonywanych przez seryjnego oprawcę w Ofierze bez twarzy. Co nim kierowało? Czy zbrodniom można było zapobiec? Kto tak naprawdę jest za nie odpowiedzialny? Czy oprawca jest ofiarą, a może ofiara katem?!
Na te i wiele innych pytań musi sobie odpowiedzieć Fabian Risk, ale także czytelnik w trakcie lektury książki. Najróżniejsze przemyślenia przewijały się w mojej głowie w trakcie lektury. Jestem pewna, iż z wami będzie podobnie. Okrucieństwo zawsze porusza. A gdy ofiarą (fizyczną, czy psychiczną) są dzieci, gdy widzimy tego konsekwencje (lub o nich czytamy) cała sprawa nabiera jeszcze bardziej jaskrawych barw.
Gorąco zachęcam do lektury.Bardzo dobra książka z mocnym przesłaniem i doskonały debiut literacki.
Zapowiedź...
Pani Noc – Cassandra Clare
Nocni Łowcy z Los Angeles są głównymi bohaterami powieści „Pani Noc”, pierwszej odsłony najnowszego cyklu Cassandry Clare zatytułowanego „Mroczne Intrygi”, kontynuacji bestsellerowej serii „Dary Anioła”.
Minęło pięć lat od wydarzeń przedstawionych w „Mieście Niebiańskiego Ognia”, po których Nocni Łowcy znaleźli się na skraju zagłady. Emma Carstairs nie jest już pogrążoną w żałobie dziewczynką, lecz młodą kobietą, która zamierza za wszelką cenę dowiedzieć się, kto zabił jej rodziców, i pomścić ich śmierć.
Wraz ze swoim parabatai, Julianem Blackthornem, musi się nauczyć ufać swojemu sercu i rozumowi, gdy odkrywa demoniczny spisek obejmujący zasięgiem całe Los Angeles, od Sunset Strip aż po morskie fale roztrzaskujące się na plażach Santa Monica. Gdyby
jeszcze serce nie prowadziło jej na manowce…
Jakby mało było tych komplikacji, brat Juliana Mark – uprowadzony przez faerie przed pięcioma laty – zostaje teraz uwolniony w geście dobrej woli ze strony porywaczy. Faerie rozpaczliwie poszukują mordercy, który zbiera wśród nich krwawe żniwo – i w tych poszukiwaniach potrzebują pomocy Nocnych Łowców. Kłopot w tym, że w krainie faerie czas płynie inaczej i Mark nie tylko prawie się nie postarzał, ale na dodatek nie rozpoznaje nikogo ze swoich bliskich. Czy będzie w stanie naprawdę wrócić na łono rodziny? I czy faerie naprawdę na to pozwolą?
Oto rozdzierające serce wprowadzenie do nowej serii Cassandry Clare, „Mroczne Intrygi”, wciągająca gra pozorów, pełna magii i obfitująca w przygody Nocnych Łowców.
Tytuł: Pani noc
Autor: Cassandar Clare
Seria: Mroczne intrygi
ISBN: 978-83-7480-640-4
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec i Wojciech Szypuła
Oprawa: miękka
Liczba stron: 832
Rok wydania: 30 marca 2016
Cena detaliczna: 45,00 zł
wtorek, 29 marca 2016
Wredny typ - Robert Littell
Wydawnictwo Noir sur Blanc, Ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża.
Robert Littell, to amerykański pisarz, autor książek kryminalnych, sensacyjnych, szpiegowskich, ojciec Littella, tego od od Łaskawych. Kto czytał, ten kojarzy.
Wredny typ, to moje 1. spotkanie z prozą tego autora, ale z pewnością nie ostatnie.
Główny bohater, Lemuel Gunn, to były szpieg CIA, weteran wojny w Afganistanie. Obecnie jest na emeryturze i mieszka w przyczepie, takiej, jaką widzimy na zdjęciu. Przyczepa znajduje się na całkowitym odludziu. Jednak mimo to, pewnego dnia na jej progu staje klientka. Kobieta potrzebuje pomocy kogoś kto jest na równi detektywem, jak i specjalistą w zasadzie od wszystkiego. Gunn przyjmuje zlecenie, wiadomo, pieniądze są potrzebne. Należy odnaleźć jednego pana. Sprawa, jakich wiele, zdawałoby się banalna. Jak się okaże pozory mylą.
Wredny typ to porządna powieść, dopracowana, z nie najgorzej zawiązaną i konsekwentnie prowadzoną intrygą. Nie jest to jednak czysty kryminał. To taki miks kryminału z powieścią sensacyjną i domieszką powieści społecznej w postaci dobrze ukazanego przekroju amerykańskiego społeczeństwa. Ogromnym plusem są mistrzowsko i niezwykle drobiazgowo ukazane realia życia, funkcjonowania człowieka na amerykańskiej prowincji. Można się zdziwić w trakcie lektury.
Atutem jest także dobrze oddany klimat amerykańskiej powieści kryminalnej, w tym wszystkie drobiazgi składające się zarówno na prowadzone dochodzenie, jak i osobę samego detektywa. Gunn jest niebanalny. Nie dość, że mieszka w przyczepie, tam ma swoje biuro, to dodatkowo jeździ Studebakerem Starlight Coupe z 1950 roku. Auto z duszą. Gunn jest także niezwykły (jakby z nie naszych realiów) jeżeli chodzi o prowadzenie śledztwa i w ogóle sposób bycia.
Mocną stroną książki są także bardzo dobre dialogi oraz okładka, która idealnie wpisuje się w klimat Wrednego typa. Tak właśnie wyobrażałbym sobie mieszkanie i okolicę głównego bohatera.
Gorąco zachęcam do lektury. Liczącą 256 stron książkę czyta się błyskawicznie i z wielką przyjemnością. Wredny typ to kawał porządnej, amerykańskiej literatury.
Recenzja mojego męża.
Robert Littell, to amerykański pisarz, autor książek kryminalnych, sensacyjnych, szpiegowskich, ojciec Littella, tego od od Łaskawych. Kto czytał, ten kojarzy.
Wredny typ, to moje 1. spotkanie z prozą tego autora, ale z pewnością nie ostatnie.
Główny bohater, Lemuel Gunn, to były szpieg CIA, weteran wojny w Afganistanie. Obecnie jest na emeryturze i mieszka w przyczepie, takiej, jaką widzimy na zdjęciu. Przyczepa znajduje się na całkowitym odludziu. Jednak mimo to, pewnego dnia na jej progu staje klientka. Kobieta potrzebuje pomocy kogoś kto jest na równi detektywem, jak i specjalistą w zasadzie od wszystkiego. Gunn przyjmuje zlecenie, wiadomo, pieniądze są potrzebne. Należy odnaleźć jednego pana. Sprawa, jakich wiele, zdawałoby się banalna. Jak się okaże pozory mylą.
Wredny typ to porządna powieść, dopracowana, z nie najgorzej zawiązaną i konsekwentnie prowadzoną intrygą. Nie jest to jednak czysty kryminał. To taki miks kryminału z powieścią sensacyjną i domieszką powieści społecznej w postaci dobrze ukazanego przekroju amerykańskiego społeczeństwa. Ogromnym plusem są mistrzowsko i niezwykle drobiazgowo ukazane realia życia, funkcjonowania człowieka na amerykańskiej prowincji. Można się zdziwić w trakcie lektury.
Atutem jest także dobrze oddany klimat amerykańskiej powieści kryminalnej, w tym wszystkie drobiazgi składające się zarówno na prowadzone dochodzenie, jak i osobę samego detektywa. Gunn jest niebanalny. Nie dość, że mieszka w przyczepie, tam ma swoje biuro, to dodatkowo jeździ Studebakerem Starlight Coupe z 1950 roku. Auto z duszą. Gunn jest także niezwykły (jakby z nie naszych realiów) jeżeli chodzi o prowadzenie śledztwa i w ogóle sposób bycia.
Mocną stroną książki są także bardzo dobre dialogi oraz okładka, która idealnie wpisuje się w klimat Wrednego typa. Tak właśnie wyobrażałbym sobie mieszkanie i okolicę głównego bohatera.
Gorąco zachęcam do lektury. Liczącą 256 stron książkę czyta się błyskawicznie i z wielką przyjemnością. Wredny typ to kawał porządnej, amerykańskiej literatury.
poniedziałek, 28 marca 2016
Jajeczko, czyli wielkanocny stosik....
Święta spędzamy w Polsce. Cudownie było, ale za kilka godzin niestety wracamy do Wiednia.
Razem, z nami wraca ten maleńki stosik:) Będzie co czytać:)
Oto cały stosik (po kliknięciu zdjęcia się powiększą)
A to poszczególne kolumny:
A ta porcyjka to efekt szaleństwa wyprzedażowego w Świecie Książki :) Trudno było nie ulec pokusie..najtańsza książka to 5,90zł., a najdroższa (Grosman na dole, gruba pozycja) to 14,90zł.
Razem, z nami wraca ten maleńki stosik:) Będzie co czytać:)
Oto cały stosik (po kliknięciu zdjęcia się powiększą)
A to poszczególne kolumny:
A ta porcyjka to efekt szaleństwa wyprzedażowego w Świecie Książki :) Trudno było nie ulec pokusie..najtańsza książka to 5,90zł., a najdroższa (Grosman na dole, gruba pozycja) to 14,90zł.
niedziela, 27 marca 2016
Ruiny przeszlości - Chris Bohjalian
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 6/6
Kolejna fantastyczna, dopracowana w każdym calu, nadzwyczajna powieść Chrisa Bohjaliana. Autor napisał w sumie 18 książek. Kilka zostało wydanych w Polsce. Mam nadzieję, iż wydawnictwo pokusi się o przekład i druk wszystkich powieści tego niezwykłego pisarza.
Tym razem akcja rozgrywa się w malowniczej Toskanii, w jej najpiękniejszych zakątkach, które w latach 40. XX wieku stały się areną krwawych walk II wojny światowej.
Akcja toczy się dwutorowo - w 1943 i 1955 roku. Wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni kilkunastu dni w obu tych latach, powiązane są członkami rodziny Rosatich, włoskiego rodu szlacheckiego. W 1943 roku wierzyli oni, iż tytuł i mury ich wiekowej rezydencji ochronią ich przed wojną pustoszącą całą Europę. Szybko okazało się, jak bardzo jest to złudne. To najprawdopodobniej wtedy wydarzyło się coś, co jak podejrzewa młoda funkcjonariusza policji Serafina Bettini, skutkowało 12 lat póżniej zamordowaniem (niezwykle brutalnym) jednej z osób z rodziny Rosatich. Mimo zaprzeczeń Rosatich, młoda detektyw podąża tropem, którym kieruje ją intuicja. Z godziny na godzinę sprawa staje się pilniejsza apogeum osiągając w momencie, gdy dochodzi do drugiego, okrutnego zabójstwa. Ponownie ofiara jest kobieta z rodu Rosatich. Co i kto kryje się za bezlitosnymi zabójstwami? Czy mają one związek z wydarzeniami z przeszłości?
Śledztwo utrudnia swoista zmowa milczenia oraz fakt, iż policjantka musi stawić czoło także swoim traumatycznym przeżyciom, o których przez cały czas przypominają jej rany na ciele i duszy. Serafina nie ustępuje. Powoli zagłębia się w tragiczną historię ofiar. Co odkryje?
Doskonała książka.
Tak wiem, powtarzam się. Ale nic nie poradzę, zachwyciła mnie. Z tym, że od razu zaznaczam - to nie jest kryminał. Wiem, wiem, są trupy, jest wycięte przez oprawcę serce, jest śledztwo, nawet, jak na 1955 rok bardzo porządne śledztwo.
Ale to nie o to w całej historii chodzi, nie o dochodzenie, czy policyjną robotę. To wszystko jest pretekstem, tłem do ukazania wojennej zawieruchy w Toskanii oraz tego, jak daleko mogą posunąć się ludzie w różnorodnych, ekstremalnych sytuacjach, jak daleko sięga ich oportunizm, czy wszystko uda się wytłumaczyć dobrem (czy to jednostki, czy skarbów ludzkości), czy młodość i życie pod kloszem tłumaczą pewne zachowania, czy wreszcie można wybaczyć sobie i zapomnieć o doznanym bólu i ranach na ciele?
Bohjalian bardzo ciekawie skonstruował swoich bohaterów (ale z tego słyną jego książki). Reprezentują oni pełen wachlarz wiekowy, zawodowy, a przekrój moralny i majątkowy należą do jeszcze pełniejszych. Mimo, iż osoba mająca nawet mizerny kręgosłup moralny poddała by wiele zachowań wielu bohaterów co najmniej w wątpliwość, to oni sami nawet przez moment nie zastanawiają się, czy należy się tak zachować, czy robią dobrze. Dla nich pewne sprawy są oczywiste, wielu z nich swoją współpracę z wrogiem przykrywa troską o kraj i nazywa czynieniem dobra dla przyszłych pokoleń, dla ojczyzny.
Czy takie zachowania bohaterów w przeszłości mogły skutkować popełnieniem strasznych zbrodni w 1955 roku? Tego nie zdradzę. Napiszę tylko, iż w tej książce (jak w każdej pióra tego pisarza) nic nie jest prostym, jak się z pozoru wydaje. Z upływem kolejnych godzin, dni dochodzenia okaże się, iż sprawa coraz bardziej się gmatwa zamiast wyjaśniać, a kolejne poczynania bohaterów są coraz bardziej dziwne.
Trzeba autorowi przyznać, iż umiejętnie buduje napięcie dawkując nam wiedzę o bohaterach. Po raz kolejny Bohjalian udowodnił, iż tak dla niego charakterystyczny sposób narracji doskonale się sprawdza tworząc niesamowity wprost klimat książki.
Dodatkowym plusem, taką wisienką na torcie są wplecione w fabułę cudowne opisy toskańskich krajobrazów, obyczajów, zabytków. To ukłon w stronę czytelników lubiących włoskie klimaty.
Doskonała książka, o której mogłabym pisać i pisać, a której fabuły, kwintesencji, wymowy nic nie odda...poza lekturą oczywiście. Gorąco was zachęcam do sięgnięcia po Ruiny przeszłości. Jeżeli tylko lubicie wielowymiarową, mistrzowską narrację, włoskie klimaty, niejednoznaczne czyny, niespieszną, dopracowaną fabułę, jest to to z pewnością książka dla was.
Kolejna fantastyczna, dopracowana w każdym calu, nadzwyczajna powieść Chrisa Bohjaliana. Autor napisał w sumie 18 książek. Kilka zostało wydanych w Polsce. Mam nadzieję, iż wydawnictwo pokusi się o przekład i druk wszystkich powieści tego niezwykłego pisarza.
Tym razem akcja rozgrywa się w malowniczej Toskanii, w jej najpiękniejszych zakątkach, które w latach 40. XX wieku stały się areną krwawych walk II wojny światowej.
Akcja toczy się dwutorowo - w 1943 i 1955 roku. Wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni kilkunastu dni w obu tych latach, powiązane są członkami rodziny Rosatich, włoskiego rodu szlacheckiego. W 1943 roku wierzyli oni, iż tytuł i mury ich wiekowej rezydencji ochronią ich przed wojną pustoszącą całą Europę. Szybko okazało się, jak bardzo jest to złudne. To najprawdopodobniej wtedy wydarzyło się coś, co jak podejrzewa młoda funkcjonariusza policji Serafina Bettini, skutkowało 12 lat póżniej zamordowaniem (niezwykle brutalnym) jednej z osób z rodziny Rosatich. Mimo zaprzeczeń Rosatich, młoda detektyw podąża tropem, którym kieruje ją intuicja. Z godziny na godzinę sprawa staje się pilniejsza apogeum osiągając w momencie, gdy dochodzi do drugiego, okrutnego zabójstwa. Ponownie ofiara jest kobieta z rodu Rosatich. Co i kto kryje się za bezlitosnymi zabójstwami? Czy mają one związek z wydarzeniami z przeszłości?
Śledztwo utrudnia swoista zmowa milczenia oraz fakt, iż policjantka musi stawić czoło także swoim traumatycznym przeżyciom, o których przez cały czas przypominają jej rany na ciele i duszy. Serafina nie ustępuje. Powoli zagłębia się w tragiczną historię ofiar. Co odkryje?
Doskonała książka.
Tak wiem, powtarzam się. Ale nic nie poradzę, zachwyciła mnie. Z tym, że od razu zaznaczam - to nie jest kryminał. Wiem, wiem, są trupy, jest wycięte przez oprawcę serce, jest śledztwo, nawet, jak na 1955 rok bardzo porządne śledztwo.
Ale to nie o to w całej historii chodzi, nie o dochodzenie, czy policyjną robotę. To wszystko jest pretekstem, tłem do ukazania wojennej zawieruchy w Toskanii oraz tego, jak daleko mogą posunąć się ludzie w różnorodnych, ekstremalnych sytuacjach, jak daleko sięga ich oportunizm, czy wszystko uda się wytłumaczyć dobrem (czy to jednostki, czy skarbów ludzkości), czy młodość i życie pod kloszem tłumaczą pewne zachowania, czy wreszcie można wybaczyć sobie i zapomnieć o doznanym bólu i ranach na ciele?
Bohjalian bardzo ciekawie skonstruował swoich bohaterów (ale z tego słyną jego książki). Reprezentują oni pełen wachlarz wiekowy, zawodowy, a przekrój moralny i majątkowy należą do jeszcze pełniejszych. Mimo, iż osoba mająca nawet mizerny kręgosłup moralny poddała by wiele zachowań wielu bohaterów co najmniej w wątpliwość, to oni sami nawet przez moment nie zastanawiają się, czy należy się tak zachować, czy robią dobrze. Dla nich pewne sprawy są oczywiste, wielu z nich swoją współpracę z wrogiem przykrywa troską o kraj i nazywa czynieniem dobra dla przyszłych pokoleń, dla ojczyzny.
Czy takie zachowania bohaterów w przeszłości mogły skutkować popełnieniem strasznych zbrodni w 1955 roku? Tego nie zdradzę. Napiszę tylko, iż w tej książce (jak w każdej pióra tego pisarza) nic nie jest prostym, jak się z pozoru wydaje. Z upływem kolejnych godzin, dni dochodzenia okaże się, iż sprawa coraz bardziej się gmatwa zamiast wyjaśniać, a kolejne poczynania bohaterów są coraz bardziej dziwne.
Trzeba autorowi przyznać, iż umiejętnie buduje napięcie dawkując nam wiedzę o bohaterach. Po raz kolejny Bohjalian udowodnił, iż tak dla niego charakterystyczny sposób narracji doskonale się sprawdza tworząc niesamowity wprost klimat książki.
Dodatkowym plusem, taką wisienką na torcie są wplecione w fabułę cudowne opisy toskańskich krajobrazów, obyczajów, zabytków. To ukłon w stronę czytelników lubiących włoskie klimaty.
Doskonała książka, o której mogłabym pisać i pisać, a której fabuły, kwintesencji, wymowy nic nie odda...poza lekturą oczywiście. Gorąco was zachęcam do sięgnięcia po Ruiny przeszłości. Jeżeli tylko lubicie wielowymiarową, mistrzowską narrację, włoskie klimaty, niejednoznaczne czyny, niespieszną, dopracowaną fabułę, jest to to z pewnością książka dla was.
sobota, 26 marca 2016
Fragmenty winem poplamionego notatnika - Charles Bukowski
Wydawnictwo Noir sur Blanc, ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Fragmenty winem poplamionego notatnika, to zbiór tekstów, esejów, felietonów, rozważań (rozmaite są to formy, rozmaicie można je określić) które powstały w latach 1944- 1990.
Ich autor, Charles Bukowski to żyjący w latach 1920-1994 amerykański pisarz, człowiek wielce kontrowersyjny, barwny, skandalizujący (jak na owe czasy, oczywiście). W swojej twórczości posługiwał się językiem ostrym, bez przysłowiowego owijania w bawełnę, często wulgarnym, rodem z półświatka, czy ludzkiego rynsztoka. Podobnie ma się sprawa z jego bohaterami i ich przygodami, które często są odbiciem życiowych perypetii samego pisarza, który nie stronił od seksu, alkoholu i innych używek oraz skandali. Mimo takiej formy wyrazu oraz dodatkowo surowego stylu, proza Bukowskiego porywa czytelnika. Nie inaczej jest z niniejszym tomem felietonów.
Bohaterowie tekstów zawartych we Fragmentach winem..... to osoby balansujące na krawędzi, równie skandalizujące, jak pisarz, alkoholicy, nałogowcy innego rodzaju, przestępcy, osoby lekkiego prowadzenia się, a nawet seksoholicy. Ich udziałem staje się cała obrzydliwość ówczesnego świata, jaką tylko możecie sobie wyobrazić. Trudno nawet pisać, co jest treścią tych tekstów. trzeba je po prostu przeczytać. Napiszę tylko, iż akcja rozgrywa się w Los Angeles, ale nie tym znanym z tv, książek, a tym pełnym zaułków, brudu, szumowin, czyli miejsc, do których rzadko zagląda przeciętny człowiek.
Fragmenty winem.... to takie puzzle, patchwork nie tylko w zakresie form literackich, czy przeżyć bohaterów, ale także osi wokół której toczy się fabuła danego tekstu.
Ponieważ teksty powstawały na przestrzeni kilkudziesięciu lat nic więc dziwnego, iż reprezentują inne spojrzenie na otaczającą psiarza rzeczywistość, inny poziom pisarski.
Tym co je łączy jest właśnie typ bohaterów i ich poczynań, oraz sarkastyczne, czasem nawet bardzo spojrzenie na świat. Sporo w książce także mentorskiego tonu, dużo krytyki także pod adresem kolegów po fachu.
Teksty można czytać jeden za drugim, w zasadzie bez przerwy, chociaż ze względu na ich charakter, treść będzie to raczej trudne. Można też (ja tak zrobiłem) delektować się nimi, co jakiś czas czytając jeden tekst.
Przyznaję, nie wszystkie teksty przypadły mi do gustu, nie wszystkie na równi mnie wciągnęły.
I chociaż, jak już wspomniałem, są lepsze dzieła Bukowskiego, to Fragmenty...nadal pozostają literaturą najwyższego kalibru i bardzo wartościowa proza, lektura wręcz obowiązkowa nie tylko dla wielbicieli Bukowskiego.
Recenzja mojego męża.
Fragmenty winem poplamionego notatnika, to zbiór tekstów, esejów, felietonów, rozważań (rozmaite są to formy, rozmaicie można je określić) które powstały w latach 1944- 1990.
Ich autor, Charles Bukowski to żyjący w latach 1920-1994 amerykański pisarz, człowiek wielce kontrowersyjny, barwny, skandalizujący (jak na owe czasy, oczywiście). W swojej twórczości posługiwał się językiem ostrym, bez przysłowiowego owijania w bawełnę, często wulgarnym, rodem z półświatka, czy ludzkiego rynsztoka. Podobnie ma się sprawa z jego bohaterami i ich przygodami, które często są odbiciem życiowych perypetii samego pisarza, który nie stronił od seksu, alkoholu i innych używek oraz skandali. Mimo takiej formy wyrazu oraz dodatkowo surowego stylu, proza Bukowskiego porywa czytelnika. Nie inaczej jest z niniejszym tomem felietonów.
Bohaterowie tekstów zawartych we Fragmentach winem..... to osoby balansujące na krawędzi, równie skandalizujące, jak pisarz, alkoholicy, nałogowcy innego rodzaju, przestępcy, osoby lekkiego prowadzenia się, a nawet seksoholicy. Ich udziałem staje się cała obrzydliwość ówczesnego świata, jaką tylko możecie sobie wyobrazić. Trudno nawet pisać, co jest treścią tych tekstów. trzeba je po prostu przeczytać. Napiszę tylko, iż akcja rozgrywa się w Los Angeles, ale nie tym znanym z tv, książek, a tym pełnym zaułków, brudu, szumowin, czyli miejsc, do których rzadko zagląda przeciętny człowiek.
Fragmenty winem.... to takie puzzle, patchwork nie tylko w zakresie form literackich, czy przeżyć bohaterów, ale także osi wokół której toczy się fabuła danego tekstu.
Ponieważ teksty powstawały na przestrzeni kilkudziesięciu lat nic więc dziwnego, iż reprezentują inne spojrzenie na otaczającą psiarza rzeczywistość, inny poziom pisarski.
Tym co je łączy jest właśnie typ bohaterów i ich poczynań, oraz sarkastyczne, czasem nawet bardzo spojrzenie na świat. Sporo w książce także mentorskiego tonu, dużo krytyki także pod adresem kolegów po fachu.
Teksty można czytać jeden za drugim, w zasadzie bez przerwy, chociaż ze względu na ich charakter, treść będzie to raczej trudne. Można też (ja tak zrobiłem) delektować się nimi, co jakiś czas czytając jeden tekst.
Przyznaję, nie wszystkie teksty przypadły mi do gustu, nie wszystkie na równi mnie wciągnęły.
I chociaż, jak już wspomniałem, są lepsze dzieła Bukowskiego, to Fragmenty...nadal pozostają literaturą najwyższego kalibru i bardzo wartościowa proza, lektura wręcz obowiązkowa nie tylko dla wielbicieli Bukowskiego.
piątek, 25 marca 2016
Pacjent - Juan Gomez-Jurado
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 6/6
Rewelacyjny thriller, świetnie napisany, trzymający w napięciu do 1. strony. Genialny po prostu. To moje 1. spotkanie z twórczością autora, ale z pewnością nie ostatnie. Muszę przeczytać pozostałe jego książki.
Bohaterem jest ceniony neurochirurg David Evans. Jest on wdowcem, samotnie wychowuje 7-letnią córkę i próbuje wypośrodkować pomiędzy pracą,a tym co najważniejsze, czyli byciem rodzicem.
Pewnego dnia córeczka doktora znika, znika tez jej opiekunka, a sam David dostaje makabryczne ultimatum: jeżeli jego następny pacjent przeżyje operację, córeczka lekarza zginie z rąk psychopaty.
Swoistą polisą porywacza jest...córka lekarza, którą porwano i ukryto w wykopanej w ziemi jamie, gdzie wody i powietrza starczy jej dokładnie na tyle dni i godzin ile potrzeba do spełnienia żądania porywacza.
Kiedy doktor Evans odkrywa, że pacjentem, który musi umrzeć, jest nie kto inny jak prezydent Stanów Zjednoczonych, rozpoczyna się rozpaczliwe odliczanie. Najtragiczniejsze, najdłuższe, a jednocześnie najszybciej uciekające 63 godziny na świecie.
Evans musi wybrać między byciem lekarzem,a byciem ojcem. Oczywiście nikogo nie może poprosić o pomoc, ze wszystkim musi dać sobie sam radę. Jednak w pewnym momencie decyduje się powiedzieć o wszystkim szwagierce Kate, która jest agentką Secret Service i pracuje w ochronie Pierwszej Damy. Czy to coś pomoże?
Książka całkowicie mną zawładnęła już od 1. strony.
Dałam najwyższą ocenę przede wszystkim za tempo akcji, bo akcja w Pacjencie naprawdę pędzi, jak kolejka górska.
Dodatkowym plusem jest fakt, iż niemal cała fabuła rozgrywa się w ciągu zaledwie 63 godzin, czasie w którym mieści się niesamowita ilość wydarzeń i napięcia.
Schemat powieści jest bardzo podobny do książek autorstwa Harlana Cobena, ale na tym podobieństwo się kończy.Gomez-Jurado pisze o wiele lepiej. Nie wiem, jak inne książki, ale Pacjenta można przyrównać do najlepszych thrillerów Simeona Kernicka.
Poza tym wielkim plusem są doskonale wykreowani bohaterowie. David Evans, mistrzowska postać, zrozpaczony, nie potrafiący dać sobie rady z wyrzutami sumienia wdowiec, zrozpaczony ojciec, miotający się lekarz i wściekły, przerażliwie wściekły, gotowy na wszystko człowiek, który kilkanaście godzin wcześniej był normalnym człowiekiem, z wadami, zaletami i poczuciem humoru. Jedna chwila zmieniła w nim wszystko.
Doskonale nakreślona jest także sylwetka agentki Kate i jej ojca, byłego teścia Davida, który za wszelka cenę pragnie zyskać opiekę nad jedyna wnuczką.
No i ten Zły..majstersztyk.
Nic więcej nie napiszę. Mogę was tylko gorąco, bardzo gorąco zachęcić do lektury.
Rewelacyjny thriller, świetnie napisany, trzymający w napięciu do 1. strony. Genialny po prostu. To moje 1. spotkanie z twórczością autora, ale z pewnością nie ostatnie. Muszę przeczytać pozostałe jego książki.
Bohaterem jest ceniony neurochirurg David Evans. Jest on wdowcem, samotnie wychowuje 7-letnią córkę i próbuje wypośrodkować pomiędzy pracą,a tym co najważniejsze, czyli byciem rodzicem.
Pewnego dnia córeczka doktora znika, znika tez jej opiekunka, a sam David dostaje makabryczne ultimatum: jeżeli jego następny pacjent przeżyje operację, córeczka lekarza zginie z rąk psychopaty.
Swoistą polisą porywacza jest...córka lekarza, którą porwano i ukryto w wykopanej w ziemi jamie, gdzie wody i powietrza starczy jej dokładnie na tyle dni i godzin ile potrzeba do spełnienia żądania porywacza.
Kiedy doktor Evans odkrywa, że pacjentem, który musi umrzeć, jest nie kto inny jak prezydent Stanów Zjednoczonych, rozpoczyna się rozpaczliwe odliczanie. Najtragiczniejsze, najdłuższe, a jednocześnie najszybciej uciekające 63 godziny na świecie.
Evans musi wybrać między byciem lekarzem,a byciem ojcem. Oczywiście nikogo nie może poprosić o pomoc, ze wszystkim musi dać sobie sam radę. Jednak w pewnym momencie decyduje się powiedzieć o wszystkim szwagierce Kate, która jest agentką Secret Service i pracuje w ochronie Pierwszej Damy. Czy to coś pomoże?
Książka całkowicie mną zawładnęła już od 1. strony.
Dałam najwyższą ocenę przede wszystkim za tempo akcji, bo akcja w Pacjencie naprawdę pędzi, jak kolejka górska.
Dodatkowym plusem jest fakt, iż niemal cała fabuła rozgrywa się w ciągu zaledwie 63 godzin, czasie w którym mieści się niesamowita ilość wydarzeń i napięcia.
Schemat powieści jest bardzo podobny do książek autorstwa Harlana Cobena, ale na tym podobieństwo się kończy.Gomez-Jurado pisze o wiele lepiej. Nie wiem, jak inne książki, ale Pacjenta można przyrównać do najlepszych thrillerów Simeona Kernicka.
Poza tym wielkim plusem są doskonale wykreowani bohaterowie. David Evans, mistrzowska postać, zrozpaczony, nie potrafiący dać sobie rady z wyrzutami sumienia wdowiec, zrozpaczony ojciec, miotający się lekarz i wściekły, przerażliwie wściekły, gotowy na wszystko człowiek, który kilkanaście godzin wcześniej był normalnym człowiekiem, z wadami, zaletami i poczuciem humoru. Jedna chwila zmieniła w nim wszystko.
Doskonale nakreślona jest także sylwetka agentki Kate i jej ojca, byłego teścia Davida, który za wszelka cenę pragnie zyskać opiekę nad jedyna wnuczką.
No i ten Zły..majstersztyk.
Nic więcej nie napiszę. Mogę was tylko gorąco, bardzo gorąco zachęcić do lektury.
czwartek, 24 marca 2016
Rewizja - Remigiusz Mróz :)
Wydawnictwo Czwarta Strona, Moja ocena 5,5/6
Właśnie skończyłam czytać. A zaczęłam wczoraj po południu (z przerwą na obejrzenie gniota "Prometeusz").
Rewizja - rewelacja:) To moje 3. spotkanie z duetem Chyłka & Zordon. Duetem, a może nie duetem, a może i tak i tak. Oj dzieje się w tym tomie, dzieje.
Z każdą kolejną częścią przygód dwójki prawników (obecnie bardzo poobijanych przez realia życiowe) dziwię się, że Mróz jeszcze mnie czymś zaskakuje, nadal tak świetnie bawi i wbija w fotel w trakcie lektury. A przy tym tworzy książki na światowym poziomie.
Za każdym razem wydaje mi się, iż pisarz już nic nowego (czytaj: lepszego) nie jest w stanie wymyślić. Błąd. I bardzo dobrze:)
To teraz pozostaje mi tylko czekać na IV tom serii, a w międzyczasie opowiedzieć wam o Rewizji, nie spojlerując przy tym, nie spalając tego co najlepsze. Spróbuję.
Po wydarzeniach, które miały miejsce w Zaginięciu (czyli tomie II, moja recenzja tutaj - klik)
Chyłka i Zordon nadal są prawnikami, ale jakby trochę odwróciły się role.
Zordon pozostał w elitarnej kancelarii, powoli pnie się po szczebelkach kariery, choć zaczyna sobie zdawać sprawę (pomiędzy jednym zachwytem nad stanem swojego bankowego konta, a drugim), że chyba poszło coś nie tak, nie sprawdził się. Co jest tego powodem? Przede wszystkim fakt, iż Chyłce, jego byłej patronce, poszło dużo gorzej niż jemu. O posadzie w prestiżowej kancelarii mogła zapomnieć. Pracę znalazła udzielając porad prawnych za 49zł. od sztuki w CH Arkadia. Niżej już chyba nie można upaść. Jakby tego było mało, Chyłka stacza się, dosłownie i w przenośni. Dopada ją jeden nałóg za drugim. A z cienia, mroków przeszłości (jak zwał, tak zwał) wypełzają widma, o których nikt nie chciałby pamiętać. Przez to Joanna staje się bardziej ludzka, a ja jeszcze bardziej ją polubiłam.
Pewnego dnia Chyłka łowi (prawie na siłę) zdesperowanego klienta, udziela mu porady, inkasuje w/w 49zł. i o wszystkim zapomina. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że to początek...rozgrywki Chyłka kontra Zordon, Chyłka kontra system, Chyłka kontra dawni prześladowcy i Chylka kontra zło. Kto (co) wygra? Nie zdradzę. Napiszę tylko, że zakończenie jest mocne i takiego się nie spodziewałam.
Wiedziałam, że Remigiusz Mróz to dobry pisarz, ale nie spodziewałam się, że Rewizja tak mnie porwie. Cała prawna (i nie tylko) otoczka jest bardzo ciekawie nakreślona. Jednak najlepsi, najciekawsi są bohaterowie.
Chyłka, chociaż zdecydowanie w gorszej formie, spadająca z wielkim hukiem na dno, to jednak nadal torpeda, z niewyparzonym językiem, nieszanująca w tym tomie nikogo - ani siebie, ani innych, a dodatkowo mimo przeciwności losu nadal świetny prawnik. Poznajemy kilka powodów z przeszłości, które sprawiły, iż Chyłka była i jest..Chyłką:)
Trzymałam cały czas za moją ulubioną prawniczkę kciuki i liczę na to, iż autor w kolejnej części pomoże jej się psychicznie pozbierać.
Zordon (drugi z pary prawników) także się zmienia....np. zdradza swoje ukochane tramwaje na rzecz.. żółtej torpedy :).
Bardzo odpowiada mi, gdy autor wplata w zawodowe perypetie bohaterów więcej ich życia prywatnego, także tego z przeszłości.
Rewizja trzyma w napięciu już od pierwszej strony, kiedy następuje wielkie bum i nie odpuszcza do końca. Mróz umiejętnie dawkuje napięcie przez cały czas podkręcając je.
III tom chyłko-zordonowych przygód, to doskonała książka, którą czytałam w tempie błyskawicznym (to lektura z typu tych, od których nie można się oderwać) i z wielkim uśmiechem na ustach. Nie mogłam doczekać się końca, chciwie przewracałam kolejne kartki. Jednak po skończonej lekturze odczułam wielki żal, że to już koniec:)
Zachęcam do lektury:) Nie będziecie żałować.
Czekam na IV tom przygód prawniczego duetu.
Właśnie skończyłam czytać. A zaczęłam wczoraj po południu (z przerwą na obejrzenie gniota "Prometeusz").
Rewizja - rewelacja:) To moje 3. spotkanie z duetem Chyłka & Zordon. Duetem, a może nie duetem, a może i tak i tak. Oj dzieje się w tym tomie, dzieje.
Z każdą kolejną częścią przygód dwójki prawników (obecnie bardzo poobijanych przez realia życiowe) dziwię się, że Mróz jeszcze mnie czymś zaskakuje, nadal tak świetnie bawi i wbija w fotel w trakcie lektury. A przy tym tworzy książki na światowym poziomie.
Za każdym razem wydaje mi się, iż pisarz już nic nowego (czytaj: lepszego) nie jest w stanie wymyślić. Błąd. I bardzo dobrze:)
To teraz pozostaje mi tylko czekać na IV tom serii, a w międzyczasie opowiedzieć wam o Rewizji, nie spojlerując przy tym, nie spalając tego co najlepsze. Spróbuję.
Po wydarzeniach, które miały miejsce w Zaginięciu (czyli tomie II, moja recenzja tutaj - klik)
Chyłka i Zordon nadal są prawnikami, ale jakby trochę odwróciły się role.
Zordon pozostał w elitarnej kancelarii, powoli pnie się po szczebelkach kariery, choć zaczyna sobie zdawać sprawę (pomiędzy jednym zachwytem nad stanem swojego bankowego konta, a drugim), że chyba poszło coś nie tak, nie sprawdził się. Co jest tego powodem? Przede wszystkim fakt, iż Chyłce, jego byłej patronce, poszło dużo gorzej niż jemu. O posadzie w prestiżowej kancelarii mogła zapomnieć. Pracę znalazła udzielając porad prawnych za 49zł. od sztuki w CH Arkadia. Niżej już chyba nie można upaść. Jakby tego było mało, Chyłka stacza się, dosłownie i w przenośni. Dopada ją jeden nałóg za drugim. A z cienia, mroków przeszłości (jak zwał, tak zwał) wypełzają widma, o których nikt nie chciałby pamiętać. Przez to Joanna staje się bardziej ludzka, a ja jeszcze bardziej ją polubiłam.
Pewnego dnia Chyłka łowi (prawie na siłę) zdesperowanego klienta, udziela mu porady, inkasuje w/w 49zł. i o wszystkim zapomina. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że to początek...rozgrywki Chyłka kontra Zordon, Chyłka kontra system, Chyłka kontra dawni prześladowcy i Chylka kontra zło. Kto (co) wygra? Nie zdradzę. Napiszę tylko, że zakończenie jest mocne i takiego się nie spodziewałam.
Wiedziałam, że Remigiusz Mróz to dobry pisarz, ale nie spodziewałam się, że Rewizja tak mnie porwie. Cała prawna (i nie tylko) otoczka jest bardzo ciekawie nakreślona. Jednak najlepsi, najciekawsi są bohaterowie.
Chyłka, chociaż zdecydowanie w gorszej formie, spadająca z wielkim hukiem na dno, to jednak nadal torpeda, z niewyparzonym językiem, nieszanująca w tym tomie nikogo - ani siebie, ani innych, a dodatkowo mimo przeciwności losu nadal świetny prawnik. Poznajemy kilka powodów z przeszłości, które sprawiły, iż Chyłka była i jest..Chyłką:)
Trzymałam cały czas za moją ulubioną prawniczkę kciuki i liczę na to, iż autor w kolejnej części pomoże jej się psychicznie pozbierać.
Zordon (drugi z pary prawników) także się zmienia....np. zdradza swoje ukochane tramwaje na rzecz.. żółtej torpedy :).
Bardzo odpowiada mi, gdy autor wplata w zawodowe perypetie bohaterów więcej ich życia prywatnego, także tego z przeszłości.
Rewizja trzyma w napięciu już od pierwszej strony, kiedy następuje wielkie bum i nie odpuszcza do końca. Mróz umiejętnie dawkuje napięcie przez cały czas podkręcając je.
III tom chyłko-zordonowych przygód, to doskonała książka, którą czytałam w tempie błyskawicznym (to lektura z typu tych, od których nie można się oderwać) i z wielkim uśmiechem na ustach. Nie mogłam doczekać się końca, chciwie przewracałam kolejne kartki. Jednak po skończonej lekturze odczułam wielki żal, że to już koniec:)
Zachęcam do lektury:) Nie będziecie żałować.
Czekam na IV tom przygód prawniczego duetu.
Prometeusz (film)
Film z 2012 roku, doskonała reżyseria Ridleya Scotta, ale oś fabularna KATASTROFA. Obejrzałam wczoraj i jestem rozczarowana. Tzn. sam pomysł ok, świetne zdjęcia, doskonała gra Charlize Theron i mojego ulubionego Idrisa Elby.
Idris Elba, dla niego tego gniota obejrzałam :) |
Jednak poza tym...nuda do entej potęgi.
No może nie tyle nuda, co strata czasu. Gdybym pozostawiła tylko sceny z Elbą i Theron, różnicy w fabule żadnej bym nie zauważyła. Dialogi...koszmarne, tak durne, że szok.A całość to ponad 2 godziny straconego czasu. To tak jakby tandetne kino aspirowało do Oscara.
O matko. Bohaterowie, cała ich gama najróżniejszych (każdy znajdzie wśród nich swojego idiotę) mordowana co chwila i wcale ich nie ubywa.
W streszczeniu filmu napisano, iż to walka o przetrwanie ludzkiego gatunku. Hmm, jak dla mnie to była walka o przetrwanie jak największej grupy kretynów. Tak idiotycznych bohaterów (z niewielkimi wyjątkami) dawno nie widziałam. Może 2-3 postaci są sensowne.
Większość bohaterów gubi się na prostej drodze, a w tunelach nie znajduje drogi, mimo posiadania map owych tuneli. Ale to mały pikuś. Są dużo gorsze akcje, jak np. bezpośredni kontakt bez masek z nieznanymi, acz wiadomo, że zabójczymi tworami...etc.
Mam dużą tolerancję na tego typu durnoty, ale wszystko ma swoje granice.
Podczas oglądania filmu kilkakrotnie ziewałam i jeszcze więcej razy pomyślałam, że muszę bardzo lubić Charlize Theron, a Idris Elba musi mi się niesamowicie, bardzo niesamowicie podobać. Hmmm, ten ostatni fakt jest niezaprzeczalny. I tylko dlatego wytrwałam do końca filmu.
Na tym zdjęciu : Theron i Elba..tylko oni trzymali mnie w pionie i sprawili, że nie zamordowałam własnego tv.
A tu muszę oddać twórcy sprawiedliwość...zakończenie zaskakuje...z tym, że nie znaczy, iż pozytywnie :)
Nie wiem, może są fani Prometeusza by Ridley Scott, ale ja do nich nie należę.
środa, 23 marca 2016
Córka rzeźbiarza - Tove Jansson
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5/6
Córka rzeźbiarza to niezbyt gruba, bo licząca zaledwie 144 strony biograficzna książka. Jej zawartością jest 19 opowiadań, które powstały w latach 60. XX wieku. To w nich Tove Jansson opowiada o swoich korzeniach, o dzieciństwie, o osobach dla niej najbliższych, w szczególności rodzicach, o tym, jaki wpływ na jej dalsze, dorosłe życie miała rodzina i spędzone z rodzicami lata.
Książka przesycona jest nie tylko wspomnieniami, ale także ciepłem rodzinnego domu, niepowtarzalna atmosferą wspólnie spędzanego czasu, długich rozmów, zabaw, śmiechu, beztroski.
Sporo czytamy także o artystycznej sferze rodziny Janssonów. Tata Jansson rzeźbił, mama rysowała, a Tove, jak wiemy wspaniale władała słowem. Oprócz ciepła i miłości, to właśnie sztuka wysuwa się w Córce rzeźbiarza na plan pierwszy i to ona wiodła prym w domu Janssonów.
Atmosfera każdego z opowiadań jest inna. Niektóre są lodowato wręcz zimne (takie odniosłam w trakcie lektury wrażenie), inne lekko frywolne, a jeszcze inne bardzo poważne. Ot różnorodność, którą przesiąknięte jest także życie każdego człowieka.
Co istotne, książka ta to lektura dla każdego, niezależnie od płci, wieku, narodowości. W jej cieplej, wspanialej atmosferze można zanurzyć się jeden raz, ale do lektury można także wracać wielokrotnie.
Córka rzeżbiarza to lektura diametralnie różna od kultowych Muminków, ale równie potrzebna, piękna i ponadczasowa.
Cennym uzupełnieniem byłyby fotografie pochodzące z rodzinnego albumu pisarki. Zdecydowanie ubarwiłyby one lekturę. Bardzo żałuję, że choć kilku Tove nie zamieściła w książce. Ale nawet bez zdjęć rodzinnych jest to wyborna, pełna uczuć, pozytywnej energii, napisana pięknym językiem lektura.
Zachęcam gorąco do lektury.
Za książkę dziękuję Księgarni Internetowej Platon (klik)
Ebook w doskonałej cenie do nabycia tutaj (klik)
Córka rzeźbiarza to niezbyt gruba, bo licząca zaledwie 144 strony biograficzna książka. Jej zawartością jest 19 opowiadań, które powstały w latach 60. XX wieku. To w nich Tove Jansson opowiada o swoich korzeniach, o dzieciństwie, o osobach dla niej najbliższych, w szczególności rodzicach, o tym, jaki wpływ na jej dalsze, dorosłe życie miała rodzina i spędzone z rodzicami lata.
Książka przesycona jest nie tylko wspomnieniami, ale także ciepłem rodzinnego domu, niepowtarzalna atmosferą wspólnie spędzanego czasu, długich rozmów, zabaw, śmiechu, beztroski.
Sporo czytamy także o artystycznej sferze rodziny Janssonów. Tata Jansson rzeźbił, mama rysowała, a Tove, jak wiemy wspaniale władała słowem. Oprócz ciepła i miłości, to właśnie sztuka wysuwa się w Córce rzeźbiarza na plan pierwszy i to ona wiodła prym w domu Janssonów.
Atmosfera każdego z opowiadań jest inna. Niektóre są lodowato wręcz zimne (takie odniosłam w trakcie lektury wrażenie), inne lekko frywolne, a jeszcze inne bardzo poważne. Ot różnorodność, którą przesiąknięte jest także życie każdego człowieka.
Co istotne, książka ta to lektura dla każdego, niezależnie od płci, wieku, narodowości. W jej cieplej, wspanialej atmosferze można zanurzyć się jeden raz, ale do lektury można także wracać wielokrotnie.
Córka rzeżbiarza to lektura diametralnie różna od kultowych Muminków, ale równie potrzebna, piękna i ponadczasowa.
Cennym uzupełnieniem byłyby fotografie pochodzące z rodzinnego albumu pisarki. Zdecydowanie ubarwiłyby one lekturę. Bardzo żałuję, że choć kilku Tove nie zamieściła w książce. Ale nawet bez zdjęć rodzinnych jest to wyborna, pełna uczuć, pozytywnej energii, napisana pięknym językiem lektura.
Zachęcam gorąco do lektury.
Za książkę dziękuję Księgarni Internetowej Platon (klik)
Ebook w doskonałej cenie do nabycia tutaj (klik)
Czas honoru - W.E.B. Griffin
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Ocena 4/6
Recenzja mojego męża.
W.E.B. Griffin to właściwie William Edmund Butterworth III, autor wielu powieści sensacyjnych, szpiegowskich i wojennych.
Czas honoru, to V tom cyklu o wspólnej nazwie Więzy honoru.
Głównym miejscem akcji cyklu, a co za tym idzie i tego tomu, jest Ameryka Południowa. Ale nie tylko. Wraz z bohaterami przemieszczamy się poprzez Argentynę, Urugwaj, Paragwaj do USA, a także do Europy. Trzeba autorowi przyznać, iż ma spory rozmach geograficzny. To dobrze. Dzięki temu akcja jest dynamiczna, czytelnik się nie nudzi. Niewątpliwym plusem jest fakt, iż wszystkie miejsca, w których toczy się akcja są bardzo ciekawie opisane.
Fabuła rozgrywa się w okresie, gdy Niemcom coraz gorzej powodziło się na różnych frontach. Konkretnie chodzi o czas od 11 sierpnia 1943 roku do 17 października 1943 roku. Niby to tylko kilka tygodni, a wiele w tym czasie się wydarzyło.
Ogromnym plusem książki (jak i całego cyklu) jest doskonałe nakreślenie tła społecznego, kulturowego, oddanie realiów szpiegowskich, wojennych.
Bardzo ciekawie wykreowani są bohaterowie. Jak w każdej swojej książce tak i w tej Griffin w wydarzenia historyczne wplata zdarzenia fikcyjne, poczynania postaci autentycznych, historycznych urozmaica czynami osób wykreowanych na potrzeby książki. Tworzy to bardzo ciekawą mieszankę, w której pisarz zręcznie lawiruje.
Atmosferę dodatkowo podgrzewa fakt, iż cała historia jest rozgrywką pomiędzy szpiegami niemieckimi, amerykańskimi i rosyjskimi,a od jednego czynu zależą losy wielu, bardzo wielu osób. W grę wchodzą także zawirowania dyplomatyczne, więzy rodzinne i bardzo duża stawka. Tempo jest umiejętnie podkręcane, bohaterowie niezniszczalni bez mała, a całość napisana świetnym językiem ze sporą porcją humoru.
Czyta się doskonale, aczkolwiek nie należy zapominać, iż jest to powieść, nie książka historyczna. Osoby chcące dowiedzieć się czegoś o przedmiotowym wycinku II wojny światowej powinny wybrać zdecydowanie inną lekturę. W Czasie honoru jest zbyt dużo wydarzeń fikcyjnych, które często trudno oddzielić od tych prawdziwych.
Jednak czytelnik szukający wciągającej , trzymającej w napięciu, a i bawiącej lektury, po książkę może śmiało sięgnąć. Gwarantuję ciekawe spędzenie czasu i dobrą rozrywkę.
Recenzja mojego męża.
W.E.B. Griffin to właściwie William Edmund Butterworth III, autor wielu powieści sensacyjnych, szpiegowskich i wojennych.
Czas honoru, to V tom cyklu o wspólnej nazwie Więzy honoru.
Głównym miejscem akcji cyklu, a co za tym idzie i tego tomu, jest Ameryka Południowa. Ale nie tylko. Wraz z bohaterami przemieszczamy się poprzez Argentynę, Urugwaj, Paragwaj do USA, a także do Europy. Trzeba autorowi przyznać, iż ma spory rozmach geograficzny. To dobrze. Dzięki temu akcja jest dynamiczna, czytelnik się nie nudzi. Niewątpliwym plusem jest fakt, iż wszystkie miejsca, w których toczy się akcja są bardzo ciekawie opisane.
Fabuła rozgrywa się w okresie, gdy Niemcom coraz gorzej powodziło się na różnych frontach. Konkretnie chodzi o czas od 11 sierpnia 1943 roku do 17 października 1943 roku. Niby to tylko kilka tygodni, a wiele w tym czasie się wydarzyło.
Ogromnym plusem książki (jak i całego cyklu) jest doskonałe nakreślenie tła społecznego, kulturowego, oddanie realiów szpiegowskich, wojennych.
Bardzo ciekawie wykreowani są bohaterowie. Jak w każdej swojej książce tak i w tej Griffin w wydarzenia historyczne wplata zdarzenia fikcyjne, poczynania postaci autentycznych, historycznych urozmaica czynami osób wykreowanych na potrzeby książki. Tworzy to bardzo ciekawą mieszankę, w której pisarz zręcznie lawiruje.
Atmosferę dodatkowo podgrzewa fakt, iż cała historia jest rozgrywką pomiędzy szpiegami niemieckimi, amerykańskimi i rosyjskimi,a od jednego czynu zależą losy wielu, bardzo wielu osób. W grę wchodzą także zawirowania dyplomatyczne, więzy rodzinne i bardzo duża stawka. Tempo jest umiejętnie podkręcane, bohaterowie niezniszczalni bez mała, a całość napisana świetnym językiem ze sporą porcją humoru.
Czyta się doskonale, aczkolwiek nie należy zapominać, iż jest to powieść, nie książka historyczna. Osoby chcące dowiedzieć się czegoś o przedmiotowym wycinku II wojny światowej powinny wybrać zdecydowanie inną lekturę. W Czasie honoru jest zbyt dużo wydarzeń fikcyjnych, które często trudno oddzielić od tych prawdziwych.
Jednak czytelnik szukający wciągającej , trzymającej w napięciu, a i bawiącej lektury, po książkę może śmiało sięgnąć. Gwarantuję ciekawe spędzenie czasu i dobrą rozrywkę.
wtorek, 22 marca 2016
Wir - Frode Granhus
Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5,5/6
Wir to 1. tom cyklu, którego bohaterem jest policjant Rino Carlsen. Bardzo dobrze, że będzie to seria, ponieważ Wir to bardzo dobra książka, która na równo łączy elementy mrocznego kryminału, jak i powieści społeczno-obyczajowo-psychologicznej.
Akcja toczy się dwutorowo, w odległości kilkuset km od siebie.
W jednym miejscu znajdowane są sukcesywnie lalki umieszczone na tratwie z łyka, która jest puszczona na wodę, a tuż po ich znalezieniu odkrywane są zmasakrowane zwłoki kobiet ubranych identycznie, jak owe lalki. Tam dochodzenie prowadzi śledczy Niklas Hultin.
Kilkaset kilometrów dalej, swoje dochodzenie rozpoczyna doskonały policjant Rino Carlsen. Prowadzonego przez niego śledztwo od początku jest makabryczne, ale i niezwykle przemyślane, dopracowane w każdym calu.
Pierwszą ofiarą jest męźczyzna, którego dwójka chłopców znajduje w morzu, w szczelinie między skałami. Sprawa jest o tyle zastanawiająca, przerażająca, niewyobrażalna, że człowiek ten ma ręce umieszczone w lodowatej wodzie i przykute do kamienia.Obrażenia, jakich doznała ofiara są straszne. A to dopiero początek. W niedługim czasie równie okrutna próba zabójstwa (bo tym obie te zbrodnie były) dotknie kolejnego mężczyznę. Szybko się okaże, że to nie jedyne tego typu zbrodnie w okolicy. Rino Carlsen prowadzący śledztwo wpada na wspólny mianownik łączący ofiary. Ale czy jest on słuszny? Czy uda się zapobiec kolejnym zbrodniom? I czy kat z takim pietyzmem inscenizujący miejsce zbrodni, zadający sobie tyle trudu na pewno jest katem, a może ofiarą?
Czy te dwie grupy zbrodni, miejsca oddalone od siebie o wiele kilometrów coś łączy? Czy dwa odrębne śledztwa prowadzone tak daleko od siebie scalą się w jedno?
Frode Granhus stworzył doskonały kryminał, w 100% skandynawski. Obaj prowadzący dochodzenia policjanci to męźczyżni w średnim wieku, obaj maja trudne życie prywatne, własne demony, są w trakcie podejmowania niezwykle obciążających decyzji.
Ogromnym plusem są niewątpliwie opisy. Oba miejsca, w których rozgrywa się akcja Wiru są na wskroś skandynawskie, surowe, piękne, naturalne. Dodatkowo jesienna aura, jej mrok, deszczowa pora, nieprzychylność matki natury także dodają smaczku. Maga Lofotów w Wirze uwodzi. Trzeba przyznać pisarzowi, iż dokładnie wypośrodkował opisy. Nie ma ich ani za dużo, ani za mało. Rzadko się zdarza, żeby opis przyrody, okolic nie był albo infantylny, albo przegadany. Granhus trafił w przysłowiową dziesiątkę.
Kolejny plus to umiejętne zwodzenie czytelnika. gdy już zdawało mi się, że wiem, o co tak naprawdę sprawcy chodzi, Granhus podsuwał kolejne poszlaki, zwodził, sprawiał, iż jeszcze bardziej niecierpliwie odwracałam kolejne kartki książki.
A samo zakończenie..mistrzowskie.
Zdecydowanie polecam Wir.
Wir to 1. tom cyklu, którego bohaterem jest policjant Rino Carlsen. Bardzo dobrze, że będzie to seria, ponieważ Wir to bardzo dobra książka, która na równo łączy elementy mrocznego kryminału, jak i powieści społeczno-obyczajowo-psychologicznej.
Akcja toczy się dwutorowo, w odległości kilkuset km od siebie.
W jednym miejscu znajdowane są sukcesywnie lalki umieszczone na tratwie z łyka, która jest puszczona na wodę, a tuż po ich znalezieniu odkrywane są zmasakrowane zwłoki kobiet ubranych identycznie, jak owe lalki. Tam dochodzenie prowadzi śledczy Niklas Hultin.
Kilkaset kilometrów dalej, swoje dochodzenie rozpoczyna doskonały policjant Rino Carlsen. Prowadzonego przez niego śledztwo od początku jest makabryczne, ale i niezwykle przemyślane, dopracowane w każdym calu.
Pierwszą ofiarą jest męźczyzna, którego dwójka chłopców znajduje w morzu, w szczelinie między skałami. Sprawa jest o tyle zastanawiająca, przerażająca, niewyobrażalna, że człowiek ten ma ręce umieszczone w lodowatej wodzie i przykute do kamienia.Obrażenia, jakich doznała ofiara są straszne. A to dopiero początek. W niedługim czasie równie okrutna próba zabójstwa (bo tym obie te zbrodnie były) dotknie kolejnego mężczyznę. Szybko się okaże, że to nie jedyne tego typu zbrodnie w okolicy. Rino Carlsen prowadzący śledztwo wpada na wspólny mianownik łączący ofiary. Ale czy jest on słuszny? Czy uda się zapobiec kolejnym zbrodniom? I czy kat z takim pietyzmem inscenizujący miejsce zbrodni, zadający sobie tyle trudu na pewno jest katem, a może ofiarą?
Czy te dwie grupy zbrodni, miejsca oddalone od siebie o wiele kilometrów coś łączy? Czy dwa odrębne śledztwa prowadzone tak daleko od siebie scalą się w jedno?
Frode Granhus stworzył doskonały kryminał, w 100% skandynawski. Obaj prowadzący dochodzenia policjanci to męźczyżni w średnim wieku, obaj maja trudne życie prywatne, własne demony, są w trakcie podejmowania niezwykle obciążających decyzji.
Ogromnym plusem są niewątpliwie opisy. Oba miejsca, w których rozgrywa się akcja Wiru są na wskroś skandynawskie, surowe, piękne, naturalne. Dodatkowo jesienna aura, jej mrok, deszczowa pora, nieprzychylność matki natury także dodają smaczku. Maga Lofotów w Wirze uwodzi. Trzeba przyznać pisarzowi, iż dokładnie wypośrodkował opisy. Nie ma ich ani za dużo, ani za mało. Rzadko się zdarza, żeby opis przyrody, okolic nie był albo infantylny, albo przegadany. Granhus trafił w przysłowiową dziesiątkę.
Kolejny plus to umiejętne zwodzenie czytelnika. gdy już zdawało mi się, że wiem, o co tak naprawdę sprawcy chodzi, Granhus podsuwał kolejne poszlaki, zwodził, sprawiał, iż jeszcze bardziej niecierpliwie odwracałam kolejne kartki książki.
A samo zakończenie..mistrzowskie.
Zdecydowanie polecam Wir.
poniedziałek, 21 marca 2016
Cukiernia w ogrodzie - Carole Matthews
Wydawnictwo Harper Collins, Moja ocena 4-/6
Bardzo ciepła, klimatyczna, ciekawie napisana, relaksująca i z morałem opowieść o kobiecie, którą życie zmusza do zmian i do brania tego co oferuje, a nie to czego ona sama oczekuje.
Fay liczy 41 lat. Życie nigdy jej nie rozpieszczało. Prowadzi cukiernię w urokliwym domowym ogrodzie. Praca, ogród i opieka nad wiecznie niezadowoloną matką wypełniają jej życie niemal bez reszty.
Sfera uczuć w przypadku Fay..jest i jej nie ma. Niby spotyka się z męźczyzną, ale od 10 lat to ten sam człowiek i sytuacja jest jakaś taka patowa, stagnacyjna, nie rokująca... Z pewnością nie jest to ani męźczyzna, ani związek marzeń Fay.
Pewnego dnia wszystko się zmienia. W życiu bohaterki pojawia się młodszy od niej, zupełnie różny od obecnego partnera, Danny. Fay zaczyna dobrze się bawić, żyć, cieszyć każdą chwilką życia. jednak nic nie trwa wiecznie. Podobnie jest ze szczęśliwymi chwilami u boku Danny'ego. W jednym momencie Fay traci wszystko i musi dokonać niezwykle bolesnego wyboru.
Autorce bardzo ciekawie udało się nakreślić postać głównej bohaterki. Fay mimo wielu atutów jest niepewna siebie, zamknięta, taka trochę miotająca się, a przy tym pragnąca za wszelką cenę zadowolić wszystkich w koło, nawet własnym kosztem. Szczęście innych jest dla niej ważniejsze niż jej własne. Zwyczajnie przyprawiała mnie o zgrzytanie zębami i chęć potrząśnięcia nią. Nie mam nic przeciwko pomaganiu bliskim, ale wszystko ma granice, muszą być zachowane zdrowe proporcje.
Cala fabuła Cukierni w ogrodzie jest dosyć przewidywalna, utkana wg. sztampowego wzorca. Mimo tego książkę czyta się ze sporą przyjemnością, w ciągu kilku godzin. To lektura odprężająca na jeden wieczór, lub popołudnie...nie tylko w ogrodzie, ale z pewnością przy filiżance dobrej kawy czy herbaty.
Co prawda zakończenie łatwo przewidzieć, a całość, gdy patrzę z perspektywy czasu oceniam, jako odrobinę zbyt wyidealizowaną, ale mimo wszystko zachęcam do lektury książki. Wszak nie samymi ambitnymi dziełami mol książkowy żyje. Każda z nas od czasu do czasu potrzebuje takiej idealistycznej bajki, a przy tym lektury zmuszającej do zastanowienia się nad własnym życiem, nad własnym zachowaniem wobec innych. Bo tym ostatnim Cukiernia w ogrodzie także jest. Poczynania i perypetie Fay kilkakrotnie w trakcie lektury sprawiły, iż na chwilę zatrzymałam się i przemyślałam kilka spraw.
Trochę w książce brak przepisów na cukierniane słodkości. Moim zdaniem doskonale pasowałyby i do tytułu książki i do miejsca, gdzie rozgrywa się akcja.
Polecam.
Bardzo ciepła, klimatyczna, ciekawie napisana, relaksująca i z morałem opowieść o kobiecie, którą życie zmusza do zmian i do brania tego co oferuje, a nie to czego ona sama oczekuje.
Fay liczy 41 lat. Życie nigdy jej nie rozpieszczało. Prowadzi cukiernię w urokliwym domowym ogrodzie. Praca, ogród i opieka nad wiecznie niezadowoloną matką wypełniają jej życie niemal bez reszty.
Sfera uczuć w przypadku Fay..jest i jej nie ma. Niby spotyka się z męźczyzną, ale od 10 lat to ten sam człowiek i sytuacja jest jakaś taka patowa, stagnacyjna, nie rokująca... Z pewnością nie jest to ani męźczyzna, ani związek marzeń Fay.
Pewnego dnia wszystko się zmienia. W życiu bohaterki pojawia się młodszy od niej, zupełnie różny od obecnego partnera, Danny. Fay zaczyna dobrze się bawić, żyć, cieszyć każdą chwilką życia. jednak nic nie trwa wiecznie. Podobnie jest ze szczęśliwymi chwilami u boku Danny'ego. W jednym momencie Fay traci wszystko i musi dokonać niezwykle bolesnego wyboru.
Autorce bardzo ciekawie udało się nakreślić postać głównej bohaterki. Fay mimo wielu atutów jest niepewna siebie, zamknięta, taka trochę miotająca się, a przy tym pragnąca za wszelką cenę zadowolić wszystkich w koło, nawet własnym kosztem. Szczęście innych jest dla niej ważniejsze niż jej własne. Zwyczajnie przyprawiała mnie o zgrzytanie zębami i chęć potrząśnięcia nią. Nie mam nic przeciwko pomaganiu bliskim, ale wszystko ma granice, muszą być zachowane zdrowe proporcje.
Cala fabuła Cukierni w ogrodzie jest dosyć przewidywalna, utkana wg. sztampowego wzorca. Mimo tego książkę czyta się ze sporą przyjemnością, w ciągu kilku godzin. To lektura odprężająca na jeden wieczór, lub popołudnie...nie tylko w ogrodzie, ale z pewnością przy filiżance dobrej kawy czy herbaty.
Co prawda zakończenie łatwo przewidzieć, a całość, gdy patrzę z perspektywy czasu oceniam, jako odrobinę zbyt wyidealizowaną, ale mimo wszystko zachęcam do lektury książki. Wszak nie samymi ambitnymi dziełami mol książkowy żyje. Każda z nas od czasu do czasu potrzebuje takiej idealistycznej bajki, a przy tym lektury zmuszającej do zastanowienia się nad własnym życiem, nad własnym zachowaniem wobec innych. Bo tym ostatnim Cukiernia w ogrodzie także jest. Poczynania i perypetie Fay kilkakrotnie w trakcie lektury sprawiły, iż na chwilę zatrzymałam się i przemyślałam kilka spraw.
Trochę w książce brak przepisów na cukierniane słodkości. Moim zdaniem doskonale pasowałyby i do tytułu książki i do miejsca, gdzie rozgrywa się akcja.
Polecam.
Serial, filmy, aktor etc :)
Obejrzaną mam (po raz drugi) Obsesję, tu dałabym 4,5 ocenę. Nie jest to naj film Elby, ale ok, jest na co (a raczej na kogo) popatrzeć.
Przemogłam się (bo nie przepadam za takimi filmami, moi panowie byli zadowoleni) Thora. No nie jest żle, ale też nie to, a do tego Elba zbyt hmmm zamaskowany :)
Mam wszystkie sezony Luthera. Na razie obejrzałam tylko 1. wczoraj (pozostałe po Wielkanocy) i śmiało mogę napisać REWELACJA (jak dla mnie, chociaż mój mąż skryzwił się, że taki nierówny serial). Doskonała rola Elby. Kto nie widział gorąco polecam.
Jeden z lepszych seriali kryminalnych, jakie widziałam. Oprócz doskonalej części kryminalnej, bardzo mocna, momentami wiodąca część psychologiczna, zmaganie się z własnymi demonami etc.
Na dzisiaj wieczór planujemy Prometeusza. Nie nastawiam się na rewelacyjne kino, bo opinie są umiarkowanie pozytywne. Zobaczymy.
Któryś z w/w filmów oglądaliście?
niedziela, 20 marca 2016
Ostatni pociąg do Zona Verde. Lądem z Kapsztadu do Angoli - Paul Theroux
Wydawnictwo Czarne, Moja ocena 5/6
Paul Theroux, to amerykański powieściopisarz. Jest autorem około trzydziestu powieści i kilkunastu książek reportażowych, ale największy rozgłos przyniosły mu książki podróżnicze i podróżnik.
Wielka afrykańska podróż Paula Theroux sprzed kilkunastu lat zaowocowała doskonałym Safari mrocznej gwiazdy. Lądem z Kairu do Kapsztadu. Dziesięć lat później pisarz wraca na swój ukochany kontynent, żeby przekonać się, jak bardzo oboje – on i Afryka – w tym czasie się zmienili. Ostatni pociąg do Zona Verde jest zapisem tej ponownej podróży, kolejnego spotkania z ukochaną Afryką, a jednocześnie uzupełnieniem, a nawet dopełnieniem wcześniejszych w/w pozycji.
Spostrzeżenia z najnowszej podróży, uwagi dotyczące tego co widzi, odniesienia do wspomnień, do tego, jaka Afrykę pamięta mieszają się dając bardzo ciekawą opowieść. Jest ona tym bardziej fascynująca, iż mimo upływu lat Theroux pozostaje nadal doskonałym obserwatorem i jeszcze lepszym pisarzem.
Podróżnik ukazuje nam zmiany, jakie na przestrzeni ostatniej dekady zaszły w odwiedzanych zmianach, wysnuwa z nich wnioski, komentuje wszystko. Niestety nie są to wesołe komentarze. Same zmiany bowiem są tylko tymi na gorsze. W zastraszającym tempie zmienia się cały świat, wprost na naszych oczach. Zmienia się także Afryka. Przeobrażenia kontynentu sprawiają, iż pewne wartości, rzeczy, zjawiska jeszcze nie tak dawno uznawane za stałe, nierozerwalnie związane z Afryką odchodzą w niebyt, albo stają się tandetnymi podróbkami dla przewodników i turystów.
Sporo w książce znajdziemy także wskazówek na co warto zwrócić uwagę, co sobie spokojnie można darować, jakie lektury czytać, jakie pominąć, jakie miejsca odwiedzić, a które nie są już tymi samymi co przed 10 laty.
Theroux nie skupia się tylko na kontynencie, miejscach, ale opowiada dalsze losy spotkanych wiele lat temu osób, które nierozerwalnie kojarzą mu się z Afryką.
Tym co najcenniejsze w Ostatnim pociągu...(jak i w innych książkach tego autora) to fakt, iż cała opowieść to plastyczne opisy i niesłychanie piękny język, którym pisarz posługuje się po mistrzowsku. Nakreślone przez niego afrykańskie migawki pojawiają się w trakcie lektury przed oczyma czytelnika. Jestem przekonana, iż afrykańskie obrazy na długo pozostaną w mojej pamięci.
Zachęcam do lektury tej i innych książek Paula Theroux.
Za książkę serdecznie dziękuję Księgarni Internetowej Platon (klik)
Ebook do kupienia w doskonałej cenie tutaj (klik)
Paul Theroux, to amerykański powieściopisarz. Jest autorem około trzydziestu powieści i kilkunastu książek reportażowych, ale największy rozgłos przyniosły mu książki podróżnicze i podróżnik.
Wielka afrykańska podróż Paula Theroux sprzed kilkunastu lat zaowocowała doskonałym Safari mrocznej gwiazdy. Lądem z Kairu do Kapsztadu. Dziesięć lat później pisarz wraca na swój ukochany kontynent, żeby przekonać się, jak bardzo oboje – on i Afryka – w tym czasie się zmienili. Ostatni pociąg do Zona Verde jest zapisem tej ponownej podróży, kolejnego spotkania z ukochaną Afryką, a jednocześnie uzupełnieniem, a nawet dopełnieniem wcześniejszych w/w pozycji.
Spostrzeżenia z najnowszej podróży, uwagi dotyczące tego co widzi, odniesienia do wspomnień, do tego, jaka Afrykę pamięta mieszają się dając bardzo ciekawą opowieść. Jest ona tym bardziej fascynująca, iż mimo upływu lat Theroux pozostaje nadal doskonałym obserwatorem i jeszcze lepszym pisarzem.
Podróżnik ukazuje nam zmiany, jakie na przestrzeni ostatniej dekady zaszły w odwiedzanych zmianach, wysnuwa z nich wnioski, komentuje wszystko. Niestety nie są to wesołe komentarze. Same zmiany bowiem są tylko tymi na gorsze. W zastraszającym tempie zmienia się cały świat, wprost na naszych oczach. Zmienia się także Afryka. Przeobrażenia kontynentu sprawiają, iż pewne wartości, rzeczy, zjawiska jeszcze nie tak dawno uznawane za stałe, nierozerwalnie związane z Afryką odchodzą w niebyt, albo stają się tandetnymi podróbkami dla przewodników i turystów.
Sporo w książce znajdziemy także wskazówek na co warto zwrócić uwagę, co sobie spokojnie można darować, jakie lektury czytać, jakie pominąć, jakie miejsca odwiedzić, a które nie są już tymi samymi co przed 10 laty.
Theroux nie skupia się tylko na kontynencie, miejscach, ale opowiada dalsze losy spotkanych wiele lat temu osób, które nierozerwalnie kojarzą mu się z Afryką.
Tym co najcenniejsze w Ostatnim pociągu...(jak i w innych książkach tego autora) to fakt, iż cała opowieść to plastyczne opisy i niesłychanie piękny język, którym pisarz posługuje się po mistrzowsku. Nakreślone przez niego afrykańskie migawki pojawiają się w trakcie lektury przed oczyma czytelnika. Jestem przekonana, iż afrykańskie obrazy na długo pozostaną w mojej pamięci.
Zachęcam do lektury tej i innych książek Paula Theroux.
Za książkę serdecznie dziękuję Księgarni Internetowej Platon (klik)
Ebook do kupienia w doskonałej cenie tutaj (klik)
sobota, 19 marca 2016
Zapowiedź...
Brudna
polska polityka, sekrety natowskie o najwyższym stopniu tajności i
tajemnicze samoloty lądujące na małych polskich lotniskach.
Czy to możliwe, że w Polsce torturuje się więźniów CIA?
Ewa
Górska jest wybitnie zdolną analityczką kontrwywiadu. Właśnie kończy
pracę nad sprawą Olina. Takim pseudonimem posługiwał się rosyjski
szpieg, a podejrzewano, że jest nim sam Józef Oleksy, były premier RP.
Niespodziewanie szef biura odsyła ją do sprawdzenia byłej rosyjskiej
bazy wojskowej, a jako partnera przydziela byłego bezpieczniaka,
Kolskiego. Akcja opatrzona jest Cosmic Top Secret klauzulą sekretów
natowskich o najwyższym stopniu.
Para
agentów trafia na ślad afery, której najbardziej prawdopodobne
wyjaśnienie wzbudza w nich grozę. Wszystko wskazuje na to, że w Polsce
torturuje się terrorystów oskarżonych o zamach na Word Trade Center. Ewa
Górska chce doprowadzić do ujawnienia podejrzeń, a Kolski podejmuje się
jej pomóc.
Czy
jednak były agent SB naprawdę stoi po jej stronie? Dlaczego analityczce
nie udaje się całkowicie go rozszyfrować? Dlaczego z jego akt zniknęły
dwa lata życia? Ciągłe ucieczki, pościgi, szantaże i zbrodnie stają się
ich codziennością, Ewa Górska wie, że walka, którą podjęła, zagraża jej
bezpieczeństwu.
Autor
podsuwa czytelnikowi tropy prawdziwych afer, które jeszcze niedawno
niepokoiły Polaków. Zakończenie akcji okazuje się jednak bardzo
zaskakujące.
Cezary Harasimowicz
scenarzysta, aktor. Po ukończeniu średniej szkoły muzycznej studiował
historię sztuki w londyńskim Cortauld Institute of Art i polonistykę na
KUL-u. W 1980 roku ukończył Studium Aktorskie przy Teatrze Polskim we
Wrocławiu, po czym przez cztery lata występował na scenie tego teatru. W
1986 r. został absolwentem Zaocznego Wyższego Zawodowego Studium
Scenariuszowego PWSFTviT w Łodzi. Jest autorem scenariuszy (i dialogów)
do wielu filmów, m.in. 300 mil do nieba, Wróżby kumaka, Ekstradycja 3, Zamiana i Bandyta (Hartley-Merrill Award za scenariusz); zagrał główną rolę w Sezonie na bażanty Wiesława Saniewskiego, sprawdził się także jako dramaturg (jego dramat Dziesięć pięter
zajął I miejsce w konkursie ogłoszonym przez Telewizję Polską, a w
marcu 2000 r. został opublikowany w miesięczniku Dialog). Cezary
Harasimowicz jest członkiem Gildii Scenarzystów Polskich. Opublikował
kilka powieści (m.in. Victoria, Pesel 890604..., Nieoczekiwana zmiana płci), ostatnio thriller s-f Święty chaos.
piątek, 18 marca 2016
Warkocz losów - Roksana Bała
Gdy rozpoczynałam lekturę oczekiwałam zwyczajnej polskiej powieści, jakich wiele. Dostałam historię romantyczną, dającą nadzieję i zapewniającą chwilę niezłego relaksu.
Mamy niewielką górską wieś,w której pensjonat agroturysytczny prowadzi starsze małżeństwo. Pomaga im w tym syn Janek, ojciec dwójki dzieci, które wychowuje samotnie.
Wiele kilometrów od tej niewielkiej wsi mieszka Ewa, którą zupełnie nieświadomą, że jej partner dusi się w ich związku, porzuca ukochany, jak jej się zdawało męźczyzna. To z nim Ewa planowała założyć rodzinę, mieć dzieci, stworzyć kochający się, pełen ciepła dom. Szok dla młodej kobiety jest ogromny. Lekiem ma być kilkudniowy wyjazd do gospodarstwa agroturystycznego.
Spotkanie Ewy i Janka jest nieuniknione. Czy uda im się nawiązać jakąś bliższą relację? Czy postarają się jeszcze raz dać szansę losowi?
Co prawda oś przewodnia, sam wątek miłosny jest schematyczny, momentami bardzo, ale liczy się to jak został napisany. Z wielką przyjemnością śledziłam losy, podchody i obawy Janka i Ewy. Wiernie im przy tym kibicowałam.
Całość choć z pozoru banalna, warta jest poznania. Pod pozorem ukazania losów swoich bohaterów, debiutująca autorka prezentuje wiele prawd życiowych, udowadnia, iż bez względu na wiek, miejsce zamieszkania, zapatrywania, wszyscy dążymy do tego samego, a to co z pozoru wydaje nam się końcem świata może stać się początkiem czegoś niezwykle pięknego, wartościowego.
Książkę czyta się szybko, z wielką przyjemnością tym bardziej, iż historia Ewy to historia, która może przydarzyć się każdej z nas. Dobry debiut młodej autorki. Oby tak dalej.
Hipoteza zła - Donato Carrisi
Wydawnictwo Albatros, Ocena 5-/6
Recenzja mojego męża.
Detektyw Mila Vasquez znana z wcześniejszej książki Carrisiego, dostaje tym razem do rozwiązania wyjątkowo brutalna i zawiłą sprawę.
W swoim domu zostaje zamordowany biznesmen, jego żona oraz dwójka starszych dzieci. Morderca oszczędził tylko najmłodszego synka po to, aby pomógł on policji ustalić sprawcę zbrodni. Dlaczego? Wydaje się to przecież bez sensu. To tylko pozory. Bowiem idąc krok po kroku za zostawianymi przez zwyrodnialca wskazówkami, Mila odkrywa następne morderstwo. Jego ofiarą pada adwokat znany z tego, że pogrążał przed sądem kobiety i bronił przed wysokimi karami znęcających się nad nimi mężów. Sprawczyni, przestępstwa, popełnia samobójstwo na oczach Mili, pozostawia jednak wskazówkę umożliwiającą odkrycie kolejnego zabójstwa…
A to dopiero początek. Z każdą kolejną czytaną stroną historia robi się coraz bardziej niewiarygodna, poplątana i jednocześnie przerażająca bezsensownym okrucieństwem i jednoczesnym wyrafinowaniem. Jednak samo dochodzenie (notabene bardzo sprawnie prowadzone) to tylko część całej książki. Autor bardzo ciekawie ukazuje człowieka, jako istotę rozumną. Carrisi dokładnie prezentuje walkę dobra ze złem, myśli władające człowiekiem, to dokąd one dążą (kto z nas czasami nie marzył o zamordowaniu kogoś wyjątkowo złego, albo o zniknięciu z dotychczasowego życia i rozpoczęciu czegoś od nowa?!). Ukazuje także walkę człowieka z wewnętrznymi demonami, nałogami, dążność do samo destrukcji.
Książka ma w sobie wszystko to, co mieć powinien dobry thriller. Przede wszystkim zaskakująca, porywająca w swoje objęcia fabuła. Poza tym krótkie rozdziały, niesamowite tempo akcji i zaskakujące zwroty wydarzeń.
Trochę zbyt długie jak na mój gust jest wyjaśnienie tytułu książki, ale w ogólnym rozrachunku Hipoteza zła to dobra, ba momentami doskonała książka, którą czyta się szybko i z wielką przyjemnością.
Hipoteza zła to 2. tom przygód Mili Vasquez. jednak osoby nie znające tomu1. mogą spokojnie rozpocząć lekturę od Hipotezy zła. Każda z powieści cyklu jest bowiem także odrębną całością.
Recenzja mojego męża.
Detektyw Mila Vasquez znana z wcześniejszej książki Carrisiego, dostaje tym razem do rozwiązania wyjątkowo brutalna i zawiłą sprawę.
W swoim domu zostaje zamordowany biznesmen, jego żona oraz dwójka starszych dzieci. Morderca oszczędził tylko najmłodszego synka po to, aby pomógł on policji ustalić sprawcę zbrodni. Dlaczego? Wydaje się to przecież bez sensu. To tylko pozory. Bowiem idąc krok po kroku za zostawianymi przez zwyrodnialca wskazówkami, Mila odkrywa następne morderstwo. Jego ofiarą pada adwokat znany z tego, że pogrążał przed sądem kobiety i bronił przed wysokimi karami znęcających się nad nimi mężów. Sprawczyni, przestępstwa, popełnia samobójstwo na oczach Mili, pozostawia jednak wskazówkę umożliwiającą odkrycie kolejnego zabójstwa…
A to dopiero początek. Z każdą kolejną czytaną stroną historia robi się coraz bardziej niewiarygodna, poplątana i jednocześnie przerażająca bezsensownym okrucieństwem i jednoczesnym wyrafinowaniem. Jednak samo dochodzenie (notabene bardzo sprawnie prowadzone) to tylko część całej książki. Autor bardzo ciekawie ukazuje człowieka, jako istotę rozumną. Carrisi dokładnie prezentuje walkę dobra ze złem, myśli władające człowiekiem, to dokąd one dążą (kto z nas czasami nie marzył o zamordowaniu kogoś wyjątkowo złego, albo o zniknięciu z dotychczasowego życia i rozpoczęciu czegoś od nowa?!). Ukazuje także walkę człowieka z wewnętrznymi demonami, nałogami, dążność do samo destrukcji.
Książka ma w sobie wszystko to, co mieć powinien dobry thriller. Przede wszystkim zaskakująca, porywająca w swoje objęcia fabuła. Poza tym krótkie rozdziały, niesamowite tempo akcji i zaskakujące zwroty wydarzeń.
Trochę zbyt długie jak na mój gust jest wyjaśnienie tytułu książki, ale w ogólnym rozrachunku Hipoteza zła to dobra, ba momentami doskonała książka, którą czyta się szybko i z wielką przyjemnością.
Hipoteza zła to 2. tom przygód Mili Vasquez. jednak osoby nie znające tomu1. mogą spokojnie rozpocząć lekturę od Hipotezy zła. Każda z powieści cyklu jest bowiem także odrębną całością.
czwartek, 17 marca 2016
Wyjątkowy rok - Thomas Montasser
Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5,5/6
Cudowna książka, wręcz magiczna, której lekturę rozpoczęłam wczoraj rano i właśnie przed chwilą skończyłam.
Wyjątkowy rok potwierdza w 100% powiedzenie, że nie ilość, lecz jakość się liczy. Ta licząca zaledwie 154 strony książka porwała mnie i zabrała do tajemniczego świata, do maleńkiej nierentownej księgarenki, którą od kilku dekad prowadzi doskonale znająca się na swoim rzemiośle, odrobinę ekscentryczna starsza dama.
Pewnego dnia właścicielka księgarni znika pozostawiając tylko list do dalekiej krewnej z prośbą o zaopiekowanie się jej sklepikiem.
I tak młoda, pełna niechęci do starej księgarni osoba z głową napakowaną nowoczesnymi teoriami marketingowymi, staje w progu niechcianego sklepiku. Velerie początkowo próbuje wszystko zmienić, za moment widząc, że zmiana nie jest możliwa, próbuje zrozumieć sposób ustawiania książek, tajemniczą księgę, zapiski, a wreszcie samą ciotkę. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, jak wiele rok, który spędzi w starej księgarni zmieni w jej życiu. I to nie w takim sensie, o jakim sądzi czytelnik, gdy rozpoczyna przygodę z książką Thomasa Montassera.
Wyjątkowy rok to wyjątkowa lektura, pięknie napisana, autor genialnie operuje słowem, opisy wręcz usuwają w cień nieliczne dialogi. I ta magia książek, która zdaje się płynąc z każdej kolejnej strony...
Opowieść austriackiego pisarza z pozoru banalna jest odbiciem życia, jakie prowadzi wielu z nas. Autor ukazuje nam, iż czasami wystarczy jeden impuls żeby nasze życie zmieniło się, czasami wystarczy zdać się na los, wszak nigdy nie wiadomo,. co kryje się za rogiem, co nam przyniesie kolejny dzień, co znajdziemy na kolejnej stronie zwyczajnej z pozoru książki.
Cudowna książka, wręcz magiczna, której lekturę rozpoczęłam wczoraj rano i właśnie przed chwilą skończyłam.
Wyjątkowy rok potwierdza w 100% powiedzenie, że nie ilość, lecz jakość się liczy. Ta licząca zaledwie 154 strony książka porwała mnie i zabrała do tajemniczego świata, do maleńkiej nierentownej księgarenki, którą od kilku dekad prowadzi doskonale znająca się na swoim rzemiośle, odrobinę ekscentryczna starsza dama.
Pewnego dnia właścicielka księgarni znika pozostawiając tylko list do dalekiej krewnej z prośbą o zaopiekowanie się jej sklepikiem.
I tak młoda, pełna niechęci do starej księgarni osoba z głową napakowaną nowoczesnymi teoriami marketingowymi, staje w progu niechcianego sklepiku. Velerie początkowo próbuje wszystko zmienić, za moment widząc, że zmiana nie jest możliwa, próbuje zrozumieć sposób ustawiania książek, tajemniczą księgę, zapiski, a wreszcie samą ciotkę. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, jak wiele rok, który spędzi w starej księgarni zmieni w jej życiu. I to nie w takim sensie, o jakim sądzi czytelnik, gdy rozpoczyna przygodę z książką Thomasa Montassera.
Wyjątkowy rok to wyjątkowa lektura, pięknie napisana, autor genialnie operuje słowem, opisy wręcz usuwają w cień nieliczne dialogi. I ta magia książek, która zdaje się płynąc z każdej kolejnej strony...
Valerine wstała, odłożyła książkę, wyłączyła światło i głęboko wdychała aromaty cudownego gabinetu snów, zapachy wszystkich tych nowych i starych książek, woń spisanych w nich przeżyć i obietnic, przekleństw i przepowiedni, zapach rąk papierników, drukarzy i introligatorów, którzy tak starannie przy nich pracowali, i farb, którymi je wydrukowano, woń kleju, płótna, skóry, obwolut, nici, zakładek i bibuł.(...)
Wyjątkowy rok, to książka powolna, a jednocześnie pełna zmian. Zmiany te dzieją się jednak we wnętrzu samej Valerie. Rok, jaki spędzi w świecie ciotki, pomiędzy jej ukochanymi książkami, poznając niebanalnych klientów, sprawi, iż inaczej spojrzy na świat, będzie mniej może nie tyle roszczeniowa, co nastawiona na branie, na traktowanie wszystkiego na łapu capu. Ten rok sprawi także, iż młoda kobieta przewartościuje prawie całe swoje życie i rozpocznie kolejną, czekającą w zupełnie nieoczekiwanym miejscu przygodę. Opowieść austriackiego pisarza z pozoru banalna jest odbiciem życia, jakie prowadzi wielu z nas. Autor ukazuje nam, iż czasami wystarczy jeden impuls żeby nasze życie zmieniło się, czasami wystarczy zdać się na los, wszak nigdy nie wiadomo,. co kryje się za rogiem, co nam przyniesie kolejny dzień, co znajdziemy na kolejnej stronie zwyczajnej z pozoru książki.
środa, 16 marca 2016
Filmik z Wiednia
Jako relaks proponuję obejrzenie 3-minutowego filmiku , wyszperanego i nie ukrywam po części opublikowanego z myślą o Kasi M. wielbicielce Franciszka Józefa :D
Kasiek, filmik dla ciebie :)
Prezentowany jest na nim cudowny budyneczek, Hofpavilon w Hietzing (13. dzielnica Wiednia) znajdujący się jakieś 900 m od mojego domu.
Pawilon ten był stacją kolejki wybudowaną w 1899 roku przez słynnego Otto Wagnera wyłącznie dla rodziny cesarskiej oraz jej dostojnych gości.
Co ciekawe cesarz Franciszek Józef w ogóle będący przeciwnikiem wszystkich nowinek technicznych, a więc i kolei, skorzystał z tego pawilonu tylko dwa razy. Poza tym z centrum Wiednia ze swojej rezydencji Hofburg przyjeżdżał do rezydencji podmiejskiej, jaką był znajdujący się obok Pałac Schonbrunn karetą, powozem. Kolei unikał.
Pawilon na długie dekady popadł w zapomnienie i bodajże 1,5 roku temu został po gruntownej renowacji udostępniony zwiedzającym. Wnętrza są cudowne. Przepiękny dywan, ściany wyłożone drewnem i szkłem, stylowy kominek marmurowy z elementami z mosiądzu. Kopułę dekorują pozłacane i szklane motywy liści i kwiatów.
Nie trzeba znać niemieckiego, nie trzeba rozumieć tego co na filmie mówi kustosz, żeby zachwycić się wnętrzem. Polecam film i zwiedzenie na żywo, przy okazji bytności w Wiedniu.
Ps. pan kustosz ma przepiękny akcent. Ja mimo mieszkania w Wiedniu nie mogę się takowego ciągle dorobić
W drodze nad Morze Żółte - Nic Pizzolato
Wydawnictwo Marginesy, Ocena 5/6
Nic Pizzolato, to znany twórca m.in. serialu True Detective, mrocznego thrillera Galvestone.
W drodze nad Morze Żółte, to kolejna przeczytana przeze mnie książka autora, ale inna niż dot. w/w serialu.
Na książkę składa się 11 bardzo dobrych opowiadań. Wczoraj skończyłam czytać ostatnie.
Wiem, opowiadania oraz inne krótkie formy cieszą się umiarkowaną popularnością, ale tym stworzonym przez Pizzolato warto dać szansę.
Trudno tu pisać o fabule, można jedynie wspomnieć, iż każde z opowiadań rozgrywa się w południowej części USA, każde dotyczy człowieka, jego dziwactw, często urojeń, smutku, żalu, próby radzenia sobie z traumatycznymi przeżyciami i każde ma zakończenie, które bez przesady można określić wbijającym w fotel.
Książka liczy 250 stron, jak wspomniałam zawiera 11 opowiadań. To mało, ale jednocześnie dużo. Po raz kolejny potwierdza się teza, iż nie ilość, a jakość jest istotna.
Sztuką jest w tak krótkiej formie, jaka jest opowiadanie zawrzeć tak wiele i na koniec pozostawić czytelnika w mniejszym lub większym osłupieniu. Pizzolato się to udało. Wykreowany przez niego świat jest niezwykle plastyczny, sugestywny, a bohaterowie, to ludzie z krwi i kości, tacy jak my, lub tacy, jakich możemy w każdym momencie spotkać, tuż za rogiem. Ich problemy, dramaty z jakimi się borykają także należą do tych, które mogą spotkać każdego czytelnika.
W drodze nad Morze Żółte to debiut literacki Pizzolato. I jeżeli mam być szczera, to życzyłabym sobie więcej takich debiutów.
Książka wydana została w 2006 roku. Bez wątpienia różni się ona od Galvestone, która przyniosła autorowi sławę. Jednak trudno tu w ogóle mówić o podobieństwach. Każde z tych literackich dzieł (thriller noir i opowiadania) są diametralnie od siebie różne.
Opowiadania spokojniejsze, nastawione bardziej na człowieka, jego problemy, obyczajowe, społeczne.
Thriller jest i owszem, także nastawiony na człowieka, analizę jego wnętrza, ale w zupełnie inny sposób, zdecydowanie mniej psychologiczny, bardziej ostry, mroczny. Gorąco zachęcam do lektury zarówno tego tomu opowiadań, jak i książki Galvestone. Jednak jeżeli nie znacie jeszcze twórczości Pizzolato, proponuję najpierw sięgnąć po W drodze nad Morze Żółte, a póżniej zagłębić się w mrokach Galvestone.
Gorąco zachęcam do lektury. Pizzolato to doskonały pisarz (z niezwykłym talentem) i doskonały obserwator, który potrafi dostrzegać wiele barw ludzkiego życia i odpowiednio przelać je na papier.
Nic Pizzolato, to znany twórca m.in. serialu True Detective, mrocznego thrillera Galvestone.
W drodze nad Morze Żółte, to kolejna przeczytana przeze mnie książka autora, ale inna niż dot. w/w serialu.
Na książkę składa się 11 bardzo dobrych opowiadań. Wczoraj skończyłam czytać ostatnie.
Wiem, opowiadania oraz inne krótkie formy cieszą się umiarkowaną popularnością, ale tym stworzonym przez Pizzolato warto dać szansę.
Trudno tu pisać o fabule, można jedynie wspomnieć, iż każde z opowiadań rozgrywa się w południowej części USA, każde dotyczy człowieka, jego dziwactw, często urojeń, smutku, żalu, próby radzenia sobie z traumatycznymi przeżyciami i każde ma zakończenie, które bez przesady można określić wbijającym w fotel.
Książka liczy 250 stron, jak wspomniałam zawiera 11 opowiadań. To mało, ale jednocześnie dużo. Po raz kolejny potwierdza się teza, iż nie ilość, a jakość jest istotna.
Sztuką jest w tak krótkiej formie, jaka jest opowiadanie zawrzeć tak wiele i na koniec pozostawić czytelnika w mniejszym lub większym osłupieniu. Pizzolato się to udało. Wykreowany przez niego świat jest niezwykle plastyczny, sugestywny, a bohaterowie, to ludzie z krwi i kości, tacy jak my, lub tacy, jakich możemy w każdym momencie spotkać, tuż za rogiem. Ich problemy, dramaty z jakimi się borykają także należą do tych, które mogą spotkać każdego czytelnika.
W drodze nad Morze Żółte to debiut literacki Pizzolato. I jeżeli mam być szczera, to życzyłabym sobie więcej takich debiutów.
Książka wydana została w 2006 roku. Bez wątpienia różni się ona od Galvestone, która przyniosła autorowi sławę. Jednak trudno tu w ogóle mówić o podobieństwach. Każde z tych literackich dzieł (thriller noir i opowiadania) są diametralnie od siebie różne.
Opowiadania spokojniejsze, nastawione bardziej na człowieka, jego problemy, obyczajowe, społeczne.
Thriller jest i owszem, także nastawiony na człowieka, analizę jego wnętrza, ale w zupełnie inny sposób, zdecydowanie mniej psychologiczny, bardziej ostry, mroczny. Gorąco zachęcam do lektury zarówno tego tomu opowiadań, jak i książki Galvestone. Jednak jeżeli nie znacie jeszcze twórczości Pizzolato, proponuję najpierw sięgnąć po W drodze nad Morze Żółte, a póżniej zagłębić się w mrokach Galvestone.
Gorąco zachęcam do lektury. Pizzolato to doskonały pisarz (z niezwykłym talentem) i doskonały obserwator, który potrafi dostrzegać wiele barw ludzkiego życia i odpowiednio przelać je na papier.