Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 6/6
Bohaterka niniejszej książki, Lucyna von Bachman, primo voto Staszewska, secundo Ćwierczakiewiczowa była żyjącą w XIX wieku autorką książek kucharskich i szeroko rozumianych poradników o gospodarstwie domowych i prowadzeniu domu. Jej misją było niesienie pomocy, porady kobietom bez względu na ich wiek i status społeczny.
Była także swoistym novum, prekursorką swoich czasów. Należy pamiętać, iż XIX wiek to okres, gdy kobiety nie mogły ani się uczyć, ani pracować bez zgody męźczyzny, ojca, męża. Ćwierczakiewiczowa była nie tylko doskonale jak na ówczesne czasy wykształcona, ale także pracowała i do tego (o zgrozo dla wielu męźczyzn, ale i kobiet) odnosiła ogromne sukcesy. Jej książki (a wydała ich 10) sprzedawały się w tysiącach egzemplarzy i były bardziej poczytne, pożądane niż ówczesne perły literatury, książki klasyków.
Przez przez 26 lat redagowała także rubrykę w ówczesnym czasopiśmie "Bluszcz". Była autorką, korektorem i osobą od szeroko rozumianego marketingu.
Panoszy się na mieście jak pawie pióro w kapeluszu – mówili złośliwcy,
zazdroszczący jej żyłki do marketingu i interesów, dodając: – Jest jak
rtęć, wszędzie się wciśnie. Te określenia wiele mówią o Lucynie.
Wspomniałam o wykształceniu naszej bohaterki. Należy od razu jednak zaznaczyć, iż jej wiedza była wiedzą samouka. Lucyna
bardzo bolała nad tym, że szkoły są dla niej z różnych względów
zamknięte i na tyle na ile mogła, sama zdobywała wiedzę.
To tylko kilka z jej cech. O innych dowiecie się z tej niezwykłej, bardzo ciekawej książki.
Czytając o kolejnych dokonaniach Ćwierczakiewiczowej z jednej strony byłam pełna podziwu, a z drugiej wpadałam w kompleksy. Lucyna szła bowiem przez życie niczym burza. Miałam wrażenie, że może dokonać wszystkiego, nic nie jest jej straszne. Ale czy tak naprawdę było? Czy była wyzwoloną kobieta, czy może tradycjonalistką z żyłką do interesów, która znalazła nisze w ówczesnym świecie? A może łączyła jedno z drugim?
Panią od obiadów
czyta się wyśmienicie. Książka jest doskonale napisana, lekko, ale przy
tym dobrze opracowana merytorycznie. Tekst jest pełen arcyciekawych
faktów, opisów, ale i anegdot związanych z naszą bohaterką. Dodatkiem,
który ubarwia i tak arcyciekawą opowieść, są smaki i smaczki XIX wieku. Gorąco polecam.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
▼
piątek, 30 listopada 2018
środa, 28 listopada 2018
Upoluj 1,000,000 i wygraj książkę...
Ta o to wspaniała książka polskiego autora (moja recenzja tutaj - klik )
do wygrania dla osoby, która upoluje 1,000,000 wejść na blog (nie mniej i nie więcej, równo milion) i przyśle, jako pierwsza screen, zdjęcie w jpg, pdfie na mój email anetapzn@gazeta.pl. Książka jest 1, więc otrzyma ją 1. osoba, która przyśle zdjęcie, screen.
Warto polować, wspaniała lektura.
do wygrania dla osoby, która upoluje 1,000,000 wejść na blog (nie mniej i nie więcej, równo milion) i przyśle, jako pierwsza screen, zdjęcie w jpg, pdfie na mój email anetapzn@gazeta.pl. Książka jest 1, więc otrzyma ją 1. osoba, która przyśle zdjęcie, screen.
Warto polować, wspaniała lektura.
wtorek, 27 listopada 2018
Patrioci - Pascal Engman
Wydawnictwo Sonia Draga, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
Dobra, niesłychanie realna książka szwedzkiego dziennikarza.
Europę od jakiegoś czasu zalewa fala antyimigranckiej retoryki. Nie inaczej jest ze Szwecją. Tam do głosu coraz silniej dochodzi partia Szwedzkich Demokratów. Są oni typowo antyimigranckim z ostrą retoryką ugrupowaniem. Ich głos jest coraz mocniej słyszalny.
Cała UE, w tym również Szwecja, stają przed nowymi wyzwaniami. Czy i jak sobie z nimi poradzą?!
O tym, a także o ekstremistycznych działaniach i wszystkim, co z tym związane opowiada książka Patrioci. To dobra, niezwykle realistyczna, działająca na wyobraźnię, bardzo mroczna i jakże prawdziwa historia. Czasami w trakcie lektury ma się wrażenie czytania reportażu z wydarzeń z dzisiaj, wczoraj, sprzed kilku dni.
Patrioci to miks, z jednej strony doskonale napisany thriller, kryminał i powieść sensacyjna w jednym, a z drugiej strony świetna powieść obyczajowa, z elementami socjologiczno-psychologicznymi. Całość tworzy iście wybuchową mieszankę.
Bohaterami są przede wszystkim Szwedzi, którzy w imigrantach (bez względu na to co on i w rzeczywistości sobą reprezentują) widza samo zło, ludzi, którzy odpowiadają za wszystkie nieszczęścia, za to, jak żyje się obecnie w Szwecji, za to, że nie jest jak kiedyś etc.
Troje bohaterów podejmuje walkę ze złym, czyli z imigrantami. Walka jest trudna, bolesna, bezpardonowa. Autor świetnie ukazuje te trzy postaci. Kreśli obraz ludzi nieszczęśliwych, naznaczonych traumą, przepełnionych gniewem, nienawiścią i emanujących takim złem, że trudno to sobie wyobrazić. Ich działania są okrutne, trudne do wytłumaczenia. Ale oni uważają, ze to jedyna droga, żeby pokonać tych, których nienawidzą, żeby Szwecja była prawdziwą Szwecją, a nie tym, czym jest.
Obok nich mamy kilkoro równie ciekawych bohaterów. Jeden stoi po tej drugiej, jasnej stornie mocy, drugi mniej więcej pośrodku.
Co istotne, każda z postaci jest doskonale nakreślona, każda silna, mocna, waleczna i pewna swojej postawy. W takiej sytuacji nieunikniona jest konfrontacja.
W trakcie lektury autor zmusza czytelnika do przemyślenia kilku spraw, zadaje pytania, niezwykle ważne w naszej obecnej, europejskiej sytuacji, ale też takie, na które trudno znaleźć proste czy jednoznaczne odpowiedzi.
Napięcie rośnie z każdą kolejna stroną, a czytelnik czuje się niczym na kolejce górskiej, w której strach być, ale i strach wysiąść bo po chwili może znaleźć się w realiach zbliżonych do książkowych. Czyta się doskonale. Polecam.
Recenzja mojego męża.
Dobra, niesłychanie realna książka szwedzkiego dziennikarza.
Europę od jakiegoś czasu zalewa fala antyimigranckiej retoryki. Nie inaczej jest ze Szwecją. Tam do głosu coraz silniej dochodzi partia Szwedzkich Demokratów. Są oni typowo antyimigranckim z ostrą retoryką ugrupowaniem. Ich głos jest coraz mocniej słyszalny.
Cała UE, w tym również Szwecja, stają przed nowymi wyzwaniami. Czy i jak sobie z nimi poradzą?!
O tym, a także o ekstremistycznych działaniach i wszystkim, co z tym związane opowiada książka Patrioci. To dobra, niezwykle realistyczna, działająca na wyobraźnię, bardzo mroczna i jakże prawdziwa historia. Czasami w trakcie lektury ma się wrażenie czytania reportażu z wydarzeń z dzisiaj, wczoraj, sprzed kilku dni.
Patrioci to miks, z jednej strony doskonale napisany thriller, kryminał i powieść sensacyjna w jednym, a z drugiej strony świetna powieść obyczajowa, z elementami socjologiczno-psychologicznymi. Całość tworzy iście wybuchową mieszankę.
Bohaterami są przede wszystkim Szwedzi, którzy w imigrantach (bez względu na to co on i w rzeczywistości sobą reprezentują) widza samo zło, ludzi, którzy odpowiadają za wszystkie nieszczęścia, za to, jak żyje się obecnie w Szwecji, za to, że nie jest jak kiedyś etc.
Troje bohaterów podejmuje walkę ze złym, czyli z imigrantami. Walka jest trudna, bolesna, bezpardonowa. Autor świetnie ukazuje te trzy postaci. Kreśli obraz ludzi nieszczęśliwych, naznaczonych traumą, przepełnionych gniewem, nienawiścią i emanujących takim złem, że trudno to sobie wyobrazić. Ich działania są okrutne, trudne do wytłumaczenia. Ale oni uważają, ze to jedyna droga, żeby pokonać tych, których nienawidzą, żeby Szwecja była prawdziwą Szwecją, a nie tym, czym jest.
Obok nich mamy kilkoro równie ciekawych bohaterów. Jeden stoi po tej drugiej, jasnej stornie mocy, drugi mniej więcej pośrodku.
Co istotne, każda z postaci jest doskonale nakreślona, każda silna, mocna, waleczna i pewna swojej postawy. W takiej sytuacji nieunikniona jest konfrontacja.
W trakcie lektury autor zmusza czytelnika do przemyślenia kilku spraw, zadaje pytania, niezwykle ważne w naszej obecnej, europejskiej sytuacji, ale też takie, na które trudno znaleźć proste czy jednoznaczne odpowiedzi.
Napięcie rośnie z każdą kolejna stroną, a czytelnik czuje się niczym na kolejce górskiej, w której strach być, ale i strach wysiąść bo po chwili może znaleźć się w realiach zbliżonych do książkowych. Czyta się doskonale. Polecam.
poniedziałek, 26 listopada 2018
Teatr pod Białym Latawcem - Ilona Gołębiewska
Wydawnictwo Muza, Moja ocena 5/6
Dobra, świetnie napisana książka obyczajowa, która zmusza do przemyślenia pewnych spraw.
Główną bohaterkę, Zuzannę Widawską poznajemy, gdy w jej życiu wiele się dzieje, a ona sama znajduje się na tzw. życiowym zakręcie.
Jeszcze niedawno była dziennikarką największego dziennika w kraju, a nagle z dnia na dzień traci pracę. Dla większości osób byłby to szok. Zuzanna przez kilka miesięcy tuła się po tanich hotelach i szuka zajęcia, aż trafia do redakcji pisma „Kobieta Taka jak Ty” i zamieszkuje w kamienicy na warszawskiej Woli. Jest to przełomowy i niezwykle ważny moment w jej życiu. Zuzanna poznaje wiele niebanalnych osób, które odegrają w jej życiu niezwykle ważną rolę.
Naszej bohaterce zaczyna się powoli układać zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym. Pewnego dnia dostaje zadanie napisania o pewnym niewielkim teatrzyku. Odegra ono w jej nowym życiu bardzo ważną rolę. Co się wydarzy? Tego nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej bardzo dobrej i życiowej książki.
Autorka świetnie wyważyła to co trudne i to co wesołe, chwile bolesne, dołujące i takie, które wywołują uśmiech na twarzy.
Każda z występujących w książce postaci jest doskonale nakreślona, a tytułowy teatr to nie tylko budynek ze sceną i rzędami siedzeń, a coś zdecydowanie ważniejszego.
Artykuł, który ma napisać Zuzanna, sprawa teatru to tylko pretekst, przy pomocy którego Gołębiewska chce nam uświadomić co tak naprawdę się w życiu liczy, co jest ważne, a co wbrew pozorom ma drugorzędne znaczenie, czym są różne aspekty życia, na które często nie zwracamy uwagi, jak np. niepełnosprawność i wszelkie smutki oraz radości z nią związane.
Niewątpliwie powieść zmusza do przemyślenia kilku spraw, zatrzymania się na chwilę. Co ważne, także chwyta za serce. Można śmiało powiedzieć, że z każdą kolejną przeczytana stroną czytelnik coraz bardziej zżywa się z bohaterami, przezywa ich problemy, kibicuje im.
To bardzo emocjonalna książka wywołująca zarówno śmiech, jak i łzę wzruszenia.
Gorąco polecam.
Dobra, świetnie napisana książka obyczajowa, która zmusza do przemyślenia pewnych spraw.
Główną bohaterkę, Zuzannę Widawską poznajemy, gdy w jej życiu wiele się dzieje, a ona sama znajduje się na tzw. życiowym zakręcie.
Jeszcze niedawno była dziennikarką największego dziennika w kraju, a nagle z dnia na dzień traci pracę. Dla większości osób byłby to szok. Zuzanna przez kilka miesięcy tuła się po tanich hotelach i szuka zajęcia, aż trafia do redakcji pisma „Kobieta Taka jak Ty” i zamieszkuje w kamienicy na warszawskiej Woli. Jest to przełomowy i niezwykle ważny moment w jej życiu. Zuzanna poznaje wiele niebanalnych osób, które odegrają w jej życiu niezwykle ważną rolę.
Naszej bohaterce zaczyna się powoli układać zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym. Pewnego dnia dostaje zadanie napisania o pewnym niewielkim teatrzyku. Odegra ono w jej nowym życiu bardzo ważną rolę. Co się wydarzy? Tego nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej bardzo dobrej i życiowej książki.
Autorka świetnie wyważyła to co trudne i to co wesołe, chwile bolesne, dołujące i takie, które wywołują uśmiech na twarzy.
Każda z występujących w książce postaci jest doskonale nakreślona, a tytułowy teatr to nie tylko budynek ze sceną i rzędami siedzeń, a coś zdecydowanie ważniejszego.
Artykuł, który ma napisać Zuzanna, sprawa teatru to tylko pretekst, przy pomocy którego Gołębiewska chce nam uświadomić co tak naprawdę się w życiu liczy, co jest ważne, a co wbrew pozorom ma drugorzędne znaczenie, czym są różne aspekty życia, na które często nie zwracamy uwagi, jak np. niepełnosprawność i wszelkie smutki oraz radości z nią związane.
Niewątpliwie powieść zmusza do przemyślenia kilku spraw, zatrzymania się na chwilę. Co ważne, także chwyta za serce. Można śmiało powiedzieć, że z każdą kolejną przeczytana stroną czytelnik coraz bardziej zżywa się z bohaterami, przezywa ich problemy, kibicuje im.
To bardzo emocjonalna książka wywołująca zarówno śmiech, jak i łzę wzruszenia.
Gorąco polecam.
piątek, 23 listopada 2018
Zimny strach - Mads Peder Nordbo
Wydawnictwo Burda Książki, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Dobra, porządnie napisana książka, która zainteresowała mnie od razu, gdy znalazła się na liście nowości.
Mimo, iż autor bazuje na znanym z innych książek szkielecie, to jednak pomysł mimo, iż może wydawać się wyeksploatowanym, jest doskonale wykorzystany, wypełniony ciekawą treścią.
Zimny strach jest co prawda kontynuacją Dziewczyny bez skóry, ale bez znajomości Dziewczyny...Zimny strach także można czytać z równie wielką przyjemnością. Kilka wątków jest co prawda kontynuowanych z 1. tomu serii, ale są one sensownie przedstawione i nie powinniście mieć problemów z ich zrozumieniem.
Dobry, mocny, trzymający w napięciu thriller.
Mroczna, tajemnicza Grenlandia+ zagadki z przeszłości to doskonałe połączenie, które autor, Mads Peder Nordbo doskonale poprowadził przez całą książkę.
Fabuła jest wielowątkowa, ale wszystko jest prowadzone zręcznie, konsekwentnie, nic się nie gubi, nie umyka, jak to ma miejsce w wielu innych książkach.
Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, współcześnie i kilkadziesiąt lat temu. Wydarzenia z obu okresów są równie pasjonujące.
Główni bohaterowie, dziennikarz i rdzenna, ostra, twarda, bezkompromisowa mieszkanka Grenlandii, próbują wyjaśnić tajemnicę zaginięcia grupy osób. Zniknięcie miało miejsce w opuszczonej, mocno przerażającej osadzie.
Trzeba autorowi przyznać, iż umieszczając akcję na Grenlandii, która z założenia jest zimna, mroczna, okrutna, tajemnicza, dał sobie pole do popisu. Doskonale wykorzystał możliwości, które zaoferowało takie miejsce akcji. Opisy miejsc, surowości natury, ludzkich charakterów, otaczającej wszystko grozy budują w książce doskonały nastrój.
Całości dopełniają liczne zagadki i styl pisarski Nordbo oraz wtręty dot. współczesnych problemów Grenlandii.
Na spory plus zasługuje także samo zakończenie. Jest dziwnie, zaskakująco, mocno.
Czyta się bardzo dobrze. Polecam.
Recenzja mojego męża.
Dobra, porządnie napisana książka, która zainteresowała mnie od razu, gdy znalazła się na liście nowości.
Mimo, iż autor bazuje na znanym z innych książek szkielecie, to jednak pomysł mimo, iż może wydawać się wyeksploatowanym, jest doskonale wykorzystany, wypełniony ciekawą treścią.
Zimny strach jest co prawda kontynuacją Dziewczyny bez skóry, ale bez znajomości Dziewczyny...Zimny strach także można czytać z równie wielką przyjemnością. Kilka wątków jest co prawda kontynuowanych z 1. tomu serii, ale są one sensownie przedstawione i nie powinniście mieć problemów z ich zrozumieniem.
Dobry, mocny, trzymający w napięciu thriller.
Mroczna, tajemnicza Grenlandia+ zagadki z przeszłości to doskonałe połączenie, które autor, Mads Peder Nordbo doskonale poprowadził przez całą książkę.
Fabuła jest wielowątkowa, ale wszystko jest prowadzone zręcznie, konsekwentnie, nic się nie gubi, nie umyka, jak to ma miejsce w wielu innych książkach.
Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, współcześnie i kilkadziesiąt lat temu. Wydarzenia z obu okresów są równie pasjonujące.
Główni bohaterowie, dziennikarz i rdzenna, ostra, twarda, bezkompromisowa mieszkanka Grenlandii, próbują wyjaśnić tajemnicę zaginięcia grupy osób. Zniknięcie miało miejsce w opuszczonej, mocno przerażającej osadzie.
Trzeba autorowi przyznać, iż umieszczając akcję na Grenlandii, która z założenia jest zimna, mroczna, okrutna, tajemnicza, dał sobie pole do popisu. Doskonale wykorzystał możliwości, które zaoferowało takie miejsce akcji. Opisy miejsc, surowości natury, ludzkich charakterów, otaczającej wszystko grozy budują w książce doskonały nastrój.
Całości dopełniają liczne zagadki i styl pisarski Nordbo oraz wtręty dot. współczesnych problemów Grenlandii.
Na spory plus zasługuje także samo zakończenie. Jest dziwnie, zaskakująco, mocno.
Czyta się bardzo dobrze. Polecam.
czwartek, 22 listopada 2018
Jeźdźcy - Jilly Cooper
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena..no właściwie bez oceny...
Przyznam się, że nie doczytałam książki do końca, stąd brak oceny. Ale gdybym jednak miała ją wystawiać, byłaby bardzo niska.
Jeźdźcy są reklamowani, jako Gorący i pełny humoru romans w świecie wyższych sfer.
Doczytałam do 200 strony (książka ma ponad 800 stron) i przyznam wam się, że ani nie jest gorąco, ani zabawnie.
Ba, dla mnie to kolejne czytadło, zdecydowanie przereklamowane i nudne niczym przysłowiowe flaki z olejem.
Lektura była zdecydowanie stratą czasu.
Autorka posługuje się lekkim, łatwym w odbiorze językiem, styl pisarski ma idealny do takiego typu powieści, jaka jest zapowiadana w opisie na okładce. I niby wszystko ok, tylko treść nie ta.
Książka, jak wspomniałam nudna, o niczym, infantylna i mimo przeczytania, a właściwie zmęczenia 200 stron, nadal nie wiem o czym ona jest.
Fabuła żadna, jakby z kawałków, posklejana z kilku innych, zero akcji, płascy, nudni bohaterowie, monotonność, nuda i całkowity bezsens istnienia takiej książki.
Książkę mogę polecić tylko wielkim miłośnikom koni, wyścigów, którzy uwielbiają o nich czytać dosłownie wszystko, bez znaczenia jak jest to napisane, jaka jest fabuła, byle tylko było o koniach i wyścigach. Pozostałym zdecydowanie odradzam lekturę Jeźdźców, szkoda waszego czasu i papieru, na którym książka została wydrukowana.
Przyznam się, że nie doczytałam książki do końca, stąd brak oceny. Ale gdybym jednak miała ją wystawiać, byłaby bardzo niska.
Jeźdźcy są reklamowani, jako Gorący i pełny humoru romans w świecie wyższych sfer.
Doczytałam do 200 strony (książka ma ponad 800 stron) i przyznam wam się, że ani nie jest gorąco, ani zabawnie.
Ba, dla mnie to kolejne czytadło, zdecydowanie przereklamowane i nudne niczym przysłowiowe flaki z olejem.
Lektura była zdecydowanie stratą czasu.
Autorka posługuje się lekkim, łatwym w odbiorze językiem, styl pisarski ma idealny do takiego typu powieści, jaka jest zapowiadana w opisie na okładce. I niby wszystko ok, tylko treść nie ta.
Książka, jak wspomniałam nudna, o niczym, infantylna i mimo przeczytania, a właściwie zmęczenia 200 stron, nadal nie wiem o czym ona jest.
Fabuła żadna, jakby z kawałków, posklejana z kilku innych, zero akcji, płascy, nudni bohaterowie, monotonność, nuda i całkowity bezsens istnienia takiej książki.
Książkę mogę polecić tylko wielkim miłośnikom koni, wyścigów, którzy uwielbiają o nich czytać dosłownie wszystko, bez znaczenia jak jest to napisane, jaka jest fabuła, byle tylko było o koniach i wyścigach. Pozostałym zdecydowanie odradzam lekturę Jeźdźców, szkoda waszego czasu i papieru, na którym książka została wydrukowana.
wtorek, 20 listopada 2018
Niebieska porcelana - Simone Van Der Vlugt
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 4,5/6
Niebieska porcelana to ciekawie napisana powieść, której fabuła rozgrywa się w drugiej połowie XVII wieku w Amsterdamie, Delft i na prowincji w ówczesnych Niderlandach.
Bohaterką jest Catrijn, która wyjeżdża z rodzinnej wioski i zostaje służącą u rodziny Van Nulandt w Amsterdamie, a póżniej w fabryce porcelany w Delft.
Nasza bohaterka nigdzie jednak nie może zaznać spokoju ponieważ ciągną się za nią widma przeszłości. Ciągle musi uciekać chroniąc się i szukając szczęścia i swojego miejsca w kolejnych miastach. I zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej gdyby nie jej wielki talent do malowania.
Catrijn dostaje prace w fabryce porcelany. I wydaje się, iż wszystko powoli ułoży się, ale...
Niebieska porcelana to ciekawie napisana opowieść, która zwiera trzy główne wątki.
Pierwszy z nich to życie codzienne w XVII-wiecznych Niderlandach. Bardzo ciekawie opisana jest ówczesna Holandia. i chodzi tu zarówno o prowincję, jak i większe ośrodki, jak Delft, czy Amsterdam.
Drugi wątek jest niejako ponadczasowy i dotyczy także XXI wieku, w którym żyjemy. Van Der Vlugt porusza bowiem kwestię losu kobiet, ich samodecydowania o sobie, to jak sobie radzą w zawodach i w ogóle w świecie męźczyzn, jak się mają ich zarobki do tych, które za tę samą pracę otrzymują męźczyźni. W dzisiejszych czasach większość tych kwestii nadal jest aktualnych, problemy Catrjin dotyczą także wielu kobiet żyjących ponad 4 wieki póżniej.
Trzeci wątek także jest ponadczasowy i dotyczy poszukiwania własnej drogi w życiu, dążenia do spełnienia, szukania szczęścia i miłości.
Całość jest ciekawa, dobrze napisana, przedstawia rzadko poruszane w kontekście XVII- wiecznej codzienności problemy. Polecam.
Niebieska porcelana to ciekawie napisana powieść, której fabuła rozgrywa się w drugiej połowie XVII wieku w Amsterdamie, Delft i na prowincji w ówczesnych Niderlandach.
Bohaterką jest Catrijn, która wyjeżdża z rodzinnej wioski i zostaje służącą u rodziny Van Nulandt w Amsterdamie, a póżniej w fabryce porcelany w Delft.
Nasza bohaterka nigdzie jednak nie może zaznać spokoju ponieważ ciągną się za nią widma przeszłości. Ciągle musi uciekać chroniąc się i szukając szczęścia i swojego miejsca w kolejnych miastach. I zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej gdyby nie jej wielki talent do malowania.
Catrijn dostaje prace w fabryce porcelany. I wydaje się, iż wszystko powoli ułoży się, ale...
Niebieska porcelana to ciekawie napisana opowieść, która zwiera trzy główne wątki.
Pierwszy z nich to życie codzienne w XVII-wiecznych Niderlandach. Bardzo ciekawie opisana jest ówczesna Holandia. i chodzi tu zarówno o prowincję, jak i większe ośrodki, jak Delft, czy Amsterdam.
Drugi wątek jest niejako ponadczasowy i dotyczy także XXI wieku, w którym żyjemy. Van Der Vlugt porusza bowiem kwestię losu kobiet, ich samodecydowania o sobie, to jak sobie radzą w zawodach i w ogóle w świecie męźczyzn, jak się mają ich zarobki do tych, które za tę samą pracę otrzymują męźczyźni. W dzisiejszych czasach większość tych kwestii nadal jest aktualnych, problemy Catrjin dotyczą także wielu kobiet żyjących ponad 4 wieki póżniej.
Trzeci wątek także jest ponadczasowy i dotyczy poszukiwania własnej drogi w życiu, dążenia do spełnienia, szukania szczęścia i miłości.
Całość jest ciekawa, dobrze napisana, przedstawia rzadko poruszane w kontekście XVII- wiecznej codzienności problemy. Polecam.
sobota, 17 listopada 2018
Cztery dni w Kabulu - Anna Tell
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5/6
Cztery dni w Kabulu to dobra, trzymająca prawie przez cały czas w napięciu książka, z porwaniem, zabójstwem i bardzo szybką akcją w tle. Tym, co najbardziej przypadło mi do gustu był fakt, iż pierwszoplanową rolę w książce odgrywa kobieta. I nie jest to jakaś mdlejąca, eteryczna lilija, a silna, mocna, wiedząca czego chce kobieta.
Amanda Lund jest bowiem doświadczoną, znającą się na swojej pracy negocjatorką policyjną. Pewnego dnia dostaje nowe zadanie. Chodzi o odbicie porwanych w Kabulu szwedzkich dyplomatów.Sprawa choć trudna, wydaje się być podobną do innych. Czy tak jest w rzeczywistości? Bardzo szybko okaże się, iż cała sprawa mocno się komplikuje i zawiera wiele niebezpiecznych wątków oraz drugie dno. Ze ścigającej Amanda szybko przerodzi się w ściganą, a do gry wejdzie polityka na najwyższym szczeblu. Im głębiej Amanda wnika w całą sprawę, im więcej poznaje elementów tej skomplikowanej układanki, tym nasuwa się więcej pytań i grozi jej większe niebezpieczeństwo.
Sama Amanda rozpoczyna zapierającą dech w piersiach walkę z czasem.
Akcja książki ma wręcz (nomen omen) zabójcze tempo. Rozgrywa się zaledwie w ciągu tytułowych czterech dni, a jest tak naszpikowana pościgami, strzelaninami, negocjacjami, ucieczkami, porwaniami, zabójstwami, zwrotami akcji, iż wystarczyłoby jej na okres czasu co najmniej dwukrotnie większy. Ogromne tempo, dynamika akcji, jej zwroty i w tle ciągle szpiegowski klimat. Cztery dni w Kabulu do złudzenia przypominają jeden z bardziej przeze mnie lubianych seriali, Homeland.
Dodatkowo autorka co i rusz ujawnia kolejne tropy, podaje mylące fakty, wodzi czytelnika za naos. Całość w połączeniu z lekkim stylem pisarskim daje świetny efekt. Książkę czyta się bardzo dobrze. Doskonała lektura dla lubiących ten typ literatury, świetna pozycja na jesienne i zimowe wieczory.
Cztery dni w Kabulu to dobra, trzymająca prawie przez cały czas w napięciu książka, z porwaniem, zabójstwem i bardzo szybką akcją w tle. Tym, co najbardziej przypadło mi do gustu był fakt, iż pierwszoplanową rolę w książce odgrywa kobieta. I nie jest to jakaś mdlejąca, eteryczna lilija, a silna, mocna, wiedząca czego chce kobieta.
Amanda Lund jest bowiem doświadczoną, znającą się na swojej pracy negocjatorką policyjną. Pewnego dnia dostaje nowe zadanie. Chodzi o odbicie porwanych w Kabulu szwedzkich dyplomatów.Sprawa choć trudna, wydaje się być podobną do innych. Czy tak jest w rzeczywistości? Bardzo szybko okaże się, iż cała sprawa mocno się komplikuje i zawiera wiele niebezpiecznych wątków oraz drugie dno. Ze ścigającej Amanda szybko przerodzi się w ściganą, a do gry wejdzie polityka na najwyższym szczeblu. Im głębiej Amanda wnika w całą sprawę, im więcej poznaje elementów tej skomplikowanej układanki, tym nasuwa się więcej pytań i grozi jej większe niebezpieczeństwo.
Sama Amanda rozpoczyna zapierającą dech w piersiach walkę z czasem.
Akcja książki ma wręcz (nomen omen) zabójcze tempo. Rozgrywa się zaledwie w ciągu tytułowych czterech dni, a jest tak naszpikowana pościgami, strzelaninami, negocjacjami, ucieczkami, porwaniami, zabójstwami, zwrotami akcji, iż wystarczyłoby jej na okres czasu co najmniej dwukrotnie większy. Ogromne tempo, dynamika akcji, jej zwroty i w tle ciągle szpiegowski klimat. Cztery dni w Kabulu do złudzenia przypominają jeden z bardziej przeze mnie lubianych seriali, Homeland.
Dodatkowo autorka co i rusz ujawnia kolejne tropy, podaje mylące fakty, wodzi czytelnika za naos. Całość w połączeniu z lekkim stylem pisarskim daje świetny efekt. Książkę czyta się bardzo dobrze. Doskonała lektura dla lubiących ten typ literatury, świetna pozycja na jesienne i zimowe wieczory.
piątek, 16 listopada 2018
Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów - Mariusz Surosz
Wydawnictwo Czarne, Ocena 5-/6
Recenzja mojego męża.
Czechy i Słowacja to dwa, najbliższe nam kraje, zarówno pod względem sąsiedztwa, jak i języka. Niewiele wiemy o historii tych krajów, mało o ważnych dla obu narodów postaciach. Książka Mariusza Surosza w pewien sposób tę lukę wypełnia.
Pepiki to ciekawa książka o dramatycznym 100-leciu Czech, o walce i o Czechach oraz Słowakach, którzy najbardziej przyczynili się do tego, iż Czechy obecnie są takie, a nie inne. Opisywanych postaci jest 16.
Co istotne w swoich reportażach autor skupia się na równi na sylwetkach osób znanych, tzw. pierwszoplanowych, jak i na postaciach z drugiego planu, osobach mało znanych lub zapomnianych.
Wśród bohaterów znajdziemy m.in. Milenę Jesenską czeską dziennikarkę, przyjaciółkę Franza Kafki, żonę Tomasa Masaryka pierwszego prezydenta Czechosłowacji, Milana Rastislava Štefánika słowackiego polityka, Karela Čapka wybitnego pisarza, Karla Hermanna Franka hitlerowskiego zarządcę Protektoratu Czech i Moraw, Klementa Gottwalda komunistycznego prezydenta Czechosłowacji i wiele innych osób.
Oczywiście można dyskutować, czy taki, a nie inny wybór postaci jest właściwy. Można też dodać kilka innych nazwisk. Wg. mnie Surosz dokonał trafnego wyboru i doskonale połączył bohaterów z różnych okresów i środowisk.
Tym co oprócz postaci jest kluczem książki jest historia, ta mniejsza i większa, zawsze ważna dla obu narodów. Surosz swoich bohaterów umiejscawia bowiem w konkretnych kontekstach historycznych,. Jesteśmy zręcznie prowadzeni poprzez najważniejsze chwile czeskiej i słowackiej historii. Warto wspomnieć choćby o okresie 20-lecia międzywojennego, powstania Czechosłowacji, okresie II wojny światowej, wydarzeniach z 1968 roku, okresie komunizmu.
Pepiki to zbiór reportaży, życiorysów, tekstów, które w ciągu minionych 10 lat były zamieszczane w takich gazetach, jak np.: Gazeta Wyborcza, Wysokie Obcasy.
Teksty czyta się dobrze, choć trochę żal, iż są tylko tymi, które już się ukazały, że brak wśród nich nowości, nowych postaci, nowych bohaterów.
Książka ma tylko jeden minus. Są nim przypisy umieszczone z tyłu książki. Doprawdy nie wiem, co kieruje autorami, którzy w ten sposób zamieszczają przypisy. Zdecydowanie utrudnia to lekturę. Niemniej Pepiki warto przeczytać. Teksty dobrze się uzupełniają, czyta się je szybko, łatwo.
Recenzja mojego męża.
Czechy i Słowacja to dwa, najbliższe nam kraje, zarówno pod względem sąsiedztwa, jak i języka. Niewiele wiemy o historii tych krajów, mało o ważnych dla obu narodów postaciach. Książka Mariusza Surosza w pewien sposób tę lukę wypełnia.
Pepiki to ciekawa książka o dramatycznym 100-leciu Czech, o walce i o Czechach oraz Słowakach, którzy najbardziej przyczynili się do tego, iż Czechy obecnie są takie, a nie inne. Opisywanych postaci jest 16.
Co istotne w swoich reportażach autor skupia się na równi na sylwetkach osób znanych, tzw. pierwszoplanowych, jak i na postaciach z drugiego planu, osobach mało znanych lub zapomnianych.
Wśród bohaterów znajdziemy m.in. Milenę Jesenską czeską dziennikarkę, przyjaciółkę Franza Kafki, żonę Tomasa Masaryka pierwszego prezydenta Czechosłowacji, Milana Rastislava Štefánika słowackiego polityka, Karela Čapka wybitnego pisarza, Karla Hermanna Franka hitlerowskiego zarządcę Protektoratu Czech i Moraw, Klementa Gottwalda komunistycznego prezydenta Czechosłowacji i wiele innych osób.
Oczywiście można dyskutować, czy taki, a nie inny wybór postaci jest właściwy. Można też dodać kilka innych nazwisk. Wg. mnie Surosz dokonał trafnego wyboru i doskonale połączył bohaterów z różnych okresów i środowisk.
Tym co oprócz postaci jest kluczem książki jest historia, ta mniejsza i większa, zawsze ważna dla obu narodów. Surosz swoich bohaterów umiejscawia bowiem w konkretnych kontekstach historycznych,. Jesteśmy zręcznie prowadzeni poprzez najważniejsze chwile czeskiej i słowackiej historii. Warto wspomnieć choćby o okresie 20-lecia międzywojennego, powstania Czechosłowacji, okresie II wojny światowej, wydarzeniach z 1968 roku, okresie komunizmu.
Pepiki to zbiór reportaży, życiorysów, tekstów, które w ciągu minionych 10 lat były zamieszczane w takich gazetach, jak np.: Gazeta Wyborcza, Wysokie Obcasy.
Teksty czyta się dobrze, choć trochę żal, iż są tylko tymi, które już się ukazały, że brak wśród nich nowości, nowych postaci, nowych bohaterów.
Książka ma tylko jeden minus. Są nim przypisy umieszczone z tyłu książki. Doprawdy nie wiem, co kieruje autorami, którzy w ten sposób zamieszczają przypisy. Zdecydowanie utrudnia to lekturę. Niemniej Pepiki warto przeczytać. Teksty dobrze się uzupełniają, czyta się je szybko, łatwo.
środa, 14 listopada 2018
Dobre miasto - Mariusz Zielke
Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Kolejna świetna książka Mariusza Zielke. Bardzo lubię książki tego autora. Są one dobrze napisane, zaskakują, wciągają i mają sensowne finały, co sami musicie przyznać, nie zdarza się wielu autorom.
Co istotne, w książkach Zielke jest zawsze skomplikowana, wielowarstwowa intryga, prawdopodobna, nie jakaś udziwniona, i taka, której wyjaśnienie trwa do samego końca, a czytelnik z przyjemnością odkrywa jej kolejne elementy.
Nie inaczej jest w Dobrym mieście, w którym całość intrygi ukazują nam wydarzenia z teraźniejszości i zręcznie wplecione w fabułę retrospekcje.
W książce mamy bardzo ciekawą paletę bohaterów, doskonale sportretowanych, naznaczonych przez miejsce urodzenia, stygmatyzacją, której nie da się usunąć. Niezależnie od płci, tego co robią teraz, wieku, przeszłość ich dosięga, ma kolosalny wpływ na to kim są, co robią, jak postrzegają świat, jak destrukcyjne uczucia nimi miotają.
Demony przeszłości, demony terażniejszości, to o czym chcemy zapomnieć, to czego nie da się wyprzeć ze świadomości jest doskonale zmiksowane z prowadzonym przez pewną dziennikarkę dochodzeniem w sprawie zabójstwa.
Wplecione w całość powiewy dusznego, małego, wręcz klaustrofobicznego miasteczka.... arcydzieło.
Do tego dochodzi spora porcja afer i intryg, tego czego w każdej książce autora jest pod dostatkiem. Przerażająca jest realność opisywanych afer, intryg, zagrożeń. W trakcie lektury miałam wielokrotnie wrażenie, jakby to, o czym czytam, miało się wydarzyć tuż za moimi drzwiami.
Dodatkiem jest świetnie sportretowana nasza, polska rzeczywistość, portrety ludzi, ich działań i efekty tychże, najobrzydliwsze, najgorsze cechy charakteru z niewielkimi przebłyskami tych pozytywnych. Dobre miasto to zwierciadło, w którym przeglądają się współczesna Polska i nasze społeczeństwo. A takich Dobrych Miast jest w naszym kraju wiele, zbyt wiele.
Gorąco polecam. Doskonały kryminał i jeszcze lepsza powieść społeczno-obyczajowa. Czyta się wyśmienicie, jak każdego Zielke.
Kolejna świetna książka Mariusza Zielke. Bardzo lubię książki tego autora. Są one dobrze napisane, zaskakują, wciągają i mają sensowne finały, co sami musicie przyznać, nie zdarza się wielu autorom.
Co istotne, w książkach Zielke jest zawsze skomplikowana, wielowarstwowa intryga, prawdopodobna, nie jakaś udziwniona, i taka, której wyjaśnienie trwa do samego końca, a czytelnik z przyjemnością odkrywa jej kolejne elementy.
Nie inaczej jest w Dobrym mieście, w którym całość intrygi ukazują nam wydarzenia z teraźniejszości i zręcznie wplecione w fabułę retrospekcje.
W książce mamy bardzo ciekawą paletę bohaterów, doskonale sportretowanych, naznaczonych przez miejsce urodzenia, stygmatyzacją, której nie da się usunąć. Niezależnie od płci, tego co robią teraz, wieku, przeszłość ich dosięga, ma kolosalny wpływ na to kim są, co robią, jak postrzegają świat, jak destrukcyjne uczucia nimi miotają.
Demony przeszłości, demony terażniejszości, to o czym chcemy zapomnieć, to czego nie da się wyprzeć ze świadomości jest doskonale zmiksowane z prowadzonym przez pewną dziennikarkę dochodzeniem w sprawie zabójstwa.
Wplecione w całość powiewy dusznego, małego, wręcz klaustrofobicznego miasteczka.... arcydzieło.
Do tego dochodzi spora porcja afer i intryg, tego czego w każdej książce autora jest pod dostatkiem. Przerażająca jest realność opisywanych afer, intryg, zagrożeń. W trakcie lektury miałam wielokrotnie wrażenie, jakby to, o czym czytam, miało się wydarzyć tuż za moimi drzwiami.
Dodatkiem jest świetnie sportretowana nasza, polska rzeczywistość, portrety ludzi, ich działań i efekty tychże, najobrzydliwsze, najgorsze cechy charakteru z niewielkimi przebłyskami tych pozytywnych. Dobre miasto to zwierciadło, w którym przeglądają się współczesna Polska i nasze społeczeństwo. A takich Dobrych Miast jest w naszym kraju wiele, zbyt wiele.
Gorąco polecam. Doskonały kryminał i jeszcze lepsza powieść społeczno-obyczajowa. Czyta się wyśmienicie, jak każdego Zielke.
poniedziałek, 12 listopada 2018
Klątwa Pelopidów. Opowieść mitologiczna - Stanisław Stabryła
Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocen 6/6
Stanisława Stabryły miłośnikom archeologii, antyku, kultury i literatury antycznej Grecji i Rzymu nie trzeba przedstawiać. Jest on autorem wielu fascynujących książek naukowych, prac monograficznych, które miały za zadanie nie tylko publikować dokonania naukowe, ale także przybliżać kulturę antyczną, mitologię laikom.
Klątwa Pelopidów jest tego najlepszym przykładem.
Autor opowiada w fascynujący sposób historię rodu Pelopsa, syna Tantala, mitycznej postaci. Jako dziecko Pelops został zabity przez ojca i podany na uczcie bogów. Zjedzony został tylko przez Demeter. Następnie został wskrzeszony na polecenie Zeusa przez Hermesa. Tak, antyczni bogowie Grecji byli wyjątkowo krwawi, dosłownie i w przenośni.
Pelops był także założycielem potężnej dynastii, z której pochodzili słynni bohaterowie antycznych Myken, czy wojny trojańskiej, Agammemnon, Menelaos i inni.
Klątwa Pelopidów pokazuje w arcyciekawy sposób niezwykle krwawe losy dynastii, rozwój rodu, wszystkie walki, zawirowania historii, kolejnych bohaterów, kolejne pokolenia. Obok protoplastów rodu śledzimy poczynania i losy takich postaci, jak: Odyseusz, Orestes, Helena, Parys, Kasandra, Klitajmestra, Elektra i wielu innych.
Przyznam wam się, iż kulturą antycznej Grecji, mitologią jestem zafascynowana od lat. Od dawna też uważam, iż żaden napisany współcześnie kryminał czy thriller nie może nawet w przybliżeniu równać się z tym, co stworzyli antyczni Grecy. Klątwa Pelopidów jest tego najlepszym dowodem.
Stabryła ze znanych z mitologii historii uczynił na poły naukową na poły fabularną wersję wycinka greckiej mitologii. Udało mu się w jednej książce opowiedzieć losy kilku pokoleń i kilkunastu postaci. I mimo, iż wiem, jak wszystko się toczyło, jak się skończyło, od lektury nie mogłam się oderwać. Klątwa Pelopidów po prostu porywa. Dodatkowego uroku dodaje fakt, iż napisana jest pięknym językiem.
Historia rodu Pelopsa jest mitem, ale jest też opowieścią ponadczasową, która zmusza do przemyśleń, do zastanowienia się nad tym, co tak naprawdę się liczy, czym może skutkować jeden czyn, co ważne, co...a tego już nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej wyjątkowej książki.
Stanisława Stabryły miłośnikom archeologii, antyku, kultury i literatury antycznej Grecji i Rzymu nie trzeba przedstawiać. Jest on autorem wielu fascynujących książek naukowych, prac monograficznych, które miały za zadanie nie tylko publikować dokonania naukowe, ale także przybliżać kulturę antyczną, mitologię laikom.
Klątwa Pelopidów jest tego najlepszym przykładem.
Autor opowiada w fascynujący sposób historię rodu Pelopsa, syna Tantala, mitycznej postaci. Jako dziecko Pelops został zabity przez ojca i podany na uczcie bogów. Zjedzony został tylko przez Demeter. Następnie został wskrzeszony na polecenie Zeusa przez Hermesa. Tak, antyczni bogowie Grecji byli wyjątkowo krwawi, dosłownie i w przenośni.
Pelops był także założycielem potężnej dynastii, z której pochodzili słynni bohaterowie antycznych Myken, czy wojny trojańskiej, Agammemnon, Menelaos i inni.
Klątwa Pelopidów pokazuje w arcyciekawy sposób niezwykle krwawe losy dynastii, rozwój rodu, wszystkie walki, zawirowania historii, kolejnych bohaterów, kolejne pokolenia. Obok protoplastów rodu śledzimy poczynania i losy takich postaci, jak: Odyseusz, Orestes, Helena, Parys, Kasandra, Klitajmestra, Elektra i wielu innych.
Przyznam wam się, iż kulturą antycznej Grecji, mitologią jestem zafascynowana od lat. Od dawna też uważam, iż żaden napisany współcześnie kryminał czy thriller nie może nawet w przybliżeniu równać się z tym, co stworzyli antyczni Grecy. Klątwa Pelopidów jest tego najlepszym dowodem.
Stabryła ze znanych z mitologii historii uczynił na poły naukową na poły fabularną wersję wycinka greckiej mitologii. Udało mu się w jednej książce opowiedzieć losy kilku pokoleń i kilkunastu postaci. I mimo, iż wiem, jak wszystko się toczyło, jak się skończyło, od lektury nie mogłam się oderwać. Klątwa Pelopidów po prostu porywa. Dodatkowego uroku dodaje fakt, iż napisana jest pięknym językiem.
Historia rodu Pelopsa jest mitem, ale jest też opowieścią ponadczasową, która zmusza do przemyśleń, do zastanowienia się nad tym, co tak naprawdę się liczy, czym może skutkować jeden czyn, co ważne, co...a tego już nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej wyjątkowej książki.
piątek, 9 listopada 2018
U stóp Montmartre - Britta Rostlund
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Przezabawna, przecudownie zakręcona, pełna intryg, pomyłek, tajemnic i inteligentnego humoru. Po prostu idealna książka na jesienne i zimowe dni. Z pewnością poprawi wam humor, jeżeli tylko lubicie takie lektury....no i ten paryski klimat wyzierający z każdej strony. Czego można chcieć więcej od książki, która jest niczym balsam na głowę zatrutsa problemami dnia codziennego...
U stóp Montmartre to historia dwojga ludzi i Paryża w tle.
On, Mancebo pochodzi z Tunezji, odpowiada za niewielki sklepik z kolonialnymi artykułami. Pewnego dnia do jego sklepiku puka kobieta i zadaje dziwne pytanie. Życie męźczyzny zmienia się o 180 stopni.
Ona, Helena, dziennikarka, wolny strzelec, odpowiada tak na pewne pytanie i ta odpowiedź zmieni całe jej życie. Oboje zostają wciągnięci w niesamowita wprost historię, choć chcieli czegoś zupełnie innego.
A w tle Paryż pełen światła, cudownych budowli, niesamowitego klimatu i tego nieuchwytnego czaru.
U stóp Montmartre to debiut pisarski Britty Rostklund, bardzo udany debiut, który doskonale wróży autorce. Oby kolejna książka była równie doskonała.
Mimo, iż nie jest to książka sensacyjna, tak się ją czyta. Akcja jest niesamowita, pełna napięcia, co chwilę coś się dzieje, na jaw wychodzą kolejne tajemnice, sekrety czają się za rogiem kamieniczek, a przy tym jest to powieść lekka, zabawna, relaksująca.
Mogę tylko polecić. U stóp Montmartre zachwyci tych, którzy szukają lekkiej, wciągającej, inteligentnej lektury. Książka zachwyci także wielbicieli Francji, Paryża. Z każdej strony wyzierają kamienice, parki, pałace, bistra, uliczki, zaułki i ten paryski szyk...
Przezabawna, przecudownie zakręcona, pełna intryg, pomyłek, tajemnic i inteligentnego humoru. Po prostu idealna książka na jesienne i zimowe dni. Z pewnością poprawi wam humor, jeżeli tylko lubicie takie lektury....no i ten paryski klimat wyzierający z każdej strony. Czego można chcieć więcej od książki, która jest niczym balsam na głowę zatrutsa problemami dnia codziennego...
U stóp Montmartre to historia dwojga ludzi i Paryża w tle.
On, Mancebo pochodzi z Tunezji, odpowiada za niewielki sklepik z kolonialnymi artykułami. Pewnego dnia do jego sklepiku puka kobieta i zadaje dziwne pytanie. Życie męźczyzny zmienia się o 180 stopni.
Ona, Helena, dziennikarka, wolny strzelec, odpowiada tak na pewne pytanie i ta odpowiedź zmieni całe jej życie. Oboje zostają wciągnięci w niesamowita wprost historię, choć chcieli czegoś zupełnie innego.
A w tle Paryż pełen światła, cudownych budowli, niesamowitego klimatu i tego nieuchwytnego czaru.
U stóp Montmartre to debiut pisarski Britty Rostklund, bardzo udany debiut, który doskonale wróży autorce. Oby kolejna książka była równie doskonała.
Mimo, iż nie jest to książka sensacyjna, tak się ją czyta. Akcja jest niesamowita, pełna napięcia, co chwilę coś się dzieje, na jaw wychodzą kolejne tajemnice, sekrety czają się za rogiem kamieniczek, a przy tym jest to powieść lekka, zabawna, relaksująca.
Mogę tylko polecić. U stóp Montmartre zachwyci tych, którzy szukają lekkiej, wciągającej, inteligentnej lektury. Książka zachwyci także wielbicieli Francji, Paryża. Z każdej strony wyzierają kamienice, parki, pałace, bistra, uliczki, zaułki i ten paryski szyk...
wtorek, 6 listopada 2018
Podejdź bliżej - Rachel Abbott
Wydawnictwo Filia, Moja ocena 3,5/6
Bardzo cenię książki Wydawnictwa Filia. Każdy kolejny tytuł szybko znajduje się na liście z napisem bestsellery, większość przypada mi do gustu. A jak jest z książką Rachel Abbott?
Podejdź bliżej to. 7. tom serii o inspektorze Tomie Douglasie, 2., który miałam okazję przeczytać. Książki z tego cyklu nie wiedzieć czemu, ukazują się w Polsce w porządku niechronologicznym, a tom 1. o ile się nie mylę, w ogóle nie został wydany. Zadziwiające.
Książki można czytać w przypadkowej kolejności. Każda jest odrębną całością. Łączy je tylko osoba śledczego, Toma Douglasa.
Akcja tego tomu toczy się dwutorowo. Dodatkowo autorka w fabułę wplata wstawki nakreślone w 1 osobie. Nie ukrywam, iż sprawiają one pewien problem. Przez dużą część książki nie mogłam się zorientować czego i kogo one dotyczą.To utrudnia lekturę.
Akcja, jak na kryminał z wątkiem psychologicznym, jest powolna, leniwa, momentami emanująca wręcz stagnacją. Dużo czasu musiało minąć zanim treść mnie zaciekawiła, bo o zaintrygowaniu nie ma mowy. Tak stało się mniej więcej po przeczytaniu 3/4 książki.
Szczerze, to gdyby nie postać Toma Douglasa, śledczego, którego polubiłam już w poprzednio czytanym tomie, odłożyłabym Podejdź bliżej na półkę po przeczytaniu ok. 100 stron.
Książka miała niewątpliwie potencjał. Ciekawy temat, dobrze nakreśleni bohaterowie i bardzo dobrze opisana kwestia manipulacji, wykorzystywania jednych ludzi przez drugich i tego co z tego wynika. Trzeba Rachel Abbot przyznać, iż ten wątek dopracowała wręcz do perfekcji. Podobnie, jak pełną wad, ale także taką, która przypadła mi do gustu postać Toma Douglasa.
Inną postacią, która jest dobrze nakreślona jest osoba sterroryzowanej kobiety. W zasadzie to na niej spoczywa cały ciężar udźwignięcia fabuły, to ją autorka uczyniła pierwszoplanową bohaterką.
Natomiast sama akcja, wątki poboczne, wstawki i śledztwo są sporą porcją niewykorzystanych możliwości. Szkoda. Tym, co najbardziej mi przeszkadzało był fakt, iż nieomal od początku wiedziałam o co chodzi, kto i jak. Brakowało tylko wiedzy - dlaczego? Jednak szukanie odpowiedzi na to pytanie przez tyle stron, to zdecydowanie za mało żeby dać książce lepszą ocenę. Brak akcji śledczej, brak napięcia, emocji, brak pojawiających się kolejnych niewiadomych...po prostu śledcza nuda.
Podejdź bliżej mnie rozczarowało. Jest nudne, ślamazarne, w wielu momentach wręcz stagnacyjne. Ciekawi bohaterowie i dopracowany wątek manipulacji, to za mało żeby polecać tę książkę.
Bardzo cenię książki Wydawnictwa Filia. Każdy kolejny tytuł szybko znajduje się na liście z napisem bestsellery, większość przypada mi do gustu. A jak jest z książką Rachel Abbott?
Podejdź bliżej to. 7. tom serii o inspektorze Tomie Douglasie, 2., który miałam okazję przeczytać. Książki z tego cyklu nie wiedzieć czemu, ukazują się w Polsce w porządku niechronologicznym, a tom 1. o ile się nie mylę, w ogóle nie został wydany. Zadziwiające.
Książki można czytać w przypadkowej kolejności. Każda jest odrębną całością. Łączy je tylko osoba śledczego, Toma Douglasa.
Akcja tego tomu toczy się dwutorowo. Dodatkowo autorka w fabułę wplata wstawki nakreślone w 1 osobie. Nie ukrywam, iż sprawiają one pewien problem. Przez dużą część książki nie mogłam się zorientować czego i kogo one dotyczą.To utrudnia lekturę.
Akcja, jak na kryminał z wątkiem psychologicznym, jest powolna, leniwa, momentami emanująca wręcz stagnacją. Dużo czasu musiało minąć zanim treść mnie zaciekawiła, bo o zaintrygowaniu nie ma mowy. Tak stało się mniej więcej po przeczytaniu 3/4 książki.
Szczerze, to gdyby nie postać Toma Douglasa, śledczego, którego polubiłam już w poprzednio czytanym tomie, odłożyłabym Podejdź bliżej na półkę po przeczytaniu ok. 100 stron.
Książka miała niewątpliwie potencjał. Ciekawy temat, dobrze nakreśleni bohaterowie i bardzo dobrze opisana kwestia manipulacji, wykorzystywania jednych ludzi przez drugich i tego co z tego wynika. Trzeba Rachel Abbot przyznać, iż ten wątek dopracowała wręcz do perfekcji. Podobnie, jak pełną wad, ale także taką, która przypadła mi do gustu postać Toma Douglasa.
Inną postacią, która jest dobrze nakreślona jest osoba sterroryzowanej kobiety. W zasadzie to na niej spoczywa cały ciężar udźwignięcia fabuły, to ją autorka uczyniła pierwszoplanową bohaterką.
Natomiast sama akcja, wątki poboczne, wstawki i śledztwo są sporą porcją niewykorzystanych możliwości. Szkoda. Tym, co najbardziej mi przeszkadzało był fakt, iż nieomal od początku wiedziałam o co chodzi, kto i jak. Brakowało tylko wiedzy - dlaczego? Jednak szukanie odpowiedzi na to pytanie przez tyle stron, to zdecydowanie za mało żeby dać książce lepszą ocenę. Brak akcji śledczej, brak napięcia, emocji, brak pojawiających się kolejnych niewiadomych...po prostu śledcza nuda.
Podejdź bliżej mnie rozczarowało. Jest nudne, ślamazarne, w wielu momentach wręcz stagnacyjne. Ciekawi bohaterowie i dopracowany wątek manipulacji, to za mało żeby polecać tę książkę.
niedziela, 4 listopada 2018
Łowca posagów - Daisy Goodwin
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5/6
Dobra, ba zaskakująco dobra, dopracowana książka. Piszę zaskakująco dobra, bo chociaż tej autorki czytałam już Wiktorię, to Łowca posagu traktuje o cesarzowej Elżbiecie Bawarskiej, zwanej potocznie Sisi. Ja jestem wielbicielką monarchii habsburskiej, m.in. także cesarzowej, i wszystkie książki o tej tematyce (nawet w minimalnym zakresie) traktuję ze sporym dystansem i surowo.
Goodwin spełniła moje oczekiwania, chociaż akcja rozgrywa się w Anglii nie w Austrii. Łowcę posagów czyta się szybko, jest rzetelnie opracowana, dobrze napisana.
Jej cesarzowa Elżbieta to kobieta znudzona ogłupiającą etykietą na dworze Habsburgów i swoim znacznie starszym, sumiennym, lecz mało ekscytującym mężem, Franciszkiem Józefem. Hmmm, co do tych aspektów charakteru i okoliczności dot. cesarzowej, różnie można je traktować. Jest spora bibliografia, będąca efektem długotrwałych badań, która opisuje zarówno atmosferę na habsburskim dworze, jak i stosunki pomiędzy małżonkami, cesarzową Elżbietą i cesarzem Franciszkiem Józefem. Wnioski z tych publikacji i badań są w zasadzie zbliżone do siebie i do tych, które w książce przedstawia Goodwin, ale w kilku minimalnych aspektach różnią się od siebie. Jak należy oceniać, to co opisuje Goodwin, to zależy, które badania weźmiemy pod uwagę. Niemniej widać, iż pisarka zadała sobie dużo trudu i zrobiła dogłębny rekonesans, co zasługuje na wielki plus. Jest to także to, co w książce zasługuje na największą uwagę. Chodzi o bardzo dobrze oddany klimat wiktoriańskiej Anglii. Tu (podobnie, jak w Wiktorii) autorka stanęła na wysokości zadania, klimat epoki nakreślony w obu książkach po mistrzowsku. Rok 1875 w Łowcy posagów to prawdziwy majstersztyk.
Cesarzowa Elżbieta, która przybywa do Anglii, wprowadza powiew świeżego powietrza zarówno do wyspiarskiego kraju, jak i samej książki. Sporym zaskoczeniem są okoliczności, w jakich przyjeżdża Sisi. Gwarantuję, że będziecie zdziwieni.
Łowcę posagów czyta się dobrze, momentami książka porusza, wzrusza, wszak opowieść o poszukiwaniu szczęścia, o uczuciach zawsze wywołuje w czytelnikach wielkie emocje.
To powieść dla lubiących książki historyczne, klimaty wiktoriańskie, monarchię Habsburgów i dopracowaną, dobrą prozę. Polecam.
Dobra, ba zaskakująco dobra, dopracowana książka. Piszę zaskakująco dobra, bo chociaż tej autorki czytałam już Wiktorię, to Łowca posagu traktuje o cesarzowej Elżbiecie Bawarskiej, zwanej potocznie Sisi. Ja jestem wielbicielką monarchii habsburskiej, m.in. także cesarzowej, i wszystkie książki o tej tematyce (nawet w minimalnym zakresie) traktuję ze sporym dystansem i surowo.
Goodwin spełniła moje oczekiwania, chociaż akcja rozgrywa się w Anglii nie w Austrii. Łowcę posagów czyta się szybko, jest rzetelnie opracowana, dobrze napisana.
Jej cesarzowa Elżbieta to kobieta znudzona ogłupiającą etykietą na dworze Habsburgów i swoim znacznie starszym, sumiennym, lecz mało ekscytującym mężem, Franciszkiem Józefem. Hmmm, co do tych aspektów charakteru i okoliczności dot. cesarzowej, różnie można je traktować. Jest spora bibliografia, będąca efektem długotrwałych badań, która opisuje zarówno atmosferę na habsburskim dworze, jak i stosunki pomiędzy małżonkami, cesarzową Elżbietą i cesarzem Franciszkiem Józefem. Wnioski z tych publikacji i badań są w zasadzie zbliżone do siebie i do tych, które w książce przedstawia Goodwin, ale w kilku minimalnych aspektach różnią się od siebie. Jak należy oceniać, to co opisuje Goodwin, to zależy, które badania weźmiemy pod uwagę. Niemniej widać, iż pisarka zadała sobie dużo trudu i zrobiła dogłębny rekonesans, co zasługuje na wielki plus. Jest to także to, co w książce zasługuje na największą uwagę. Chodzi o bardzo dobrze oddany klimat wiktoriańskiej Anglii. Tu (podobnie, jak w Wiktorii) autorka stanęła na wysokości zadania, klimat epoki nakreślony w obu książkach po mistrzowsku. Rok 1875 w Łowcy posagów to prawdziwy majstersztyk.
Cesarzowa Elżbieta, która przybywa do Anglii, wprowadza powiew świeżego powietrza zarówno do wyspiarskiego kraju, jak i samej książki. Sporym zaskoczeniem są okoliczności, w jakich przyjeżdża Sisi. Gwarantuję, że będziecie zdziwieni.
Łowcę posagów czyta się dobrze, momentami książka porusza, wzrusza, wszak opowieść o poszukiwaniu szczęścia, o uczuciach zawsze wywołuje w czytelnikach wielkie emocje.
To powieść dla lubiących książki historyczne, klimaty wiktoriańskie, monarchię Habsburgów i dopracowaną, dobrą prozę. Polecam.
sobota, 3 listopada 2018
Życie. Sposób użycia - Marian Pilot
Wydawnictwo Literackie, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
Życie. Sposób użycia to bardzo wymagająca lektura, a przy tym pozycja, która wiele razy mnie zaskoczyła.
Na tom składają się cztery wznowione dzieła Mariana Pilota: Końskie jatki, W butach, Bitnik Gorgolewski oraz Tam gdzie much nie ma.
Nie są to zwykłe teksty. Tworzą one obrazy z pogranicza jawy i snu, bajki, zbioru metafor. To także taki miks tego co jest prawdziwe, rzeczywiste i tego co jest baśnią, ułudą. Bohaterowie są niezwykle plastycznie nakreśleni, może czasami nawet zbyt wyraziści. Z pewnością jednak nie da się wobec nich pozostać obojętnym, zapadają w pamięć na długo.
Wszystkie utwory zawarte w tomie mają jeden motyw wspólny. Jest nim śmierć. Jej uosobieniem, obrazem są niezwykle ostre, może i czasami typowe, schematyczne, ale działające na wyobraźnię obrazy kostuchy, pani gnojowiczej.
Trudna, ale warta uwagi zadania sobie trudu proza.
Życie sposób użycia czyta się długo. Nie jest to książka do przeczytania na jeden lub dwa razy. Kilkakrotnie miałem wrażenie, iż zostaję gdzieś w tyle, że autor i jego proza mnie rpzerastaja, nie nadążam. Ale to było tylko chwilowe. Po kolejnej porcji skupienia, zadania sobie trudu, wszystko wracało do normy, moglem nadal rozkoszować się tą niezwykłą prozą.
Marian Pilot wiele wymaga, ale i wiele daje. Książka jest trudna, nie dla każdego. Warto ją jednak przeczytać, powalczyć może nawet z początkowym zniechęceniem. Nagrodą będą wspaniałe doznania literackie, obcowanie z mistrzostwem groteski, metafory, magicznego realizmu. Polecam.
Recenzja mojego męża.
Życie. Sposób użycia to bardzo wymagająca lektura, a przy tym pozycja, która wiele razy mnie zaskoczyła.
Na tom składają się cztery wznowione dzieła Mariana Pilota: Końskie jatki, W butach, Bitnik Gorgolewski oraz Tam gdzie much nie ma.
Nie są to zwykłe teksty. Tworzą one obrazy z pogranicza jawy i snu, bajki, zbioru metafor. To także taki miks tego co jest prawdziwe, rzeczywiste i tego co jest baśnią, ułudą. Bohaterowie są niezwykle plastycznie nakreśleni, może czasami nawet zbyt wyraziści. Z pewnością jednak nie da się wobec nich pozostać obojętnym, zapadają w pamięć na długo.
Wszystkie utwory zawarte w tomie mają jeden motyw wspólny. Jest nim śmierć. Jej uosobieniem, obrazem są niezwykle ostre, może i czasami typowe, schematyczne, ale działające na wyobraźnię obrazy kostuchy, pani gnojowiczej.
Śmierć, śmierducha przemogła niewczesnego buntownika, wzięła go pod
obcas, połamała krzyże, żyć musi w hańbie i upodleniu, w porucie,
robaczywym życiem hycla, co go psi jedzą, wygryźli mu rozum, wygryzą mu
jajca.
Każdy utwór do czegoś zmierza, każdy prowadzi przez nasze doznania, świat rzeczywisty drogą, która jest kręta i nierzeczywista. Każdy utwór zmusza do myślenia i to takiego rzetelnego, do poświęcenia mu całej uwagi. Każdy także kończy się jakby metaforą będącą też morałem, każdy wysnuwa jakieś wnioski, każdy zmusza nas do przemyślenia pewnych spraw.Trudna, ale warta uwagi zadania sobie trudu proza.
Życie sposób użycia czyta się długo. Nie jest to książka do przeczytania na jeden lub dwa razy. Kilkakrotnie miałem wrażenie, iż zostaję gdzieś w tyle, że autor i jego proza mnie rpzerastaja, nie nadążam. Ale to było tylko chwilowe. Po kolejnej porcji skupienia, zadania sobie trudu, wszystko wracało do normy, moglem nadal rozkoszować się tą niezwykłą prozą.
Marian Pilot wiele wymaga, ale i wiele daje. Książka jest trudna, nie dla każdego. Warto ją jednak przeczytać, powalczyć może nawet z początkowym zniechęceniem. Nagrodą będą wspaniałe doznania literackie, obcowanie z mistrzostwem groteski, metafory, magicznego realizmu. Polecam.
piątek, 2 listopada 2018
Poste restante - Wojsław Brydak
Wydawnictwo Rebis, Ocena 5,5/6
Bardzo dobry debiut pisarski i spore zaskoczenia.
Pierwszym, co rzuca się w oczy w trakcie czytania, jest piękny język, jakiego używa autor. Rzadko, zbyt rzadko możemy dziś czytać książki napisane taką polszczyzną. Autor dba zarówno o słowa, jak i o konstrukcję zdań, ich wymowę, wydźwięk.
Głównym bohaterem obok przepięknej polszczyzny jest młody, zakochany, tęskniący i piszący listy mężczyzna. Czytając Poste restante śledzimy jego życie, poznajemy jego koleje, wzruszamy się, kibicujemy.
Dodatkowo bohaterami są także trzy różne, bardzo od siebie odmienne miasta: Rzeszów, Kraków i Sopot. Poznajemy je w różnym czasie, na różnym etapie rozwoju, w najróżniejszych momentach życia naszego bohatera.
W treści fabuły mamy miks, zarówno postaci, miast, jak i płaszczyzn czasowych, na których toczy się opowieść.
Całość scalają rodzina i tęsknota, dwa aspekty, które w życiu naszego bohatera, ale i większości z nas, odgrywają niebagatelną, o ile nie najważniejszą, rolę. Rodzina, najważniejsza, ta za którą się tęskni, która powinna być podporą, ostoją. Tęsknota, uczucie znane większości z nas. Nasz bohater tęskni bez mała przez całe opisywane życie. Często uczucie tej samej tęsknoty towarzyszy mu przez cały czas, czasami pojawia się nowy aspekt.
Trudno jednoznacznie napisać, o czym jest ta książka. Najłatwiej napisać, iż jest to książka po prostu o życiu, o wszelkich jego aspektach, wadach i zaletach. Brak w tej opowieści nagłych zwrotów akcji, brawurowej fabuły, ale są wielkie emocje, piękne słowa, język i sposób kreślenia opowieści, które sprawiają, że lektura pochłania od pierwszej strony.
Poste restante oczarowuje, zachwyca, wciąga i sprawia, iż pamięta się o niej jeszcze długo po zakończeniu lektury. Warto dać tej książce szansę. Satysfakcja czytelnicza gwarantowana.
Bardzo dobry debiut pisarski i spore zaskoczenia.
Pierwszym, co rzuca się w oczy w trakcie czytania, jest piękny język, jakiego używa autor. Rzadko, zbyt rzadko możemy dziś czytać książki napisane taką polszczyzną. Autor dba zarówno o słowa, jak i o konstrukcję zdań, ich wymowę, wydźwięk.
Głównym bohaterem obok przepięknej polszczyzny jest młody, zakochany, tęskniący i piszący listy mężczyzna. Czytając Poste restante śledzimy jego życie, poznajemy jego koleje, wzruszamy się, kibicujemy.
Dodatkowo bohaterami są także trzy różne, bardzo od siebie odmienne miasta: Rzeszów, Kraków i Sopot. Poznajemy je w różnym czasie, na różnym etapie rozwoju, w najróżniejszych momentach życia naszego bohatera.
W treści fabuły mamy miks, zarówno postaci, miast, jak i płaszczyzn czasowych, na których toczy się opowieść.
Całość scalają rodzina i tęsknota, dwa aspekty, które w życiu naszego bohatera, ale i większości z nas, odgrywają niebagatelną, o ile nie najważniejszą, rolę. Rodzina, najważniejsza, ta za którą się tęskni, która powinna być podporą, ostoją. Tęsknota, uczucie znane większości z nas. Nasz bohater tęskni bez mała przez całe opisywane życie. Często uczucie tej samej tęsknoty towarzyszy mu przez cały czas, czasami pojawia się nowy aspekt.
Trudno jednoznacznie napisać, o czym jest ta książka. Najłatwiej napisać, iż jest to książka po prostu o życiu, o wszelkich jego aspektach, wadach i zaletach. Brak w tej opowieści nagłych zwrotów akcji, brawurowej fabuły, ale są wielkie emocje, piękne słowa, język i sposób kreślenia opowieści, które sprawiają, że lektura pochłania od pierwszej strony.
Poste restante oczarowuje, zachwyca, wciąga i sprawia, iż pamięta się o niej jeszcze długo po zakończeniu lektury. Warto dać tej książce szansę. Satysfakcja czytelnicza gwarantowana.