Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Nielegalni, to 1. tom doskonalej (jak twierdzi mój mąż) trylogii szpiegowskiej. Właśnie skończyłam czytać, odłożyłam książkę na półkę i jestem pod ogromnym wrażeniem. Czytało mi się na tyle doskonale, że objętość ponad 800 stron pochłonęłam nie wiadomo kiedy. Dzisiaj wyjeżdżamy na 8 dni w góry i jako lekturę obowiązkową zabieram m.in. pozostałe dwa tomy+ stosik innych książek.
Trudno opisać Nielegalnych. Określenie, iż jest to historia o szpiegach i tajnikach pracy w kontrwywiadzie, nie oddaje nawet części zawartości książki. Choć nie przeczę, szpiedzy, podchody, tajne akcje, zaginione archiwa NKWD, o które toczy się walka, podgryzanie wzajemne służb specjalnych w polskim piekiełku, tajne akta, to wszystko jest jakby pniem opowieści. Z owego pnia wyrasta multum mniejszych i większych gałązek:), które są pobocznymi wątkami. Jednak bez obaw. Nagromadzenie wątków, akcji, błyskawiczne tempo akcji absolutnie nie sprawiają, że coś się plącze, urywa, czy wątek ginie w odmętach opowieści. Wręcz przeciwnie, wszystko jest jasno, klarownie i bardzo zrozumiale napisane, a przy tym potraktowane z pazurem. Nic dziwnego. Autor trylogii przez 26 lat był oficerem wywiadu PRL i RP. Przez wiele lat pracował na misjach zagranicznych, brał udział w tajnych operacjach. Wszystko więc zna od podszewki.
Severski bardzo ciekawie pisze, ba pisze niesamowicie ciekawie, przystępnie, ale w żadnym wypadku nie odmóźdźa (jak ja to nazywam) czytelnika. W wielu momentach wręcz odwrotnie, zmusza go do samodzielnego myślenia, wysnuwania wątków. To ogromny plus całej historii.
Podobnie wielkim atutem są bohaterowie. Każdy z nich jest niezwykle wyrazisty, nie ma postaci mdłych, bezbarwnych, do każdego żywimy w trakcie lektury jakieś uczucia- sympatii, szacunku lub wręcz odwrotnie niechęci.
Najważniejszym dla mnie był jednak fakt, iż Nielegalni są polscy na wskroś, do bólu osadzeni w polskich realiach, ze wszystkimi plusami i minusami. Tych ostatnich niestety jest dużo więcej.
Cała książka zasługuje na wielkie uznanie, ale zakończenie bije dla mnie wszystko. Nie mogę doczekać się lektury kolejnych tomów.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
▼
sobota, 31 stycznia 2015
czwartek, 29 stycznia 2015
Jack Reacher. Sprawa osobista
Wydawnictwo Albatros, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
To już 19. tom przygód sztandarowego bohatera Lee Childa, Jacka Reachera. Nie jest to bohater jakich wielu, jest to swoisty unikat. Były oficer żandarmerii wojskowej, ukończył Akademię Wojskową West Point. W trakcie służby imał się różnych niebezpiecznych zadań. Podczas kariery wojskowej otrzymał wiele odznaczeń i medali, m.in. Purpurowe Serce za rany odniesione w trakcie pełnienia służby. W wieku 37 lat odszedł z wojska. Od lat przemierzając autostopem Stany Zjednoczone, samotnie wymierza sprawiedliwość, walczy ze złem, tropi tych, których inni nie potrafią odnaleźć. Jedyny bagaż, który mu towarzyszy w tej swoistej krucjacie, to pieniądze, paszport i składana szczoteczka do zębów. Ma jedna zmianę odzieży. Kiedy ta się zużyje bądź wymaga prania, kupuje nową, a starą wyrzuca. Podczas swojej kariery wojskowej otrzymał wiele odznaczeń i medali w tym dwie Brązowe Gwiazdy, Medal Srebrnej Gwiazdy, Purpurowe Serce i kilka innych.
Ponieważ Reacher nie posiada ani stałego adresu ani telefonu, jedynym sposobem, żeby się z nim skontaktować jest..ogłoszenie w pewnej gazecie. Odpowiadając na jedno z takich ogłoszeń wplątuje się w międzynarodową, ba międzykontynentalna aferę. Kilka dni wcześniej, w Paryżu snajper strzelał do prezydenta Francji. Pocisk został wystrzelony z odległości 1,5km, a sam sprawca zamachu nie pozostawił po sobie żadnego, nawet najmniejszego śladu. Strzelec musiał być więc najlepszym z najlepszych. W grę wchodzą (zaledwie, albo aż..) 4 osoby na świecie, w tym zaciekły wróg Reachera. Jednak to nie koniec sprawy. Służby specjalne są zdania, iż zagrożeni są przywódcy zbliżającego się szczytu G8. Reacher ma zapobiec najgorszemu.
Po raz kolejny Child skonstruował doskonały thriller, który czyta się z wielką przyjemnością. I choć między wierszami można wyczuć pewną sztampowość, to jednak lektura Sprawy osobistej przynosi wiele satysfakcji. Child nadal tworzy powieści pomysłowe, z niesamowitym tempem akcji, zadziwiające (choć pisane wg. utartego schematu) i trzymające w napięciu. A jego bohater, nieszablonowy samotny szeryf z wadami i zaletami, ciągle nas zaskakuje, a jego komentarze tak naznaczone poczuciem humoru, sprawiają, iż książki czyta się z wielką przyjemnością.
Fanów Jacka Reachera do lektury namawiać nie trzeba. A osobom nie znającym jego przygód polecam sięgniecie po ten i wcześniejsze tomy przygód byłego wojskowego. Bez obaw, lekturę możecie rozpoczynać od dowolnego tomu. Każda książka ma liczne nawiązania do poprzednich, każda mimo, iż jest jedną z cyklu stanowi także odrębną całość, każdą czyta się doskonale.
Polecam wszystkie 19 tomów + tom opowiadań Zasady Reachera.
Recenzja mojego męża.
To już 19. tom przygód sztandarowego bohatera Lee Childa, Jacka Reachera. Nie jest to bohater jakich wielu, jest to swoisty unikat. Były oficer żandarmerii wojskowej, ukończył Akademię Wojskową West Point. W trakcie służby imał się różnych niebezpiecznych zadań. Podczas kariery wojskowej otrzymał wiele odznaczeń i medali, m.in. Purpurowe Serce za rany odniesione w trakcie pełnienia służby. W wieku 37 lat odszedł z wojska. Od lat przemierzając autostopem Stany Zjednoczone, samotnie wymierza sprawiedliwość, walczy ze złem, tropi tych, których inni nie potrafią odnaleźć. Jedyny bagaż, który mu towarzyszy w tej swoistej krucjacie, to pieniądze, paszport i składana szczoteczka do zębów. Ma jedna zmianę odzieży. Kiedy ta się zużyje bądź wymaga prania, kupuje nową, a starą wyrzuca. Podczas swojej kariery wojskowej otrzymał wiele odznaczeń i medali w tym dwie Brązowe Gwiazdy, Medal Srebrnej Gwiazdy, Purpurowe Serce i kilka innych.
Ponieważ Reacher nie posiada ani stałego adresu ani telefonu, jedynym sposobem, żeby się z nim skontaktować jest..ogłoszenie w pewnej gazecie. Odpowiadając na jedno z takich ogłoszeń wplątuje się w międzynarodową, ba międzykontynentalna aferę. Kilka dni wcześniej, w Paryżu snajper strzelał do prezydenta Francji. Pocisk został wystrzelony z odległości 1,5km, a sam sprawca zamachu nie pozostawił po sobie żadnego, nawet najmniejszego śladu. Strzelec musiał być więc najlepszym z najlepszych. W grę wchodzą (zaledwie, albo aż..) 4 osoby na świecie, w tym zaciekły wróg Reachera. Jednak to nie koniec sprawy. Służby specjalne są zdania, iż zagrożeni są przywódcy zbliżającego się szczytu G8. Reacher ma zapobiec najgorszemu.
Po raz kolejny Child skonstruował doskonały thriller, który czyta się z wielką przyjemnością. I choć między wierszami można wyczuć pewną sztampowość, to jednak lektura Sprawy osobistej przynosi wiele satysfakcji. Child nadal tworzy powieści pomysłowe, z niesamowitym tempem akcji, zadziwiające (choć pisane wg. utartego schematu) i trzymające w napięciu. A jego bohater, nieszablonowy samotny szeryf z wadami i zaletami, ciągle nas zaskakuje, a jego komentarze tak naznaczone poczuciem humoru, sprawiają, iż książki czyta się z wielką przyjemnością.
Fanów Jacka Reachera do lektury namawiać nie trzeba. A osobom nie znającym jego przygód polecam sięgniecie po ten i wcześniejsze tomy przygód byłego wojskowego. Bez obaw, lekturę możecie rozpoczynać od dowolnego tomu. Każda książka ma liczne nawiązania do poprzednich, każda mimo, iż jest jedną z cyklu stanowi także odrębną całość, każdą czyta się doskonale.
Polecam wszystkie 19 tomów + tom opowiadań Zasady Reachera.
środa, 28 stycznia 2015
Gdzie trzymacie wasze książki? Jak wykroić trochę nowego miejsca na kolejne książki?
Szukam i szukam w sieci jakiś pomysłów na nietypowe umiejscowienie regałów na książki, podpowiedzi, jak wykroić miejsce na kolejna półkę, gdzie umieścić nowe książki etc.
Nic nie poradzę, nasz księgozbiór rozrasta się w tempie odwrotnie proporcjonalnym do wyprzedaży. Na 2-3 sprzedane książki przybywa 6-7 nowych...A nasz księgozbiór jest i tka podzielony na dwa domy- polski i austriacki. Ostatnio śnił mi się horror-przeprowadzaliśmy się i wszystkie książki z obu domów trzeba było przenieść w jedno miejsce. To był koszmar senny, który obawiam, że kiedyś będzie musiał się spełnić.:) Tym bardziej, iż mieszkanie w Austrii wynajmujemy i zakładam, że kiedyś się z niego wyprowadzimy.
Chciałam was zapytać gdzie umieszczacie swoje książki- macie specjalne regały, szafki otwarte, zamknięte, a może w kartonach gdzieś poupychane, stawiacie w 1-2 rzędach...
Trzymacie jakieś książki do czytania za kilka dni, lub ukochane przy łóżku?
Może podpowiecie jakiś fajny patent na przechowywanie księgozbiorów.
Nic nie poradzę, nasz księgozbiór rozrasta się w tempie odwrotnie proporcjonalnym do wyprzedaży. Na 2-3 sprzedane książki przybywa 6-7 nowych...A nasz księgozbiór jest i tka podzielony na dwa domy- polski i austriacki. Ostatnio śnił mi się horror-przeprowadzaliśmy się i wszystkie książki z obu domów trzeba było przenieść w jedno miejsce. To był koszmar senny, który obawiam, że kiedyś będzie musiał się spełnić.:) Tym bardziej, iż mieszkanie w Austrii wynajmujemy i zakładam, że kiedyś się z niego wyprowadzimy.
Chciałam was zapytać gdzie umieszczacie swoje książki- macie specjalne regały, szafki otwarte, zamknięte, a może w kartonach gdzieś poupychane, stawiacie w 1-2 rzędach...
Trzymacie jakieś książki do czytania za kilka dni, lub ukochane przy łóżku?
Może podpowiecie jakiś fajny patent na przechowywanie księgozbiorów.
Mniej więcej taki regał mamy już w wiedeńskim mieszkaniu zapełniony, prawie w 90%... |
wtorek, 27 stycznia 2015
Wielka ucieczka. Prawdziwa historia. Brawurowa akcja jeńców stalagu pod Żaganiem
Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5/6
W nocy z 24 na 25 marca 1944 roku miała miejsce najbardziej brawurowa ucieczka podczas II wojny światowej - z obozu jenieckiego pod Żaganiem przez tunel o długości 110 metrów pod ziemią uciekło 76 alianckich oficerów.Interesuję się historią, ale okres II wojny światowej nie należy do najbardziej przeze mnie lubianych. Nie zdziwił mnie wiec fakt, iż o w/w ucieczce nie słyszałam. Zainteresowało mnie natomiast samo wydarzenie. W związku z tym sięgnęłam po niniejszą książkę.
Stalag Luft III położony w okolicy Żagania powstał w 1942 roku, jako obóz dla alianckich jeńców. Zabezpieczenia, jakie w nim zastosowano należały do tych najwyższego kalibru. I z założenia ucieczka z niego miała być niemożliwa. M.in. obozowe baraki, które były domem dla jeńców zbudowano na specjalnych słupach kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Miało to dać strażnikom pełen widok na to, co dzieje się ewentualnie pod barakiem, czy więźniowie nie próbują przekopać się naruszając podłogę baraku. Cały obóz otoczony był podwójnym, potężnym ogrodzeniem. W ziemi, na której znajdował się obóz umieszczone były specjalne czujniki, które miały informować dowództwo obozu o wszelkich ew. pracach ziemnych, podejrzanych kopaniach etc. Jak pokazały póżniejsze wydarzenia, nie ma rzeczy niemożliwych. Ucieczka odbyła się. Jej historyczną, potwierdzoną wieloma dokumentami historycznymi oraz wspomnieniami jeńców i strażników obozowych wersję przedstawia w niniejszej książce angielski pisarz i historyk Guy Walters.
Co najbardziej przypadło mi do gustu, to fakt, iż Walters nie opowiada się po żadnej ze stron- tymi złymi nie czyni niemieckich strażników, a dobrymi alianckich jeńców. Autor po prostu doskonale relacjonuje historię stalagu, życie w nim, przygotowania do ucieczki, jej przebieg oraz to co chyba moim zdaniem w tym wszystkim najgorsze - okropną karę, jaka była odwetem za ucieczkę. Jak podaje historyk, żadna inna ucieczka z jakiegokolwiek obozu w okresie II wojny światowej nie spotkała się z tak okrutną karą, z takim odwetem ze strony Niemców.
Cennym uzupełnieniem tej godnej podziwu, acz niezwykle tragicznej historii są wspaniałe opisy żołnierzy obu stron- niemieckiej i alianckiej. Walters bardzo ciekawie o nich opowiada, przedstawia każdego z nich. W ogóle cała książka jest niezwykle interesująco napisana. Czytając ją wnikamy w całą historię, utożsamiamy się z niektórymi postaciami, mimo, iż wiemy, jak historia się zakończy, to wiernie im kibicujemy. Zręczne pióro brytyjskiego pisarza tak odmalowuje przed czytelnikiem przebieg wydarzeń, że w trakcie lektury zapomina się, iż jest to książka historyczna. Mam nadzieję, iż to zachęci do sięgnięcia po Wielką ucieczkę nawet przeciwników historii. Jest to historia, książka z typu tych, które (jak ja to określam) czytają się same.
Drobny minus daję tylko za to co zawsze maksymalnie mnie irytuje - umiejscowienie przypisów na końcu książki.
Gorąco zachęcam do lektury.
W nocy z 24 na 25 marca 1944 roku miała miejsce najbardziej brawurowa ucieczka podczas II wojny światowej - z obozu jenieckiego pod Żaganiem przez tunel o długości 110 metrów pod ziemią uciekło 76 alianckich oficerów.Interesuję się historią, ale okres II wojny światowej nie należy do najbardziej przeze mnie lubianych. Nie zdziwił mnie wiec fakt, iż o w/w ucieczce nie słyszałam. Zainteresowało mnie natomiast samo wydarzenie. W związku z tym sięgnęłam po niniejszą książkę.
Stalag Luft III położony w okolicy Żagania powstał w 1942 roku, jako obóz dla alianckich jeńców. Zabezpieczenia, jakie w nim zastosowano należały do tych najwyższego kalibru. I z założenia ucieczka z niego miała być niemożliwa. M.in. obozowe baraki, które były domem dla jeńców zbudowano na specjalnych słupach kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Miało to dać strażnikom pełen widok na to, co dzieje się ewentualnie pod barakiem, czy więźniowie nie próbują przekopać się naruszając podłogę baraku. Cały obóz otoczony był podwójnym, potężnym ogrodzeniem. W ziemi, na której znajdował się obóz umieszczone były specjalne czujniki, które miały informować dowództwo obozu o wszelkich ew. pracach ziemnych, podejrzanych kopaniach etc. Jak pokazały póżniejsze wydarzenia, nie ma rzeczy niemożliwych. Ucieczka odbyła się. Jej historyczną, potwierdzoną wieloma dokumentami historycznymi oraz wspomnieniami jeńców i strażników obozowych wersję przedstawia w niniejszej książce angielski pisarz i historyk Guy Walters.
Co najbardziej przypadło mi do gustu, to fakt, iż Walters nie opowiada się po żadnej ze stron- tymi złymi nie czyni niemieckich strażników, a dobrymi alianckich jeńców. Autor po prostu doskonale relacjonuje historię stalagu, życie w nim, przygotowania do ucieczki, jej przebieg oraz to co chyba moim zdaniem w tym wszystkim najgorsze - okropną karę, jaka była odwetem za ucieczkę. Jak podaje historyk, żadna inna ucieczka z jakiegokolwiek obozu w okresie II wojny światowej nie spotkała się z tak okrutną karą, z takim odwetem ze strony Niemców.
Cennym uzupełnieniem tej godnej podziwu, acz niezwykle tragicznej historii są wspaniałe opisy żołnierzy obu stron- niemieckiej i alianckiej. Walters bardzo ciekawie o nich opowiada, przedstawia każdego z nich. W ogóle cała książka jest niezwykle interesująco napisana. Czytając ją wnikamy w całą historię, utożsamiamy się z niektórymi postaciami, mimo, iż wiemy, jak historia się zakończy, to wiernie im kibicujemy. Zręczne pióro brytyjskiego pisarza tak odmalowuje przed czytelnikiem przebieg wydarzeń, że w trakcie lektury zapomina się, iż jest to książka historyczna. Mam nadzieję, iż to zachęci do sięgnięcia po Wielką ucieczkę nawet przeciwników historii. Jest to historia, książka z typu tych, które (jak ja to określam) czytają się same.
Drobny minus daję tylko za to co zawsze maksymalnie mnie irytuje - umiejscowienie przypisów na końcu książki.
Gorąco zachęcam do lektury.
Demis Roussos nie żyje:( ΚΑΛΟ ΤΑΞΙΔΙ Ντέμης
Po grecku Nτέμης Ρούσσος, grecki piosenkarz o charakterystycznym głosie, zmarł w Atenach. Artysta chorował na raka. Miał 68 lat. Największą popularnością cieszył się w latach 70. i 80.
Zaśpiewał wiele wspaniałych piosenek, ale chyba najsłynniejszą jest Goodbye, My Love, Goodbye...
Inne bardzo znane to np. Forever and Ever.
A tutaj duet ze słynną grecką śpiewaczką Naną Muskuri
Moja grecka teściowa jest jego wielka fanką, ale ja także bardzo lubiłam jego piosenki. To tego typu utwory, które nie ulegają modzie, nie starzeją się, są ponad czasowe.
ΚΑΛΟ ΤΑΞΙΔΙ Ντέμης
Źródło ethnos.gr |
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Kwestja krwi
Wydawnictwo WAB, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża
Kwestja krwi to siódma część cyklu kryminałów retro, którego głównym bohaterem jest komisarz Maciejewski.Tak jak wspomniałem, to siódma z kolei część, a jednak jakby pierwsza. Śmiało można od niej rozpocząć znajomość z przygodami Zygi Maciejewskiego. Dlaczego? Otóż dlatego, że akcja rozgrywa się kilka lat wcześniej niż w poprzednich tomach i w miejscu, które było niejako punktem startowym kariery głównego bohatera.
Akcja rozgrywa się bowiem w roku 1926 w Zamościu. Umieszczenie akcji poza Lublinem, miastem, które Wroński wręcz opiewał w poprzednich tomach cyklu, jest czymś nowym. Ale z tego zadania autor książki wyszedł zwycięsko. Ba, spisał się na medal. Miasto zostało doskonale sportretowane, ukazane w najdrobniejszych szczegółach, tak jak Wroński ma to w zwyczaju. Wspaniale odmalowane jest także tło społeczno-obyczajowo-historyczne, które aż skrzy się od różnych smaków i smaczków, włączając w to różne napięcia i niesnaski na tle obyczajowym, religijnym.
Jak to u Wrońskiego bywa, akcja toczy się dwutorowo. Drugi plan to rok 1952, gdy Maciejewski jest już odrobinę styranym życiem człowiekiem. Na obu płaszczyznach czasowych Wroński stosuje te same znane z poprzednich książek triki pisarskie, w obu przypadkach zachwyca, dba o realizm, szczegóły, w obu także postaci fikcyjne miesza z tymi realnymi, znanymi każdemu.
Rok 1926, to miejsca akcji na poły kryminalnej. Jednak tym razem przygody Maciejewskiego, to nie tylko śledztwo. Tym razem autor funduje nam romans kryminalny. Spraw z pogranicza prawa, kryminalnych jest dużo mniej niż w poprzednich książkach. Ich miejsce zajmuje delikatny wątek romansowy. Jednak bez obaw. Wroński nie poszedł w ckliwe romansidło. Jakość wątku kryminalnego, prowadzonego dochodzenia nie jest ani odrobinę gorsza niż we wcześniejszych książkach. Jeżeli dodamy do tego tak charakterystyczne dla Wrońskiego poczucie humoru i wspaniale odmalowaną galerię niezwykle ciekawych bohaterów, to mamy powieść kryminalno-obyczajowo-historyczno-romansową najwyższych lotów.
Kwestja krwi to doskonała lektura, a Marcin Wroński nadal trzyma niezwykle wysoki poziom.
Recenzja mojego męża
Kwestja krwi to siódma część cyklu kryminałów retro, którego głównym bohaterem jest komisarz Maciejewski.Tak jak wspomniałem, to siódma z kolei część, a jednak jakby pierwsza. Śmiało można od niej rozpocząć znajomość z przygodami Zygi Maciejewskiego. Dlaczego? Otóż dlatego, że akcja rozgrywa się kilka lat wcześniej niż w poprzednich tomach i w miejscu, które było niejako punktem startowym kariery głównego bohatera.
Akcja rozgrywa się bowiem w roku 1926 w Zamościu. Umieszczenie akcji poza Lublinem, miastem, które Wroński wręcz opiewał w poprzednich tomach cyklu, jest czymś nowym. Ale z tego zadania autor książki wyszedł zwycięsko. Ba, spisał się na medal. Miasto zostało doskonale sportretowane, ukazane w najdrobniejszych szczegółach, tak jak Wroński ma to w zwyczaju. Wspaniale odmalowane jest także tło społeczno-obyczajowo-historyczne, które aż skrzy się od różnych smaków i smaczków, włączając w to różne napięcia i niesnaski na tle obyczajowym, religijnym.
Jak to u Wrońskiego bywa, akcja toczy się dwutorowo. Drugi plan to rok 1952, gdy Maciejewski jest już odrobinę styranym życiem człowiekiem. Na obu płaszczyznach czasowych Wroński stosuje te same znane z poprzednich książek triki pisarskie, w obu przypadkach zachwyca, dba o realizm, szczegóły, w obu także postaci fikcyjne miesza z tymi realnymi, znanymi każdemu.
Rok 1926, to miejsca akcji na poły kryminalnej. Jednak tym razem przygody Maciejewskiego, to nie tylko śledztwo. Tym razem autor funduje nam romans kryminalny. Spraw z pogranicza prawa, kryminalnych jest dużo mniej niż w poprzednich książkach. Ich miejsce zajmuje delikatny wątek romansowy. Jednak bez obaw. Wroński nie poszedł w ckliwe romansidło. Jakość wątku kryminalnego, prowadzonego dochodzenia nie jest ani odrobinę gorsza niż we wcześniejszych książkach. Jeżeli dodamy do tego tak charakterystyczne dla Wrońskiego poczucie humoru i wspaniale odmalowaną galerię niezwykle ciekawych bohaterów, to mamy powieść kryminalno-obyczajowo-historyczno-romansową najwyższych lotów.
Kwestja krwi to doskonała lektura, a Marcin Wroński nadal trzyma niezwykle wysoki poziom.
Smaczne życie Charlotte Lavigne tom 2
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 4,5/6
Książka ta to dalszy ciąg przygód zwariowanej, ba momentami nawet lekko zbzikowane, uśmiechniętej i bardzo sympatycznej Charlotte Lavigne.
Trudno więc będzie napisać coś więcej o tej pozycji nie spojlerując obu tomów.
Recenzja 1. tomu tutaj klik.
Tytułowa Charlotte, to trzydziestoparoletnia mieszkanka Montrealu, pracująca w tv, jako researcherka przy popularnym programie kulinarnym, czyli nie widać jej, acz jest potrzebna. Pasją Charlotte jest kuchnia - i to zarówno gotowanie, jak i wymyślanie wykwintnych potraw (nie zawsze jadalnych) oraz często zgoła kuriozalnych połączeń artykułów spożywczych. Poza tym Charlotte w poprzednim tomie szukała i próbowała usidlić odpowiedniego męźczyznę. Nasza bohaterka w końcu osiąga to, o czym marzyła w 1. tomie. Ukochany męźczyzna, ten jedyny, najwspanialszy, idealny w końcu prosi ją o rękę. Dodatkowo proponuje (a właściwie oznajmia, ale Charlotte to nie przeszkadza) żeby zamieszkali w mieście najcudowniejszym na świecie..w Paryżu. Charlotte jest niewymownie szczęśliwa. Troski przyczynia jej tylko uroczystość ślubna, która (jak to u Charlotte) ma być perfekcyjna, a ci którzy znają bohaterkę wiedzą, że z tym to może być niezwykle trudno. Bowiem Charlotte ilekroć planuje wszystko dokładnie, jest pewna, że nic złego się nie wydarzy, znajduje się w samym środku apokaliptycznej katastrofy. Ale to nie koniec. Okazuje się bowiem, że to co wymyśliła Charlotte sprawia, iż w trakcie lektury łapałam się za głowę. A to dopiero początek. Dalsze wydarzenia, perypetie, gafy i dobre chęci Charlotte pędzą na złamanie karku tworząc iście wybuchową mieszankę. Całość, choć nie jest może literaturą za którą dostaje się Nobla, to jednak doskonale, wybornie wręcz spełnia swoje zadanie - odstresowuje i zapewnia kilka godzin doskonałej rozrywki przetykanej wybuchami śmiechu. Sama Charlotte L. jest osobą przesympatyczną, pełną życia, zwariowanych pomysłów i całkiem mimowolnie ładującą się w kłopoty o jakich nikomu się nie śniło i jakie nikomu innemu się nie przydarzają. Nie sposób jej nie lubić. Ja ją polubiłam bardzo (mimo, iż momentami jest zbyt infantylna), Charlotte całkowicie mnie uwiodła, a opowieść o niej dosłownie połknęłam i czekam na 3. tom przygód.
Książka ta to dalszy ciąg przygód zwariowanej, ba momentami nawet lekko zbzikowane, uśmiechniętej i bardzo sympatycznej Charlotte Lavigne.
Trudno więc będzie napisać coś więcej o tej pozycji nie spojlerując obu tomów.
Recenzja 1. tomu tutaj klik.
Tytułowa Charlotte, to trzydziestoparoletnia mieszkanka Montrealu, pracująca w tv, jako researcherka przy popularnym programie kulinarnym, czyli nie widać jej, acz jest potrzebna. Pasją Charlotte jest kuchnia - i to zarówno gotowanie, jak i wymyślanie wykwintnych potraw (nie zawsze jadalnych) oraz często zgoła kuriozalnych połączeń artykułów spożywczych. Poza tym Charlotte w poprzednim tomie szukała i próbowała usidlić odpowiedniego męźczyznę. Nasza bohaterka w końcu osiąga to, o czym marzyła w 1. tomie. Ukochany męźczyzna, ten jedyny, najwspanialszy, idealny w końcu prosi ją o rękę. Dodatkowo proponuje (a właściwie oznajmia, ale Charlotte to nie przeszkadza) żeby zamieszkali w mieście najcudowniejszym na świecie..w Paryżu. Charlotte jest niewymownie szczęśliwa. Troski przyczynia jej tylko uroczystość ślubna, która (jak to u Charlotte) ma być perfekcyjna, a ci którzy znają bohaterkę wiedzą, że z tym to może być niezwykle trudno. Bowiem Charlotte ilekroć planuje wszystko dokładnie, jest pewna, że nic złego się nie wydarzy, znajduje się w samym środku apokaliptycznej katastrofy. Ale to nie koniec. Okazuje się bowiem, że to co wymyśliła Charlotte sprawia, iż w trakcie lektury łapałam się za głowę. A to dopiero początek. Dalsze wydarzenia, perypetie, gafy i dobre chęci Charlotte pędzą na złamanie karku tworząc iście wybuchową mieszankę. Całość, choć nie jest może literaturą za którą dostaje się Nobla, to jednak doskonale, wybornie wręcz spełnia swoje zadanie - odstresowuje i zapewnia kilka godzin doskonałej rozrywki przetykanej wybuchami śmiechu. Sama Charlotte L. jest osobą przesympatyczną, pełną życia, zwariowanych pomysłów i całkiem mimowolnie ładującą się w kłopoty o jakich nikomu się nie śniło i jakie nikomu innemu się nie przydarzają. Nie sposób jej nie lubić. Ja ją polubiłam bardzo (mimo, iż momentami jest zbyt infantylna), Charlotte całkowicie mnie uwiodła, a opowieść o niej dosłownie połknęłam i czekam na 3. tom przygód.
niedziela, 25 stycznia 2015
Żona złotnika
Wydawnictwo Imprint, Moja ocena 4,5/6
Koniec XVIII wieku, ponury, zimny Londyn. Nocny stróż w trakcie standardowego obchodu znajduje okrutnie potraktowane zwłoki zamordowanego, którym jest najbardziej znany londyński złotnik i jubiler. Wszystko wskazuje, iż cel morderstwa był zwyczajny bo rabunkowy. Ale czy na pewno? W trakcie prowadzonego z rozpędem dochodzenia wychodzi na jaw, iż ofiara nie była wcale tak lubiana i niewadząca nikomu, jak to się pozornie wydawało. Złotnik miał wielu wrogów, a ich liczba zwiększa się w tempie iście zatrważającym. Na światło dzienne wychodzą liczne sekrety złotnika i jego cichej, spokojnej, takiej ..myszowatej trochę żony. I wtedy dopiero rozpoczyna się właściwa akcja.
Autorce w debiutanckiej powieści, jaką jest Żona złotnika, udało się wybornie nakreślić zarówno tło historyczne, które odmalowane jest ze wszelkimi niezwykle drobiazgowymi szczegółami, oraz stworzyć mistrzowską intrygę kryminalną, która z każdą kolejną stroną robi się coraz bardziej zawiła i zagadkowa.
Genialnie nakreślona jest postać ofiary, człowieka, który na pozór szanowany i lubiany okazał się domowym katem i człowiekiem znienawidzonym przez wielu. Całości obrazu zamordowanego złotnika dopełniają fragmenty jego dziennika, które autorka wplata w treść książki. to o czym czytamy w dzienniku ofiary sprawia, iż możemy czuć się niebywale zaskoczeni, zszokowani i w sumie zaczynamy po cichu kibicować mordercy i mieć nadzieję, iż nie zostanie on złapany. Niby nikomu nie należy życzyć śmierci. Są jednak takie osoby, których zgon nikogo nie zmartwi, a często wręcz odwrotnie - ucieszy. Nasz złotnik do takich osób bez wątpienia należy.
Bardzo ciekawie przedstawiona jest także sytuacja społeczno-obyczajowa kobiety w Londynie pod koniec XVIII wieku. A wierzcie mi, była ona nieciekawa.
Debiutancka powieść autorstwa Sophi Tobin to doskonała książka. Szczerze, to rozpoczynając lekturę nie liczyłam na zbyt wiele. Tym większe było moje zaskoczenie (pozytywne oczywiście), gdy coraz bardziej zagłębiałam się w lekturę. Książka ma wszystko, co potrzeba, żeby długo pozostawać w czołówce książkowych TOP10 - namiętność, grozę, doskonałych bohaterów, świetnie odmalowane tło historyczne, wielką tajemnicę, zbrodnię, doskonale nakreślonych bohaterów, z których każdy jest postacią niebanalną i dodatkowo skrywa sporo tajemnic. Całość dopracowana jest w każdym szczególe i napisana lekko, a jednocześnie porywająco.
Gorąco zachęcam do lektury i liczę, iż autorka nie każe długo czekać na kolejną powieść swojego autorstwa.
Koniec XVIII wieku, ponury, zimny Londyn. Nocny stróż w trakcie standardowego obchodu znajduje okrutnie potraktowane zwłoki zamordowanego, którym jest najbardziej znany londyński złotnik i jubiler. Wszystko wskazuje, iż cel morderstwa był zwyczajny bo rabunkowy. Ale czy na pewno? W trakcie prowadzonego z rozpędem dochodzenia wychodzi na jaw, iż ofiara nie była wcale tak lubiana i niewadząca nikomu, jak to się pozornie wydawało. Złotnik miał wielu wrogów, a ich liczba zwiększa się w tempie iście zatrważającym. Na światło dzienne wychodzą liczne sekrety złotnika i jego cichej, spokojnej, takiej ..myszowatej trochę żony. I wtedy dopiero rozpoczyna się właściwa akcja.
Autorce w debiutanckiej powieści, jaką jest Żona złotnika, udało się wybornie nakreślić zarówno tło historyczne, które odmalowane jest ze wszelkimi niezwykle drobiazgowymi szczegółami, oraz stworzyć mistrzowską intrygę kryminalną, która z każdą kolejną stroną robi się coraz bardziej zawiła i zagadkowa.
Genialnie nakreślona jest postać ofiary, człowieka, który na pozór szanowany i lubiany okazał się domowym katem i człowiekiem znienawidzonym przez wielu. Całości obrazu zamordowanego złotnika dopełniają fragmenty jego dziennika, które autorka wplata w treść książki. to o czym czytamy w dzienniku ofiary sprawia, iż możemy czuć się niebywale zaskoczeni, zszokowani i w sumie zaczynamy po cichu kibicować mordercy i mieć nadzieję, iż nie zostanie on złapany. Niby nikomu nie należy życzyć śmierci. Są jednak takie osoby, których zgon nikogo nie zmartwi, a często wręcz odwrotnie - ucieszy. Nasz złotnik do takich osób bez wątpienia należy.
Bardzo ciekawie przedstawiona jest także sytuacja społeczno-obyczajowa kobiety w Londynie pod koniec XVIII wieku. A wierzcie mi, była ona nieciekawa.
Debiutancka powieść autorstwa Sophi Tobin to doskonała książka. Szczerze, to rozpoczynając lekturę nie liczyłam na zbyt wiele. Tym większe było moje zaskoczenie (pozytywne oczywiście), gdy coraz bardziej zagłębiałam się w lekturę. Książka ma wszystko, co potrzeba, żeby długo pozostawać w czołówce książkowych TOP10 - namiętność, grozę, doskonałych bohaterów, świetnie odmalowane tło historyczne, wielką tajemnicę, zbrodnię, doskonale nakreślonych bohaterów, z których każdy jest postacią niebanalną i dodatkowo skrywa sporo tajemnic. Całość dopracowana jest w każdym szczególe i napisana lekko, a jednocześnie porywająco.
Gorąco zachęcam do lektury i liczę, iż autorka nie każe długo czekać na kolejną powieść swojego autorstwa.
sobota, 24 stycznia 2015
Ekspedycja - James Rollins
Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 4,5/6
James Rollins, to właściwie James Paul Czajkowski, autor wielu, bardzo wielu thrillerów, powieści sensacyjnych, z wątkiem przygodowym i sensacyjnym. Tworzy taki miszmasz gatunków, w który niezwykle zręcznie wplata elementy spisków, historii. Akcja powieści, które tworzy zawsze rozgrywa się w niedostępnych rejonach świata, poczynając od lodowców, głębi oceanów, poprzez dżungle oraz pustynie, a kończąc na podziemnych grotach i jaskiniach.Jego książki to doskonale się sprzedające pozycje, lektury przy których spędza się kilka fascynujących godzin. Przeczytałam już kilka książek tego autora, niby wiem czego się po nim spodziewać, a i tak za każdym razem zaskakuje mnie. Nie inaczej było z Ekspedycją.
Ekspedycja badawcza pod wodzą znanego profesora archeologii dokonuje w mieście Inków arcyciekawego odkrycia. Zostają znalezione zabalsamowane zwłoki, które mogą (jak sądzi szef ekipy) zrewolucjonizować świat nauki, zmienić ludzkie wyobrażenie o kulturze Inków. Fakt, do owych rewolucyjnych zmian dochodzi, ale w zupełnie innym aspekcie niż oczekiwali tego badacze. W trakcie prowadzonych w laboratorium badań okazuje się, iż czaszkę zmumifikowanych zwłok wypełnia nieznana nikomu materia, która w zagadkowy sposób absorbuje energię. Nikt nie potrafi rozpoznać owej materii. Dochodzi do zagadkowych wydarzeń oraz tragedii, które mnożą się i nie ukrywam zadziwiają oryginalnością i tempem.
Druga część archeologicznej ekipy bada w peruwiańskiej dżungli tajemnicza piramidę. Miejsce to okazuje się dla naukowców śmiertelna pułapką. Czy znajdą z niej wyjście?
Ekspedycję czyta się doskonale. Rozmach z jakim Rollins przedstawia nam kolejne wydarzenia, ilość przygód i czające się w tle zagadki i niezidentyfikowane zło sprawiają, iż od lektury trudno się oderwać.Wszystko (łącznie z krajobrazem, wnętrzem laboratorium, wulkanu czy piramidy) opisane jest tak plastycznie, iż w trakcie lektury miałam wrażenie uczestniczenia w zdarzeniach.
Jak zwykle James Rollins gwarantuje kilka godzin porywającej rozrywki na najwyższym poziomie. W Ekspedycji mamy wszystko, co potrzeba, zeby przykuć uwagę czytelnika- tajemnicę, ukryte skarby, magię, inną kulturę, grozę, zagadkę do rozwiązania.. I za to lubię jego książki:) Doskonale przy nich wypoczywam.
James Rollins, to właściwie James Paul Czajkowski, autor wielu, bardzo wielu thrillerów, powieści sensacyjnych, z wątkiem przygodowym i sensacyjnym. Tworzy taki miszmasz gatunków, w który niezwykle zręcznie wplata elementy spisków, historii. Akcja powieści, które tworzy zawsze rozgrywa się w niedostępnych rejonach świata, poczynając od lodowców, głębi oceanów, poprzez dżungle oraz pustynie, a kończąc na podziemnych grotach i jaskiniach.Jego książki to doskonale się sprzedające pozycje, lektury przy których spędza się kilka fascynujących godzin. Przeczytałam już kilka książek tego autora, niby wiem czego się po nim spodziewać, a i tak za każdym razem zaskakuje mnie. Nie inaczej było z Ekspedycją.
Ekspedycja badawcza pod wodzą znanego profesora archeologii dokonuje w mieście Inków arcyciekawego odkrycia. Zostają znalezione zabalsamowane zwłoki, które mogą (jak sądzi szef ekipy) zrewolucjonizować świat nauki, zmienić ludzkie wyobrażenie o kulturze Inków. Fakt, do owych rewolucyjnych zmian dochodzi, ale w zupełnie innym aspekcie niż oczekiwali tego badacze. W trakcie prowadzonych w laboratorium badań okazuje się, iż czaszkę zmumifikowanych zwłok wypełnia nieznana nikomu materia, która w zagadkowy sposób absorbuje energię. Nikt nie potrafi rozpoznać owej materii. Dochodzi do zagadkowych wydarzeń oraz tragedii, które mnożą się i nie ukrywam zadziwiają oryginalnością i tempem.
Druga część archeologicznej ekipy bada w peruwiańskiej dżungli tajemnicza piramidę. Miejsce to okazuje się dla naukowców śmiertelna pułapką. Czy znajdą z niej wyjście?
Ekspedycję czyta się doskonale. Rozmach z jakim Rollins przedstawia nam kolejne wydarzenia, ilość przygód i czające się w tle zagadki i niezidentyfikowane zło sprawiają, iż od lektury trudno się oderwać.Wszystko (łącznie z krajobrazem, wnętrzem laboratorium, wulkanu czy piramidy) opisane jest tak plastycznie, iż w trakcie lektury miałam wrażenie uczestniczenia w zdarzeniach.
Jak zwykle James Rollins gwarantuje kilka godzin porywającej rozrywki na najwyższym poziomie. W Ekspedycji mamy wszystko, co potrzeba, zeby przykuć uwagę czytelnika- tajemnicę, ukryte skarby, magię, inną kulturę, grozę, zagadkę do rozwiązania.. I za to lubię jego książki:) Doskonale przy nich wypoczywam.
piątek, 23 stycznia 2015
Alan Turing: Enigma
Wydawnictwo Albatros, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Bohater niniejszej książki Alan Mathison Turing urodził się w 1912 roku, zmarł 41 lat póżniej. Był genialnym matematykiem, kryptologiem, ojcem informatyki- skonstruował jeden z pierwszych elektronicznych, programowanych komputerów, autorem słynnej pracy naukowej O liczbach obliczalnych. Jego eksperymenty przyczyniły się również do rozwoju prac nad sztuczną inteligencją. Łączył w sobie genialny umysł z inżynierską precyzją. Był geniuszem w określonej, bardzo wąskiej dziedzinie. Był także człowiekiem wyobcowanym, niezrozumiałym, nieprzystającym do otaczającego go świata. Ten świat, brak zrozumienia i wiele innych czynników pchnęły Turinga do samobójczej śmierci.
Andrew Hodges na 752 stronach niezwykle ciekawie ukazał swojego bohatera, który od samego początku, od małego dziecka był nierozumiany, wyobcowany, a jednocześnie genialny. Opierając się na wielu materiałach stworzył obraz człowieka, który nie tylko nie potrafił pogodzić się sam z sobą, ale nie potrafił sam siebie (nomen omen) rozszyfrować. Jego Turing miota się w każdym z dwóch światów, w jakim przyszło mu żyć- w naukowym i tym realnym, który go otacza.
Turinga, którego prezentuje nam autor książki, śmiało można określić mianem nieszczęśliwego, przeklętego geniusza. Pisarzowi udało się tak sugestywnie odmalować sylwetkę bohatera, jego życie dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, najważniejsze wydarzenia, sukcesy, porażki, że w trakcie lektury wielokrotnie ma się ochotę doradzić, jak ma postąpić. Wszak czytelnik wie, jaki będzie skutek poczynań bohatera. Przez okres całej lektury wiernie się także geniuszowi kibicuje mimo, iż kilkakrotnie sam bohater wzbudza antypatię.
Sztuką jest na ponad 700 stronach ani na chwilę nie dopuszczać do znudzenia czytelnika, umieć utrzymać napięcie i stworzyć tak rzeczywistego bohatera. Dzięki temu, oraz dzięki niezwykle licznym wstawkom źródłowym, cytatom z listów i wypowiedzi Turinga, książkę czyta się błyskawicznie i z wielkim zainteresowaniem.
Alan Turing był człowiekiem, którego osiągnięcia zmieniły diametralnie przebieg II wojny światowej i najprawdopodobniej ocaliły wiele istnień ludzkich. Szkoda, że ten geniusz nie potrafił ocalić sam siebie.Warto poznać jego sylwetkę oraz życie. Bez wątpienia warto sięgnąć po tę książkę.
Recenzja mojego męża.
Bohater niniejszej książki Alan Mathison Turing urodził się w 1912 roku, zmarł 41 lat póżniej. Był genialnym matematykiem, kryptologiem, ojcem informatyki- skonstruował jeden z pierwszych elektronicznych, programowanych komputerów, autorem słynnej pracy naukowej O liczbach obliczalnych. Jego eksperymenty przyczyniły się również do rozwoju prac nad sztuczną inteligencją. Łączył w sobie genialny umysł z inżynierską precyzją. Był geniuszem w określonej, bardzo wąskiej dziedzinie. Był także człowiekiem wyobcowanym, niezrozumiałym, nieprzystającym do otaczającego go świata. Ten świat, brak zrozumienia i wiele innych czynników pchnęły Turinga do samobójczej śmierci.
Andrew Hodges na 752 stronach niezwykle ciekawie ukazał swojego bohatera, który od samego początku, od małego dziecka był nierozumiany, wyobcowany, a jednocześnie genialny. Opierając się na wielu materiałach stworzył obraz człowieka, który nie tylko nie potrafił pogodzić się sam z sobą, ale nie potrafił sam siebie (nomen omen) rozszyfrować. Jego Turing miota się w każdym z dwóch światów, w jakim przyszło mu żyć- w naukowym i tym realnym, który go otacza.
Turinga, którego prezentuje nam autor książki, śmiało można określić mianem nieszczęśliwego, przeklętego geniusza. Pisarzowi udało się tak sugestywnie odmalować sylwetkę bohatera, jego życie dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, najważniejsze wydarzenia, sukcesy, porażki, że w trakcie lektury wielokrotnie ma się ochotę doradzić, jak ma postąpić. Wszak czytelnik wie, jaki będzie skutek poczynań bohatera. Przez okres całej lektury wiernie się także geniuszowi kibicuje mimo, iż kilkakrotnie sam bohater wzbudza antypatię.
Sztuką jest na ponad 700 stronach ani na chwilę nie dopuszczać do znudzenia czytelnika, umieć utrzymać napięcie i stworzyć tak rzeczywistego bohatera. Dzięki temu, oraz dzięki niezwykle licznym wstawkom źródłowym, cytatom z listów i wypowiedzi Turinga, książkę czyta się błyskawicznie i z wielkim zainteresowaniem.
Alan Turing był człowiekiem, którego osiągnięcia zmieniły diametralnie przebieg II wojny światowej i najprawdopodobniej ocaliły wiele istnień ludzkich. Szkoda, że ten geniusz nie potrafił ocalić sam siebie.Warto poznać jego sylwetkę oraz życie. Bez wątpienia warto sięgnąć po tę książkę.
czwartek, 22 stycznia 2015
Mroczna Moskwa. Maestro z Sankt Petersburga
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5/6
Maestro z Sankt Petersburga to (tym razem zgodnie z tym, co na okładce pisze wydawca) znakomity thriller, w którym przedstawiono Rosję początku XXI wieku, kiedy w okamgnieniu powstały największe współczesne fortuny liczące setki miliardów dolarów, kwitła korupcja, przestępczość, a mafia miała w swoim ręku wszystko.
Bohaterem książki, a właściwie jednym z głównych bohaterów jest szwedzki finansista niespełna 40-letni Tom Blixen. Od 10 lat mieszka on w Moskwie i to w tym właśnie mieście wbrew tytułowi rozgrywa się akcja powieści. W stolicy Rosji Tom mieszka samotnie. Mimo długiego już pobytu w tym mieście nie stworzył sobie przytulnego gniazdka, nie znalazł zbyt wielu przyjaciół, mieszka i żyje sam dręczony koszmarami dnia codziennego i przeszłości, którą zostawił w Szwecji. Żyje pracą i spotkaniami z jedynym przyjacielem, także Szwedem, Federikiem Kastrupem, który od 12 lat pracuje w Moskwie, jako wzięty adwokat od prawa spółek. Federik jest przeciwieństwem Toma, ma piękny dom, rodzinę, żonę, przybraną córeczkę Ksenię, za kilka miesięcy na świecie pojawi się jego dziecko. Wszystko układa mu się pomyślnie. Jednak pewnego dnia wydarza się coś co sprawia, iż życie obu przyjaciół diametralnie zmienia się. Do Toma zgłasza się największa rosyjska, ba jedna z największych na świecie spółka zajmująca się przemysłem naftowym - RusOil. Pragnie ona kupić pakiet kontrolny akcji bliźniaczej spółki, żeby przejąć nad nią kontrolę i zawładnąć rynkiem paliwowym. Tom kupuje dla klienta 49% akcji. Żeby mieć absolutną władzę RusOil musi nabyć jeszcze skromne 2% akcji. W tym momencie wydarza się coś co całkowicie niszczy dotychczasowe życie Toma. W ciągu zaledwie kilku godzin jego życie wywraca się do góry nogami, zawisa nad nim realne, śmiertelne niebezpieczeństwo, a on sam musi zmierzyć się z potęgą wobec której wydaje się być absolutnie bez szansa. A to dopiero początek jego kłopotów i wydarzeń, które pędzą niczym górska kolejka.
Duetowi Leander- Engström udało się stworzyć doskonały, rozkręcający się z każdą przeczytaną stroną thriller i niezłą powieść społeczno-obyczajową w jednym. Nakreślone realia życia i bezwzględności w Rosji, bieda zwyczajnych ludzi, przepych miliarderów, rezydencje bogaczy obok niewielkich, klaustrofobicznych mieszkań zwyczajnych ludzi, morderstwa, egzekucje, ogromne fortuny i jeden człowiek, Tom Blixen, który na wzór amerykańskiego szeryfa walczy o sprawiedliwość.Ale spokojnie, wszystko jest jak najbardziej realne, a sam Tom B. nie ma w sobie nic z nierealnego bohatera. Wręcz przeciwnie. Ma swoje schizy (jak to w szwedzkiej literaturze bywa), dręczą go demony przeszłości i teraźniejszości boi się tego w co wdepnął, tak jak bałby się każdy z nas. I można go na prawdę polubić.
Początek książki jest poprawny, ale bez większych ochów i achów. Akcja rozkręca się po mniej więcej 30 stronach i pędzi z kopyta do końca. Całość czyta się w mgnieniu oka, a od połowy na jednym oddechu, tak lektura wciąga. Mam nadzieję, iż was Maestro z Sankt Petersburga także zainteresuje i zapewni kilka godzin doskonałej lektury. Niecierpliwie czekam na kolejny tom trylogii Mroczna Moskwa.
Maestro z Sankt Petersburga to (tym razem zgodnie z tym, co na okładce pisze wydawca) znakomity thriller, w którym przedstawiono Rosję początku XXI wieku, kiedy w okamgnieniu powstały największe współczesne fortuny liczące setki miliardów dolarów, kwitła korupcja, przestępczość, a mafia miała w swoim ręku wszystko.
Bohaterem książki, a właściwie jednym z głównych bohaterów jest szwedzki finansista niespełna 40-letni Tom Blixen. Od 10 lat mieszka on w Moskwie i to w tym właśnie mieście wbrew tytułowi rozgrywa się akcja powieści. W stolicy Rosji Tom mieszka samotnie. Mimo długiego już pobytu w tym mieście nie stworzył sobie przytulnego gniazdka, nie znalazł zbyt wielu przyjaciół, mieszka i żyje sam dręczony koszmarami dnia codziennego i przeszłości, którą zostawił w Szwecji. Żyje pracą i spotkaniami z jedynym przyjacielem, także Szwedem, Federikiem Kastrupem, który od 12 lat pracuje w Moskwie, jako wzięty adwokat od prawa spółek. Federik jest przeciwieństwem Toma, ma piękny dom, rodzinę, żonę, przybraną córeczkę Ksenię, za kilka miesięcy na świecie pojawi się jego dziecko. Wszystko układa mu się pomyślnie. Jednak pewnego dnia wydarza się coś co sprawia, iż życie obu przyjaciół diametralnie zmienia się. Do Toma zgłasza się największa rosyjska, ba jedna z największych na świecie spółka zajmująca się przemysłem naftowym - RusOil. Pragnie ona kupić pakiet kontrolny akcji bliźniaczej spółki, żeby przejąć nad nią kontrolę i zawładnąć rynkiem paliwowym. Tom kupuje dla klienta 49% akcji. Żeby mieć absolutną władzę RusOil musi nabyć jeszcze skromne 2% akcji. W tym momencie wydarza się coś co całkowicie niszczy dotychczasowe życie Toma. W ciągu zaledwie kilku godzin jego życie wywraca się do góry nogami, zawisa nad nim realne, śmiertelne niebezpieczeństwo, a on sam musi zmierzyć się z potęgą wobec której wydaje się być absolutnie bez szansa. A to dopiero początek jego kłopotów i wydarzeń, które pędzą niczym górska kolejka.
Duetowi Leander- Engström udało się stworzyć doskonały, rozkręcający się z każdą przeczytaną stroną thriller i niezłą powieść społeczno-obyczajową w jednym. Nakreślone realia życia i bezwzględności w Rosji, bieda zwyczajnych ludzi, przepych miliarderów, rezydencje bogaczy obok niewielkich, klaustrofobicznych mieszkań zwyczajnych ludzi, morderstwa, egzekucje, ogromne fortuny i jeden człowiek, Tom Blixen, który na wzór amerykańskiego szeryfa walczy o sprawiedliwość.Ale spokojnie, wszystko jest jak najbardziej realne, a sam Tom B. nie ma w sobie nic z nierealnego bohatera. Wręcz przeciwnie. Ma swoje schizy (jak to w szwedzkiej literaturze bywa), dręczą go demony przeszłości i teraźniejszości boi się tego w co wdepnął, tak jak bałby się każdy z nas. I można go na prawdę polubić.
Początek książki jest poprawny, ale bez większych ochów i achów. Akcja rozkręca się po mniej więcej 30 stronach i pędzi z kopyta do końca. Całość czyta się w mgnieniu oka, a od połowy na jednym oddechu, tak lektura wciąga. Mam nadzieję, iż was Maestro z Sankt Petersburga także zainteresuje i zapewni kilka godzin doskonałej lektury. Niecierpliwie czekam na kolejny tom trylogii Mroczna Moskwa.
środa, 21 stycznia 2015
Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Bez cenzury
Wydawnictwo Albatros
Chyba każdy zna ze słyszenia braci Grimm. Byli oni rodzonymi braćmi, pisarzami i uczonymi niemieckimi. Mieli na imię: Wilhelm Karl i Jacob Ludwig. Urodzili się odpowiednio w 1786 roku i 1785 roku, zmarli w II połowie XIX wieku. Dużą część swoich dzieł literackich publikowali wspólnie. Wśród nich najsłynniejsze są baśnie. I ich tom opublikowali w 1812 roku, a II 3 lata później. Owe bajki znam z dzieciństwa. Tym chętniej sięgnęłam po Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Książkę podczytywałam fragmentami, co kilka dni kolejną bajkę. Dzisiaj rano przeczytałam ostatnią i mam bardzo mieszane uczucia. Może po części dlatego, iż liczyłam na więcej, na coś bardziej spektakularnego.
Wiadomo, iż każdy ma jakieś oczekiwania wobec baśni. Jest to ten typ literatury, który towarzyszy nam w zasadzie od kołyski. Mamy opowiadają, czytają nam bajki, podobnie babcie, czy opiekunki.
Philip Pullman w niniejszej książce zawarł wprowadzenie do tematu baśni jako takich i 50 baśni braci Grimm. Ze zdziwieniem czytałam niektóre bajki. Dlaczego ze zdziwieniem? Ot dlatego, iż ich część była mi nieznana. Kilka bajek ma inne zakończenia, niż te, do których przywykłam, kilka zupełnie inny przebieg akcji, fabułę. Ja wiem, co twórca inna wersja tej samej bajki. Ale jakoś to się kłóciło z dzieckiem, które we mnie nadal siedzi.
Wiele bajek, jakie w książce przytacza Pullman szokuje tym, czym bajki nie powinny szokować, ba o czym nie powinny nawet wspominać. Wszak baśnie powinny być słodkie, anielskie, milusie i kończyć się happy endem. Otóż Pullman ( a właściwie braciszkowie Grimm) zaskakuje.. okrucieństwem, złem. Brrr....to chyba tej kwestii dotyczy adnotacja na okładce - bez cenzury. Bo niczego innego co by gorszyło, ew. szokowało i zmuszało do zastosowania lub nie cenzury, nie znalazłam. Ale tę kwestię w bajkach braci Grimm, sprawę okrucieństw zna, kojarzy większość osób z dzieciństwa. W związku z tym o co tak na prawdę chodzi z adnotacją bez cenzury?!
Wg. założenia Pullmana chciał on nam zaprezentować bajki w ich pierwotnej formie, tak jak słyszeli, zapisywali je bracia Grimm. Na przestrzeni lat bajki ewoluowały i bez książki Pullmana trudno byłoby ustalić ich pierwotne brzmienie, ich wydźwięk.Taki wniosek wysnułam z niniejszej książki. Ale czy to prawda? Nie wydaje mi się.
Poza tym sporo do życzenia pozostawiają komentarze autora. W trakcie lektury niektórych miałam wrażenie, jakby pisał je na szybko, na odczep się. Liczyłam, iż komentarze będą bardziej hmmm..naukowe? Na pewno profesjonalne.
Dyskusyjny dla mnie jest także sens przeredagowywania przez Pullmana bajek. Nie wiem, co autor chciał w ten sposób osiągnąć.
Tak jak wspomniałam na wstępie mam bardzo mieszane uczucia. Jeżeli nawet zamiarem Philipa Pullmana było zaprezentowanie bajek au naturel, czyli tak jak wg. założenia słyszeli i notowali je bracia Grimm, to komentarze i ich opracowanie powinny być rzetelniejsze. Pullman winien był zadać sobie więcej trudu. Bo jeżeli coś niweczy moje dziecięce wyobrażenie, to niech to ma ręce i nogi.
Niewątpliwie niniejszą książkę warto poznać chociażby dlatego, żeby sprawdzić jak my odbierzemy zarówno przeredagowane baśnie niemieckich braci, jak i komentarze autora. Ja jednak jestem rozczarowana tym co autor zrobił, albo raczej czego nie zrobił.
Chyba każdy zna ze słyszenia braci Grimm. Byli oni rodzonymi braćmi, pisarzami i uczonymi niemieckimi. Mieli na imię: Wilhelm Karl i Jacob Ludwig. Urodzili się odpowiednio w 1786 roku i 1785 roku, zmarli w II połowie XIX wieku. Dużą część swoich dzieł literackich publikowali wspólnie. Wśród nich najsłynniejsze są baśnie. I ich tom opublikowali w 1812 roku, a II 3 lata później. Owe bajki znam z dzieciństwa. Tym chętniej sięgnęłam po Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Książkę podczytywałam fragmentami, co kilka dni kolejną bajkę. Dzisiaj rano przeczytałam ostatnią i mam bardzo mieszane uczucia. Może po części dlatego, iż liczyłam na więcej, na coś bardziej spektakularnego.
Wiadomo, iż każdy ma jakieś oczekiwania wobec baśni. Jest to ten typ literatury, który towarzyszy nam w zasadzie od kołyski. Mamy opowiadają, czytają nam bajki, podobnie babcie, czy opiekunki.
Philip Pullman w niniejszej książce zawarł wprowadzenie do tematu baśni jako takich i 50 baśni braci Grimm. Ze zdziwieniem czytałam niektóre bajki. Dlaczego ze zdziwieniem? Ot dlatego, iż ich część była mi nieznana. Kilka bajek ma inne zakończenia, niż te, do których przywykłam, kilka zupełnie inny przebieg akcji, fabułę. Ja wiem, co twórca inna wersja tej samej bajki. Ale jakoś to się kłóciło z dzieckiem, które we mnie nadal siedzi.
Wiele bajek, jakie w książce przytacza Pullman szokuje tym, czym bajki nie powinny szokować, ba o czym nie powinny nawet wspominać. Wszak baśnie powinny być słodkie, anielskie, milusie i kończyć się happy endem. Otóż Pullman ( a właściwie braciszkowie Grimm) zaskakuje.. okrucieństwem, złem. Brrr....to chyba tej kwestii dotyczy adnotacja na okładce - bez cenzury. Bo niczego innego co by gorszyło, ew. szokowało i zmuszało do zastosowania lub nie cenzury, nie znalazłam. Ale tę kwestię w bajkach braci Grimm, sprawę okrucieństw zna, kojarzy większość osób z dzieciństwa. W związku z tym o co tak na prawdę chodzi z adnotacją bez cenzury?!
Wg. założenia Pullmana chciał on nam zaprezentować bajki w ich pierwotnej formie, tak jak słyszeli, zapisywali je bracia Grimm. Na przestrzeni lat bajki ewoluowały i bez książki Pullmana trudno byłoby ustalić ich pierwotne brzmienie, ich wydźwięk.Taki wniosek wysnułam z niniejszej książki. Ale czy to prawda? Nie wydaje mi się.
Poza tym sporo do życzenia pozostawiają komentarze autora. W trakcie lektury niektórych miałam wrażenie, jakby pisał je na szybko, na odczep się. Liczyłam, iż komentarze będą bardziej hmmm..naukowe? Na pewno profesjonalne.
Dyskusyjny dla mnie jest także sens przeredagowywania przez Pullmana bajek. Nie wiem, co autor chciał w ten sposób osiągnąć.
Tak jak wspomniałam na wstępie mam bardzo mieszane uczucia. Jeżeli nawet zamiarem Philipa Pullmana było zaprezentowanie bajek au naturel, czyli tak jak wg. założenia słyszeli i notowali je bracia Grimm, to komentarze i ich opracowanie powinny być rzetelniejsze. Pullman winien był zadać sobie więcej trudu. Bo jeżeli coś niweczy moje dziecięce wyobrażenie, to niech to ma ręce i nogi.
Niewątpliwie niniejszą książkę warto poznać chociażby dlatego, żeby sprawdzić jak my odbierzemy zarówno przeredagowane baśnie niemieckich braci, jak i komentarze autora. Ja jednak jestem rozczarowana tym co autor zrobił, albo raczej czego nie zrobił.
Błyskawiczna wypłata - Ryszard Ćwirlej
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Nie ukrywam, iż Ryszard Ćwirlej należy do autorów, których książki najbardziej lubię czytać. Cenię zręczne pióro pisarza, bystre oko, inteligencję i niesamowite wprost poczucie humoru.
Autor tworzy kryminały, których akcja rozgrywa się w Poznaniu (oraz innych miejscach Wielkopolski) w okresie apogeum PRL-u i w stanie wojennym.
Akcja Błyskawicznej wypłaty rozpoczyna się pewnej czerwcowej soboty 1982 roku, kilka godzin przed wielkim meczem mundialowym Polska-Włochy. Każdy chce ten mecz obejrzeć w tv, każdy chce zdążyć do domu. Do tego grona zaliczają się także milicjanci z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego poznańskiej komendy MO. Wiadomo, plany mają to do siebie, że lubią się zmieniać, niezależnie do woli planującego.
Tuż po godzinie 14.00 ma miejsce coś niewyobrażalnego -napad na konwój przewożący pieniądze. Ofiarami czynu staje się 3 milicjantów, pieniądze znikają. W porządnym PRL-u taki napad...to coś niesłychanego. Do tego kwota na jaką opiewa łup...100 milionów złotych polskich. Kwota nie do wyobrażenia. Sprawa priorytetowa zarówno dla władz wojewódzkich jak i szeregowych milicjantów.
Kilkadziesiąt minut później w jednej z kamienic w pobliskiej Pile zostają znalezione wiszące zwłoki męźczyzny. Sprawa jest o tyle dziwna, iż denat oprócz obrażeń związanych ze śmiercią poprzez powieszenie ma także liczne ślady pobicia sprzed kilku godzin. Dodatkowo w jego mieszkaniu znaleziony zostaje ważny, wydany zaledwie miesiąc temu paszport. Było to coś niesłychanego. Paszport należał bowiem do władz PRL i jako takowy nie mógł być przetrzymywany przez obywatela w jego domu. Dodatkowo na 7. stronie dokumentu wbita jest pieczątka, która zezwala posiadaczowi paszportu na podróżowanie do wszystkich krajów świata i to do tego z prawem wielokrotnego przekraczania granicy, a na sąsiedniej stronie znajdowała się wiza RFN na cały rok. Coś takiego nie mieściło się w umysłach ówczesnych obywateli. A to dopiero początek zagadkowej sprawy, w której pytania mnożą się w iście zawrotnym tempie.
Tym razem Ryszard Ćwirlej przeszedł samego siebie. Napisał świetną, tchnącą głębią PRL-owskiego absurdu powieść kryminalno-obyczajową. Wszystkie smaki, smaczki, sądy, mniemania, bzdury mniejsze i większe codziennego dnia zaserwowane nam są w sposób mistrzowski, co i rusz przeplatają się w treści książki. Do tego należy dodać genialne oddanie wielkopolskiej gwary, którą posługują się bohaterowie książki, niezwykle skomplikowaną intrygę oraz mnogość wątków, w których w pewnym momencie zaplątują się sami dzielni funkcjonariusze MO. Ale bez obaw, wszystkie wątki zostają sprytnie doprowadzone do końca, nic nie umyka, nic nie znika jak to ma miejsce u niektórych pisarzy.
Błyskawiczna wypłata to 6. powieść kryminalna autorstwa Ryszarda Ćwirleja i moim zdaniem najlepsza. Gorąco zachęcam do lektury tej i pozostałych książek serii.
Pozostałe zrecenzowane przeze mnie książki Ryszarda Ćwirleja:
Śmiertelnie poważna sprawa
Upiory spacerują nad Wartą
Nie ukrywam, iż Ryszard Ćwirlej należy do autorów, których książki najbardziej lubię czytać. Cenię zręczne pióro pisarza, bystre oko, inteligencję i niesamowite wprost poczucie humoru.
Autor tworzy kryminały, których akcja rozgrywa się w Poznaniu (oraz innych miejscach Wielkopolski) w okresie apogeum PRL-u i w stanie wojennym.
Akcja Błyskawicznej wypłaty rozpoczyna się pewnej czerwcowej soboty 1982 roku, kilka godzin przed wielkim meczem mundialowym Polska-Włochy. Każdy chce ten mecz obejrzeć w tv, każdy chce zdążyć do domu. Do tego grona zaliczają się także milicjanci z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego poznańskiej komendy MO. Wiadomo, plany mają to do siebie, że lubią się zmieniać, niezależnie do woli planującego.
Tuż po godzinie 14.00 ma miejsce coś niewyobrażalnego -napad na konwój przewożący pieniądze. Ofiarami czynu staje się 3 milicjantów, pieniądze znikają. W porządnym PRL-u taki napad...to coś niesłychanego. Do tego kwota na jaką opiewa łup...100 milionów złotych polskich. Kwota nie do wyobrażenia. Sprawa priorytetowa zarówno dla władz wojewódzkich jak i szeregowych milicjantów.
Kilkadziesiąt minut później w jednej z kamienic w pobliskiej Pile zostają znalezione wiszące zwłoki męźczyzny. Sprawa jest o tyle dziwna, iż denat oprócz obrażeń związanych ze śmiercią poprzez powieszenie ma także liczne ślady pobicia sprzed kilku godzin. Dodatkowo w jego mieszkaniu znaleziony zostaje ważny, wydany zaledwie miesiąc temu paszport. Było to coś niesłychanego. Paszport należał bowiem do władz PRL i jako takowy nie mógł być przetrzymywany przez obywatela w jego domu. Dodatkowo na 7. stronie dokumentu wbita jest pieczątka, która zezwala posiadaczowi paszportu na podróżowanie do wszystkich krajów świata i to do tego z prawem wielokrotnego przekraczania granicy, a na sąsiedniej stronie znajdowała się wiza RFN na cały rok. Coś takiego nie mieściło się w umysłach ówczesnych obywateli. A to dopiero początek zagadkowej sprawy, w której pytania mnożą się w iście zawrotnym tempie.
Tym razem Ryszard Ćwirlej przeszedł samego siebie. Napisał świetną, tchnącą głębią PRL-owskiego absurdu powieść kryminalno-obyczajową. Wszystkie smaki, smaczki, sądy, mniemania, bzdury mniejsze i większe codziennego dnia zaserwowane nam są w sposób mistrzowski, co i rusz przeplatają się w treści książki. Do tego należy dodać genialne oddanie wielkopolskiej gwary, którą posługują się bohaterowie książki, niezwykle skomplikowaną intrygę oraz mnogość wątków, w których w pewnym momencie zaplątują się sami dzielni funkcjonariusze MO. Ale bez obaw, wszystkie wątki zostają sprytnie doprowadzone do końca, nic nie umyka, nic nie znika jak to ma miejsce u niektórych pisarzy.
Błyskawiczna wypłata to 6. powieść kryminalna autorstwa Ryszarda Ćwirleja i moim zdaniem najlepsza. Gorąco zachęcam do lektury tej i pozostałych książek serii.
Pozostałe zrecenzowane przeze mnie książki Ryszarda Ćwirleja:
Śmiertelnie poważna sprawa
Upiory spacerują nad Wartą
wtorek, 20 stycznia 2015
Lutowe zapowiedzi Wydawnictwa Albatros
6 lutego 2015
PRZYSIĘGA
Michael Palmer
Siedemnasty z kolei thriller medyczno-polityczny i jednocześnie pierwszy z cyklu, którego bohaterem jest doktor Lou Welcome.
Doktor
John Meacham wpada w szał, chwyta za broń i z zimną krwią morduje
swojego wspólnika, personel medyczny przychodni i dwóch pacjentów. Na
końcu popełnia samobójstwo.
Wina za to tragiczne zdarzenie spada na doktora Lou Welcome’a, który lata temu pracował
z
Meachamem jako terapeuta, gdy ten stracił licencję z powodu
uzależnienia od narkotyków. Lou wiedział, że John jest świetnym lekarzem
i twardo walczył o przywrócenie mu prawa do wykonywania zawodu. Wybuch
niekontrolowanej agresji jest dla Welcome’a szokujący, ale przede
wszystkim kompletnie niezrozumiały. Usiłując rozwikłać zagadkę, Lou
wpada na trop spisku, który zaprowadzi go do osób zajmujących najwyższe
stanowiska w samym Białym Domu…
Michael Palmer – autor słynnej, zekranizowanej, Krytycznej terapii. Jego książki przetłumaczono na 35 języków i wydano w ponad 40 krajach świata.
4 lutego 2015
LEKCJE FRANCUSKIEGO
Hilary Reyl
Gdy
Kate zaraz po ukończeniu Yale otrzymuje propozycję pracy w charakterze
asystentki mieszkającej w Paryżu, znanej amerykańskiej fotograf Lydii
Schell, nie waha się ani chwili. Młoda dziewczyna poznaje na nowo znany
jej z dzieciństwa Paryż, a spośród grona znajomych wybiera przyjaciół,
którzy w trakcie jej paryskiej przygody stanowić będą dla niej oparcie i
niejako „tymczasową rodzinę zastępczą”. Stopniowo odkrywa jednak, że
pociągająca i fascynująca rodzina Schellów nie jest tak krystaliczna i
emanująca dobrem, jak jej się zdawało. Zaczyna również kwestionować
własne motywy, które pchnęły ją do podjęcia pracy u boku Lydii Schell
oraz powody, dla których pragnie być przez nich kochana i akceptowana.
Lekcje
francuskiego to zarazem list miłosny do Paryża jak i opowieść o młodej
kobiecie, która pragnie określić, kim jest i odnaleźć swój kompas
moralny w cieniu silnej szefowej. Książka porównywana jest do
najbardziej znanej powieści Lauren Weisberger, Diabeł ubiera się u
Prady, a postać Lydii Schell – do słynnej szefowej amerykańskiego
Vogue’a, choć nie sposób nie widzieć w niej także najsłynniejszej
fotografki świata, Annie Leibovitz.
6 lutego 2015
PROFANACJA
S.J. Parris
Trzeci z serii thriller historyczny z Giordanem Brunem – heretykiem, filozofem i detektywem – w roli głównej
Gdy celem jest władza, nic po drodze nie jest święte...
Anglia,
lato 1584 roku. Protestancki książę William zostaje zamordowany przez
fanatycznego katolika, a po królestwie zaczyna krążyć pogłoska, że jego
następną ofiarą może być nawet królowa Elżbieta. Na ulicach Londynu
zapanował strach. Tymczasem do Giordana Bruna zgłasza się jego dawna
miłość, Sophia Underhill, podejrzewana o zamordowanie męża. Twierdzi, że
jest niewinna i prosi o pomoc w odnalezieniu prawdziwego zabójcy i
oczyszczeniu jej z zarzutów. Bruno ulega tym prośbom i decyduje się na
wyjazd do Canterbury. W mieście, które jest ośrodkiem kultu katolickiego
świętego, Tomasza Becketta, i które sympatyzuje z Ligą Katolicką,
trafia na trop spisku mającego na celu przygotowanie inwazji wojsk
hiszpańskich i francuskich na Anglię.
Prowadzone
śledztwa komplikują się, gdy Bruno zostaje oskarżony o morderstwo
miejscowego aptekarza. Jeśli szybko nie zdemaskuje spiskowców i nie
odkryje, kto zabił męża Sophii, on i dziewczyna zostaną powieszeni.
Tymczasem okazuje się, że Sophia nie jest tak niewinna, jak się
wydawało, a przecież Bruno zaufał jej, powierzając na czas rozprawy
swój skarb: odnalezione przypadkiem w Canterbury dzieło Hermesa
Trisemgistusa, zawierające zagadkę nieśmiertelności.
Profanacja zachwyci fanów twórczości C.J. Sansoma oraz powieści „Imię róży”.
11 lutego 2015
ATLAS MIŁOŚCI
Laurie Frankel
Ciepła
opowieść o wystawionej na próbę kobiecej przyjaźni i różnych obliczach
miłości oraz – przede wszystkim – o tym, czym jest rodzina i jak ważna
jest ona w życiu każdego człowieka.
Janey,
Katie i Jill to trzy przyjaciółki, studentki studiów podyplomowych na
uniwersytecie w Seattle. Janey pochodzi z Kanady, jest pasjonatką
gotowania, która ponad wszystko ceni sobie rodzinę i przyjaźń. Katie to
pobożna mormonka obsesyjnie poszukująca mężczyzny swego życia, dla
której wszystko jest boskim planem, natomiast Jill to studiująca
literaturę holocaustu, szczera do bólu, wychowana przez matkę egoistka.
Życie tej trójki komplikuje się, gdy Jill niespodziewanie zachodzi w
ciążę i zostaje porzucona przez ojca dziecka. Chcąc pomóc przyjaciółce,
dziewczęta postanawiają zamieszkać razem i wspólnymi siłami wychować
syna Jill – Atlasa. Codzienna opieka nad dzieckiem, obowiązki i miłosne
perypetie coraz mocniej odbijają się na ich przyjaźni i doprowadzają do
kolejnych konfliktów.
Laurie Frankel jest autorką powieści Na razie żegnaj wydanej nakładem Albatrosa w lipcu 2014 roku.
13 lutego 2015
SMOCZA WYSPA
Matthew Reilly
Mocna powieść akcji, którą śmiało można porównać z najlepszymi książkami Fleminga o przygodach Jamesa Bonda.
Po dokonaniu szeregu ataków terrorystycznych Armia Złodziei przejmuje ośrodek na Smoczej Wyspie.
I
rozpoczyna próbę uruchomienia znajdującej się tam niezwykłej broni
atmosferycznej, znanej jako Aparat Tesli: instalacji, mogącej podpalić
atmosferę. Zagrożone jest przede wszystkim bezpieczeństwo mieszkańców
USA. Władze amerykańskie, które dowiadują się o planowanym ataku, są
przerażone. Rosyjska próba zaatakowania Smoczej Wyspy za pomocą rakiet z
bombami atomowymi skończyła się fiaskiem, kolejne są niemożliwe.
Uratować świat może już tylko Shane Schofield oraz jego sześciu ludzi. Na
sabotaż Aparatu Tesli mają dwie godziny, a przeciwko sobie kilkuset
znakomicie przygotowanych i wyposażonych w rakiety, samoloty,
helikoptery i amfibie żołnierzy Armii Złodziei, przemyślne fortyfikacje i
nieludzką pogodę. Zaczyna się walka z czasem.
18 lutego 2015
IMPERATYW BOURNE'A
Eric Van Lustbader, Robert Ludlum
BOHATER TOŻSAMOŚCI BOURNE’A POWRACA!
Powieść według konspektu twórcy gatunku nazwanego „thrillerem spiskowym”.
Za
namową wzmacniających swoją potęgę Chin, które rozpaczliwie potrzebują
nowych źródeł energii, Maceo Encarnacion, meksykański baron narkotykowy,
wchodzi w układ z Ben Davidem, pułkownikiem Mossadu, który nadzoruje
pracę tajnego ośrodka badawczego w Libanie. Izraelczycy doskonalą tam
SILEX – metodę szybkiego uzyskiwania paliw nuklearnych i materiałów
wykorzystywanych do produkcji broni jądrowej. Na trop ich układu wpada
Rebeka, agentka Mossadu, która, nie ufając swoim przełożonym, postanawia
sama zająć się sprawą. Spotyka Jasona Bourne’a, którego poznała podczas
poprzedniej misji, i razem tropią zamieszanych w aferę.
20 lutego 2015
SKANDAL!
Annalena McAfee
Porywająca
historia dwóch dziennikarek, które – poza łączącą ich profesją – dzieli
wszystko. Tamara Sim, pisująca na zlecenie dla plotkarskiego dodatku z
programem telewizyjnym, niespodziewanie otrzymuje zlecenie
przeprowadzenia wywiadu z Honor Tait – legendarną korespondentką
wojenną, która z linii frontu komentowała przebieg najważniejszych
konfliktów zbrojnych XX wieku. Młoda dziennikarka nie ma jednak ani
czasu, ani ochoty, by przeczytać wcześniejsze zbiory artykułów Honor
Tait i ogranicza się do przejrzenia wycinków prasowych. Interesuje się
wyłącznie pikantnymi szczegółami z życia osobistego pani Tait: jej
przyjaciółmi, kochankami, historią trzech małżeństw i krążącymi
plotkami. Osiągnięcia zawodowe słynnej reporterki, którymi zasłużyła na
nagrodę Pulitzera, wydają się młodej adeptce dziennikarstwa po prostu
nudne.
Zderzenie
Tamary i Honor, reprezentujących całkiem inne postawy życiowe i przede
wszystkim inne rodzaje dziennikarstwa, przeradza się w skomplikowaną
zabawę w kotka i myszkę – grę pełną kłamstw i wzajemnego szukania haków.
Tymczasem konkurencyjne gazety wykorzystują ich zdaniem sensacyjny
temat w zażartej walce o czytelników i zwiększenie nakładów.
Skandal
to fikcyjny, nieco karykaturalny obraz świata dziennikarskiego późnych
lat dziewięćdziesiątych. Korowód barwnych postaci, jak możemy się
domyślać, jest przynajmniej w części wzorowany na przedstawicielach
brytyjskiej prasy.
20 lutego 2015
DRUGI MIESIĄC MIODOWY
Howard Roughan, James Patterson
JAMES PATTERSON JEST AUTOREM NAJWIĘKSZEJ LICZBY TYTUŁÓW, KTÓRE TRAFIŁY NA LISTĘ BESTSELLERÓW „NEW YORK TIMESA”
I… NAJBOGATSZYM PISARZEM NA ŚWIECIE
I… NAJBOGATSZYM PISARZEM NA ŚWIECIE
Ethan
i Abigail Breslowowie zostają zamordowani w trakcie miesiąca miodowego.
Ojciec Ethana, chcąc odnaleźć morderców syna i synowej, zleca
zawieszonemu w służbie czynnej agentowi FBI, Johnowi O’Harze,
przeprowadzenie prywatnego śledztwa. Kiedy jednak w trakcie miesiąca
miodowego zostaje zamordowana kolejna para, staje się jasne, że ktoś
poluje na nowożeńców.
W
tym samym czasie agentka Sarah Brubaker tropi innego seryjnego zabójcę,
którego ofiary łączy jednakowe imię i nazwisko: John O’Hara. Podążając
tropem wskazówek zostawianych przez mordercę, Sarah odkrywa, że sprawa
ma związek ze śmiercią siostry zabójcy, Nory, i agentem Johnem O’Harą.
Kilka lat wcześniej John zajmował się sprawą Nory, „czarnej wdowy”, i
miał z nią romans. Brat Nory obwinia go o jej śmierć i po ucieczce ze
szpitala psychiatrycznego zaczyna mordować ludzi noszących to
samo imię i nazwisko. Sarah otrzymuje polecenie skontaktowania się z
Johnem, który ma ukryć się na czas prowadzonego śledztwa. Oboje jednak
lekceważą polecenia swoich szefów i łączą siły, by rozwiązać obie
sprawy.
25 lutego 2015
KOLONIA
Tana French
100
km na północ od Dublina, w nowym osiedlu domków jednorodzinnych,
dokonano napaści na rodzinę Spainów: z pierwszych danych wynika, że
doszło do poczwórnego morderstwa. Sceneria zbrodni jest upiorna:
zbudowane tuż nad morzem, na kompletnym pustkowiu, osiedle zaczęło
powstawać w hossie 2006 roku, lecz wraz z nadejściem kryzysu w roku 2008
budowę przerwano, pozostawiając w większości niezamieszkałe i
niedokończone osiedle.
Dochodzenie
w sprawie zbrodni zostaje zlecone parze detektywów: jednemu z
najlepszych ludzi Wydziału Zabójstw, Michaelowi „Rewelce” Kennedy’emu i
przydzielonemu mu do przeszkolenia, nowicjuszowi w wydziale – Richiemu
Curranowi. Wiadomo, że sprawa ma najwyższy priorytet i będzie jej się
przyglądać cała Irlandia.
27 lutego 2015
ŚMIERTELNA GRA
Michael Marshall
Thriller spiskowy.
Doskonała
praca, cudowna żona, piękny dom – Bill Moore prowadzi wręcz idealne
życie. Wszystko układa się doskonale, aż do dnia, w którym znajduje na
swoim biurku pierwszą kartkę z jednym, zagadkowym słowem – MODYFIKOWANY.
Wszystko
zaczyna się zmieniać, nic już nie jest takie, jak było w poukładanym i
zaplanowanym życiu Billa. Dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy: z Amazona
przychodzi niezamówiony album ze zdjęciami erotycznymi, znajomi Billa
dostają od niego e-maila z głupim dowcipem, którego nie wysłał, żona
znajduje w laptopie serię rozbieranych zdjęć… Powoli Bill przekonuje
się, że stał się pionkiem w śmiertelnej grze i nie ma wyboru – musi
walczyć.
Michael Marshall - brytyjski
pisarz i scenarzysta. Kilkukrotny laureat British Fantasy Award oraz
Nagrody im. Philipa K. Dicka. Stephen King nazwał jego debiut literacki
(powieść The Straw Men – tytuł polski: Niewidzialni) „dziełem sztuki – genialnie napisanym i cholernie przerażającym”.
Moje ukochane:)
Postanowiłam pokazać kilka książkowych "staroci":)
Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy w domu w Polsce. Przywiozłam stamtąd do wiedeńskiego mieszkania kilkanaście moich ukochanych książek. Pasjonuję się historią tak w ogóle. Ale moim prawdziwym konikiem, bzikiem, nazwijcie to jak chcecie, jest historia antyczna głównie obejmująca teren Hellady, ale nie tylko - także Rzymu, Bliskiego Wschodu, Polski.
Ta moja pasja przełożyła się nawet na ukończone xxx lat temu (spuśćmy zasłonę milczenia na liczbę lat) studia. Chociaż w zawodzie nigdy nie pracowałam, to moja obecna praca jest najbliższa wykształceniu.
Książki, które przywiozłam przydadzą mi się w pracy, a poza tym..to tak miło mieć swoje ukochane książkowe maleństwa blisko:):) Wiem, fioła mam, ale to chyba jak każdy mol książkowy.
Wiele z książek, które prezentuję ma bez mała tyle lat co ja, albo o kilka więcej. W okresie moich studiów grzebałam za nimi pracowicie w wielu antykwariatach. Spora część tytułów ku mojemu zdziwieniu od wielu, wielu lat nie jest wznawiana, są chyba mało dochodowe. W związku z tym część pozycji to takie moje perełki:)
Aha, to ok. 1/5 moich książkowych zbiorów związanych z archeologią i historią antyczną. Te zostały przywiezione, bo po prostu są mi najbardziej potrzebne.
A ciężkie są niesamowicie. Kiedyś wydawano chyba na zupełnie innym papierze.
Ponieważ będą stały w moim hmm gabinecie (to szumna nazwa klaustrofobicznej klatki o wymiarach 1,5mx 2m:)) czekam, aż maż z synami złożą mi regalik..od tygodnia zaledwie czekam, wiec w sumie..nie jest źle:) Na razie książki leżakują na komodzie w artystycznym nieładzie, co widać poniżej:)
To naj, naj, najukochańsze z ukochanych pozycje:)
I moja najukochańsza z najukochańszych biografia, mojego "antycznego idola":)
Co prawda przez ostatnie lata pozycja ta była wznawiana, ale porównałam nowe i to stare wydanie i różni się już na pierwszy rzut oka ilością ilustracji. Tzn. w starym wydaniu jest ich więcej.
Dostać tę książkę xxx lat temu, gdy zaczęła się moja wielka miłość do Aleksandra Macedońskiego, graniczyło z cudem:)
Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy w domu w Polsce. Przywiozłam stamtąd do wiedeńskiego mieszkania kilkanaście moich ukochanych książek. Pasjonuję się historią tak w ogóle. Ale moim prawdziwym konikiem, bzikiem, nazwijcie to jak chcecie, jest historia antyczna głównie obejmująca teren Hellady, ale nie tylko - także Rzymu, Bliskiego Wschodu, Polski.
Ta moja pasja przełożyła się nawet na ukończone xxx lat temu (spuśćmy zasłonę milczenia na liczbę lat) studia. Chociaż w zawodzie nigdy nie pracowałam, to moja obecna praca jest najbliższa wykształceniu.
Książki, które przywiozłam przydadzą mi się w pracy, a poza tym..to tak miło mieć swoje ukochane książkowe maleństwa blisko:):) Wiem, fioła mam, ale to chyba jak każdy mol książkowy.
Wiele z książek, które prezentuję ma bez mała tyle lat co ja, albo o kilka więcej. W okresie moich studiów grzebałam za nimi pracowicie w wielu antykwariatach. Spora część tytułów ku mojemu zdziwieniu od wielu, wielu lat nie jest wznawiana, są chyba mało dochodowe. W związku z tym część pozycji to takie moje perełki:)
Aha, to ok. 1/5 moich książkowych zbiorów związanych z archeologią i historią antyczną. Te zostały przywiezione, bo po prostu są mi najbardziej potrzebne.
A ciężkie są niesamowicie. Kiedyś wydawano chyba na zupełnie innym papierze.
Ponieważ będą stały w moim hmm gabinecie (to szumna nazwa klaustrofobicznej klatki o wymiarach 1,5mx 2m:)) czekam, aż maż z synami złożą mi regalik..od tygodnia zaledwie czekam, wiec w sumie..nie jest źle:) Na razie książki leżakują na komodzie w artystycznym nieładzie, co widać poniżej:)
To naj, naj, najukochańsze z ukochanych pozycje:)
I moja najukochańsza z najukochańszych biografia, mojego "antycznego idola":)
Co prawda przez ostatnie lata pozycja ta była wznawiana, ale porównałam nowe i to stare wydanie i różni się już na pierwszy rzut oka ilością ilustracji. Tzn. w starym wydaniu jest ich więcej.
Dostać tę książkę xxx lat temu, gdy zaczęła się moja wielka miłość do Aleksandra Macedońskiego, graniczyło z cudem:)
poniedziałek, 19 stycznia 2015
Służąca
Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5/6
Służąca to doskonale napisana powieść społeczno-obyczajowa, która zmusza do lektury bez przerwy oraz do poważnej chwili refleksji, gdy już odłożymy książkę na półkę.
Główne bohaterki są dwie, obie niebanalne, inteligentne, zmuszone walczyć ze sobą, swoimi słabościami i otoczeniem. Owe kobiety to Josephine i Carolina. Obie żyją w USA, ale dzieli je dosłownie wszystko. Różny mają kolor skóry (Josephine jest czarna, Carolina biała), żyją w różnych stuleciach (Josephine w połowie XIX wieku, Carolina na początku XXI wieku). Jedna jest niewolnicą, która nie posiada absolutnie niczego poza determinującym wszystko pragnieniem bycia wolną. Druga jest młodą prawniczką, pracująca w prestiżowej kancelarii, której kariera rozwija się w tempie iście błyskawicznym, a świat zdawałoby się leży u jej stóp. Ale czy tak jest na prawdę? Czy to co widać na pierwszy rzut oka jest prawdą, czy może tylko fasadą?
Obie kobiety mimo, iż dzieli je ponad 150 lat połączą się w zadziwiający sposób. Za sprawą niespodziewanego pozwu Carolina pozna historię Josephine. Ta sprawa da jej nie tylko bodziec do śledzenia losów amerykańskich niewolników, ale także do poznania własnych korzeni, odkrycia tajemnic rodzinnych, poznania sekretów, które ukochany ojciec skrywa przed nią.
Tara Conklin w swojej debiutanckiej, opowiadając losy dwóch kobiet powieści dała nam możliwość poznania wielu niezwykłych osób, które 1,5 wieku temu związane były z ruchem abolicjonistycznym. Czytamy o okrutnym losie niewolników, o karach jakie wobec nich stosowano, ale także o pomocy jaką abolicjoniści udzielali zbiegłym niewolnikom, o całej siatce, która za sprawą niezwykle odważnych i zdeterminowanych ludzi działała prężnie i uratowała wiele istnień ludzkich.W tle przewijają nam się - miłość, przyjaźń, sztuka, ludzkie rozterki i kontrast między prawem obowiązującym, a tym co słuszne.
Służąca ukazuje całą paletę kolorów, jaką mienią się wolność i ludzkie życie, zmusza do zastanowienia czym jest człowieczeństwo, do czego my sami bylibyśmy zdolni i czy na prawdę żyjąc tu i teraz jesteśmy wolni?!
Tara Conklin stanęła na wysokości zadania. Jej Służąca jest doskonałą książką nie tylko z tego powodu, iż to powieść debiutancka. To po prostu kawał doskonałej prozy i głęboko poruszająca historia o ludziach ich pragnieniach i ponadczasowych potrzebach.
Zachęcam do lektury, ale tylko wtedy, gdy macie na nią sporo czasu. Służąca jest bowiem książką, od której trudno się oderwać.
Służąca to doskonale napisana powieść społeczno-obyczajowa, która zmusza do lektury bez przerwy oraz do poważnej chwili refleksji, gdy już odłożymy książkę na półkę.
Główne bohaterki są dwie, obie niebanalne, inteligentne, zmuszone walczyć ze sobą, swoimi słabościami i otoczeniem. Owe kobiety to Josephine i Carolina. Obie żyją w USA, ale dzieli je dosłownie wszystko. Różny mają kolor skóry (Josephine jest czarna, Carolina biała), żyją w różnych stuleciach (Josephine w połowie XIX wieku, Carolina na początku XXI wieku). Jedna jest niewolnicą, która nie posiada absolutnie niczego poza determinującym wszystko pragnieniem bycia wolną. Druga jest młodą prawniczką, pracująca w prestiżowej kancelarii, której kariera rozwija się w tempie iście błyskawicznym, a świat zdawałoby się leży u jej stóp. Ale czy tak jest na prawdę? Czy to co widać na pierwszy rzut oka jest prawdą, czy może tylko fasadą?
Obie kobiety mimo, iż dzieli je ponad 150 lat połączą się w zadziwiający sposób. Za sprawą niespodziewanego pozwu Carolina pozna historię Josephine. Ta sprawa da jej nie tylko bodziec do śledzenia losów amerykańskich niewolników, ale także do poznania własnych korzeni, odkrycia tajemnic rodzinnych, poznania sekretów, które ukochany ojciec skrywa przed nią.
Tara Conklin w swojej debiutanckiej, opowiadając losy dwóch kobiet powieści dała nam możliwość poznania wielu niezwykłych osób, które 1,5 wieku temu związane były z ruchem abolicjonistycznym. Czytamy o okrutnym losie niewolników, o karach jakie wobec nich stosowano, ale także o pomocy jaką abolicjoniści udzielali zbiegłym niewolnikom, o całej siatce, która za sprawą niezwykle odważnych i zdeterminowanych ludzi działała prężnie i uratowała wiele istnień ludzkich.W tle przewijają nam się - miłość, przyjaźń, sztuka, ludzkie rozterki i kontrast między prawem obowiązującym, a tym co słuszne.
Służąca ukazuje całą paletę kolorów, jaką mienią się wolność i ludzkie życie, zmusza do zastanowienia czym jest człowieczeństwo, do czego my sami bylibyśmy zdolni i czy na prawdę żyjąc tu i teraz jesteśmy wolni?!
Tara Conklin stanęła na wysokości zadania. Jej Służąca jest doskonałą książką nie tylko z tego powodu, iż to powieść debiutancka. To po prostu kawał doskonałej prozy i głęboko poruszająca historia o ludziach ich pragnieniach i ponadczasowych potrzebach.
Zachęcam do lektury, ale tylko wtedy, gdy macie na nią sporo czasu. Służąca jest bowiem książką, od której trudno się oderwać.