Strony

sobota, 28 lutego 2015

Tam, gdzie nie czuć już lęku - Monika Held

Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5,5/6
Wspaniała książka, mocno chwytająca za serce i przemawiająca do czytelnika. Przeczytałam, a właściwie pochłonęłam ją w jeden wczorajszy wieczór.
Bohaterami są Lena i Heiner. Poznali się we Frankfurcie w 1965 roku. Ona przyjechała tam jako tłumacz, żeby przekładać w procesie hitlerowskich katów zeznania polskich świadków. On pochodzący z Wiednia 45-letni męźczyzna przyjechał tam, żeby złożyć owe zeznania. Każde z nich ma ogromny bagaż doświadczeń za sobą. Iskrzy między nimi od pierwszego spotkania, zupełnie przypadkowego. Ale jest to iskra zupełnie inna od tych, jakimi teraz epatuje się w literaturze czy filmach. Nie ma to nic wspólnego z seksem, pożądaniem. Jest zupełnie coś innego. Ten związek-nie związek do początku jest trudny. Różnica kulturowa, niewielka, ale zawsze różnica wieku, a przede wszystkim różnica doświadczeń. Heiner był bowiem więźniem obozu Auchwitz Birkenau. Miał o tyle szczęście (o ile w tym kontekście można o nim mówić), iż był pisarzem, a właściwie maszynopisarzem. Heiner każdego dnia przez 12 godzin przepisywał akty zgonu, księgi obozowe, wszelkie dokumenty mogące świadczyć o okrucieństwie i eksterminacji. Poza tym doświadczył tego samego, co inni więźniowie, którzy ocaleli, patrzył na to samo, to samo w nim zostało. Próbuje opowiedzieć o tym ukochanej kobiecie, jaką szybko staje się dla niego Lena, ale nie potrafi. Bo jak ubrać w słowa coś tak okropnego? Jak opowiedzieć o tym co przeżył i co nadal w nim siedzi, co czasami przez kilka dni nie pozwala ruszyć się z łóżka, nie pozwala normalnie egzystować, uczyniło z niego pod względem psychicznym i fizycznym wrak. Jednak próbuje. Zrozumieć zachowanie Heinera, pomóc mu próbuje Lena. Ale czy dobre chęci i potrzeba uczucia, którą pielęgnuje każde z nich wystarczy?
Czy Lena kiedykolwiek zrozumie świat, w którym żyje jej ukochany? Czy uda im się pokonać dzielącą ich granicę, a Heinerowi granicę dzielącą go od względnie normalnego życia? Czy wreszcie uda im się być razem?
Wspaniała książka, która epatuje nie tylko olbrzymia gamą wszelakich uczuć, ale przede wszystkim miłością, nadzieją, otwartością na drugiego człowieka. Zarówno Lena jak i Heiner zagubieni w  otaczającym ich świecie, mający tylko siebie, wkładają niewyobrażalną wprost ilość pracy, energii w to, żeby siebie nawzajem zrozumieć, pomóc sobie, być razem.
Poraża zarówno opowieść Heinera o tym co przeżył w obozie, jak i walka obojga. Najbardziej jednak zdumiały mnie moje własne odczucia. Uświadomiłam sobie jakie mamy szczęście i jak często go nie doceniamy. Mając u boku drugą osobę uznajemy to za normalne, za sytuację stałą, za coś co nam się należy, co zostało nam bezwarunkowo dane na zawsze. Zaniedbujemy związki, nie walczymy o nie, nie uświadamiamy sobie, jak wiele pracy należy w nie wkładać każdego dnia, jak wiele należy dać z siebie drugiemu człowiekowi.
Piękna poruszająca i niezwykle mądra opowieść, która kryje się pod tak niepozorną okładką. Po raz kolejny potwierdza się, iż nie szata zdobi książkę:). Zachęcam gorąco do lektury. Jestem pewna, iż każdy z was odbierze Tam, gdzie nie czuć już lęku odrobinę inaczej. Dla jednego ważniejsze będą relacje między bohaterami, dla drugiego przeżycia obozowe Heinera, a dla kogoś trzeciego ogólna wymowa książki. 

Okładka wydania oryginalnego.
 Po lewo okładka niemieckojęzycznego wydania Tam, gdzie nie czuć już lęku. A ja właśnie zamówiłam sobie na czytnik inną powieść autorki, o taką, jak widać po prawo:) Mam nadzieję, iż równie mocno przypadnie mi do gustu.

piątek, 27 lutego 2015

Zagadka katakumb - Tom Harper

Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 5/6
Przyznam się, iż jestem zaskoczona, ze tak dobrze i szybko czytało mi się tę książkę.
Akcja rozgrywa się na dwóch, niezwykle od siebie odległych płaszczyznach czasowych - współcześnie i w IV wieku. 
Bohaterką niezwykle dynamicznej akcji XX wieku jest 36-letni Abby Cormac, która pracuje w Kosowie z ramienia misji UE. To kolejna jej misja. Do niezwykle trudnych, momentami ekstremalnie niebezpiecznych wydarzeń, miejsc i ludzi Abby jest przyzwyczajona. Dawała sobie radę z wieloma nieciekawymi sytuacjami. Jednak to z czym przyjdzie zmierzyć jej się w Kosowie przerośnie wszystko. Upojny weekend w bajecznej willi w Czarnogórze, na który zabrał ją ukochany męźczyzna zamieni się w koszmar z najgorszego horroru. Michael ginie zastrzelony przez tajemniczego człowieka, a Abby ciężko postrzelona ledwo uchodzi z życiem. Przewieziona na rekonwalescencję do Londynu, przesłuchiwana przez policję i wywiad wojskowy musi nie tylko rozstać się z pamiątkami po Michaelu, ale także poukładać w głowie wspomnienia z pamiętnej nocy. A to dopiero początek dramatycznych wydarzeń. Na Abby i to co podarował jej przed śmiercią Michael czyha wielu, m.in. najbardziej poszukiwany bałkański zbrodniarz. Kobiecie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Dodatkowo nie wie komu może zaufać, co jest kłamstwem, a co prawdą. Jednak najbardziej zadziwiająca i niebezpieczna część historii jeszcze przed nią.
Naprzemiennie z przygodami Abby śledzimy wydarzenia z IV wieku. Wtedy to rzymski urzędnik cesarza Konstantyna próbuje rozwikłać zagadkę śmierci biskupa, przy którego zwłokach znaleziono naszyjnik z chrześcijańskim znakiem. Jego dochodzenie jest równie niebezpieczne, jak to, którym 1700 lat póżniej zajmuje się młoda Angielka. Co wspólnego mają ze sobą te dwie historie? 
Zagadka katakumb to doskonale napisana mimo, iż odrobinę sztampowa, ale trzymająca w napięciu książka. Harperowi udało się zręcznie połączyć błyskawiczną akcję, historię - tę antyczną i współczesną, tajemnicę z najgorszymi ludzkimi instynktami. Razem z bohaterami obu wątków przemierzamy najważniejsze dzisiaj i w IV wieku miejsca - Konstantynopol obecny Stambuł, Londyn, York, Sinngidunum, czyli dzisiejszy Belgrad, Split, Trewir (ten rzymski i współczesny). 
Autor zadał sobie sporo trudu, żeby w opowieść wpleść niezwykle dokładne opisy rzymskich miast, strojów, obyczajów, postaci historycznych i wydarzeń z tego okresu. 
Całość tworzy niezwykłą mieszankę, książkę, którą mimo blisko 500 stron czyta się błyskawicznie.
Jeżeli szukacie lektury lekkiej, wciągającej, zapewniającej kilka godzin dobrej rozrywki, to gorąco zachęcam do sięgnięcia po Zagadkę katakumb. Warto. 

czwartek, 26 lutego 2015

Kryminalistka - Joanna Jodełka

Wydawnictwo Świat Książki
Premiera 18 marca 2015 r.
To moje pierwsze zetkniecie z prozą Joanny Jodełki i na pewno nie ostatnie, ale..Niezmiernie trudno mi jest ocenić tę książkę.
Autorka opowiada historię Joanny ok. 40-letniej pisarki powiedzmy umiarkowanie poczytnych kryminałów. Jej mężem jest liczący mniej więcej (z tego co wywnioskowałam z treści) Krzysztof, także pisarz, autor niezwykle poczytnych, doskonale sprzedających się poradników z typu Jak żyć. Przystojny, znany, popularny, uwielbiany przez kobiety, doskonale zarabiający mężczyzna w typie wujka dobra rada (z tych co wszystko wiedzą najlepiej i na wszystko mają jedyną słuszną radę) i zahukana, skutecznie tłamszona (choć niezwykle kulturalnie, w białych rękawiczkach) przez małżonka pisarka, średnio popularna i jeszcze mniej  uznana. Joanna i Krzysztof planują spędzić sielski weekend w domku and Bugiem. Na grilla zapraszają znajomych, którzy jak szybko okazuje się są znajomymi tylko Krzysztofa, a z Joanną łączą ich niby poprawne, ale wiele pozostawiające do życzenia stosunki. Wśród zaproszonych jest i ponad 70-letnia miejscowa biznesmenka-hetera, niezwykle bogata i despotyczna, sędzia z dużo młodsza małżonką oraz ich syn, upośledzony Adalbert. O ironio, ów upośledzony młody męźczyzna w efekcie okaże się normalniejszy od wszystkich. Spotkanie przy grillu przebiega tak jak można się było spodziewać. Alkohol, jedzenie, wtykane Joannie szpile (zawsze pod płaszczykiem dobrych rad i troski). W małżeństwie Krzysztofa i Joanny to norma.
Następnego dnia wydarza się coś, co staje się osią opowieści, a wokół czego Joanna Jodełka buduje niezwykłą historię. Krótkotrwały romans, zabójstwo uruchamiają lawinę wydarzeń, która w tempie błyskawicznym, niczym kula śnieżna w ciągu następnych 48 godzin pochłania wszystkich i wszystko. Sprawy zmieniają się w błyskawicznym tempie, każdy kolejny rozdział zaskakuje. Dodatkowym atutem jest naprzemienne opowiadanie całej historii i komentarze Joanny, ale tej, w której nikt nie rozpoznałby autorki kryminałów, kobiety brudnej, z dzikim  wzrokiem, ciągle uciekającej, walczącej z myślami i demonami.
Muszę przyznać, iż książkę czyta się wyśmienicie, niecierpliwie przewracając kolejne kartki. Jodełce udało się stworzyć historię wciągającą, która może zdarzyć się wielu z nas. Zupełnie inaczej jest z dalszym przebiegiem akcji. Jest on z jednej strony standardowy z typu tych, które dzieją się w wielu miejscach, w każdym bez mała czasie. Jednak z drugiej strony to coś nietypowego, co ciekawi, zmusza do lektury i sprawia, iż niecierpliwie czekamy na zakończenie. 
No właśnie. Owo zakończenie. To ono jest malutką łyżką dziegciu w beczce miodu. Nie mam pojęcia, co autorka chciała przekazać na ostatnich 2-3 stronach. Atmosfera książki i tempo akcji, oraz na prawdę niesamowite zwroty akcji i pomysły autorki sprawiały, iż czekałam na wielki finał, na takie bum. Nie doczekałam się go. Czuję się tak jakby ktoś przekłuł balonik i wyszło z niego powietrze.
Niemniej uważam, iż Kryminalistka, to bardzo dobra powieść. Posiada doskonałą fabułę, świetne tempo akcji, arcyciekawych bohaterów i zaskakuje. Może nawet jest to bardziej pozycja społeczno-obyczajowa niż czysty kryminał.
Zachęcam do lektury.

środa, 25 lutego 2015

W kręgu Wazów. Ludzie i obyczaje - Bożena Fabiani

Wydawnictwo Naukowe PWN, Moja ocena 4,5/6
Tytuł niniejszej książki w pełni oddaje jej treść. Jest to 3. wydanie książki, która po raz 1. ukazała się w 1996 roku. Niniejsze wydanie jest dużo bogatsze niż poprzednie, uzupełnione m.in. o wprowadzenie pięciu dodatkowych rozdziałów i wielu, wielu nowych postaci.
Bohaterowie książki Wazowie, to szwedzka dynastia królewska, która na przełomie XVI i XVII wieku panowała także na terenie Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Fabiani, doskonały historyk i urodzony gawędziarz, snuje fascynującą opowieść o swoich bohaterach poczynając od początku, czyli od przybycia Wazów do naszego kraju. 
Kwintesencją jej opowieści są poszczególni członkowie rodu oraz osoby im najbliższe. Opowiadając o nich wtrąca wiele niezwykle ciekawych szczegółów z życia, obyczajów, dnia codziennego swoich bohaterów, zagląda do ich skrzyń, szaf, komnat, a nawet łóżek, opowiada o etykiecie, ubiorach, wojnach, balach i chorobach. Na plus niewątpliwie należy poczytać autorce szerokie ujęcie tematu.
Cennym jest także fakt, iż autorka w książce zamieszcza wiele nowych informacji, odpowiedzi na pytania, zagadnienia, które jeszcze do niedawna pozostawały bez odpowiedzi. Są to np. takie smaczki, jak odnalezienie przez archeologów tuż przy Zamku Królewskim w Warszawie szkieletów szwedzkich żołnierzy z okresu potopum czy odkrycie z 2012 roku na dnie Wisły elementów architektonicznych, które w 1656 roku zostały zrabowane z warszawskich pałaców.
Książka napisana jest lekkim, gawędziarskim stylem. Czyta się ją wyśmienicie, idealnie trafi do każdego odbiorcy. jednak tym co mnie raziło jest absolutny brak źródłoznawstwa czy bibliografii. Moim zdaniem nawet praca przeznaczona dla przeciętnie interesującego się historią odbiorcy, winna posiadać przynajmniej minimum źródłoznawcze czy bibliograficzne. Co prawda w tekście książki autorka wielokrotnie powołuje się na różne dokumenty, źródła, ale to za mało.
Podobnie jest z ilością i jakością ilustracji. W książce znajdziemy ich całkiem sporo, ale są one małe i czarno białe. Na końcu wydania jest tylko kilka kolorowych zdjęć, które powinny moim zdaniem znaleźć się w środku książki,w  miejscu do tego odpowiednim, które wynika z treści. 
Mimo tych drobnych minusów szczerze zachęcam do sięgnięcia po W kręgu Wazów... Książkę pełną anegdot i ciekawostek czyta się doskonale z uśmiechem na ustach i z pewnością wiele wiadomości zostanie na długo w pamięci.


poniedziałek, 23 lutego 2015

Przysięga - Michael Palmer

Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 5/6
Od wielu, wielu lat trwa moja nieustająca miłość do thrillerów medycznych. Mam kilku ulubionych autorów specjalizujących się w tego typu książkach i Michael Palmer do nich bez wątpienia należy.
Przysięga to pierwszy tom trzyczęściowego cyklu o lekarzu ciał i dusz Lou Welcomie i bodajże 17. thriller w dorobku autora. Sporo, ale jakość jak zawsze wysoka.
Pamiętam, że 1. książka Palmera, jaką przeczytałam była słynna Krytyczna terapia wydana ze 20 lat temu. To był prawdziwy, mrożący krew w żyłach (jak na ówczesne czasy) thriller medyczny. Przez minione dwie dekady wszystko poszło z postępem, także medycyna. Zmieniły się także zagrożenia czyhające na przeciętnego Kowalskiego, czy Smitha. Zmieniły się także aspekty, którymi można straszyć szarego człowieka, zwykłego czytelnika. Palmer, z zawodu lekarz, doskonale zdaje sobie z tego sprawę, w swoich książkach poszedł z duchem czasu i postępu. W Przysiędze pisarz porusza kwestię GMO, czyli modyfikowanej żywności, której kwestia od jakiegoś czasu jest poruszana na arenie międzynarodowej. Wielu  badaczy bije na alarm. Żywność taka może mieć dla człowieka katastrofalne skutki. Czy słusznie? Czy rzeczywiście ze strony pięknie wyglądających, zdrowych, lśniących owoców, warzyw coś nam zagraża? A może za niezwykle dziwnym zachowaniem osób z otoczenia Welcoma stoi coś zupełnie innego? Może to nie GMO było przyczyną ataku szału spokojnego lekarza, który w ciągu kilku minut zabił 7 osób? 
Niewielka część moich thrillerów medycznych

Lektura książki przeraża i to z każdą kolejną strona coraz bardziej. Dlaczego? A dlatego, iż dotyczy nas, każdego z nas. To już nie jest kwestia wykradzionych z laboratorium wirusów. To sprawa tego co jemy, pokus i oszustw, jakim ulegamy i tych, którzy za ochronienie swoich zysków i tajemnic są gotowi na wszystko.  
Niewątpliwie Palmer kolejny raz porywa czytelnika (zabójstwa, intrygi, walka na śmierć i  życie są w książce na porządku dziennym), ale i zmusza do refleksji. Zagrożenie o jakim opowiada w najnowszej powieści jest realne dla każdego z nas, zagraża nam, naszym najbliższym. Każdy powinien sięgnąć po  Przysięgę, przeczytać i pomyśleć, co jest ważniejsze. 
Doskonała lektura na miarę co by nie przyznać coraz bardziej przerażającego XXI wieku. Po odłożeniu książki na półkę zaczęłam "marzyć" o tym, żeby zamiast nowych technologii i chciwości potentatów zaczęły nam znowu zagrażać "tylko" wirusy ospy, grypy, czy innych chorób.
Zachęcam do lektury. Warto i trzeba.  

niedziela, 22 lutego 2015

Snajper. Historia najniebezpieczniejszego snajpera w dziejach amerykańskiej armii.

Wydawnictwo Znak, ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża.
 
Chris Kyle służył w wojsku w latach 1999-2009 i czterokrotnie wyjeżdżał na misje do Iraku. Był dwukrotnie ranny i sześciokrotnie przeżył bliski wybuch miny, w czasie II Bitwy o Faludźę zastrzelił 40 rebeliantów. W Ar Ramadi wrogowie nazwali go Szajtan ar-Ramadi (Diabeł z Ramadi) i wyznaczyli nagrodę za jego głowę. Najbardziej spektakularnym sukcesem snajpera było zastrzelenie bojownika uzbrojonego w wyrzutnię rakiet z odległości 1920 m. Kyle był wielokrotnie nagradzany medalami za odwagę, m.in. dwa razy otrzymał Medal Srebrnej Gwiazdy. W Iraku współdziałał m.in. z GROM-em. Chris Kyle zginął 2 lutego 2013 roku w wyniku postrzelenia. Został zastrzelony przez żołnierza, cierpiącego na stres pourazowy, któremu pomagał. 11 lutego 2015 roku rozpoczął się proces Eddiego Ray Routha, mordercy Chrisa Kyle`a.
Bez wątpienia był najlepszym amerykańskim, a wielu twierdzi, ze także światowej klasy snajperem. Niniejsza książka to zapis jego wspomnień, autentyczna historia człowieka wyjatkowego. Bo jak inaczej określić kogoś o takich przymiotach i tyle lat działającego, jako snajper.Jest to pozycja bez zaskakujących zwrotów akcji (bo w sumie przed rozpoczęciem lektury mniej więcej wiemy czego można się spodziewać), ale za to książka trzymająca w napięciu już od pierwszej strony.
Snajper, to pozycja przede wszystkim o odwadze, niesamowitym charakterze i walce - ze sobą, swoimi ułomnościami, przeciwnościami losu, a przede wszystkim o walce za ojczyznę. 
Książka napisana jest prostym, przemawiającym do czytelnika językiem. W przypadku takiej tematyki, to wielka zaleta. 
(...) Znajdowaliśmy się na dachu starego podniszczonego budynku stojącego na skraju miasteczka, przez które mieli przejść marines. Pod nami wiatr rozmiatał po zniszczonej drodze pył i papiery. Śmierdziało jak w kanale ściekowym – ten typowy dla Iraku odór był czymś, do czego nigdy nie udało mi się przywyknąć.
– Nadchodzą marines – powiedział dowódca, kiedy budynek zaczął drżeć. – Obserwuj.
Spojrzałem przez celownik. W pobliżu nie było nikogo poza tą kobietą i jednym czy dwojgiem dzieci.
Patrzyłem, jak zbliża się oddział naszych. Dziesięciu młodych dumnych marines w mundurach wyskoczyło z pojazdów i sformowało się w szyku patrolowym. Kiedy Amerykanie się ustawiali, kobieta wyjęła coś spod ubrania i pociągnęła za to. Odbezpieczyła granat. W pierwszej chwili nie zdałem sobie z tego sprawy.
– Zdaje się, że to coś żółtego – powiedziałem do szefa, opisując, co widzę, podczas gdy on też obserwował. – Żółte i ma...
– Ona trzyma granat – powiedział dowódca. – To chiński granat.
– Cholera.
– Strzelaj.
– Ale...
– Strzelaj. Zdejmij ten granat. Marines...
Zawahałem się. Ktoś próbował połączyć się z marines przez radio, ale nie mogliśmy ich wywołać. Szli wzdłuż ulicy, kierując się w stronę kobiety.
– Strzelaj! – padł rozkaz.
Pociągnąłem za spust. Kula wyleciała w lufy – strzeliłem. Granat upadł. Kiedy wystrzeliłem po raz drugi, granat wybuchł. To był pierwszy raz, kiedy zabiłem kogoś z karabinu snajperskiego. A także pierwszy raz w Iraku – i jedyny – kiedy zabiłem kogoś innego niż biorącego udział w walce mężczyznę. Miałem obowiązek strzelić i nie żałuję tego. Ta kobieta i tak by zginęła.
Ja tylko zadbałem o to, żeby nie zabrała ze sobą żadnego z marines.
Było jasne, że chce ich zabić, ale to nie wszystko: nie zwracała najmniejszej uwagi na nikogo w pobliżu, kogo mógł rozerwać granat albo kto mógł zginąć w wyniku otwarcia ognia. Nie obchodziły ją ani dzieci na ulicy, ani ludzie w domach, może nawet jej własne dziecko...
Była za bardzo zaślepiona przez zło, żeby zwracać na nich uwagę. Chciała po prostu ze wszelką cenę zabić Amerykanów.
Moje strzały ocaliły kilku rodaków, których życie było w oczywisty sposób warte więcej niż wynaturzona dusza tej kobiety. Mogę stanąć przed Bogiem z czystym sumieniem i odpowiedzieć za to, co zrobiłem. Ale szczerze i głęboko znienawidziłem zło, które opętało tę kobietę.
Nienawidzę go po dziś dzień. (...)

sobota, 21 lutego 2015

Czesałam ciepłe króliki:)

Wydawnictwo Czarne, Moja ocena 5/6
Pierwsze, co w przypadku tej książki przyciągnęło moją uwagę to tytuł. Z czym się on wiąże, nie zdradzę. Napiszę wam za to jak wspaniała, pełna pozytywnej energii i dająca solidnego życiowego kopa jest ta pozycja. 
Bohaterką jest  92-letnia Alicja Gawlikowska-Świerczyńska – lekarka, działająca prężnie w wojennej konspiracji, była więźniarka obozu w Ravensbrück. W rozmowie z Dariuszem Zaborkiem opowiada o swoim życiu, które nigdy do łatwych nie należało. Wiem, takich książek jest sporo. Ale nie spotkałam się z żadną, która tchnęła by takim optymizmem i przekonaniem, iż człowiek wytrzyma wszystko o ile nie jest np. śmiertelnie chory. Poza ciężką chorobą jesteśmy w stanie znieść bardzo, bardzo dużo. Wiele zależy od naszego nastawienia.
Jak twierdzi bohaterka książki.. (...) Pan się podenerwuje tydzień, a potem się pan przyzwyczai. Niech Pan mi wierzy. Bo człowiek, gdyby tak się przejmował, to by właśnie nie przeżył.
Tym co jeszcze mnie urzekło w trakcie lektury, to fakt, iż bohaterka nie czyni z siebie osoby wyjątkowej, czy ciężko uciemiężonej, doświadczonej przez los. A mogłaby. Przeszła w swoim długim życiu bardzo wiele. Opowiada o kolejnych latach życia ze swadą, niesamowitym poczuciem humoru, ale i może nie butą, a brakiem pokory. Wielu na jej miejscu rozpaczałoby nad przeżytymi latami, albo było dumnymi, jak doskonale udało im się je przeżyć. Nasza bohaterka opis swoich doświadczeń serwuje nam jako coś zwyczajnego. Ot zdarzyło się i już. Nie było to piekło, tylko kolejne doświadczenie, coś z czego należy wynieść dla siebie jak najwięcej. 
Stoicki spokój Pani Alicji i jej pozytywne podejście do życia oraz umiejętność cieszenia się każdym, nawet najdrobniejszym jego aspektem, to to co porwało mnie całkowicie i zadziwiło. Chciałabym mieć chociaż część daru takiego spojrzenia na świat. 
Książka jest pełna mądrych, życiowych zdań. Jedno stwierdzenie Gawlikowskiej-Świerczyńskiej zapadło mi w pamięć... (...)  To kwestia odczuć indywidualnych. Jedni dramatyzują, inni się nie poddają. Zawsze doszukiwałam się stron pozytywnych.
Życie to łamigłówka, proszę pana, którą trzeba sobie umieć odpowiednio rozwiązać.

Gorąco zachęcam was do lektury tej rozmowy, którą ja wręcz pochłonęłam w jedno popołudnie. To wspaniała lekcja nie tylko historii (poczynając od okresu przedwojennego, poprzez II wojnę światową, PRL i czasy póżniejsze), ale także (a może przede wszystkim wyborna lekcja życia, a właściwie tego jak powinno się do owego wielkiego daru (którym życie bez wątpienia jest) podchodzić. 
Za książkę dziękuję Księgarni Internetowej Platon 
oraz Księgarni Platon z e-bookami 



Pierwsza lekcja tańca

Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 4,5/6
Trochę niezłej "włoszczyzny", czyli włoskich klimatów w środku zimy-nie zimy.
Fabio Terranova, główny bohater książki, to młody człowiek mieszkający we Włoszech, w takim typowym włoskim niedużym miasteczku, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Fabio to niespełna 20-letni, niezwykle przystojny i dobrze zapowiadający się tancerz. Jak wielu jego kolegów po fachu młodzieniec marzy o karierze na Broadwayu. Jednak los ma względem niego zupełnie inne plany. W wypadku samochodowym giną jego najbliżsi przyjaciel Enzo oraz partnerka taneczna, Caterina. Pokiereszowany fizycznie i psychicznie Fabio wciąż na nowo przeżywa tragedię. Taniec był całym jego życiem. Nie chce i nie potrafi żyć bez muzyki, tańca, bez tego co było kwintesencją każdego jego dnia. Zmiana w zachowaniu chłopaka pojawia się wraz z wyjazdem do rodziny do USA. Czy jednak uda mu się wyjść na prostą? Czy uda mu się oswoić z tym co los mu zabrał i docenić to co dał?
Książka pięknie napisana. Tym co najbardziej porusza w takcie lektury są niesamowite kontrasty. Z jednego strony sielsko-anielskie włoskie miasteczko, wspaniała, pachnąca upojnymi aromatami kuchnia, włoska muzyka, nawoływania z okien, spotkania miejscowych na centralnym placu..kwintesencja włoskiego stylu życia. A z drugiej strony straszny, niweczący jakby się zdawało wszystko wypadek i to co następuje po nim.
Wbrew pierwszemu wrażeniu, jakie można wynieść z niezwykle kolorowej i pozytywnej okładki, jest to trudna lektura. Pezzelli przedstawia wszystko bez ogródek, bez upiększania, zmusza czytelnika do szoku prezentując kontrast między dwoma światami, w których musi żyć Fabio. 
Podświadomie kibicujemy młodemu, okrutnie doświadczonemu przez los mężczyźnie, trzymamy kciuki za niego i za jego najbliższych. Bowiem dramat, który jest udziałem tancerza dotyka także wiele innych osób, rodzinę, przyjaciół. 
Bardzo dobra, wielowymiarowa, zmuszająca do chwili refleksji nad sensem życia, walką z losem i własnymi słabościami opowieść. 

piątek, 20 lutego 2015

Babie lato - Danuta Pytlak

Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 4,5/6
Główną bohaterką książki jest Michalina, będąca tuż przed 40-ką, typowa korposzczurzyca, mieszkająca we wspaniałym apartamencie w Warszawie. Jest ona świeżo po rozstaniu z mężem hazardzistą, stoi przed widmem rozwodu i podziału majątku. Wydaje jej się, że rozpad małżeństwa i samotność to najgorsze co mogło ją spotkać. Nawet nie wie, jak bardzo się myli. Niespodziewane wydarzenie zmusza ją do wizyty u lekarza, czynności, którą mimo coraz poważniejszych dolegliwości odkładała z tygodnia na tydzień. Znacie to? Podejrzewam, że aż za dobrze. Moment ten zmienia całej jej życie. Dalsze wydarzenia toczą się w zawrotnym tempie - trudna operacja, poznanie niezwykle mądrych i ciężko doświadczonych ludzi, cierpienie, rekonwalescencja i dużo, bardzo dużo czasu na rozmyślania. To jednak dopiero początek drogi którą przejdzie Michalina ku nowemu życiu. Na jej drodze staną osoby, o których istnieniu nigdy nie wiedziała, a które były tuż obok i okażą się tymi najważniejszymi.  Zmieni się także jej wieloletni obraz własnej rodziny, która była toksyczna jak rzadko która.
Danuta Pytlak stworzyła bardzo dobrą powieść, która zmusza do chwili refleksji i daje porządnego, energetycznego kopa.
Babie lato, to bardzo dobrze napisana książka. Jeżeli dodatkowo wziąć pod uwagę, iż to pisarski debiut Danuty Pytlak, to wielkie uznanie dla autorki za stworzenie wielu przejmujących, chwytających za serce scen. Ale jest jedno ale. Michalina, główna bohaterka, to kobieta sukcesu, a jednocześnie niezwykle wrażliwa, krucha osoba, na którą spada wiele nieszczęść. W trakcie lektury miałam wrażenie, jakby ktoś otworzył niewidzialną kulę z nieszczęściami, tragicznymi wydarzeniami i wszystkie one stały się nagle udziałem Michaliny. Choroba, tragiczna rekonwalescencja, rozpad małżeństwa, kłopoty w firmie, to dopiero początek, przysłowiowy czubek góry lodowej. Wydaje mi się, iż autorka odrobinę przesadziła z ilością nieszczęść. Podobnie jest wg. mnie jeżeli chodzi o szczęśliwe zbiegi okoliczności, cudowne rozwiązania trudności z pozoru nie do pokonania. 
Ilością nieszczęść i cudownych przypadków można by z powodzeniem obdzielić jeszcze jedną lub nawet dwie osoby. 
To tylko jedna, jedyna wada Babiego lata. Poza tym to powieść zapewniająca kilka godzin doskonałej rozrywki, poruszająca wiele strun w sercu, zwracająca uwagę na wartości, proste rzeczy, których zbyt często w codziennym pędzie nie doceniamy. Mimo w/w drobnego minusu przeczytałam ją z wielka przyjemnością. Was także zachęcam do lektury. I czekam na kolejną książkę Danuty Pytlak. Jestem przekonana, iż Babie lato na długo pozostanie w waszej pamięci.

czwartek, 19 lutego 2015

Nos Pinokia - Leif GW Persson

Wydawnictwo czarna Owca, Moja ocena 5-/6
Nos Pinokia, czyli  Evert Bäckström w natarciu po raz trzeci.
Bäckström uosabia moim zdaniem wszystko to co najbardziej obrzydliwe, szowinistyczne w mężczyznach. Ksenofob, homofob, szowinista, brudas chodzący w przepoconych ciuchach, ot pan inspektor w całej okazałości. Ma się przy tym za ósmy cud świata i żyje w przekonaniu, że żadna kobieta mu się nie oprze, a sensem życia jest zaliczenie o godzinie 8 rano browara. Sami koledzy mają o swoim zwierzchniku nie najlepsze zdanie, co najdosadniej obrazuje cytat: (...) Za każdym razem , gdy usłyszałem w wiadomościach, że któryś z naszych kolegów zginął, modliłem się do Pana Boga, żeby to był Bäckström. Skoro już muszą spotykać nas nieszczęścia, to dlaczego nie zacząć od Bäckströma i oszczędzić wszystkich normalnych, porządnych kolegów? Nie pomaga (...)
W tym tomie przygód nasz bohater wraz z zespołem dostaje do rozwiązania trzy z pozoru nie mające ze sobą nic wspólnego sprawy. Są nimi- zabójstwo znanego adwokata, które sprawiło, iż dzień odkrycia zwłok prawnika stał się najpiękniejszym dniem w życiu Bäckströma; sprawa znęcania się starszej pani nad..królikiem domowym i sprawa pobicia się dwóch męźczyzn na parkingu marketu, a narzędziem, którym bito był..katalog domu aukcyjnego Sothebys. Wydaje się, że tylko pierwsza ze spraw jest poważną, wartą zachodu policji z Solny, a pozostałe to jakieś bzdury. Tak samo uważa Evert Bäckström, utożsamiający wszystkie najgorsze jakie tylko przyjdą wam do głowy cechy policjanta i człowieka. Jakim cudem ten człowiek przez wielu jest uważany za doskonałego śledczego...nie mam pojęcia. Złośliwy los bardzo szybko ukazuje kolejne dna bzdurnych zdawałoby się spraw - znęcania się nad przemiłym futrzakiem i pobicia jednego pana przez drugiego zwykłym katalogiem. Każdy dzień śledztw ukazuje niuanse, drobiazgi, które w pewnym momencie łączą się w zaskakujący sposób, a trop wiedzie daleko w przeszłość.
Tych, którzy znają postać i wybryki śledczego Bäckströma do lektury niniejszej książki zachęcać nie trzeba. Pozostałym gorąco polecam te i inne tomy przygód policjanta ze szwedzkiej Solny. Kuriozalny przypadek. Ale najciekawsze jest to, jak Perssonowi w doskonały sposób udało się stworzyć postać tak antypatyczną, tak małostkową, tak momentami obleśną i równocześnie taką, którą w sumie lubi się i jej przygody czyta z uśmiechem na ustach.
Nos Pinokia jest odrobinę inny od wcześniejszych dwóch części serii. Tym razem Persson poszedł na całość z krzywym zwierciadłem i ciętym poczuciem humoru. W ten sposób książka nieoficjalnie podzielona jest na dwie części. Pierwszą część zdominował zdecydowanie Bäckström wraz ze swoimi wadami, które on uważa nieodmiennie za zalety. Mimo tego śledztwo trwa. Okruchy informacji, drobne poszlaki zbierane są razem, a w kolejnej części dochodzenie wysuwa się na pierwszy plan i w kilku miejscach na prawdę zaskakuje.Brawa dla autora za całokształt:)
Doskonała pozycja, którą czytałam z wielkim zaciekawieniem i uśmiechem na ustach. Póżniej popatrzyłam na męża i uznałam, że jednak jestem niesłychanie szczęśliwą kobietą, ponieważ moja druga połowa w najmniejszym stopniu nie przypomina Everta Bäckströa.
Zachęcam do lektury całej trylogii.

środa, 18 lutego 2015

Uprawiacie jakiś sport?

Ja właśnie jestem na squashu, po pracy. Na 16 mamy rezerwację. Jak na początku nie lubiłam squasha, tak teraz wręcz odwrotnie-kocham. Mogę bez skrupułów na... rakietą jak mam nerwy i choć trochę się wyładować. Dobry sport. Lepiej wyżywać się na sprzęcie sportowym niż domownikach. 
Poza tym kocham w sezonie cieplejszym niż teraz jazdę rowerową i bieganie.
O bieganiu wspominałam tutaj - klik. Czekam niecierpliwie na 01 kwietnia, jak zaczną wcześniej otwierać park i będę mogła jego alejkami biegać po 5tej:):) Obecnie biegam w domu na ruchomej bieżni, albo w weekendy po ulicach okolicznych. 
W miniony weekend nie mogłam spać, wzięłam na smycz psa i o 5 biegaliśmy w sobotę. Ciemno, zimno, przymrozek a my truch, truch. Przebiegaliśmy koło komisariatu. Przed wejściem stało 2 panów policjantów i jakoś tak dziwnie na mnie popatrzyli jak im pomachałam:)
Próbowałam jeździć na rowerze stacjonarnym w mieszkaniu. Specjalnie po Bożym Narodzeniu przywieźliśmy sprzęt z domu w Polsce. Ale mimo włączania muzyki, tv nie nadaję się do tego, nudzę się, a sama czynność ma dla mnie tyle sensu co u Zapolskiej spacery Felicjana Dulskiego w koło stołu na Kopiec Kraka:)
Od wiosny do jesieni bardzo lubię chodzić po górach. Tym bardziej iż u nas niewiele czasu i jazdy autem potrzeba, żeby oddalić się od Wiednia do górskich tras wędrówkowych.  
Nie uprawiam tylko żadnych śnieżnych (że tak się wyrażę) sportów. W przeciwieństwie do mojego męża i wszystkich synów. Mam lęk wysokości i sporty na śniegu to tylko jazda na sankach, gdybym na nich siedziała, a ktoś by mnie ciągnął:) Cóż..nikt nie jest doskonały:)
A jak u was z uprawianiem sportu?

Czarne minuty, czyli kryminał po meksykańsku...

Wydawnictwo Czarne
Recenzja mojego męża.

Czarne minuty, to pierwszy (mam nadzieję, że nie ostatni)  na naszym rynku kryminał rodem z Meksyku. Jego lekturę rozpocząłem ze sporą ciekawością, ale i obawą, czy przypadnie mi do gustu.
Książka bez wątpienia jest zupełnie odmienna od tak u nas popularnych kryminałów rodem ze Skandynawii. Zupełnie inna atmosfera, inne tło społeczno-obyczajowe, inne przestępstwa i inny sposób dochodzenia do sedna przez prowadzących śledztwo.
Bazą do przedstawienia opowieści jest niezwykle brutalne zabójstwo młodego dziennikarza Bernardo Blanco. Śledztwo w tej sprawie zostaje powierzone doświadczonemu i zawziętemu niczym doberman (jak dopadł tropu, to nie popuścił) Ramonowi Cabrera. Bardzo szybko okazuje się, iż  obaj męźczyźni (policjant i zamordowany dziennikarz) poprzez swoje zawodowe poczynania nadepnęli komuś na przysłowiowy odcisk, a ostatnim, czego ten ktoś chce jest ujawnienie długo skrywanych, niezwykle mrocznych tajemnic.
Razem z Cabrerą prowadzimy dochodzenie, które przedstawione jest w krótkich niczym migawki filmowe fragmentach. Całość poprzetykana niezwykle istotnymi dla całości historii retrospekcjami.
Jednak tym co wg. mnie decyduje o tym, iż Czarne minuty czyta się w mgnieniu oka, to obraz zdeprawowanego, skorumpowanego, bezlitosnego miasta w Meksyku, miejsca, gdzie normalny, przeciętny człowiek nie ma nic do powiedzenia. Jest to teren, na którym władzę sprawują  niepodzielnie bossowie narkotykowi, a politycy, policja, czyli ci, którzy powinni z założenia stać w obronie obywateli, pilnować prawa, siedzą u nich w kieszeni. Szokująca jest także postawa zwykłych obywateli, którzy nie tylko nie chcą współpracować z prowadzącym dochodzenie Cabrerą, ale wręcz uważają owo śledztwo za złe, a istniejący, wynaturzony ze wszech miar system wartości, chorą codzienność - za normalne.
Zachęcam do lektury. Dobre i niezwykle mocne.

wtorek, 17 lutego 2015

Andrea Bocelli - Sempre Sempre





Kto tak jak ja uwielbia Bocellego?

Ta piosenka "chodzi" za mną dzisiaj cały dzień. Piękna:)




Miłość na szkle - Barbara Sęk

Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5/6
Miłość na szkle, to bardzo dobra powieść, której nie da się streścić. Temat dla wielu kontrowersyjny - zapłodnienie in vitro i cała otoczka z tym związana. Autorka doskonale wczuła się w sytuację głównych bohaterów. Bez mała cały proces i wszystko,co z nim związane, wszelkie wahania, problemy, rozterki, smutki, radości ukazane są z punktu widzenia męźczyzny. To rzadkie, na ogół bowiem zakłada się, że problemy z zajściem w ciążę najbardziej dotykają kobiety, że to one najwięcej cierpią zarówno w  trakcie kolejnych często upokarzających badań, jak i procesu in vitro. Sęk ukazuje, iż nie jest to wcale regułą.
Jej bohaterowie, to doskonale wykształcona, dobrana, dobrze sytuowana para przed 40-ką, która posiadanie dzieci odkładała na później - na po studiach, na po stałej umowie w firmie, na po spłaceniu mieszkania etc. Aż w końcu okazało się, że organizmu i życia nie da się tak w 100% zaplanować, wyregulować wg. własnych życzeń.
Podejrzewam, że w codziennym pędzie, w dążeniu za wszelką cenę do stabilizacji, do osiągnięcia chociaż minimum normalnego życia ze strony materialnej, a z końcowym efektem jak w przypadku Anety i Wojtka jest w Polsce coraz więcej par. Dlatego ta książka jest tak potrzebna. Ukazuje problem, który do tej pory zbyt często zamiatany był pod dywan. Pokazuje wszystko co z nim związane, ale nie w sposób medyczny, czy moralizatorski. Najfajniejsze w książce jest to, w jaki sposób autorka opowiada cała historię. Opowieść jest szybka, na zasadzie krótkich rozdziałów, niczym migawek z reportażu, opowiedziana z lekkim sarkazmem, często wzruszeniem (ale bez zbędnego patosu), a także z przymrużeniem oka i niezwykłym poczuciem humoru, ale i dosadnie.
Książka niewątpliwie wywoła w każdym czytelniku wiele emocji i długo o niej będziemy pamiętać. To dobrze. Takie powinny być książki, które poruszają trudne tematy. 
Po Miłość  na szkle powinni sięgnąć wszyscy. Pary starające się o dzieci po to żeby wiedzieć, iż to co przeżywają było, jest udziałem także innych. Męźczyźni, żeby nie czuć się odtrąconymi czy dziwakami. Kobiety, żeby zrozumieć, jak w tej sytuacji mogą się czuć ich partnerzy. A pozostali po to, żeby zrozumieć i nie oceniać, nie krytykować.
Zachęcam do lektury książki, na której treść i wymowę absolutnie nie przygotowuje słodka okładka. Tym większe zaskoczenie w trakcie czytania.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Zapowiedź

Wyimaginowana, fantastyczna kraina Angrii, wymyślona w dzieciństwie przez rodzeństwo Bronte, to miejsce akcji opowiadań, stworzonych przez nastoletnią wówczas Charlotte. Choć niewątpliwie młodzieńcze, opowiadania te ukazują już przebłyski jej talentu, a także elementy i wątki, które później miała rozwinąć w pełni w swoich słynnych powieściach.
W Verdopolis młoda markiza musi poradzić sobie ze wstrząsającym sekretem, który zagraża jej szczęściu i małżeństwu. W wiejskiej rezydencji młoda mężatka nie może zrozumieć, dlaczego mąż nie pozwala jej się kontaktować ze światem.
Znachor - Tadeusz Dołęga-MostowiczTajemnice, knowania, arystokracja, miłość, piękne młode panny, dumni młodzieńcy - wszystko to łączy się i splata w opowiadaniach, tworzących ten zbiór.

I mój ukochany Znachor:) Jak ja kocham zarówno książkę, jak i film
Znakomity chirurg o międzynarodowej sławie, profesor Wilczur, zrozpaczony po odejściu ukochanej żony, włóczy się po mieście i w wyniku pobicia traci pamięć. Nie widząc kim jest tuła się po wioskach imając się przypadkowych prac. Wreszcie przygarnięty pod dach przez wiejskiego gospodarza, jako Antoni Kosieba zaczyna leczyć ludzi. Po udanej operacji kalekiego syna gospodarza, uzyskuje jego sława zaczyna się rozprzestrzeniać.
Zazdrosny o jego sukces miejscowy lekarz, grozi mu sądem za nielegalne praktyki...


Zapowiedź

Okładka


Najsłynniejsza książka Sue Monk Kidd, autorki bestsellerowych Czarnych skrzydeł!

Długo oczekiwane wznowienie słynnej, zerkanizowanej w powodzeniem powieści Sekretne życie pszczół już niebawem w księgarniach.



Sue Monk Kidd
Sekretne życie pszczół
przeł. Andrzej Szulc
premiera: 19 marca

Sieć rozkwitającego kwiatu - Lisa See

Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 4-/6
Książki autorstwa Lisy See znam i bardzo lubię. W związku z  tym, gdy tylko pojawiła się możliwość przeczytania Sieci rozkwitającego kwiatu, od razu z niej skorzystałam.
Akcja toczy się dwutorowo - w USA w Los Angeles i w Chinach w Pekinie. W obu tych miejscach zostają znalezione zwłoki synów bardzo zamożnych i wysoko postawionych osób. W LA znaleziono zwłoki syna chińskiego multimiliardera, a w Pekinie - syna amerykańskiego ambasadora. Dla prowadzącej śledztwo Liu Hulan jest oczywistym, iż oba zabójstwa łącza się ze sobą. Władze chińskie początkowo starają się całą sprawę zatuszować, jednak po działaniach ojca jednego z zamordowanych chłopców, następuje ścisła współpraca między śledczymi z USA i Chin.
Dochodzenie prowadzone jest w obu krajach. See serwuje nam bardzo dużo opisów chińskiej kultury, sposobu myślenia i zachowania mieszkańców tego największego na świecie kraju. Sporo dowiadujemy się o historii, domu, obyczajach, sposobach prowadzenia dochodzeń, prawie karnym, a nawet o kuchni. Wątek historyczno-obyczajowo-kulturowy jest na prawdę świetnie zaprezentowany i przewija się bez mała przez całą opowieść. Wszak trudno w Chinach prowadzić czy to interesy, czy śledztwo nie znając, nie rozumiejąc kraju i jego mieszkańców.
Mamy także delikatny wątek miłosny. Z tym, że pisarce na szczęście udało się uniknąć zamienienia książki w romansidło.
I niby wszystko jest ok. Doskonały pomysł na fabułę, świetna mieszanka i tło kulturowo-obyczajowe, dobrze nakreśleni bohaterowie, akcja, która w wielu momentach schodzi do prawdziwego dna ludzkiej duszy. Tylko..aż jestem zdziwiona, że mam drobne zastrzeżenie. Wszak wcześniejsze powieści Lisy See czytałam bez jakichkolwiek zastrzeżeń. Czegoś książce brak, jakiegoś spoiwa, kleju jak ja to nazywam. Sieć rozkwitającego kwiatu sprawia wrażenie puzzli z kilkudziesięciu kawałków tylko pozornie do siebie pasujących, którym brak tego jednego, jedynego fragmentu, bez którego nie tworzą spójnej całości.
Niby książka ma wszystko co potrzebne, żeby stała się doskonałym, trzymającym w  napięciu thrillerem, pozycją sensacyjną, kryminałem (jak zwał tak zwał) od lektury której nie można się oderwać. A jednak nie jest.
Nie twierdzę, że to zła książka. Ale jak oceniać kryminał, w którym najbardziej zainteresowało mnie tło kulturowo-historyczno-obyczajowe, a kluczowy zdawałoby się wątek dochodzenia w sumie mógłby nie istnieć. Z powodzeniem książkę można by przerobić bez większego trudu na obyczajową.Wydaje mi się, że po takiej przeróbce Sieć.. tylko by zyskała.
Mimo tego zachęcam was do sięgnięcia po Sieć rozkwitającego kwiatu. Być może wy odbierzecie tę pozycję inaczej niż ja to zrobiłam. Ponieważ jest to 1. tom trylogii, po 2. z pewnością sięgnę. Chcę się przekonać, czy w kolejnym tomie See poprawi trochę warsztat kryminalny.

niedziela, 15 lutego 2015

Jaskółka, kot, róża i śmierć - Hakan Nesser

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Bardzo cenię prozę Hakana Nessera i wiem, że na jego książkach nigdy się nie zawiodę. Nie inaczej było tym razem.
Jaskółka, kot, róża, śmierć, to dziewiąta część opowieści o policjantach z fikcyjnego miasta Maardam i komisarzu Van Veeterenie, który będąc obecnie na emeryturze powraca do zawodu i to jak. Niby VV jest na emeryturze, z której teoretycznie się cieszy, leczy zszargane przez lata policyjnej pracy nerwy, koi duszę, ale...Zbrodnia i zło ponownie odnajdują VV. Pewnego dnia zjawia się bowiem u niego człowiek, który twierdzi, iż sprawa jest beznadziejna i to właśnie VV jest w stanie ją rozwiązać, pomóc. Nikt inny tylko VV. W międzyczasie, w iście błyskawicznym jak na skandynawskie warunki tempie, cała sprawa się gmatwa, trupy wręcz się mnożą, a jedna zbrodnia doskonale wpasowuje się w inne, które początkowo nie miały ze sobą nic wspólnego. Sprawa, którą przyjdzie rozwikłać naszemu bohaterowi jest o tyle ciekawa, iż nierozerwalnie wiąże się z literaturą, a konkretnie z jej fragmentami, którymi bawi się zbrodniarz. Niezwykle ważnym elementem w opowieści, takim, który wszystko łączy jest także słoneczna Grecja:)
Nasze "Nessery":) te które są w Wiedniu. .
Całości dopełnia doskonałe  (jak to u Nessera) przesłanie społeczno-obyczajowe, które po zakończeniu lektury zmusza do głębszej chwili zastanowienia się. To także lubię zarówno w prozie Nessera, jak i w skandynawskiej literaturze w ogóle. Dobra pozycja z tego kręgu zmusza do przemyśleń, zastanowienia się czy to nad kwestią praw, krzywdy jednostki, czy nad czymś większym. Hakan Nesser w każdej ze swoich kolejnych książek przesłanie społeczne przemyca i to nawet w większym stopniu niż inni skandynawscy pisarze. Nie inaczej jest z omawianą książką.
Nesser ze swoim pisarstwem ewoluuje z książki na książkę, podobnie, jak VV, który nawet będąc emerytem jest wybornym śledczym. Tym razem autor nadal komisarzowi bardziej ludzką, przyjazną, mniej odpychającą i gburowatą twarz emeryta. I bardzo mi się ten nowy-stary VV podoba. Emeryt VV jest bardziej normalny, ludzki, choć praca emeryckich szarych komórek pozostaje nadal nie niesłychanie wysokim poziomie.

Ciekawie jest przedstawienie dochodzenia, które śledzimy krok po kroku. Jednak najlepsze jest dla mnie samo zakończenie. Taka wisienka na torcie. Po raz kolejny Nesser niesamowicie mnie zaskoczył i usatysfakcjonował - doskonałe pisarstwo, wyborny pomysł na intrygę kryminalną, niebanalny humor autora i sam VV. Jak Nesser to robi, że każda jego książka trzyma bardzo wysoki poziom?! Zachęcam do lektury.


 

sobota, 14 lutego 2015

:)

No to w tym momencie jesteśmy już na balu. Niech nam ten Strauss pięknie gra.
Wam też życzę udanego wieczoru:)

Uprasza się uprzejmie o trzymanie kciuków:)





Jak w temacie..uprasza się niezwykle uprzejmie o trzymanie dzisiaj kciuków od ok. godz. 20.00. Na bal w stolicy walca idziemy, prawdziwy bal z długimi sukniami, panami w smokingach. Bal na  salonach cesarskich. Jak karnawał to tylko w Wiedniu:) A trzymanie kciuków za walca, żebym tańcząc się nie zbłaźniła. 

A wy jakie macie plany na ostatnią sobotę karnawału?

Nieprzekraczalna granica

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 4,5/6
To moje 2. spotkanie z prozą tej autorki, której wielką fanką jest moja przyjaciółka. Pierwsze spotkanie z prozą Hoover miało miejsce przy okazji lektury 1. części opowieści - Pułapki uczuć. I choć w wielki zachwyt po lekturze nie wpadłam, nie aż w taki, w jaki wpada moja przyjaciółka, to muszę przyznać, iż obie książki mają w sobie coś, co czytelnika przyciąga. Nie są one grube, za to niezwykle sprawnie napisane, akcja wciąga, mimowolnie przeżywa się historię bohaterów. Doskonałe lektury na wieczór. 
Trudno pisze się o kolejnym tomie serii. Trudno napisać, żeby nie spojlerować. Siłą rzeczy nie będzie to długa notka. Ale spróbuję coś wystukać, ponieważ bardzo chcemy wam razem z moją przyjaciółką zarekomendować tę książkę.
W 1. części historii po niedawno przeżytej tragedii, 18-letnia Layken wraz z najbliższą rodziną sprzedaje dom i wyprowadza się na drugi kraniec USA. Wszyscy liczą na to, iż w nowym otoczeniu znajdą spokój i szansę na nowe życie. dziewczyna w nowym miejscu poznaje Willa i dzieje się oj dzieje. W Pułapce uczuć poznajemy ich historię z punktu widzenia Layken. Natomiast tom 2., Nieprzekraczalna granica, to historia opowiedziana z punktu widzenia drugiej połówki, czyli Willa. Jest to bardzo dobry i ciekawy zabieg. W ten sposób możemy poznać dalsze losy pary młodych ludzi widziane oczyma młodego męźczyzny. A wiadomo, że kobiety i mężczyźni te same fakty, zdarzenia, gesty widzą, rozumieją często zupełnie inaczej. Wszak nie bez kozery mówi się, że kobiety są z Wenus, mężczyźni z  Marsa:)
W przypadku 2., 3. ew. kolejnego tomu serii, istnieje obawa, iż autor może nie udźwignąć ciężaru  1. tomu. Zrozumiałe jest więc, iż rozpoczynając lekturę Nieprzekraczalnej granicy bałam się, jak odbiorę ten tom. Jednak i tym razem Hoover stanęła na wysokości zadania. Co prawda Nieprzekraczalna granica ma drobne, drobniutkie minusy, ale nie wpływają one aż  tak bardzo (moim zdaniem) na całość opowieści, na jej odbiór. Ciekawe, czy i wy zwrócicie na nie uwagę?! Z tego też powodu, żeby niczego nie sugerować, nie wymieniam tych minusów. Chciałabym, żebyście lekturę rozpoczęli z czystą kartą, niczym się nie sugerując.
Tak ogólnie, to Colleen Hoover stworzyła opowieść bardzo dobrą, którą czyta się w kilka godzin.  Autorka porusza tematy ponadczasowe, jej bohaterowie mają styczność z problemami, które mogą dotknąć ludzi w każdym wieku, bez względu na rasę, miejsce zamieszkania, płeć. Co mi się podobało najbardziej, to brak takiego (jak to nazywam) pitu pitu, czyli słodkiego jak ulepek opowiadania w zasadzie o niczym, o tym jakie życie jest cudowne etc. Hoover bez ogródek ukazuje życie takim jakie jest, jego niesprawiedliwość, to do czego nas zmusza, ale i szanse, które nam daje.


piątek, 13 lutego 2015

Uwaga informacyjna

Za radą zaprzyjaźnionej:):):) blogerki i męża mojego mądrego:) napiszę kilka słów informacyjnie.
Od razu zaznaczam, że dodawanie komentarzy pod tym postem jest niemożliwe celowo. Chcę uniknąć dyskusji, która prędzej czy później przerodzi się w magiel.
Kiedyś, kilka miesięcy temu wspominałam o hejterze, który m.in. anonimowo u Marlowa dodawał komentarze w stylu..a tu ciekawsza recenzja, zajrzyj i link do mojej recenzji danej pozycji.
Za sprawą działań  Marlowa, a może i palca z góry, twór zamieszczający owe komentarze ucichł. Objawił się znowu. Oczywiście anonimowo. Przyznam się, że jak to się nieraz mówi wszystko mi jedno, lotto mi to.
Szkoda mi tylko kilku osób, u których dodawane były owe komentarze.
Wobec tego po raz drugi i ostatni informuję- nie dodawałam, nie dodaję i nie będę dodawać komentarzy ani anonimowo, ani pod innym niż anetapzn nickiem, ani pod swoim nickiem z linkiem do moich recenzji. Jestem ponad 3 lata w blogosferze i nigdy się do tego nie posunęłam.
Jeżeli ktoś z was ucierpi w tym hejterowskim, anonimowym ataku i ma włączoną możliwość dodawania anonimowych komentarzy, nic nie poradzę. Wasz wybór- można wyłączyć anonimowe komentarze.
Anonimowo każdy kretyn może dodać wszystko. Idiotów w sieci jest pełno i dodatkowo większości z nich wydaje się, że są anonimowi. A wbrew pozorom wcale tak nie jest.
I to wszystko:)
Aha, taka drobna uwaga..zawsze wydawało mi się, że tworzymy w blogosferze jakąś..jedność, grupę, która w razie czego się wesprze. Otóż kilka emaili od 3 blogerów w dniu dzisiejszym pozbawiło mnie tych złudzeń. W jednym z  nich było tyle jadu, że pół miasta można by zatruć. Przykre to.Jeżeli jeszcze raz ktoś mnie obrazi opublikuję email, komentarz łącznie z nickiem.
40-ka u mnie na karku, a dziwię się, że się dziwię ludziom. Smutne to.
Pozdrawiam wszystkich:) Miłego weekendu:)

W milczeniu

Wydawnictwo Harlequin/Mira, Moja ocena 4,5/6
Erica Spindler, to znana na całym świecie autorka książek będących specyficznym połączeniem kryminału-thrillera i szczypty romansu. Efekt jest przyciągający już od pierwszej strony lektury, a zakończenie nieodmiennie zaskakuje pomysłowością pisarki i suspensem. Nie inaczej jest w przypadku W milczeniu.
Bohaterką jest popularna dziennikarka Avery Chauvin, która pewnego dnia otrzymuje  wiadomość o samobójczej śmierci ojca. Nie może w to uwierzyć. Nie wierzy, iż ojciec zdobyłby się na taki czyn. Jak to u Spindler bywa, Avery wraca do miejsca, gdzie się wychowała, gdzie nadal mieszkał ojciec i rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Jednak z każdym krokiem, jaki podejmuje kobieta sprawa coraz bardziej się komplikuje. M. in. w domu ojca znajduje artykuły prasowe sprzed piętnastu lat. Wszystkie opisują brutalne morderstwo popełnione na dziewczynie z miasteczka. Dlaczego ojciec zbierał te wycinki? Czy miał coś wspólnego z ofiarą? A może z morderstwem? Pytania rodzą się jeden po drugim. A to dopiero początek. Rozpoczynając bowiem swoje śledztwo Avery nie ma pojęcia co czyni. Chęć wyjaśnienia śmierci ojca jest tylko początkiem tego co ja czeka i otwiera przysłowiową puszkę pandory. A sielskie z pozoru Cypress Springs, miasteczko niczym z  amerykańskiego, familijnego snu okaże się iście diabelską mieściną skrywając głęboko okrutne tajemnice. Avery tropiąc sprawców śmierci ojca rozpoczyna walkę z prawdziwym złem i szybko sama znajdzie się w nie lada niebezpieczeństwie. 
Erice Spindler mimo, iż zastosowała w sumie utarty do bólu schemat thrillera, udało się mnie porwać na kilka godzin i zapewnić bardzo dobrą rozrywkę. 
Tym co W milczeniu najbardziej przypadło mi do gustu, to kontrast miedzy sennym, leniwym, sielskim miasteczkiem, jakim początkowo zdaje się być Cypress Springs, a tym, co kilka-kilkanaście stron póżniej zaczyna się dziać. To tak jakby ktoś z sennego, słonecznego dnia zanurzył się nagle w mroźne popołudnie.
Akcja książki rozwija się powoli, ale konsekwentnie. Mniej więcej od połowy napięcie sięga bez mała zenitu i w trakcie lektury miałam wrażenie podróżowania rozpędzającą się kolejką górską.
W książce mamy wszystko, co potrzebne żeby lektura nas porwała- tajemnicę, zabójstwo, śmiertelne niebezpieczeństwo, psychopatycznego mordercę, dochodzenie prowadzone przez dzielną kobietę, spojrzenie na całą sprawę z punktu widzenia złego i rosnące napięcie.
Mimo, iż W milczeniu nie jest wielką literaturą, to jako thriller, lektura zapewniająca kilka godzin świetnie spędzonego czasu, książka ta sprawdziła się doskonale. I o to przecież chodziło.

czwartek, 12 lutego 2015

Smacznego tłustego czwartku:)

Wszystkiego smacznego, pączkowego i w nosie miejmy dzisiaj dietę:)
Tłusty czwartek – w kalendarzu chrześcijańskim ostatni czwartek przed wielkim postem, znany także jako zapusty. Tłusty czwartek rozpoczyna ostatni tydzień karnawału. W Polsce  w tym dniu dozwolone jest objadanie się.
Zwyczaj jedzenia pączków w tłusty czwartek w Polsce sięga XVII wieku. Dawniej jadano je nie na słodko, lecz ze skwarkami, smażone tak, aby były jak najbardziej tłuste. Miał to być sposób najedzenia się "na zapas" przed 40-dniowym postem. 
Zawartość kalorii w pączkach jest różna - wynosi od 250 do 500 kcal. Najbardziej dietetyczne są pączki z nadzieniem różanym. Im więcej nietypowych dodatków takich jak polewa czekoladowa, orzeszki czy nadzienie serowe, tym większa wartość kaloryczna pączka.
  Podobno jeśli nie zjemy choć jednego pączka, nie będzie nam się wiodło do końca roku!