Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
Uwielbiam książki Fannie Flagg. Na każdą kolejną pozycję czekam niecierpliwie. Tym razem autorka także mnie nie zawiodła.
Stworzyła urokliwą, pełną pozytywnej energii i ciepła opowieść. Idealna lektura na zimę czy Święta Bożego Narodzenia.
Główną bohaterką jest 80-letnia Elner Shimfissle, która pewnego dnia weszła po drabinie na drzewo figowe po kilka owoców. Zignorowała tym samym zakaz siostrzenicy. Starsza pani jest przekonana, iż krewna nigdy się o tym nie dowie. No, ale cóż...los lubi płatać figle.
Elner zanim spadła z drabiny została kilkanaście razy ukąszona przez pszczoły, których gniazdo niechcący potrąciła. Zaczęło się....
Wiadomość o tym wypadku wstrząsnęła niewielkim miasteczkiem Elmwood Springs na Florydzie. Elner wszyscy tam znają, lubili, szanowali. Trudno żeby nie przejęli się jej wypadkiem, jej śmiercią. A tak. kobiety niestety nie udało się uratować.
Zgon seniorki to jedno, ale poza tym Elner, jako jedyna osoba w miasteczku była wręcz skarbnicą wiedzy, zna wszystkie, głęboko skrywane sekrety mieszkańców. Dodatkowo miała unikalną cechę, potrafiła znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Starsza pani była ich ostoją, wsparciem, przyjaciółką. Co jej śmierć oznacza dla Elmwood Springs, dla jego mieszkańców?
Dla Elner to koniec ziemskiej egzystencji, ale nie koniec najciekawszej przygody. Tajemniczą windą kobieta dostaje się do miejsca gdzie spotyka krewnych, przyjaciół, sąsiadów, dawno niewidzianych, zmarłych. Wizyta w zaświatach przyniesie zaskakujące efekty. A to dopiero początek całej historii. Przygotowania do pogrzebu przeplatają się z wizytą Elner w innym świecie. Co z tego wyniknie? Gwarantuję wam, że będziecie zaskoczeni.
Lektura tej niebanalnej, ale tak idealnie w stylu Flagg książki przynosi cudowne spędzenie czasu, błogość na sercu i uśmiech na twarzy. Autorka po raz kolejny stanęła na wysokości zadania. Ciche miasteczko, w jakim odbywa się spora część akcji, jest cudowne, przytulne, otulające niewidzialnym kokonem mile spędzonych tam chwil. Aż chce się wierzyć, że takie miejsca istnieją.
Wątek życia pośmiertnego idealnie uzupełnia egzystencję bohaterów na ziemi.
Rozdziały są krótkie, prężnie napisane, pełne ciekawych zdarzeń, wspaniale oddanej atmosfery, sekwencji wydarzeń dotyczących różnych postaci.
Pisarka nakreśliła mistrzowską społeczność małego miasteczka. Ich problemy to przekrój problemów społeczeństwa nie tylko w USA. Jestem pewna, że w historii kilku postaci odnajdziecie fragmenty waszych losów.
Na końcu książki znajdziemy kilka przepisów na smakowite dania, które pojawiają się na kartach książki. Czyta się doskonale. Polecam.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
▼
sobota, 28 grudnia 2019
wtorek, 24 grudnia 2019
Dźwięk rogu w kształcie muszli - Sarah Lark
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 4/6
2. tom, czyli ciąg dalszy historii młodych kobiet zdanych tylko na siebie, będących pod męskim jarzmem, żyjących w zupełnie obcym świecie.
Akcja ponownie rozgrywa się w ziemi obiecanej, w Nowej Zelandii, w Canterbury Plains w roku1863, czyli 25 lat po poprzednich wydarzeniach. Mamy starych, ale i nowych bohaterów, kolejne pokolenie. Główne bohaterki poprzedniego tomu, Cat i Ida są dumne ze swych wspaniałych córek Carol i Lindy. Rodzinom wiedzie się doskonale, co jest oczywiście powodem do plotek i ludzkiej zawiści.
Wszystko idzie doskonale, z drobnymi przeszkodami, aż do dnia gdy wydarza się coś, co burzy spokojne życie bohaterów.
Czy bohaterowie stracą swój bezpieczny dom i nie będą mogli patrzeć z ufnością w przyszłość? Jak potoczą się ich zagmatwane losy?
Oczywiście nie napiszę wam o co chodzi. Odebrałabym wam tym samym szansę na poznanie ciekawie nakreślonych losów bohaterów tej sagi.
Nie lubię pisać opinii o kolejnym tomie serii. Nie wiadomo co dokładnie napisać żeby nie spojlerować.
Tom 1. oceniłam zdecydowanie wyżej. Recenzja tutaj (klik).
Temu tomowi daję niższa ocenę ponieważ mniej w nim opisów Nowej Zelandii, mniej wstawek dot. kultury Maorysów, co do tej pory w książkach Lark odgrywało ważną rolę.
Książka nadal jest dobrze napisana, bohaterowie świetnie nakreśleni, fabula ciekawa, a lektura dobra. Ale tylko dobra, nie bardzo dobra. Brak wtrąceń o Nowej Zelandii jest zdecydowaną wadą Dźwięku rogu....
Poza tym książka jest przegadana. I to dosłownie. Za dużo w niej dialogów, za dużo dyskusji, za mało opisów. Wycięłabym 1/4 i byłoby wtedy zdecydowanie lepiej.
Mimo tych drobnych wad książkę nadal czyta się dobrze, ze sporą przyjemnością. Polecam tę lekturę, ale zacznijcie od tomu 1., od Czasu ognistych kwiatów. Bez znajomości tej książki lektura nie będzie miała sensu.
Ja czekam na część 3. sagi. Ciekawe jak potoczą się losy bohaterów, jaki będzie poziom książki.
2. tom, czyli ciąg dalszy historii młodych kobiet zdanych tylko na siebie, będących pod męskim jarzmem, żyjących w zupełnie obcym świecie.
Akcja ponownie rozgrywa się w ziemi obiecanej, w Nowej Zelandii, w Canterbury Plains w roku1863, czyli 25 lat po poprzednich wydarzeniach. Mamy starych, ale i nowych bohaterów, kolejne pokolenie. Główne bohaterki poprzedniego tomu, Cat i Ida są dumne ze swych wspaniałych córek Carol i Lindy. Rodzinom wiedzie się doskonale, co jest oczywiście powodem do plotek i ludzkiej zawiści.
Wszystko idzie doskonale, z drobnymi przeszkodami, aż do dnia gdy wydarza się coś, co burzy spokojne życie bohaterów.
Czy bohaterowie stracą swój bezpieczny dom i nie będą mogli patrzeć z ufnością w przyszłość? Jak potoczą się ich zagmatwane losy?
Oczywiście nie napiszę wam o co chodzi. Odebrałabym wam tym samym szansę na poznanie ciekawie nakreślonych losów bohaterów tej sagi.
Nie lubię pisać opinii o kolejnym tomie serii. Nie wiadomo co dokładnie napisać żeby nie spojlerować.
Tom 1. oceniłam zdecydowanie wyżej. Recenzja tutaj (klik).
Temu tomowi daję niższa ocenę ponieważ mniej w nim opisów Nowej Zelandii, mniej wstawek dot. kultury Maorysów, co do tej pory w książkach Lark odgrywało ważną rolę.
Książka nadal jest dobrze napisana, bohaterowie świetnie nakreśleni, fabula ciekawa, a lektura dobra. Ale tylko dobra, nie bardzo dobra. Brak wtrąceń o Nowej Zelandii jest zdecydowaną wadą Dźwięku rogu....
Poza tym książka jest przegadana. I to dosłownie. Za dużo w niej dialogów, za dużo dyskusji, za mało opisów. Wycięłabym 1/4 i byłoby wtedy zdecydowanie lepiej.
Mimo tych drobnych wad książkę nadal czyta się dobrze, ze sporą przyjemnością. Polecam tę lekturę, ale zacznijcie od tomu 1., od Czasu ognistych kwiatów. Bez znajomości tej książki lektura nie będzie miała sensu.
Ja czekam na część 3. sagi. Ciekawe jak potoczą się losy bohaterów, jaki będzie poziom książki.
piątek, 20 grudnia 2019
SMOG. Diesle, kopciuchy, kominy, czyli dlaczego w Polsce nie da się oddychać? - Jakub Chełmiński
Wydawnictwo Poznańskie, Moja ocena 5/6
Dobra, niezwykle potrzebna książka. Autor, Jakub Chełmiński odwiedza wielkie aglomeracje, miasta oraz wsie, by zobaczyć jak w praktyce wygląda problem smogu w Polsce i jakie są przyczyny zanieczyszczenia powietrza.
Opisuje zaangażowanie mieszkańców i rozmawia z działaczami, którzy niejednokrotnie walczą nie tylko ze smogiem, lecz także z urzędowymi procedurami i ludzkimi uprzedzeniami.
Autor wiele tłumaczy, obala wiele mitów, otwiera oczy na kwestię i poważny problem, jakim w naszym kraju jest zanieczyszczenie powietrza. Niestety, mimo codziennych nieomal alarmów smogowych, pokazywanych w tv poziomach zanieczyszczenia w regionach, miastach, artykułów w prasie, informacji we wszelakich mediach, poziom wiedzy, a w zasadzie ignorancji w zakresie smogu jest w Polsce wręcz przerażający. Wynika to nie z brak informacji, małych środków na wymianę pieców, ale po prostu z lekceważenia problemu. Przeraża, iż Skała, miejscowość niedaleko Krakowa, jest najbardziej zanieczyszczonym miejscem nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Po prostu niewiarygodne.
Ale to tylko czubek góry problemów, stosu przyczyn i skutków. Problem jest dużo bardziej złożony, co autor niezwykle zręcznie udowadnia w swojej książce.
Warto tę książkę przeczytać. Nastała zima, rozpoczął się sezon grzewczy, powrócił problem smogu. Lektura idealna na ten okres.
Należy jednak pamiętać, iż smog, zatrute powietrze to nie tylko kwestia, problem sezony grzewczego. Smog to także stare auta, kominy zakładów produkcyjnych bez odpowiednich filtrów i wiele innych kwestii.
SMOG. Diesle, kopciuchy, kominy, czyli dlaczego w Polsce nie da się oddychać? to niezwykle ciekawa, bardzo dobrze napisana i potrzebna książka. Doskonała zarówno dla laika w tym temacie, jak i osoby mającej jakie takie pojęcie odnośnie kwestii smogu. Czyta się doskonale, w wielu miejscach ze złością, bezsilnością, ale i niedowierzaniem. Polecam.
Dobra, niezwykle potrzebna książka. Autor, Jakub Chełmiński odwiedza wielkie aglomeracje, miasta oraz wsie, by zobaczyć jak w praktyce wygląda problem smogu w Polsce i jakie są przyczyny zanieczyszczenia powietrza.
Opisuje zaangażowanie mieszkańców i rozmawia z działaczami, którzy niejednokrotnie walczą nie tylko ze smogiem, lecz także z urzędowymi procedurami i ludzkimi uprzedzeniami.
Autor wiele tłumaczy, obala wiele mitów, otwiera oczy na kwestię i poważny problem, jakim w naszym kraju jest zanieczyszczenie powietrza. Niestety, mimo codziennych nieomal alarmów smogowych, pokazywanych w tv poziomach zanieczyszczenia w regionach, miastach, artykułów w prasie, informacji we wszelakich mediach, poziom wiedzy, a w zasadzie ignorancji w zakresie smogu jest w Polsce wręcz przerażający. Wynika to nie z brak informacji, małych środków na wymianę pieców, ale po prostu z lekceważenia problemu. Przeraża, iż Skała, miejscowość niedaleko Krakowa, jest najbardziej zanieczyszczonym miejscem nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Po prostu niewiarygodne.
Ale to tylko czubek góry problemów, stosu przyczyn i skutków. Problem jest dużo bardziej złożony, co autor niezwykle zręcznie udowadnia w swojej książce.
Warto tę książkę przeczytać. Nastała zima, rozpoczął się sezon grzewczy, powrócił problem smogu. Lektura idealna na ten okres.
Należy jednak pamiętać, iż smog, zatrute powietrze to nie tylko kwestia, problem sezony grzewczego. Smog to także stare auta, kominy zakładów produkcyjnych bez odpowiednich filtrów i wiele innych kwestii.
SMOG. Diesle, kopciuchy, kominy, czyli dlaczego w Polsce nie da się oddychać? to niezwykle ciekawa, bardzo dobrze napisana i potrzebna książka. Doskonała zarówno dla laika w tym temacie, jak i osoby mającej jakie takie pojęcie odnośnie kwestii smogu. Czyta się doskonale, w wielu miejscach ze złością, bezsilnością, ale i niedowierzaniem. Polecam.
środa, 18 grudnia 2019
Jej wysokość gęś. Opowieści o ptakach - Jacek Karczewski
Wydawnictwo Poznańskie, Moja ocena 5,5/6
Z ptakami łączy nas ponad 50 genów
odpowiedzialnych za mowę, muzykowanie i śpiewanie. Nasze włosy i paznokcie
zbudowane są z tego samego białka, co ich pióra. Łączy nas też zamiłowanie do
patrzenia w niebo, gadania na każdy temat oraz skłonność do wiązania się w
pary. Jeszcze na początku XX wieku zabijaliśmy je regularnie i odmawialiśmy im
rozumu. Dopiero od niedawna rozumiemy, że należy chronić ptaki oraz krajobraz.
Tylko czy to wystarczy?
Warto o tych cudownych istotach wiedzieć jak najwięcej, poznać je, podziwiać, szanować.
Książka ta wypełnia sporą pustkę, lukę, jaka istnieje na naszym rynku wydawniczym w zakresie ciekawie napisanych pozycji ornitologicznych.
Autor książki, Jacek Karczewski ze stowarzyszenia Ptaki
Polskie, które znane jest z takich kampanii społecznych jak „Bądź na pTAK!”,
podgląda ptaki m.in. na rozlewiskach Biebrzy i przy ujściu Warty czy na
angielskich Farne Islands.
Dzięki jego pasji i ogromie pracy, jaką włożył w poznanie naszych pierzastych braci powstała ciekawa, porywająca i zadziwiająca ilością ciekawostek, informacji, nowej wiedzy książka.
Książka Karczewskiego łączy w sobie rzetelną wiedzę z przystępnym językiem, sporą porcją anegdot i fascynujących ciekawostek. Czyta się z ogromnym zaciekawieniem i wielką przyjemnością. Całość opowiedziana pięknym językiem. Z każdego slowa wyziera zafascynowanie autora ptakami, ogromna pasja.
Książka Karczewskiego łączy w sobie rzetelną wiedzę z przystępnym językiem, sporą porcją anegdot i fascynujących ciekawostek. Czyta się z ogromnym zaciekawieniem i wielką przyjemnością. Całość opowiedziana pięknym językiem. Z każdego slowa wyziera zafascynowanie autora ptakami, ogromna pasja.
Książkę najlepiej opisują słowa autora: (...) To jest książka o ptakach, po prostu, a czasami o ludziach, którzy tak
jak ja mają na ich punkcie odlot i dla których ptaki i cała przyroda są
ważne. (...)
Dodatkowym atutem jest piękne wydanie książki, imponująca, cudowna szata graficzna, piękne zdjęcia.
Szczerze polecam tę książkę każdemu, nie tylko tym, którzy maja odlot na punkcie ptaków :). W Jej wysokości gęsi... każdy znajdzie coś dla siebie, czy to pojedyncze rozdziały czy ogrom ciekawostek dotyczących ptaków i ochrony przyrody.
Zachęcam was do lektury. Jestem pewna, iż odlecicie przy tej książce, zachwycicie się nią, jak to miało miejsce w moim przypadku.
wtorek, 17 grudnia 2019
Bądżmy dobrej myśli - Carolina Setterwall
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Bardzo dobra książka autobiograficzna. Gorąco zachęcam do jej lektury. Jednak na jedno chciałabym uczulić. To trudna, wypełniona bólem i cierpieniem lektura. To także pozycja przy której trzeba przemyśleć pewne kwestie.
To trudna lektura i jeżeli szukacie czego dla zabicia kilku godzin, nie ta książka.
Jeżeli szukacie czegoś doskonale napisanego, wartościowego będziecie lekturą usatysfakcjonowani.
Książka opowiada o niezwykle trudnym, bolesnym wydarzeniu, jakie stało się udziałem autorki. Chodzi o żałobę. Jej partner zmarł gdy ich syn był niemowlakiem. Nie było żadnej choroby, która choć w niewielkim stopniu przygotowałaby kobietę na śmierć partnera. Pewnego poranka mężczyzna po prostu się nie obudził. Wydarzenie traumatyczne. Cierpienie, ból, rozpacz, żałoba, koszmarne dni, zawalenie się całego życia Caroliny.
Oprócz opisy traumy, tego, jak autorka sobie z nią radziła, czytamy o związku pary, o dniach radosnych, ale i niebywale trudnych, o narodzinach dziecka, o wszystkim, co ich dotyczyło.
I choć ich związek był trudny, czasami nawet toksyczny, rzadko przypominał sielankę, to jednak śmierć Aleksa była dla Caroliny niebywałą traumą.
Jak sobie z tym poradziła? Jakie etapy przeszła? Co z tego wynikło? Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w tej niezwykłej książce.
Cała opowieść jest bardzo emocjonalna, porządnie gra na uczuciach czytelnika. Jest także niezwykle osobista i stanowi rodzaj terapii dla jej autorki.
Opowieści o sporym fragmencie życia Caroliny, o jego niedoskonałościach, przewadze dni złych nad dobrymi, mrokach związku z rzadka przebijającymi się okruchami pozytywnych momentów, o trudach macierzyństwa, o traumie życia po...sprawia, iż wiele osób odnajdzie w tej opowieści siebie, swoje bolączki, znajdzie odpowiedź na nurtujące pytania, ulgę i zrozumie, iż złe dni, traumatyczne wydarzenia są udziałem wszystkich ludzi, a stratę bliskiej osoby trzeba po prostu przejść, przepracować.
Książka jest trudna, ale prawdziwa, życiowa, autentyczna. Polecam.
Bardzo dobra książka autobiograficzna. Gorąco zachęcam do jej lektury. Jednak na jedno chciałabym uczulić. To trudna, wypełniona bólem i cierpieniem lektura. To także pozycja przy której trzeba przemyśleć pewne kwestie.
To trudna lektura i jeżeli szukacie czego dla zabicia kilku godzin, nie ta książka.
Jeżeli szukacie czegoś doskonale napisanego, wartościowego będziecie lekturą usatysfakcjonowani.
Książka opowiada o niezwykle trudnym, bolesnym wydarzeniu, jakie stało się udziałem autorki. Chodzi o żałobę. Jej partner zmarł gdy ich syn był niemowlakiem. Nie było żadnej choroby, która choć w niewielkim stopniu przygotowałaby kobietę na śmierć partnera. Pewnego poranka mężczyzna po prostu się nie obudził. Wydarzenie traumatyczne. Cierpienie, ból, rozpacz, żałoba, koszmarne dni, zawalenie się całego życia Caroliny.
Oprócz opisy traumy, tego, jak autorka sobie z nią radziła, czytamy o związku pary, o dniach radosnych, ale i niebywale trudnych, o narodzinach dziecka, o wszystkim, co ich dotyczyło.
I choć ich związek był trudny, czasami nawet toksyczny, rzadko przypominał sielankę, to jednak śmierć Aleksa była dla Caroliny niebywałą traumą.
Jak sobie z tym poradziła? Jakie etapy przeszła? Co z tego wynikło? Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w tej niezwykłej książce.
Cała opowieść jest bardzo emocjonalna, porządnie gra na uczuciach czytelnika. Jest także niezwykle osobista i stanowi rodzaj terapii dla jej autorki.
Opowieści o sporym fragmencie życia Caroliny, o jego niedoskonałościach, przewadze dni złych nad dobrymi, mrokach związku z rzadka przebijającymi się okruchami pozytywnych momentów, o trudach macierzyństwa, o traumie życia po...sprawia, iż wiele osób odnajdzie w tej opowieści siebie, swoje bolączki, znajdzie odpowiedź na nurtujące pytania, ulgę i zrozumie, iż złe dni, traumatyczne wydarzenia są udziałem wszystkich ludzi, a stratę bliskiej osoby trzeba po prostu przejść, przepracować.
Książka jest trudna, ale prawdziwa, życiowa, autentyczna. Polecam.
piątek, 13 grudnia 2019
Tylko smutek jest piękny - Krzysztof Karpiński
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5/6
Główny bohater książki to Mieczysław Kosz, ze wszech miar wyjątkowy, wręcz genialny niewidomy pianista i kompozytor jazzowy. Na scenie był spełniony. Jaki był prywatnie?
Ur.w 1944 r., zmarł w 1973 r. Zginął tragicznie, wypadając z okna mieszkania. Istnieje hipoteza, że było to samobójstwo. Jak było naprawdę? Czy autorowi uda się rozwikłać tę tajemnicę?
Ta książka to pierwsza pełna biografia Mieczysława Kosza. Zachęcam do jej lektury.
Autor bazuje na rozmowach przeprowadzonych z najbliższymi i przyjaciółmi artysty oraz wszystkich materiałach, jakie udało mu się zdobyć. Kosz to artysta nieomal zapomniany, znany co najwyżej wielbicielom jazzu. Wielka szkoda. Muzyka przez niego tworzona, grana jest wyjątkowa.
Wzrusza, porusza nie tylko jego twórczość, ale także książka o nim.
Przez całe życie był ciężko doświadczony. Wzrok stracił na skutek choroby w wieku 12 lat. Trudne relacje z ojcem, momentami bardzo trudne, powojenna bieda, wyobcowanie, samotność, ucieczka w inny, stworzony przez siebie świat. Póżniej szkoła muzyczna, ogrom pracy, jaką Mietek włożył w grę, natrafienie na odpowiednią nauczycielkę, rozwój talentu, pierwsze koncerty, oszałamiające sukcesy. Ale to tylko na scenie. Jak było w życiu prywatnym? Tego dowiecie się z tej doskonale napisanej, poruszającej książki.
Książkę czyta się doskonale, szczególnie gdy w tle rozbrzmiewa muzyka tego niezwykłego jazzmana, a całość lektury ubarwiają liczne cytaty z recenzji muzyki Kosza. Te wstawki sprawią, iż poszerzy się grono wielbicieli zmarłego artysty.
Przyznam się, iż przed sięgnięciem po tę książkę nic o Mietku Koszu nie wiedziałam. Jego nazwisko nawet nie obiło mi się wcześniej o uszy. Po skończeniu lektury nie mogę odżałować, iż tak niezwykła postać jest w zasadzie w Polsce zapomniana. Wielka szkoda.
Pierwszym, co rzuca się w oczy w trakcie lektury jest fakt, iż autor w opracowanie biografii włożył naprawdę mnóstwo pracy. Nie było łatwo dotrzeć do znajomych, przyjaciół, czy urywków zapisków, notatek w prasie. Karpiński musiał swojego bohatera bardzo lubić, być nim wręcz zafascynowany.
Równocześnie z każdej strony przebija niezwykłość Kosza, człowieka próbującego radzić sobie z tym, co na niego zesłał los, usiłującego oswoić niepełnosprawność poprzez swoją muzykę i drwienie z samego siebie. Szkoda, iż nie udało się wyjaśnić do końca tajemnicy jego śmierci.
Zachęcam do lektury nie tylko wielbicieli jazzu, ale wszystkich chcących poznać niezwykłego człowieka, przeczytać dobrze napisaną, poruszająca biografię.
Główny bohater książki to Mieczysław Kosz, ze wszech miar wyjątkowy, wręcz genialny niewidomy pianista i kompozytor jazzowy. Na scenie był spełniony. Jaki był prywatnie?
Ur.w 1944 r., zmarł w 1973 r. Zginął tragicznie, wypadając z okna mieszkania. Istnieje hipoteza, że było to samobójstwo. Jak było naprawdę? Czy autorowi uda się rozwikłać tę tajemnicę?
Ta książka to pierwsza pełna biografia Mieczysława Kosza. Zachęcam do jej lektury.
Autor bazuje na rozmowach przeprowadzonych z najbliższymi i przyjaciółmi artysty oraz wszystkich materiałach, jakie udało mu się zdobyć. Kosz to artysta nieomal zapomniany, znany co najwyżej wielbicielom jazzu. Wielka szkoda. Muzyka przez niego tworzona, grana jest wyjątkowa.
Wzrusza, porusza nie tylko jego twórczość, ale także książka o nim.
Przez całe życie był ciężko doświadczony. Wzrok stracił na skutek choroby w wieku 12 lat. Trudne relacje z ojcem, momentami bardzo trudne, powojenna bieda, wyobcowanie, samotność, ucieczka w inny, stworzony przez siebie świat. Póżniej szkoła muzyczna, ogrom pracy, jaką Mietek włożył w grę, natrafienie na odpowiednią nauczycielkę, rozwój talentu, pierwsze koncerty, oszałamiające sukcesy. Ale to tylko na scenie. Jak było w życiu prywatnym? Tego dowiecie się z tej doskonale napisanej, poruszającej książki.
Książkę czyta się doskonale, szczególnie gdy w tle rozbrzmiewa muzyka tego niezwykłego jazzmana, a całość lektury ubarwiają liczne cytaty z recenzji muzyki Kosza. Te wstawki sprawią, iż poszerzy się grono wielbicieli zmarłego artysty.
Przyznam się, iż przed sięgnięciem po tę książkę nic o Mietku Koszu nie wiedziałam. Jego nazwisko nawet nie obiło mi się wcześniej o uszy. Po skończeniu lektury nie mogę odżałować, iż tak niezwykła postać jest w zasadzie w Polsce zapomniana. Wielka szkoda.
Pierwszym, co rzuca się w oczy w trakcie lektury jest fakt, iż autor w opracowanie biografii włożył naprawdę mnóstwo pracy. Nie było łatwo dotrzeć do znajomych, przyjaciół, czy urywków zapisków, notatek w prasie. Karpiński musiał swojego bohatera bardzo lubić, być nim wręcz zafascynowany.
Równocześnie z każdej strony przebija niezwykłość Kosza, człowieka próbującego radzić sobie z tym, co na niego zesłał los, usiłującego oswoić niepełnosprawność poprzez swoją muzykę i drwienie z samego siebie. Szkoda, iż nie udało się wyjaśnić do końca tajemnicy jego śmierci.
Zachęcam do lektury nie tylko wielbicieli jazzu, ale wszystkich chcących poznać niezwykłego człowieka, przeczytać dobrze napisaną, poruszająca biografię.
wtorek, 10 grudnia 2019
Akan - Paweł Goźliński
Wydawnictwo Agora, Moja ocena 5,5/6
Paweł Goźliński stworzył doskonałą, niezwykle wciągającą opowieść o starszym, ale mniej znanym bracie Józefa Piłsudskiego.
Historia Bronisława Piłsudskiego wciąga już od pierwszych stron.
Był starszy od Józefa o trzynaście miesięcy.
Śledzimy losy bohatera od narodzin poprze dorastanie, rywalizację z bratem, studia, nieudany zamach na życie cara, wymierzenie kary śmierci i jej zamianę na 15 lat zesłania.
Na Sachalinie, który dla każdego człowieka był piekłem, Bronisław spędził dużo więcej czasu niż okres wygnania. Poznając lud Ajnów wykonał ogrom pracy. Póżniej przebywał w Japonii. Ukazanie wykonanej przez bohatera pracy, efektu zesłania i odseparowania. to dla Goźlińskiego pretekst do zaprezentowania zdecydowanie czegoś więcej, czegoś naprawdę ważnego, ponadczasowego.
Pierwsza kwestia to mieszkanie u Ajnów, kultura, życie tego plemienia. Bronisław wykonał kawał porządnej roboty żeby światu ich przybliżyć.
Pobyt w Japonii, długotrwały, brzemienny w skutki. Do dzisiaj żyją w tym kraju potomkowie Bronisława.
Poza tym kwestia samego Bronisława, jego uczuć, przeżyć, wyobcowania, tego jak się zmieniał. Wszak zesłano go w XIX wieku, a do Europy poprzez USA powrócił w innym świecie, w XX wieku, w innych czasach. Powrót do Europy nie był łatwy. Wiązało się to z tęsknotą, koniecznością opuszczenia ludzi, których poznał jak nikt inny i prawdziwie pokochał. Rozdarta dusza, rozterki, wyobcowanie tam i tu towarzyszyły Bronisławowi nieomal przez całe życie.
Autor bazując na autentycznych wydarzeniach stworzył poruszający portret niezwykłego człowieka, który nieomal ociera się psychologiczną wiwisekcję. Ukazał zmiany, jakie w nim zachodziły, marzenia, tęsknotę, udrękę bycia wyobcowanym, asymilację i jej brak. Poruszający obraz.
Akan to także wizerunek rodziny, przemian w niej zachodzących, radości i smutków. W całość niezwykle zręcznie wplecione są elementy polskiej i światowej historii.
Całość została po mistrzowsku połączona. Dzięki temu powstała niezwykła, poruszająca, zmuszająca do myślenia powieść.
Akan ma jeszcze jeden atut, przybliża postać prawie u nas nieznaną. Praktycznie wszyscy kojarzą (mniej lub bardziej) Józefa Piłsudskiego. Mało kto słyszał o jego bracie.
Bronisław Piłsudski jest dzisiaj postacią trochę zapomnianą, mało znaną. A szkoda. Warto przeczytać tę książkę, warto go poznać. Niezwykły człowiek. Poruszający portret wybitnej, wyjątkowej jednostki.
Paweł Goźliński stworzył doskonałą, niezwykle wciągającą opowieść o starszym, ale mniej znanym bracie Józefa Piłsudskiego.
Historia Bronisława Piłsudskiego wciąga już od pierwszych stron.
Był starszy od Józefa o trzynaście miesięcy.
Śledzimy losy bohatera od narodzin poprze dorastanie, rywalizację z bratem, studia, nieudany zamach na życie cara, wymierzenie kary śmierci i jej zamianę na 15 lat zesłania.
Na Sachalinie, który dla każdego człowieka był piekłem, Bronisław spędził dużo więcej czasu niż okres wygnania. Poznając lud Ajnów wykonał ogrom pracy. Póżniej przebywał w Japonii. Ukazanie wykonanej przez bohatera pracy, efektu zesłania i odseparowania. to dla Goźlińskiego pretekst do zaprezentowania zdecydowanie czegoś więcej, czegoś naprawdę ważnego, ponadczasowego.
Pierwsza kwestia to mieszkanie u Ajnów, kultura, życie tego plemienia. Bronisław wykonał kawał porządnej roboty żeby światu ich przybliżyć.
Pobyt w Japonii, długotrwały, brzemienny w skutki. Do dzisiaj żyją w tym kraju potomkowie Bronisława.
Poza tym kwestia samego Bronisława, jego uczuć, przeżyć, wyobcowania, tego jak się zmieniał. Wszak zesłano go w XIX wieku, a do Europy poprzez USA powrócił w innym świecie, w XX wieku, w innych czasach. Powrót do Europy nie był łatwy. Wiązało się to z tęsknotą, koniecznością opuszczenia ludzi, których poznał jak nikt inny i prawdziwie pokochał. Rozdarta dusza, rozterki, wyobcowanie tam i tu towarzyszyły Bronisławowi nieomal przez całe życie.
Autor bazując na autentycznych wydarzeniach stworzył poruszający portret niezwykłego człowieka, który nieomal ociera się psychologiczną wiwisekcję. Ukazał zmiany, jakie w nim zachodziły, marzenia, tęsknotę, udrękę bycia wyobcowanym, asymilację i jej brak. Poruszający obraz.
Akan to także wizerunek rodziny, przemian w niej zachodzących, radości i smutków. W całość niezwykle zręcznie wplecione są elementy polskiej i światowej historii.
Całość została po mistrzowsku połączona. Dzięki temu powstała niezwykła, poruszająca, zmuszająca do myślenia powieść.
Akan ma jeszcze jeden atut, przybliża postać prawie u nas nieznaną. Praktycznie wszyscy kojarzą (mniej lub bardziej) Józefa Piłsudskiego. Mało kto słyszał o jego bracie.
Bronisław Piłsudski jest dzisiaj postacią trochę zapomnianą, mało znaną. A szkoda. Warto przeczytać tę książkę, warto go poznać. Niezwykły człowiek. Poruszający portret wybitnej, wyjątkowej jednostki.
czwartek, 5 grudnia 2019
Ostatnia wdowa - Karin Slaughter
Wydawnictwo Harper Collins, Moja ocena 3-/6
Gdy widzę książkę, której autorką jest Karin Slaughter wiem, jestem przekonana, iż będzie ostro, mocno i krwawo. Tak myślałam dopóki nie sięgnęłam po Ostatnią wdowę. Niestety, ale ta książka mnie rozczarowała. Może autorka się trochę wyeksploatowała, może powodem jest fakt, iż to już 9. tom serii o Willu Trencie i Sarze Linton..
Serię znam od 1. tomu, lubię ją i tylko dlatego doczytałam tę książkę do końca. Ale wierzcie mi, nie było warto,.
Ostatnia wdowa w porównaniu do innych książek Slaughter jest słaba, mało ostra, mało krwawa, a fabuła ciągnie się niczym przysłowiowe flaki z olejem.Gdyby nie napis na okładce nie uwierzyłabym, iż autorką jest Slaughter. W pewnym momencie miałam odczucie, jakby autorka zapłaciła jakiemuś mało wyrobionemu pisarczykowi za stworzenie tej książki.
Książka jest przede wszystkim przegadana. Do usunięcia wg. mnie nadaje się ok. 100-120 stron. Gdyby dokonć takiego odchudzenia byłoby dużo lepiej, nie idealnie, ale zdecydowanie lepiej.
Całość sprawia wrażenie jakby autorka zbudowała dobry szkielet, dobry zarys historii, umieściła w tym bardzo dobrze skonstruowanych, pełnokrwistych bohaterów, a pozostałe miejsca wypełniła czym popadło. Niestety. Przez sporą część lektury po prostu się nudziłam. Nieliczne ciekawe, porywające momenty nie zmieniły tego wrażenia.
I do tego wielowątkowość. Sama w sobie nie jest czymś złym. To taki znak rozpoznawczy Slaughter, Z tym, że we wcześniejszych książkach autorka potrafiła z tego sensownie wybrnąć, dokończyć wątki. W Ostatniej wdowie jest wręcz odwrotnie.
Nawet nie wiem, co więcej mogłabym napisać. Bo co można napisać o książce, która sprawiła, iż jesteście źli, że nie rzuciliście jej w kąt, która kilkakrotnie mówiła do was...nie czytaj mnie dalej? Po prostu czytelnicza katastrofa poprzetykana kilkoma doskonałymi momentami zrywu akcji.
Niby o gustach się nie dyskutuje, ale jestem niesamowicie zdziwiona gdy czytam pochwalne peany dotyczące Ostatniej wdowy. Chyba czytaliśmy zupełnie inne książki.
Decyzja czytać czy nie należy do was. Ale ja odradzam. Jest tyle innych, ciekawszych, lepszych lektur.
Gdy widzę książkę, której autorką jest Karin Slaughter wiem, jestem przekonana, iż będzie ostro, mocno i krwawo. Tak myślałam dopóki nie sięgnęłam po Ostatnią wdowę. Niestety, ale ta książka mnie rozczarowała. Może autorka się trochę wyeksploatowała, może powodem jest fakt, iż to już 9. tom serii o Willu Trencie i Sarze Linton..
Serię znam od 1. tomu, lubię ją i tylko dlatego doczytałam tę książkę do końca. Ale wierzcie mi, nie było warto,.
Ostatnia wdowa w porównaniu do innych książek Slaughter jest słaba, mało ostra, mało krwawa, a fabuła ciągnie się niczym przysłowiowe flaki z olejem.Gdyby nie napis na okładce nie uwierzyłabym, iż autorką jest Slaughter. W pewnym momencie miałam odczucie, jakby autorka zapłaciła jakiemuś mało wyrobionemu pisarczykowi za stworzenie tej książki.
Książka jest przede wszystkim przegadana. Do usunięcia wg. mnie nadaje się ok. 100-120 stron. Gdyby dokonć takiego odchudzenia byłoby dużo lepiej, nie idealnie, ale zdecydowanie lepiej.
Całość sprawia wrażenie jakby autorka zbudowała dobry szkielet, dobry zarys historii, umieściła w tym bardzo dobrze skonstruowanych, pełnokrwistych bohaterów, a pozostałe miejsca wypełniła czym popadło. Niestety. Przez sporą część lektury po prostu się nudziłam. Nieliczne ciekawe, porywające momenty nie zmieniły tego wrażenia.
I do tego wielowątkowość. Sama w sobie nie jest czymś złym. To taki znak rozpoznawczy Slaughter, Z tym, że we wcześniejszych książkach autorka potrafiła z tego sensownie wybrnąć, dokończyć wątki. W Ostatniej wdowie jest wręcz odwrotnie.
Nawet nie wiem, co więcej mogłabym napisać. Bo co można napisać o książce, która sprawiła, iż jesteście źli, że nie rzuciliście jej w kąt, która kilkakrotnie mówiła do was...nie czytaj mnie dalej? Po prostu czytelnicza katastrofa poprzetykana kilkoma doskonałymi momentami zrywu akcji.
Niby o gustach się nie dyskutuje, ale jestem niesamowicie zdziwiona gdy czytam pochwalne peany dotyczące Ostatniej wdowy. Chyba czytaliśmy zupełnie inne książki.
Decyzja czytać czy nie należy do was. Ale ja odradzam. Jest tyle innych, ciekawszych, lepszych lektur.
środa, 4 grudnia 2019
Dziecko znikąd - Christian White
Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 3-/6
Książka jest przede wszystkim emocjonalna, bazuje na najróżniejszej gamie uczuć. Negatywna przeszłość bohaterki miesza się z pozytywną terażniejszością, radość ze smutkiem. I niby wszystko byłoby ok, ale ja oczekiwałam czegoś innego, czegoś więcej....dostałam....
Zapowiadał się niezły thriller, wyszło coś zupełnie innego.
Początek książki, pierwsze 3-4 rozdziały bardzo dobre, doskonale zapowiadające (teoretycznie, bo wyszło inaczej) ciekawą, nietuzinkową pozycję. Jednak im dalej w las tym gorzej. Autor po prostu przedobrzył.
Na pierwszy plan wysuwa się temat zniknięcia dziecka. Temat nośny, poruszający, jak napisałam na początku bardzo emocjonalny. Zręcznie na nim bazując można utkać niezłą, wciągającą opowieść. Niestety, ale wykonanie nie wyszło. Przede wszystkim jest za dużo. Czego? Ano wszystkiego. W książce mamy wszystko, co tylko sobie wymarzycie....kościół, psychopatę, sektę, dziwne zjawiska, węże...no co tylko sobie wymyślicie, to w Dziecku znikąd znajdziecie.
Ja nawet rozumiem zamysł autora, zaciekawić, pokazać coś nowego. Tylko, że tu nie wyszło. Zbyt dużo elementów, za dużo, jak na jedną książkę.
Thriller (a wydawca zapowiada, iż ta książka nim jest) powinien się charakteryzować przede wszystkim elementami grozy, mroku, tajemnicą, dreszczykiem. W Dziecku znikąd tego brak. Niby autor próbuje wprowadzić nastrój niedopowiedzeń, strachu, ale jest to tak nieudolnie zrobione, iż bardziej śmieszy niż budzi przestrach.
Przewidywalność. To kolejna wada książki. Fabuła, choć ciekawa, nie jest zbytnio skomplikowana. Dzięki temu bez problemu przewidzimy większość wydarzeń. Sami przyznacie, iż w przypadku thrillera (a ta lektura za takową uchodzi) to wręcz dramat dla każdego czytelnika.
Poza tym bohaterowie. Teoretycznie powinny to być postaci pełnokrwiste, reagujące, a są nudne, płaskie, jednowymiarowe.
Sama historia, szkielet opowieści, ciekawy, nawet bardzo. Ale to wykonanie.
Plus za zakończenie. Jak na tę pozycję naprawdę nieźle napisane. Czyli bardzo dobry początek, niezłe zakończenie, tragiczny środek. I ogólnie spore rozczarowanie.
No cóż, sami musicie zdecydować, czy dać szansę tej książce.
Książka jest przede wszystkim emocjonalna, bazuje na najróżniejszej gamie uczuć. Negatywna przeszłość bohaterki miesza się z pozytywną terażniejszością, radość ze smutkiem. I niby wszystko byłoby ok, ale ja oczekiwałam czegoś innego, czegoś więcej....dostałam....
Zapowiadał się niezły thriller, wyszło coś zupełnie innego.
Początek książki, pierwsze 3-4 rozdziały bardzo dobre, doskonale zapowiadające (teoretycznie, bo wyszło inaczej) ciekawą, nietuzinkową pozycję. Jednak im dalej w las tym gorzej. Autor po prostu przedobrzył.
Na pierwszy plan wysuwa się temat zniknięcia dziecka. Temat nośny, poruszający, jak napisałam na początku bardzo emocjonalny. Zręcznie na nim bazując można utkać niezłą, wciągającą opowieść. Niestety, ale wykonanie nie wyszło. Przede wszystkim jest za dużo. Czego? Ano wszystkiego. W książce mamy wszystko, co tylko sobie wymarzycie....kościół, psychopatę, sektę, dziwne zjawiska, węże...no co tylko sobie wymyślicie, to w Dziecku znikąd znajdziecie.
Ja nawet rozumiem zamysł autora, zaciekawić, pokazać coś nowego. Tylko, że tu nie wyszło. Zbyt dużo elementów, za dużo, jak na jedną książkę.
Thriller (a wydawca zapowiada, iż ta książka nim jest) powinien się charakteryzować przede wszystkim elementami grozy, mroku, tajemnicą, dreszczykiem. W Dziecku znikąd tego brak. Niby autor próbuje wprowadzić nastrój niedopowiedzeń, strachu, ale jest to tak nieudolnie zrobione, iż bardziej śmieszy niż budzi przestrach.
Przewidywalność. To kolejna wada książki. Fabuła, choć ciekawa, nie jest zbytnio skomplikowana. Dzięki temu bez problemu przewidzimy większość wydarzeń. Sami przyznacie, iż w przypadku thrillera (a ta lektura za takową uchodzi) to wręcz dramat dla każdego czytelnika.
Poza tym bohaterowie. Teoretycznie powinny to być postaci pełnokrwiste, reagujące, a są nudne, płaskie, jednowymiarowe.
Sama historia, szkielet opowieści, ciekawy, nawet bardzo. Ale to wykonanie.
Plus za zakończenie. Jak na tę pozycję naprawdę nieźle napisane. Czyli bardzo dobry początek, niezłe zakończenie, tragiczny środek. I ogólnie spore rozczarowanie.
No cóż, sami musicie zdecydować, czy dać szansę tej książce.
wtorek, 3 grudnia 2019
Eksmitowani.Nędza i zyski w jednym z amerykańskich miast - Matthew Desmond
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5/6
Dobry, porządnie napisany reportaż o mieszkaniowej nędzy w USA, ludzkiej egzystencji, tym, co może stać się udziałem wielu z nas, wystarczy tylko moment.
Eksmitowani to doskonały, bardzo wnikliwy portret ośmiu rodzin, które sięgnęły dna i to w pełnym tego słowa znaczeniu. Niesamowicie poruszająca opowieść, która uświadomiła mi, jak niewiele trzeba, żeby znaleźć się na ich miejscu.
Żeby lepiej poznać życie ludzi na dnie, tytułowych eksmitowanych, autor reportażu przez ponad rok mieszkał w Milwaukee na osiedlu przyczep kempingowych, a później w schronisku w centrum miasta. Dzięki temu jego opisy są tak prawdziwe i poruszające.
Własne doświadczenia, opowieści poznanych ludzi oraz szokujące dane badaczy stworzyły wyjątkową pozycję, którą czyta się w wielu miejscach z niedowierzaniem.
Dotąd rozmowy, artykuły, reportaże o biedzie skupiały się na bezrobociu, pomocy społecznej i przepełnionych więzieniach. Desmond ukazał coś innego. Pokazał nam
problemy mieszkaniowe tych, którzy wydają na czynsz prawie całą pensję, a czasem więcej, przez co wpadają w spiralę długów, są eksmitowani, tracą pracę, nie mogą znaleźć nowej, długi, beznadzieja rosną, staczają się na dno. Nawet gdy w końcu dostaną pracę (najczęściej najgorzej płatną) i tak trudno im jest wrócić do normalnego życia.
American dream, amerykański sen jest dostępny niestety tylko dla garstki wybrańców, z czego bardzo często, my żyjący na innym kontynencie, nie zdajemy sobie sprawy.
W reportażu autor zawarł bardzo dużo poruszających, niezwykle trafnych także w naszym, polskim społeczeństwie obserwacji. Tym, co najbardziej porusza jest dogłębność przeprowadzonych badań. Bardzo chciałabym przeczytać podobny reportaż dot. sytuacji w Polsce.Podejrzewam, ba jestem pewna, iż wielu by zaskoczył i zszokował.
Minus daję za przypisy znajdujące się na końcu książki. Nie znoszę tego.
Poza tym to bardzo dobra pozycja. Nic dziwnego, iż reportaż uhonorowano w 2017 roku Nagrodą Pulitzera. Polecam szczególnie osobom zafascynowanych Ameryką, kwestiami socjologicznymi, obyczajowymi. Mocna, potrzebna lektura.
Dobry, porządnie napisany reportaż o mieszkaniowej nędzy w USA, ludzkiej egzystencji, tym, co może stać się udziałem wielu z nas, wystarczy tylko moment.
Eksmitowani to doskonały, bardzo wnikliwy portret ośmiu rodzin, które sięgnęły dna i to w pełnym tego słowa znaczeniu. Niesamowicie poruszająca opowieść, która uświadomiła mi, jak niewiele trzeba, żeby znaleźć się na ich miejscu.
Żeby lepiej poznać życie ludzi na dnie, tytułowych eksmitowanych, autor reportażu przez ponad rok mieszkał w Milwaukee na osiedlu przyczep kempingowych, a później w schronisku w centrum miasta. Dzięki temu jego opisy są tak prawdziwe i poruszające.
Własne doświadczenia, opowieści poznanych ludzi oraz szokujące dane badaczy stworzyły wyjątkową pozycję, którą czyta się w wielu miejscach z niedowierzaniem.
Dotąd rozmowy, artykuły, reportaże o biedzie skupiały się na bezrobociu, pomocy społecznej i przepełnionych więzieniach. Desmond ukazał coś innego. Pokazał nam
problemy mieszkaniowe tych, którzy wydają na czynsz prawie całą pensję, a czasem więcej, przez co wpadają w spiralę długów, są eksmitowani, tracą pracę, nie mogą znaleźć nowej, długi, beznadzieja rosną, staczają się na dno. Nawet gdy w końcu dostaną pracę (najczęściej najgorzej płatną) i tak trudno im jest wrócić do normalnego życia.
American dream, amerykański sen jest dostępny niestety tylko dla garstki wybrańców, z czego bardzo często, my żyjący na innym kontynencie, nie zdajemy sobie sprawy.
W reportażu autor zawarł bardzo dużo poruszających, niezwykle trafnych także w naszym, polskim społeczeństwie obserwacji. Tym, co najbardziej porusza jest dogłębność przeprowadzonych badań. Bardzo chciałabym przeczytać podobny reportaż dot. sytuacji w Polsce.Podejrzewam, ba jestem pewna, iż wielu by zaskoczył i zszokował.
Minus daję za przypisy znajdujące się na końcu książki. Nie znoszę tego.
Poza tym to bardzo dobra pozycja. Nic dziwnego, iż reportaż uhonorowano w 2017 roku Nagrodą Pulitzera. Polecam szczególnie osobom zafascynowanych Ameryką, kwestiami socjologicznymi, obyczajowymi. Mocna, potrzebna lektura.
poniedziałek, 2 grudnia 2019
Na krawędzi otchłani - Bernard Minier
Wydawnictwo Rebis, Moja ocena 4/6
Niestety, ale to zdecydowanie najsłabsza książka Miniera. Sama w sobie nie jest zła, ale autor przyzwyczaił mnie wysokiego poziomu, jaki serwował czytelnikom w serii z Martinem Servazem w roli głównej.
Na krawędzi otchłani jest słabsze, ale nadal nieźle się je czyta.
W książce mamy super ultra nowoczesne realia, androidy, sztuczną inteligencję, która już za moment przejmie kontrolę nad całym naszym życiem.
Akcja rozgrywa się w centrum nowoczesnego świata,w Hongkongu. W fabule są także liczne morderstwa, jest także dochodzenie. Jednak zbrodnie są jakby dodatkiem, pretekstem do ukazania czegoś innego.
Główną bohaterką jest Moira, młoda Francuzka, która rozpoczyna pracę w nowoczesnej, jednej z największych na świecie firmie technologicznych, która mieści się w Hongkongu. Kobieta ma zajmować się szkoleniem bota, sztucznej inteligencji, którą tworzy jej pracodawca. Bot ma być doradcą, przyjacielem każdego człowieka, ma znać jego potrzeby, pragnienia i podejmować za człowieka decyzje. Pomocne, ciekawe, ale i przerażające. Szybko okazuje się, iż nic nie jest takim, jakim miało być. kobieta czuje się śledzona, osaczona, kontrolowana w każdej nieomal sytuacji, w niebezpieczeństwie. Do tego dochodzi grasujący w mieście, niezwykle okrutny seryjny morderca. A to dopiero początek.
Minier sporo uwagi poświęca nowoczesnej technologii, kwestii naszej współpracy ze sztuczną inteligencją, rozwojowi współczesnego świata. To ciekawy temat. Jednak moim zdaniem autor za bardzo wczuł się w rolę. Opisów, dywagacji dot. nowoczesnej technologii jest w książce po prostu za dużo. W pewnym momencie z ciekawej treść robi się po prostu nudna. Za technologicznymi dywagacjami ciągnie się spowolnienie akcji. Tym samym w wielu miejscach książka jest rozlazła, akcja ospała.
Gdy już przebrniemy przez opisy technologiczne, akcja przyspiesza, w wielu miejscach bardzo mocno i tę część czyta się naprawdę dobrze. Szkoda nadmiaru technologicznych dywagacji. Bez nich książka byłaby dużo lepsza.
Na plus książce należy poczytać nieźle wykreowanych bohaterów oraz tak typowy dla tego autora mroczny klimat, który towarzyszy nam przez cały czas lektury.
Na plus zasługuje także dobre zakończenie, warte żeby przebrnąć przez technologiczne wywody autora. Jednak od razu zaznaczam, to zakończenie ma się nijak do tych z cyklu z Servazem....niestety....ale i tak warto je poznać.
Servaz, bohater cyklu kryminałów Miniera, to rasowy, klasyczny, nieprzeciętnie inteligentny policjant. Kryminały z nim to wspaniała lektura. W tych książkach trzeba było sporo pogłówkować, uruchomić szare komórki.
Na krawędzi otchłani jest dużo prostsze w swojej budowie, prostsze w fabule. Czytelnik niezbyt musi myśleć, wystarczy, iż będzie czytał i odbierał treść. Jeżeli szukacie tego typu lektury, polecam najnowszą książkę Francuza.
Niestety, ale to zdecydowanie najsłabsza książka Miniera. Sama w sobie nie jest zła, ale autor przyzwyczaił mnie wysokiego poziomu, jaki serwował czytelnikom w serii z Martinem Servazem w roli głównej.
Na krawędzi otchłani jest słabsze, ale nadal nieźle się je czyta.
W książce mamy super ultra nowoczesne realia, androidy, sztuczną inteligencję, która już za moment przejmie kontrolę nad całym naszym życiem.
Akcja rozgrywa się w centrum nowoczesnego świata,w Hongkongu. W fabule są także liczne morderstwa, jest także dochodzenie. Jednak zbrodnie są jakby dodatkiem, pretekstem do ukazania czegoś innego.
Główną bohaterką jest Moira, młoda Francuzka, która rozpoczyna pracę w nowoczesnej, jednej z największych na świecie firmie technologicznych, która mieści się w Hongkongu. Kobieta ma zajmować się szkoleniem bota, sztucznej inteligencji, którą tworzy jej pracodawca. Bot ma być doradcą, przyjacielem każdego człowieka, ma znać jego potrzeby, pragnienia i podejmować za człowieka decyzje. Pomocne, ciekawe, ale i przerażające. Szybko okazuje się, iż nic nie jest takim, jakim miało być. kobieta czuje się śledzona, osaczona, kontrolowana w każdej nieomal sytuacji, w niebezpieczeństwie. Do tego dochodzi grasujący w mieście, niezwykle okrutny seryjny morderca. A to dopiero początek.
Minier sporo uwagi poświęca nowoczesnej technologii, kwestii naszej współpracy ze sztuczną inteligencją, rozwojowi współczesnego świata. To ciekawy temat. Jednak moim zdaniem autor za bardzo wczuł się w rolę. Opisów, dywagacji dot. nowoczesnej technologii jest w książce po prostu za dużo. W pewnym momencie z ciekawej treść robi się po prostu nudna. Za technologicznymi dywagacjami ciągnie się spowolnienie akcji. Tym samym w wielu miejscach książka jest rozlazła, akcja ospała.
Gdy już przebrniemy przez opisy technologiczne, akcja przyspiesza, w wielu miejscach bardzo mocno i tę część czyta się naprawdę dobrze. Szkoda nadmiaru technologicznych dywagacji. Bez nich książka byłaby dużo lepsza.
Na plus książce należy poczytać nieźle wykreowanych bohaterów oraz tak typowy dla tego autora mroczny klimat, który towarzyszy nam przez cały czas lektury.
Na plus zasługuje także dobre zakończenie, warte żeby przebrnąć przez technologiczne wywody autora. Jednak od razu zaznaczam, to zakończenie ma się nijak do tych z cyklu z Servazem....niestety....ale i tak warto je poznać.
Servaz, bohater cyklu kryminałów Miniera, to rasowy, klasyczny, nieprzeciętnie inteligentny policjant. Kryminały z nim to wspaniała lektura. W tych książkach trzeba było sporo pogłówkować, uruchomić szare komórki.
Na krawędzi otchłani jest dużo prostsze w swojej budowie, prostsze w fabule. Czytelnik niezbyt musi myśleć, wystarczy, iż będzie czytał i odbierał treść. Jeżeli szukacie tego typu lektury, polecam najnowszą książkę Francuza.
sobota, 30 listopada 2019
Sieci widma - Leszek Herman
Wydawnictwo Muza, Moja ocena 5,5/6
Kolejna porywająca książka Leszka Hermana. 600 stron najnowszego kryminału tego autora czyta się w mgnieniu oka.
Autor niezwykle umiejętnie splata ze sobą losy kilkunastu bohaterów. Pewnego upalnego dnia na początku lata wsiadają oni na prom płynący ze Świnoujścia do Ystad w Szwecji. Jedni płyną odwiedzić córkę, inni dla rozrywki, a jeszcze inni dla srogiej zemsty. Ale nie tylko.
Przekrój wiekowy, społeczny, majątkowy jest niezwykle różnorodny. Herman doskonale odmalował swoich bohaterów. Wśród nich są: młode małżeństwo balansujące na granicy rozwodu, młodzi ludzie szukający dobrej zabawy, młoda kobieta porzucona przez kochanka i nie wiadomo czy bardziej pragnąca jego powrotu czy zemsty, starsze małżeństwo płynące odwiedzić swoją córkę i kilka innych ciekawych postaci.Wielka różnorodność ludzkich charakterów, planów, zachowań. Genialnie ukazany obraz naszego społeczeństwa ze wszystkimi nielicznymi zaletami i o wiele liczniejszymi wadami.
Wydawałoby się, iż wsiadając na prom powinni na lądzie, w Polsce zostawić swoje troski, zmartwienia, sprawy. Nic bardziej mylnego. To wszystko ciągnie się za nimi i doprowadzi do wielu kuriozalnych, ale i niesłychanie ciekawych sytuacji. Jak to w życiu.
W tle mamy dodatkowo wątki kryminalne, noc, wzburzone morze, człowieka za burtą, bardzo cenne skradzione zabytki, śledztwo dziennikarskie i trudną do rozwikłania zagadkę. Wiele wątków, wielu bohaterów, wszystko mistrzowsko ze sobą powiązane.
To czwarta książka Hermana. Po genialnym Sedinum. Wiadomość z podziemi, równie doskonałych książkach Latarnia umarłych i Biblia diabła autor po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Doskonale poprowadził wszystkie wątki kryminalne, wplótł w nie fascynujące elementy historii Zachodniego Pomorza, mistrzowsko odmalował swoich bohaterów i umieścił ich w środku prawdopodobnych, niezwykle poruszających wydarzeń.
Doskonale zakończenie chociaż ja podkręciłabym je jeszcze bardziej.
Gorąco zachęcam was do lektury tej, jak i poprzednich książek Leszka Hermana. Świetny autor, doskonałe książki.
Kolejna porywająca książka Leszka Hermana. 600 stron najnowszego kryminału tego autora czyta się w mgnieniu oka.
Autor niezwykle umiejętnie splata ze sobą losy kilkunastu bohaterów. Pewnego upalnego dnia na początku lata wsiadają oni na prom płynący ze Świnoujścia do Ystad w Szwecji. Jedni płyną odwiedzić córkę, inni dla rozrywki, a jeszcze inni dla srogiej zemsty. Ale nie tylko.
Przekrój wiekowy, społeczny, majątkowy jest niezwykle różnorodny. Herman doskonale odmalował swoich bohaterów. Wśród nich są: młode małżeństwo balansujące na granicy rozwodu, młodzi ludzie szukający dobrej zabawy, młoda kobieta porzucona przez kochanka i nie wiadomo czy bardziej pragnąca jego powrotu czy zemsty, starsze małżeństwo płynące odwiedzić swoją córkę i kilka innych ciekawych postaci.Wielka różnorodność ludzkich charakterów, planów, zachowań. Genialnie ukazany obraz naszego społeczeństwa ze wszystkimi nielicznymi zaletami i o wiele liczniejszymi wadami.
Wydawałoby się, iż wsiadając na prom powinni na lądzie, w Polsce zostawić swoje troski, zmartwienia, sprawy. Nic bardziej mylnego. To wszystko ciągnie się za nimi i doprowadzi do wielu kuriozalnych, ale i niesłychanie ciekawych sytuacji. Jak to w życiu.
W tle mamy dodatkowo wątki kryminalne, noc, wzburzone morze, człowieka za burtą, bardzo cenne skradzione zabytki, śledztwo dziennikarskie i trudną do rozwikłania zagadkę. Wiele wątków, wielu bohaterów, wszystko mistrzowsko ze sobą powiązane.
To czwarta książka Hermana. Po genialnym Sedinum. Wiadomość z podziemi, równie doskonałych książkach Latarnia umarłych i Biblia diabła autor po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Doskonale poprowadził wszystkie wątki kryminalne, wplótł w nie fascynujące elementy historii Zachodniego Pomorza, mistrzowsko odmalował swoich bohaterów i umieścił ich w środku prawdopodobnych, niezwykle poruszających wydarzeń.
Doskonale zakończenie chociaż ja podkręciłabym je jeszcze bardziej.
Gorąco zachęcam was do lektury tej, jak i poprzednich książek Leszka Hermana. Świetny autor, doskonałe książki.
czwartek, 28 listopada 2019
Łut szczęścia - Aurélie Valognes
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5/6
Cudowny plasterek na dusze, balsam, gdy ma się kiepski humor. Ot po prostu powieść doskonała na wszelkie okazje. Łut szczęścia jest miły, ciepły, delikatny, bawiący, krzepiący. Jest po prostu super. Zachęcam do lektury z całego serca.
Jest rok 1968. Jean ma sześć lat i nagle, zupełnie niespodziewanie w jej życiu zachodzi wielka zmiana. Chłopiec z dnia na dzień trafia pod opiekę babci. Nie na trochę, a na zawsze. Ani on tego nie przewidział, ani ona. Takie zmiany dot. wszystkiego. Ma miejsce całkowite wywrócenie dotychczasowego życia. Do tego babcia nie jest łagodną, ciepłą osobą. Ma dobre serce, ale niesłychanie trudny charakter.
Opieka nad wnukiem będzie całkowitą nowością w jej uporządkowanym dotychczas życiu. Oboje dadzą sobie coś nowego, coś unikalnego, coś bezcennego. Szczególnie rozczula naiwność dziecka, jego pytania, czułość babci, która jest skrywana za ostrym tonem.
Łut szczęścia to zwyczajna, prosta opowieść, bez fajerwerków. Zgadza się, ale tylko pozornie. Autorka udowadnia, iż to co najprostsze potrafi być najlepsze, najbardziej wartościowe. Wszystko zależy od tego, jak zostanie podane, zaserwowane.
Łut szczęścia czyta się ze wzruszeniem spowodowanym jakby odkryciem tego co może dać drugiemu człowiekowi zwyczajny gest, słowo. W pędzie, w gonitwie codziennych dni zapominamy o tym, a skoda. Tak niewiele bowiem potrzeba, żeby uszczęśliwić drugą osobę.
Autorka w cudowny sposób, lekko acz niezwykle mądrze opowiada o wielu sprawach, które doskwierają przede wszystkim starszym osobom, ale nie tylko. Także młodość, okres dziecięcy ma swoje prawa, bolączki. Cudownie ukazana jest pewna zależność jednej grupy wiekowej od drugiej, to ile starsi mogą dać młodszym, i wzajemnie, ile jeden człowiek potrafi zrobić dla drugiego. Samotność, skrywanie jej pod pozorami bycia zrzędliwym, wrednym, niemiłym są właściwe nie tylko starszym. Samotność wśród morza ludzi może dopaść każdego z nas, bez względu na miejsce zamieszkania czy wiek. Ową samotność potrafi rozwiać czyjaś obecność, zwykły gest, uśmiech.
Opowieść zdaje się być banalna, zwyczajna, może nawet nudna. Nic bardziej mylnego. Aurelie w mądry sposób przedstawia nam wiele prawd, na wiele otwiera oczy, sprawia, iż wielokrotnie westchniemy...aha faktycznie, a nawet wzruszymy się. Na naszych ustach w trakcie lektury będzie błąkał się uśmiech rozbawienia połączony ze wzruszeniem.
Łut szczęścia to mądra, rozczulająca, doskonale przedstawiająca rzeczywistość opowieść.
Polecam.
Cudowny plasterek na dusze, balsam, gdy ma się kiepski humor. Ot po prostu powieść doskonała na wszelkie okazje. Łut szczęścia jest miły, ciepły, delikatny, bawiący, krzepiący. Jest po prostu super. Zachęcam do lektury z całego serca.
Jest rok 1968. Jean ma sześć lat i nagle, zupełnie niespodziewanie w jej życiu zachodzi wielka zmiana. Chłopiec z dnia na dzień trafia pod opiekę babci. Nie na trochę, a na zawsze. Ani on tego nie przewidział, ani ona. Takie zmiany dot. wszystkiego. Ma miejsce całkowite wywrócenie dotychczasowego życia. Do tego babcia nie jest łagodną, ciepłą osobą. Ma dobre serce, ale niesłychanie trudny charakter.
Opieka nad wnukiem będzie całkowitą nowością w jej uporządkowanym dotychczas życiu. Oboje dadzą sobie coś nowego, coś unikalnego, coś bezcennego. Szczególnie rozczula naiwność dziecka, jego pytania, czułość babci, która jest skrywana za ostrym tonem.
Łut szczęścia to zwyczajna, prosta opowieść, bez fajerwerków. Zgadza się, ale tylko pozornie. Autorka udowadnia, iż to co najprostsze potrafi być najlepsze, najbardziej wartościowe. Wszystko zależy od tego, jak zostanie podane, zaserwowane.
Łut szczęścia czyta się ze wzruszeniem spowodowanym jakby odkryciem tego co może dać drugiemu człowiekowi zwyczajny gest, słowo. W pędzie, w gonitwie codziennych dni zapominamy o tym, a skoda. Tak niewiele bowiem potrzeba, żeby uszczęśliwić drugą osobę.
Autorka w cudowny sposób, lekko acz niezwykle mądrze opowiada o wielu sprawach, które doskwierają przede wszystkim starszym osobom, ale nie tylko. Także młodość, okres dziecięcy ma swoje prawa, bolączki. Cudownie ukazana jest pewna zależność jednej grupy wiekowej od drugiej, to ile starsi mogą dać młodszym, i wzajemnie, ile jeden człowiek potrafi zrobić dla drugiego. Samotność, skrywanie jej pod pozorami bycia zrzędliwym, wrednym, niemiłym są właściwe nie tylko starszym. Samotność wśród morza ludzi może dopaść każdego z nas, bez względu na miejsce zamieszkania czy wiek. Ową samotność potrafi rozwiać czyjaś obecność, zwykły gest, uśmiech.
Opowieść zdaje się być banalna, zwyczajna, może nawet nudna. Nic bardziej mylnego. Aurelie w mądry sposób przedstawia nam wiele prawd, na wiele otwiera oczy, sprawia, iż wielokrotnie westchniemy...aha faktycznie, a nawet wzruszymy się. Na naszych ustach w trakcie lektury będzie błąkał się uśmiech rozbawienia połączony ze wzruszeniem.
Łut szczęścia to mądra, rozczulająca, doskonale przedstawiająca rzeczywistość opowieść.
Polecam.
środa, 27 listopada 2019
Zapomnij o nim - Małgorzata Garkowska
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 3/6
Podobno miłość wszystko wybacza, ale czy na pewno?
Bohaterowie najnowszej książki Małgorzaty Garkowskiej borykają się przede wszystkim sercowymi problemami (jak to u tej pisarki), ale nie tylko. Do głosu dochodzą także sprawy etyczne i to bardzo szeroko rozumiane.
Akcja rozgrywa się w Zamościu, a problemy bohaterów są na tyle realne, iż spotkać mogą każdego czytelnika książki. To spory atut, gdy czytelnik może choćby w pewnym stopniu utożsamiać się z wykreowanymi postaciami.
Ciekawie nakreśleni bohaterowie. Artur to człowiek poukładany i solidny. Ma wspaniałą narzeczoną, dobrą pracę, mieszkanie. Wszystko ma poukładane, dopięte na ostatni guzik. Jak się jednak okaże życie lubi zaskakiwać i burzyć takie misterne plany, wprowadzać nieład do porządnie z pozoru poukładanego życia. A życie Artura zaskoczy i to bardzo.
Z kolei Anna jest pewna, że ma wszystko. Spokojna praca, przygotowania do ślubu, dziecko w drodze. Czego potrzeba więcej do szczęścia? Zdawałoby się, że niczego. W jej przypadku los także spłata figla. Jedno wydarzenie wszystko zmieni.
Jest jeszcze jedna bohaterka w całkowicie odmiennej sytuacji. To Ewelina, która zjawia się w Zamościu z jedną walizką w ręce. Kobieta ma jeden cel, chce odnaleźć mężczyznę, w którym się zakochała. Jest on także ojcem jej dziecka, o czym męźczyzna nie ma pojęcia.
Co stanie się z planami i życiem tych osób? Jak potoczą się ich losy. Czy coś ich łączy poza Zamościem?
Dobrze nakreśleni bohaterowie, bardzo realistyczni, ciekawa fabuła bazowa, w której może odnaleźć się większość czytelników to największe i jedyne atuty książki.
Niestety, ale Zapomnij o nim ma też minusy i to spore.
Przede wszystkim niewykorzystanie możliwości, jakie daje taka fabuła. Można było stworzyć z tego niezłą powieść, życiową, ciekawą, wciągającą, tym bardziej, iż bohaterowie są naprawdę nieźle nakreśleni. Autorka zmarnowała tę szansę. Narracja jest banalna, wydarzenia wsadzone pomiędzy główne punkty fabuły infantylne, przewidywalne, często nierealne.
Nie wyszły sceny miłosne, wyznawanie uczuć, brak namiętności w opisach namiętności, miłości. Sceny przedstawiające miłość fizyczną są po prostu straszne. Wiem, sztuką jest dobrze nakreślić tego typu sceny, ale może czasami po prostu lepiej tego nie robić....
Brak realizmu kilku scen z życia wziętych, jak chociażby pseudo rozmowy kwalifikacyjnej Eweliny. No na miłosierdzie boskie, nikt tak się nie zachowuje. Nie będę pisać dokładnie o co mi chodzi. Dowiecie się tego w trakcie lektury.
Jest jeszcze kilka takich nierealnych scen. Nie chcę o nich wspominać, nie chcę was zniechęcać do lektury tej książki. Ma ona swoje plusy, warto żebyście sami sprawdzili, jak ją odbierzecie.
Podobno miłość wszystko wybacza, ale czy na pewno?
Bohaterowie najnowszej książki Małgorzaty Garkowskiej borykają się przede wszystkim sercowymi problemami (jak to u tej pisarki), ale nie tylko. Do głosu dochodzą także sprawy etyczne i to bardzo szeroko rozumiane.
Akcja rozgrywa się w Zamościu, a problemy bohaterów są na tyle realne, iż spotkać mogą każdego czytelnika książki. To spory atut, gdy czytelnik może choćby w pewnym stopniu utożsamiać się z wykreowanymi postaciami.
Ciekawie nakreśleni bohaterowie. Artur to człowiek poukładany i solidny. Ma wspaniałą narzeczoną, dobrą pracę, mieszkanie. Wszystko ma poukładane, dopięte na ostatni guzik. Jak się jednak okaże życie lubi zaskakiwać i burzyć takie misterne plany, wprowadzać nieład do porządnie z pozoru poukładanego życia. A życie Artura zaskoczy i to bardzo.
Z kolei Anna jest pewna, że ma wszystko. Spokojna praca, przygotowania do ślubu, dziecko w drodze. Czego potrzeba więcej do szczęścia? Zdawałoby się, że niczego. W jej przypadku los także spłata figla. Jedno wydarzenie wszystko zmieni.
Jest jeszcze jedna bohaterka w całkowicie odmiennej sytuacji. To Ewelina, która zjawia się w Zamościu z jedną walizką w ręce. Kobieta ma jeden cel, chce odnaleźć mężczyznę, w którym się zakochała. Jest on także ojcem jej dziecka, o czym męźczyzna nie ma pojęcia.
Co stanie się z planami i życiem tych osób? Jak potoczą się ich losy. Czy coś ich łączy poza Zamościem?
Dobrze nakreśleni bohaterowie, bardzo realistyczni, ciekawa fabuła bazowa, w której może odnaleźć się większość czytelników to największe i jedyne atuty książki.
Niestety, ale Zapomnij o nim ma też minusy i to spore.
Przede wszystkim niewykorzystanie możliwości, jakie daje taka fabuła. Można było stworzyć z tego niezłą powieść, życiową, ciekawą, wciągającą, tym bardziej, iż bohaterowie są naprawdę nieźle nakreśleni. Autorka zmarnowała tę szansę. Narracja jest banalna, wydarzenia wsadzone pomiędzy główne punkty fabuły infantylne, przewidywalne, często nierealne.
Nie wyszły sceny miłosne, wyznawanie uczuć, brak namiętności w opisach namiętności, miłości. Sceny przedstawiające miłość fizyczną są po prostu straszne. Wiem, sztuką jest dobrze nakreślić tego typu sceny, ale może czasami po prostu lepiej tego nie robić....
Brak realizmu kilku scen z życia wziętych, jak chociażby pseudo rozmowy kwalifikacyjnej Eweliny. No na miłosierdzie boskie, nikt tak się nie zachowuje. Nie będę pisać dokładnie o co mi chodzi. Dowiecie się tego w trakcie lektury.
Jest jeszcze kilka takich nierealnych scen. Nie chcę o nich wspominać, nie chcę was zniechęcać do lektury tej książki. Ma ona swoje plusy, warto żebyście sami sprawdzili, jak ją odbierzecie.
wtorek, 26 listopada 2019
Trzecia terapia - Danuta Chlupová
Wydawnictwo Novae Res, Moja ocena 2,5/6
Nie ukrywam, rozpoczynając lekturę liczyłam na coś więcej.
Opowieść mająca w tle toksyczne związki, skomplikowane relacje i klątwę dziadka z Auschwitz zapowiadała się nieźle. I wszystko byłoby ok gdyby nie toporna narracja. Brak tej książce ogłady, wygładzenia, polotu, czegoś, co sprawi, iż styl wciągnie, lektura pochłonie. Z równym zaciekawieniem mogłabym czytać listę zakupów, czy książkę telefoniczną. Niestety.
Akcja rozgrywa się w latach 2014-2016 z licznymi retrospekcjami do czasów II wojny światowej i początku PRL-u.
W trakcie urlopu poznają się Grzegorz, który próbuje naprawić relacje z córką i Mathilda, Niemka, na której ciąży cień dziadka SS-mana w obozie w Auschwitz. Oboje mają za sobą traumatyczne doświadczenia. Nad obojgiem widnieje cień przeszłości, choć w przypadku każdego z nich jest to inne widmo.
I w zasadzie tyle treści. Przez kolejne strony toczy się akcja, która absolutnie mnie nie zainteresowała. Niestety.
Poprzednia książka autorki, Blizna, była świetna, zachwyciła mnie. Trzecia terapia to jej zdecydowane przeciwieństwo.
Mając doskonałą bazę, dobry temat, bazując na wspomnieniach z Auschwitz, na problemie, jakim jest strata bliskiej osoby, próba pogodzenia się z nią oraz fakt, iż ktoś z bliskich był niemieckim zbrodniarzem wojennym, można było stworzyć dobrą, mocną, mądrą książkę, ciekawie pociągnąć temat, umiejętnie pokierować postaciami. I o to mam żal do autorki. O nie wykorzystanie sporych możliwości.
Jak wspomniałam autorka bazuje na obozowych wspomnieniach. Są one jednak bardzo ogólnikowe. Można śmiało stwierdzić, iż Chlupova się po nich po prostu prześlizguje. Brak konkretów, brak faktów, brak nazwisk. Ot slogany, poruszające, ale lakoniczne.
Mathilda ma ogromne poczucie winy z powodu tego, iż jej dziadek był katem w obozie. Sam fakt posiadania kogoś takiego w rodzinie daje ogromne pole do pisarskiego popisu. Nie wykorzystane.
Podobnie, jak ze stratą Grzegorza i jego córki.
Najwięcej jednak do życzenia pozostawia styl pisarski autorki. Jest on przeciwieństwem tego z Blizny. Mam wrażenie jakby te książki pisały dwie różne osoby. Chlupova pisze sztywno, prostym językiem, bez polotu, nudno.
Jestem ogromnie rozczarowana lekturą i żal mi straconych możliwości.
Nie ukrywam, rozpoczynając lekturę liczyłam na coś więcej.
Opowieść mająca w tle toksyczne związki, skomplikowane relacje i klątwę dziadka z Auschwitz zapowiadała się nieźle. I wszystko byłoby ok gdyby nie toporna narracja. Brak tej książce ogłady, wygładzenia, polotu, czegoś, co sprawi, iż styl wciągnie, lektura pochłonie. Z równym zaciekawieniem mogłabym czytać listę zakupów, czy książkę telefoniczną. Niestety.
Akcja rozgrywa się w latach 2014-2016 z licznymi retrospekcjami do czasów II wojny światowej i początku PRL-u.
W trakcie urlopu poznają się Grzegorz, który próbuje naprawić relacje z córką i Mathilda, Niemka, na której ciąży cień dziadka SS-mana w obozie w Auschwitz. Oboje mają za sobą traumatyczne doświadczenia. Nad obojgiem widnieje cień przeszłości, choć w przypadku każdego z nich jest to inne widmo.
I w zasadzie tyle treści. Przez kolejne strony toczy się akcja, która absolutnie mnie nie zainteresowała. Niestety.
Poprzednia książka autorki, Blizna, była świetna, zachwyciła mnie. Trzecia terapia to jej zdecydowane przeciwieństwo.
Mając doskonałą bazę, dobry temat, bazując na wspomnieniach z Auschwitz, na problemie, jakim jest strata bliskiej osoby, próba pogodzenia się z nią oraz fakt, iż ktoś z bliskich był niemieckim zbrodniarzem wojennym, można było stworzyć dobrą, mocną, mądrą książkę, ciekawie pociągnąć temat, umiejętnie pokierować postaciami. I o to mam żal do autorki. O nie wykorzystanie sporych możliwości.
Jak wspomniałam autorka bazuje na obozowych wspomnieniach. Są one jednak bardzo ogólnikowe. Można śmiało stwierdzić, iż Chlupova się po nich po prostu prześlizguje. Brak konkretów, brak faktów, brak nazwisk. Ot slogany, poruszające, ale lakoniczne.
Mathilda ma ogromne poczucie winy z powodu tego, iż jej dziadek był katem w obozie. Sam fakt posiadania kogoś takiego w rodzinie daje ogromne pole do pisarskiego popisu. Nie wykorzystane.
Podobnie, jak ze stratą Grzegorza i jego córki.
Najwięcej jednak do życzenia pozostawia styl pisarski autorki. Jest on przeciwieństwem tego z Blizny. Mam wrażenie jakby te książki pisały dwie różne osoby. Chlupova pisze sztywno, prostym językiem, bez polotu, nudno.
Jestem ogromnie rozczarowana lekturą i żal mi straconych możliwości.
poniedziałek, 25 listopada 2019
Znikająca ziemia - Julia Phillips
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
Znikająca ziemia Julii Phillips to dobrze napisany miks thrillera, elementów kryminału i niezłej powieści socjologiczno-obyczajowej. Autorka bardzo zręcznie opowiada o pewnej zapomnianej krainie w głębi Rosji jaką jest Kamczatka i ludziach, którzy tam mieszkają.
Ludzie ci mają wszędzie daleko. Ich ląd, Kamczatka oddalony jest od stolicy kraju Moskwy o 9 godzin lotu samolotem. Ogromna odległość, więcej niż z jednego krańca Europy na drugi. Jak się żyje w takim miejscu? Kto przybywa tam z wyboru? Może to ci, którzy pragną się przed czymś ukryć? Czy łatwo tam zniknąć, zaszyć się, a może łatwo popełnić przestępstwo.
Odpowiedzi na te i kilka innych pytań szukamy bazując na treści książki, którą jest zaginięcie dwóch sióstr, Sofii i Alony. Dziewczynki pewnego dnia wyszły na spacer i już z niego nie wróciły. Co się wydarzyło?
Cala okolica szuka dzieci, póżniej cały kraj. Czy dziewczynki się odnajdą?
Kolejne rozdziały to kolejne miesiące poszukiwania zaginionych. Bardzo zręcznie zostało to potraktowane. W kolejne rozdziały zostały wplecione dzieje kolejnych osób, nowych męźczyzn, kobiet, dzieci. Wszyscy oni są mieszkańcami dalekiej Kamczatki. Różni ich wszystko, łączy ten odległy półwysep. Na szczególną uwagę zasługują portrety psychologiczne tych osób. Majstersztyk.
Co istotne, każdy miesiąc, każda kolejna odsłona, nowy rozdział to los nowej osoby. Kolejne miesiące-rozdziały nie zlewają się ze sobą, są oddzielną całością, a jednocześnie integralna częścią książki. Doskonale dopracowane założenie.
Świetnie nakreślony jest także duszny, otaczający ze wszystkich stron, nieomal klaustrofobiczny klimat kamczackiej osady. Do tego dochodzi towarzyszące nam od początku uczucie niepokoju, momentami do bólu obezwładniające. Całość dopracowana w każdym szczególe.
Znikająca ziemia to dobra, dopracowana w każdym calu, poruszająca powieść. Momentami jest ona nawet szokująca. Porusza zarówno samo porwanie dziewczynek, jak i dołączane w kolejnych rozdziałach historie kamczackich outsiderów. Szokuje życie w tym miejscu, traktowanie tam kobiet, porusza i budzi sprzeciw życie kobiet w tamtej części Rosji.
W trakcie lektury w czytelniku budzą się najrozmaitsze emocje, które nie gasną i buzują aż do końca lektury.
Bardzo dobra, niezwykła, nietuzinkowa powieść, doskonałe studium ludzkiej samotności, niezgrania się oczekiwań, roszczeń z rzeczywistością, takich, a nie innych postaw ludzkich.
Znikająca ziemia to debiut literacki Julii Phillips, bardzo dobry debiut, który zasługuje na Nagrodę Bookera, do której został nominowany.
Polecam.
Znikająca ziemia Julii Phillips to dobrze napisany miks thrillera, elementów kryminału i niezłej powieści socjologiczno-obyczajowej. Autorka bardzo zręcznie opowiada o pewnej zapomnianej krainie w głębi Rosji jaką jest Kamczatka i ludziach, którzy tam mieszkają.
Ludzie ci mają wszędzie daleko. Ich ląd, Kamczatka oddalony jest od stolicy kraju Moskwy o 9 godzin lotu samolotem. Ogromna odległość, więcej niż z jednego krańca Europy na drugi. Jak się żyje w takim miejscu? Kto przybywa tam z wyboru? Może to ci, którzy pragną się przed czymś ukryć? Czy łatwo tam zniknąć, zaszyć się, a może łatwo popełnić przestępstwo.
Odpowiedzi na te i kilka innych pytań szukamy bazując na treści książki, którą jest zaginięcie dwóch sióstr, Sofii i Alony. Dziewczynki pewnego dnia wyszły na spacer i już z niego nie wróciły. Co się wydarzyło?
Cala okolica szuka dzieci, póżniej cały kraj. Czy dziewczynki się odnajdą?
Kolejne rozdziały to kolejne miesiące poszukiwania zaginionych. Bardzo zręcznie zostało to potraktowane. W kolejne rozdziały zostały wplecione dzieje kolejnych osób, nowych męźczyzn, kobiet, dzieci. Wszyscy oni są mieszkańcami dalekiej Kamczatki. Różni ich wszystko, łączy ten odległy półwysep. Na szczególną uwagę zasługują portrety psychologiczne tych osób. Majstersztyk.
Co istotne, każdy miesiąc, każda kolejna odsłona, nowy rozdział to los nowej osoby. Kolejne miesiące-rozdziały nie zlewają się ze sobą, są oddzielną całością, a jednocześnie integralna częścią książki. Doskonale dopracowane założenie.
Świetnie nakreślony jest także duszny, otaczający ze wszystkich stron, nieomal klaustrofobiczny klimat kamczackiej osady. Do tego dochodzi towarzyszące nam od początku uczucie niepokoju, momentami do bólu obezwładniające. Całość dopracowana w każdym szczególe.
Znikająca ziemia to dobra, dopracowana w każdym calu, poruszająca powieść. Momentami jest ona nawet szokująca. Porusza zarówno samo porwanie dziewczynek, jak i dołączane w kolejnych rozdziałach historie kamczackich outsiderów. Szokuje życie w tym miejscu, traktowanie tam kobiet, porusza i budzi sprzeciw życie kobiet w tamtej części Rosji.
W trakcie lektury w czytelniku budzą się najrozmaitsze emocje, które nie gasną i buzują aż do końca lektury.
Bardzo dobra, niezwykła, nietuzinkowa powieść, doskonałe studium ludzkiej samotności, niezgrania się oczekiwań, roszczeń z rzeczywistością, takich, a nie innych postaw ludzkich.
Znikająca ziemia to debiut literacki Julii Phillips, bardzo dobry debiut, który zasługuje na Nagrodę Bookera, do której został nominowany.
Polecam.
piątek, 22 listopada 2019
Żmijowisko - Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Inny, ale nadal bardzo dobry Chmielarz w akcji.
Autor przyzwyczaił nas do tego, iż jego książki to kryminały, a których akcja na ogół pędzi, czasami, sporadycznie tylko zwalniając.
Żmijowisko jest inne i nie każdemu musi to przypaść do gustu. Mnie spodobało się i to bardzo. Przede wszystkim to powieść, obyczajowa, socjologiczna, społeczna z mocnym motywem psychologicznego thrillera. To opowieść o rozpadzie rodziny, przyjaźni, utracie bezpiecznego świata, porażkach, zawiedzeniu się na ludziach, ale i o tym co daje siłę napędową, co ważne. Żmijowisko jest bardzo mocno osadzone w polskich realiach, w niektórych momentach można przedstawiony świat, otoczenie bohaterów, ich zachowanie określić jako typowe polskie piekiełko. Chmielarz doskonale nakreślił świat, jaki większość spotka na wyciągniecie ręki, świat, w którym gro z nas odnajdzie sporą część siebie, choć rzadko kto się do tego przyzna. Polskie teksty, polskie realia, polski dom, polskie opowieści, nawet muzyka, wygląd domku to wszystko sprawia, iż na swój sposób czujemy się w tej lekturze bezpieczni, otoczeni swojską polskością, ale także odrobinę podminowani, przestraszeni, zaniepokojeni, a na pewno zaintrygowani. Żmijowisko to także opowieść przepełniona uczuciami, tymi złymi, bardzo złymi, najgorszymi, ale i będącymi zwiastunem czegoś dobrego, nadziei. Z pewnością w książce brak uczuć obojętnych. Jest za to genialny obrazek polskiego społeczeństwa i tego, co sami potrafimy zrobić w imię dobra, miłości, przyjaźni... Atutem są także świetnie nakreśleni bohaterowie, zarówno ci główni, jak i drugoplanowi pojawiający się w książce na chwilę. Tekst, bohaterowie, wydarzenia wzbudzają skrajne emocje, nikogo nie pozostawią obojętnym. Można tej książki nie lubić, można ją pokochać, ale z pewnością nie pozostanie się wobec niej obojętnym. Przemiany w ludziach, odkrywanie krok po kroku tajemnic, to jak ewoluuje postać, jak zmienia się zachowanie, podejście do tematu, jak przeobrażają się ludzkie reakcje ukazane na tle powrotu do dramatycznych wydarzeń sprzed roku. Świetna lektura choć potrzeba kilku chwil żeby wniknąć w jej klimat. Warto. Polecam.
Recenzje innych książek Chmielarza:
Rana
Cienie
Wampir
Przejęcie
Farma lalek
Podpalacz
Inny, ale nadal bardzo dobry Chmielarz w akcji.
Autor przyzwyczaił nas do tego, iż jego książki to kryminały, a których akcja na ogół pędzi, czasami, sporadycznie tylko zwalniając.
Żmijowisko jest inne i nie każdemu musi to przypaść do gustu. Mnie spodobało się i to bardzo. Przede wszystkim to powieść, obyczajowa, socjologiczna, społeczna z mocnym motywem psychologicznego thrillera. To opowieść o rozpadzie rodziny, przyjaźni, utracie bezpiecznego świata, porażkach, zawiedzeniu się na ludziach, ale i o tym co daje siłę napędową, co ważne. Żmijowisko jest bardzo mocno osadzone w polskich realiach, w niektórych momentach można przedstawiony świat, otoczenie bohaterów, ich zachowanie określić jako typowe polskie piekiełko. Chmielarz doskonale nakreślił świat, jaki większość spotka na wyciągniecie ręki, świat, w którym gro z nas odnajdzie sporą część siebie, choć rzadko kto się do tego przyzna. Polskie teksty, polskie realia, polski dom, polskie opowieści, nawet muzyka, wygląd domku to wszystko sprawia, iż na swój sposób czujemy się w tej lekturze bezpieczni, otoczeni swojską polskością, ale także odrobinę podminowani, przestraszeni, zaniepokojeni, a na pewno zaintrygowani. Żmijowisko to także opowieść przepełniona uczuciami, tymi złymi, bardzo złymi, najgorszymi, ale i będącymi zwiastunem czegoś dobrego, nadziei. Z pewnością w książce brak uczuć obojętnych. Jest za to genialny obrazek polskiego społeczeństwa i tego, co sami potrafimy zrobić w imię dobra, miłości, przyjaźni... Atutem są także świetnie nakreśleni bohaterowie, zarówno ci główni, jak i drugoplanowi pojawiający się w książce na chwilę. Tekst, bohaterowie, wydarzenia wzbudzają skrajne emocje, nikogo nie pozostawią obojętnym. Można tej książki nie lubić, można ją pokochać, ale z pewnością nie pozostanie się wobec niej obojętnym. Przemiany w ludziach, odkrywanie krok po kroku tajemnic, to jak ewoluuje postać, jak zmienia się zachowanie, podejście do tematu, jak przeobrażają się ludzkie reakcje ukazane na tle powrotu do dramatycznych wydarzeń sprzed roku. Świetna lektura choć potrzeba kilku chwil żeby wniknąć w jej klimat. Warto. Polecam.
Recenzje innych książek Chmielarza:
Rana
Cienie
Wampir
Przejęcie
Farma lalek
Podpalacz
czwartek, 21 listopada 2019
Szeptacz - Alex North
Wydawnictwo Muza, Moja ocena 2,5/6
Szeptacz mnie rozczarował, bardzo. Wydawnictwo w promocję włożyło wiele wysiłku i pieniędzy. Niestety, ale mega marketing rozbudza apetyt czytelników. I wszystko ok, jeżeli książka ma dobry, wysoki poziom.
Gorzej jeżeli jest tak jak z Szeptaczem.
Po pierwsze, i to najważniejsze, to nie jest horror ani thriller, to bardziej historia kryminalna z jakimiś ja wiem...elementami obyczajowymi. Żeby chociaż to była historia kryminalna dobrze poprowadzona. Niestety...śledztwo prowadzi dwóch kiepskich policjantów, pozostałych to w ogóle nie obchodzi. Do tego to dochodzenie jest tak nędzne, tak niefachowe, że szkoda o nim wspominać.
Na plan pierwszy wysuwa się historia zrozpaczonego ojca i jego zaniedbanego emocjonalnie syna. Chwyta za gardło, sprawia, iż odwracamy kolejne kartki żeby dowiedzieć się co dalej. Obaj próbują sobie poradzić z wielka stratą jaka stała się ich udziałem. I byłoby wszystko ok, gdyby autor poszedł tym tropem. Mogłaby z tego powstać niezła historia obyczajowa. Historia ojca i syna, ich przeżyć, wzajemnych relacji jest naprawdę ciekawa, mocna i dająca wiele możliwości.
Tymczasem North dodał do tego tajemniczego porywacza z jego podobno (bo ja tego nie doświadczyłam) przerażającym szeptem. Szept miał być, ba wg. wielu innych recenzentów jest przerażający (wg. mnie jest śmieszny) dla mnie jest zbędny, infantylny, groteskowy.
Ten element w ogóle mi nie psuje do pozostałej części książki. Wyraźnie mi to odstaje od historii ojca i syna. Jakby to były dwie zupełnie różne opowieści doklejone do siebie.
Cała opowieść jest ukazana z kilku perspektyw, ma sporo zagadek, niejasności, które tak naprawdę nie zostają do końca wyjaśnione, a o których można powiedzieć/ napisać jedno...gdzieś o tym już czytałam, skądś to znam.
Poza tym po trochę więcej niż połowie książki następuje jakby zmiana stylu pisarstwa. Uczucie jest mocne i odnosiłam wrażenie jakby ktoś zupełnie inny napisał drugą część książki. O całkowitym braku grozy i elementów thriller nie wspomnę.
Książka nuży, irytuje, ciągnie się, jak przysłowiowe flaki z olejem, brak najmniejszego napięcia o elementach grozy nie wspominając.
Jeszcze gorzej jest z zakończeniem. Jest tak kiepskie, że aż żal. Z niesamowitym zdziwieniem czytam zachwyty blogerów nad zaskakującym, szokującym finałem historii. Matko, chyba czytaliśmy zupełnie różne książki.
Największe pretensje mam do autora o zmarnowany potencjał. Pójście w historię obyczajową byłoby doskonałym ruchem, dawało olbrzymie możliwości. A tak...szkoda pisać.
Po raz kolejny potwierdziła się moja teoria, im bardziej agresywny marketing, im głośniej o jakiejś książce tym bardziej żałosna treść, tym większe rozczarowanie.
Szeptacz mnie rozczarował, bardzo. Wydawnictwo w promocję włożyło wiele wysiłku i pieniędzy. Niestety, ale mega marketing rozbudza apetyt czytelników. I wszystko ok, jeżeli książka ma dobry, wysoki poziom.
Gorzej jeżeli jest tak jak z Szeptaczem.
Po pierwsze, i to najważniejsze, to nie jest horror ani thriller, to bardziej historia kryminalna z jakimiś ja wiem...elementami obyczajowymi. Żeby chociaż to była historia kryminalna dobrze poprowadzona. Niestety...śledztwo prowadzi dwóch kiepskich policjantów, pozostałych to w ogóle nie obchodzi. Do tego to dochodzenie jest tak nędzne, tak niefachowe, że szkoda o nim wspominać.
Na plan pierwszy wysuwa się historia zrozpaczonego ojca i jego zaniedbanego emocjonalnie syna. Chwyta za gardło, sprawia, iż odwracamy kolejne kartki żeby dowiedzieć się co dalej. Obaj próbują sobie poradzić z wielka stratą jaka stała się ich udziałem. I byłoby wszystko ok, gdyby autor poszedł tym tropem. Mogłaby z tego powstać niezła historia obyczajowa. Historia ojca i syna, ich przeżyć, wzajemnych relacji jest naprawdę ciekawa, mocna i dająca wiele możliwości.
Tymczasem North dodał do tego tajemniczego porywacza z jego podobno (bo ja tego nie doświadczyłam) przerażającym szeptem. Szept miał być, ba wg. wielu innych recenzentów jest przerażający (wg. mnie jest śmieszny) dla mnie jest zbędny, infantylny, groteskowy.
Ten element w ogóle mi nie psuje do pozostałej części książki. Wyraźnie mi to odstaje od historii ojca i syna. Jakby to były dwie zupełnie różne opowieści doklejone do siebie.
Cała opowieść jest ukazana z kilku perspektyw, ma sporo zagadek, niejasności, które tak naprawdę nie zostają do końca wyjaśnione, a o których można powiedzieć/ napisać jedno...gdzieś o tym już czytałam, skądś to znam.
Poza tym po trochę więcej niż połowie książki następuje jakby zmiana stylu pisarstwa. Uczucie jest mocne i odnosiłam wrażenie jakby ktoś zupełnie inny napisał drugą część książki. O całkowitym braku grozy i elementów thriller nie wspomnę.
Książka nuży, irytuje, ciągnie się, jak przysłowiowe flaki z olejem, brak najmniejszego napięcia o elementach grozy nie wspominając.
Jeszcze gorzej jest z zakończeniem. Jest tak kiepskie, że aż żal. Z niesamowitym zdziwieniem czytam zachwyty blogerów nad zaskakującym, szokującym finałem historii. Matko, chyba czytaliśmy zupełnie różne książki.
Największe pretensje mam do autora o zmarnowany potencjał. Pójście w historię obyczajową byłoby doskonałym ruchem, dawało olbrzymie możliwości. A tak...szkoda pisać.
Po raz kolejny potwierdziła się moja teoria, im bardziej agresywny marketing, im głośniej o jakiejś książce tym bardziej żałosna treść, tym większe rozczarowanie.
środa, 20 listopada 2019
Ostatni świadek - Liv Constantine
Wydawnictwo Harper Collins, Moja ocena 4-/6
Główna bohaterka, dr Kate English ma wszystko. Nie tylko jest dziedziczką wielkiej fortuny; ma wspaniałego męża i córkę, świetną karierę, piękny, dom. Jednak los udowodni, iż wszystko co bierzemy za pewnik bywa złudne i można to stracić w jednej sekundzie. Pewnej nocy matka Kate zostaje znaleziona martwa, brutalnie zamordowana we własnym domu.
Kobieta nawet przez moment nie przypuszcza, iż to dopiero początek koszmaru, który ją czeka. Tuż po pogrzebie matki Kate otrzymuje smsa z wiadomością, iż ona będzie następna. Brzmi to jak poważna groźba i wzbudza w kobiecie uzasadnioną obawę. To dopiero początek koszmaru, jaki ktoś zgotował Kate. Dlaczego? Co i kto za tym się kryje? To i wiele innych aspektów próbuje wyjaśnić w prowadzonym śledztwie detektyw Frank Anderson z policji hrabstwa Baltimore. Czy mu się to uda? Czy zapobiegnie najgorszemu?
Nie jest to kryminał moich marzeń. Nie jest to najbardziej skomplikowana zagadka. Jednak to dobra lektura kiedy szuka się czegoś lekkiego, relaksującego, nieźle wypełniającego kilak wieczornych godzin. Do tego celu powieść Constantine idealnie się nadaje.
Fabuła jest wciągająca. Całość jest lekko napisana. Czyta się dobrze. Intryga jest niezła, choć nie ukrywam, gdyby autorka bardziej nad nią popracowała byłaby jeszcze lepsza. Można z niej dużo więcej wyciągnąć. Mimo to jest nieźle, lepiej niż się spodziewałam.
Wydarzenia poznajemy na zmianę z perspektywy Kate i jej przyjaciółki Blaire.
Akcja jest szybka, momentami błyskawiczna. Całość przewija się przed naszymi oczyma niczym migawki filmowe. Do tego kilkakrotnie zastosowane przez autorkę, całkiem udane zwroty akcji.
I dałabym książce wyższą ocenę gdyby nie zakończenie. Miałam wrażenie jakby pisała je zupełnie inna osoba. Dramat, po prostu dramat. Ostatnie 30-40 stron to jakaś katastrofa.
Nie wiem, jak można było tak zepsuć finał.
Mimo tego zachęcam was do lektury. Gdy nie potrzebujecie czegoś skomplikowanego do czytania, szukacie lektury łatwej i wciągającej sięgnijcie po Ostatniego świadka. Nie oczekujcie jednak książki na miarę nagrody Pulitzera, a tego czym ta historia jest - dobrego czytadła uprzyjemniającego kilka godzin.
Główna bohaterka, dr Kate English ma wszystko. Nie tylko jest dziedziczką wielkiej fortuny; ma wspaniałego męża i córkę, świetną karierę, piękny, dom. Jednak los udowodni, iż wszystko co bierzemy za pewnik bywa złudne i można to stracić w jednej sekundzie. Pewnej nocy matka Kate zostaje znaleziona martwa, brutalnie zamordowana we własnym domu.
Kobieta nawet przez moment nie przypuszcza, iż to dopiero początek koszmaru, który ją czeka. Tuż po pogrzebie matki Kate otrzymuje smsa z wiadomością, iż ona będzie następna. Brzmi to jak poważna groźba i wzbudza w kobiecie uzasadnioną obawę. To dopiero początek koszmaru, jaki ktoś zgotował Kate. Dlaczego? Co i kto za tym się kryje? To i wiele innych aspektów próbuje wyjaśnić w prowadzonym śledztwie detektyw Frank Anderson z policji hrabstwa Baltimore. Czy mu się to uda? Czy zapobiegnie najgorszemu?
Nie jest to kryminał moich marzeń. Nie jest to najbardziej skomplikowana zagadka. Jednak to dobra lektura kiedy szuka się czegoś lekkiego, relaksującego, nieźle wypełniającego kilak wieczornych godzin. Do tego celu powieść Constantine idealnie się nadaje.
Fabuła jest wciągająca. Całość jest lekko napisana. Czyta się dobrze. Intryga jest niezła, choć nie ukrywam, gdyby autorka bardziej nad nią popracowała byłaby jeszcze lepsza. Można z niej dużo więcej wyciągnąć. Mimo to jest nieźle, lepiej niż się spodziewałam.
Wydarzenia poznajemy na zmianę z perspektywy Kate i jej przyjaciółki Blaire.
Akcja jest szybka, momentami błyskawiczna. Całość przewija się przed naszymi oczyma niczym migawki filmowe. Do tego kilkakrotnie zastosowane przez autorkę, całkiem udane zwroty akcji.
I dałabym książce wyższą ocenę gdyby nie zakończenie. Miałam wrażenie jakby pisała je zupełnie inna osoba. Dramat, po prostu dramat. Ostatnie 30-40 stron to jakaś katastrofa.
Nie wiem, jak można było tak zepsuć finał.
Mimo tego zachęcam was do lektury. Gdy nie potrzebujecie czegoś skomplikowanego do czytania, szukacie lektury łatwej i wciągającej sięgnijcie po Ostatniego świadka. Nie oczekujcie jednak książki na miarę nagrody Pulitzera, a tego czym ta historia jest - dobrego czytadła uprzyjemniającego kilka godzin.
wtorek, 19 listopada 2019
Prezent - Sebastian Fitzek
Wydawnictwo Amber, Moja ocena 5,5/6
Kolejny thriller niemieckiego mistrza psychothrillera jaki miałam okazję przeczytać.
Z Fitzkiem jest tak, zaczyna się powoli, spokojnie, nic, absolutnie nic nie zapowiada tego, co będzie dalej. Przeczytałam wszystkie książki tego autora i zawsze daję się na to nabrać :)
Zaczynam lekturę, obiecuję sobie...tylko kilkanaście stron. I co? Odkładam dopiero jak skończę czytać. Ehhhh...
Z Prezentem jest dokładnie tak samo.
Głównym bohaterem jest zwyczajny niezwyczajny mężczyzna, Milan Berg, kiedyś złodziej, teraz próbujący związać końce życia, całkowity analfabeta, a przy tym człowiek genialny z wieloma niebywałymi zdolnościami. Pewnego dnia Milan siedzi na rowerze, zatrzymuje się na światłach, kiedy nagle obok widzi samochód. Na tylnym siedzeniu przerażona dziewczynka rozpaczliwie przyciska do szyby zapisaną kartkę. Wołanie o pomoc? Milan nie może jej odczytać. Jak już wiemy jest analfabetą. Jednak coś każe mu pędzić ile sił za tym samochodem. Dociera do tajemniczego domu, widzi dziewczynkę, mężczyznę, kobietę, psa...ot zwyczajna rodzina. Ale coś mu nie pasuje. Przeczucie mówi mu jednak, że dziewczynka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie
Wraca do pracy. Po kilku godzinach tknięty przeczuciem wraz z przyjaciółką powraca do tajemniczego domu. Jakie jest jego zdziwienie, gdy okazuje się, ze dom jest pusty, wystawiony na sprzedaż. W środku budynku są warstwy kurzu, przykryte, zdezelowane meble i ten charakterystyczny zapach dawno nie wietrzonych pomieszczeń.
Nagle dzwoni telefon. Milan odbiera i to jest początek rollercostera wydarzeń, które za moment się rozpoczną... Co nastąpi dalej? Tego wam nie zdradzę. Gwarantuję, że tempo akcji was zaskoczy, pochłonie, a wyobraźnia autora porwie i wielokrotnie zaskoczy.
Dodam tylko, że Milan rozpocznie rozpaczliwą i szaleńczą podróż, która prowadzi go w głąb własnej przeszłości.
Świetne pomysły, błyskawiczne tempo akcji, co chwila umiejętnie podkręcane napięcie, sprawianie, iż czytelnik z niecierpliwością przewraca kolejne strony i krótkie niczym błysk flesza rozdziały, to znak charakterystyczny prozy niemieckiego autora i to, co najbardziej pochłania w Prezencie.
Książka jest ostra, zaskakująca, brutalna, dla Fitzka nie ma tabu. Z każdym kolejnym rozdziałem, z każdym nowym wydarzeniem jest ostrzej, mocniej, bardziej ponuro i wynaturzenie. Gwarantuję wam doskonałą, pełną napięcia rozrywkę.
Sama układanka, którą musi rozwikłać Milan jest maksymalnie zagmatwana, niejasna i momentami sprawia wrażenie chorych urojeń bardzo wynaturzonego umysłu.
Polecam. Jednak na lekturę zarezerwujcie sobie kilka wolnych godzin. Z pewnością gdy już zaczniecie czytać, nie odłożycie książki aż do ostatniej strony.
Kolejny thriller niemieckiego mistrza psychothrillera jaki miałam okazję przeczytać.
Z Fitzkiem jest tak, zaczyna się powoli, spokojnie, nic, absolutnie nic nie zapowiada tego, co będzie dalej. Przeczytałam wszystkie książki tego autora i zawsze daję się na to nabrać :)
Zaczynam lekturę, obiecuję sobie...tylko kilkanaście stron. I co? Odkładam dopiero jak skończę czytać. Ehhhh...
Z Prezentem jest dokładnie tak samo.
Głównym bohaterem jest zwyczajny niezwyczajny mężczyzna, Milan Berg, kiedyś złodziej, teraz próbujący związać końce życia, całkowity analfabeta, a przy tym człowiek genialny z wieloma niebywałymi zdolnościami. Pewnego dnia Milan siedzi na rowerze, zatrzymuje się na światłach, kiedy nagle obok widzi samochód. Na tylnym siedzeniu przerażona dziewczynka rozpaczliwie przyciska do szyby zapisaną kartkę. Wołanie o pomoc? Milan nie może jej odczytać. Jak już wiemy jest analfabetą. Jednak coś każe mu pędzić ile sił za tym samochodem. Dociera do tajemniczego domu, widzi dziewczynkę, mężczyznę, kobietę, psa...ot zwyczajna rodzina. Ale coś mu nie pasuje. Przeczucie mówi mu jednak, że dziewczynka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie
Wraca do pracy. Po kilku godzinach tknięty przeczuciem wraz z przyjaciółką powraca do tajemniczego domu. Jakie jest jego zdziwienie, gdy okazuje się, ze dom jest pusty, wystawiony na sprzedaż. W środku budynku są warstwy kurzu, przykryte, zdezelowane meble i ten charakterystyczny zapach dawno nie wietrzonych pomieszczeń.
Nagle dzwoni telefon. Milan odbiera i to jest początek rollercostera wydarzeń, które za moment się rozpoczną... Co nastąpi dalej? Tego wam nie zdradzę. Gwarantuję, że tempo akcji was zaskoczy, pochłonie, a wyobraźnia autora porwie i wielokrotnie zaskoczy.
Dodam tylko, że Milan rozpocznie rozpaczliwą i szaleńczą podróż, która prowadzi go w głąb własnej przeszłości.
Świetne pomysły, błyskawiczne tempo akcji, co chwila umiejętnie podkręcane napięcie, sprawianie, iż czytelnik z niecierpliwością przewraca kolejne strony i krótkie niczym błysk flesza rozdziały, to znak charakterystyczny prozy niemieckiego autora i to, co najbardziej pochłania w Prezencie.
Książka jest ostra, zaskakująca, brutalna, dla Fitzka nie ma tabu. Z każdym kolejnym rozdziałem, z każdym nowym wydarzeniem jest ostrzej, mocniej, bardziej ponuro i wynaturzenie. Gwarantuję wam doskonałą, pełną napięcia rozrywkę.
Sama układanka, którą musi rozwikłać Milan jest maksymalnie zagmatwana, niejasna i momentami sprawia wrażenie chorych urojeń bardzo wynaturzonego umysłu.
Polecam. Jednak na lekturę zarezerwujcie sobie kilka wolnych godzin. Z pewnością gdy już zaczniecie czytać, nie odłożycie książki aż do ostatniej strony.