Strony

sobota, 28 maja 2016

Rausz - Tomasz Białkowski

Wydawnictwo Muza, Moja ocena 6/6
Rewelacyjna książka, w której podobnie jak w innych książkach autora, do głosu dochodzi wstydliwa, bolesna prawda historyczna odziana w beletrystyczną opowieść.
Głównym bohaterem jest młody (22-letni) pruski arystokrata Egon von Rausch, koneser sztuki, członek SS, który z wielkim upodobaniem nosi czarny mundur, a ideologię Hitlera, zamierzenia III Rzeszy uważa za słuszne i jedyne właściwe. Ba, Rausch nie zastanawia się, on wykonuje rozkazy. A owe rozkazy to nie skopanie przechodnia, czy nawet zastrzelenie go. To w kontekście tego co Rausch ma zrobić, w czym ma brać udział, byłoby drobiazgiem. Młody oficer ma bowiem uczestniczyć w Action T-4. Co to było? Proste- eksterminacja wszystkich, którzy nie przystawali do idealnego, aryjskiego wzorca. Ze świata, który miał powstać wg. standardów Rzeszy eliminowano psychicznie chorych, epileptyków, alkoholików, gruźlików, chorych na pląsawicę Hunttingtona i upośledzonych. Program ten trwał w latach 1939–1944, a jego początek był wstępem do Holokaustu. Eliminowano tych, których życie było nic nie warte (wg. standardów niemieckich) Vernichtung von lebensunwertem Leben. Liczba zamordowanych w czasie trwania tej akcji jest trudna do oszacowania ze względu na jej półoficjalny charakter (a w późniejszym okresie jej utajnienie), przeniesienia chorych pomiędzy poszczególnymi zakładami opiekuńczymi i na ogół niewielkie zainteresowanie rodzin losami chorych. Szacuje się jednak, że w tej akcji wyeliminowano (cóż za eufemizm morderstwa) ok. 200 tys. osób. Ofiary głównie rozstrzelano, zagazowano lub otruto.
Ponieważ Rausch studiował chemię, jest niesłychanie opanowany (nic nie potrafi go wyprowadzić z równowagi..ale do pewnego momentu), ma koneksje, powierzono mu udział w tej akcji. Dodatkowo często pytano go o zdanie. I niby to nic wielkiego, ma się przyglądać, odpowiadać na pytania, uczyć się...ale...
Jednak nie o tym, nie o Action T-4 jest ta książka. Oczywiście, eksterminacja upośledzonych, chorych to niezwykle ważne wydarzenie w życiu Rauscha, dramat w skali ludzkości. Jednak sednem tej wielopłaszczyznowej opowieści jest sam główny bohater i to co się stanie z nim, z jego życiem oraz fakt, jakie przemiany w nim zajdą.
Obecnie ten młody człowiek jest uosobieniem rasy panów - młody, wykształcony, bez szemrania i najmniejszego zastanowienia wykonujący rozkazy, bezwzględnie egzekwujący od niższego personelu wykonywanie Action T-4, z dumą noszący czarny mundur. Nie wie co to empatia wobec słabszych, czy po prostu innych. W jego głowie nawet przez moment nie zagości myśl, że może w projekcie, w którym bierze udział chodzi o zwyczajne zabójstwa, ludobójstwa. Całkowicie niedorzecznym wydaje mu się fakt, iż ktoś z jego rodziny, sfery ludzi uprzywilejowanych, mógłby zostać poddany akcji, którą sam wobec innych stosuje. Gdy po chwili zauważa, że gdyby jego matka, która urodziła go w wieku 38 lat, teraz była w ciąży, zostałaby na siłę zmuszona do usunięcia płodu, do zabicia go, kiwa głową, że to nie możliwe i za moment zapomina o tym. Takich jak on (jak to się nieraz określa - z mentalnością przysłowiowego Kalego) były setki tysięcy. Żyli wygodnie, często w luksusie, szanowani obywatele...mordujący pod płaszczykiem chorego faszystowskiego prawa, stosujący owo prawo do innych, nigdy do znajomych, najbliższych.
Tomasz Białkowski zawsze wspaniale konstruował swoich bohaterów, przedstawiał ich sylwetki, wewnętrzne rozterki. To największa siła jego książek. Tym razem jednak przeszedł sam siebie. Egon von Rausch to majstersztyk, osoba na wskroś zła, przerażająca, mroczna niczym jego mundur, a przy tym fascynująca.Tak, ten młody gestapowiec zafascynował mnie. Od dawna interesuje mnie mechanizm otumaniania niemieckich żołnierzy przez propagandę Rzeszy, to jakimi drogami szły ich uczucia, jak zwyczajni ludzie jakimi większość z nich była przed 1939 rokiem, mogli stać się machinami śmierci, ludźmi na wskroś złymi, okrutnymi, uważającymi siebie za nadludzi. Jak ludzie pokroju von Rauscha, doskonale wykształceni, obyci, kulturalni mogli skazywać na śmierć tysiące ludzi, a za sekundę zapewniać najbliższych o swojej miłości, czy z oddaniem drapać za uchem ukochanego psa, tulić do siebie dzieci, czy wzruszać się na premierze w teatrze. Egon von Rausch to kwintesencja takiej osoby.
Ale nie tylko ten bohater został wspaniale nakreślony. Każda z postaci pierwszo- i drugoplanowych jest po mistrzowsku przedstawiona. Chociażby taka Greta, przez krótki okres czasu będąca kochanką Egona, albo Lange kierujący osobiście zagładą niegodnych by żyć. Seks w cieniu śmierci, grabieże, rozpatrywanie dodatkowej przydatności eliminowanych (nie będę wdawać się w szczegóły), krojenie mięsa w trakcie obiadu i rozmowa o "gazowanych bydlątkach" (tak Lange określał ofiary) i o tym, jak ulepszyć proces eliminacji, picie drogiego koniaku z kieliszka ofiary, która przed chwilą została rozstrzelona. Te i wiele innych zachowań są wśród bohaterów książki na porządku dziennym, a mnie niestety często doprowadzały do mdłości.
I niby wszystko jest proste, jednoznaczne, zły to zły, dobry to dobry, ale czy na pewno? 

Czy zawsze kat jest katem? Czy można kogoś, jego czyny jednoznacznie zakwalifikować? Czy ten młody oficer sam z siebie taki jest, czy może przeszedł coś, co potocznie nazywamy praniem mózgu, uległ manipulacji, propagandzie? A może jednak nie, może jest po prostu wcieleniem zła, które tak naprawdę drzemie w każdym z nas? Wszak (patrząc nawet na to co dzieje się ostatnio w naszym kraju) czasami wystarczy iskra, pretekst, zapewnienie bezkarności, żeby drzemiące w człowieku demony doszły do głosu. Czy w końcowej fazie w człowieku zwyciężają jednak nawet głęboko ukryte pokłady moralności, przyzwoitości? Bo chyba każdy z nas je ma?! Czy w Egonie von Rauschu one się obudzą? Czy on je w ogóle posiada?
Tomasz Białkowski ponownie pokazał co potrafi:) Do końca lektury w mojej głowie kłębiły się powyższe pytania oraz kilka dodatkowych. To wielka sztuka tak skonstruować powieść, żeby zmuszała czytelnika nie tylko do myślenia, ale także do walki z własnymi opiniami, które zmieniają się z rozdziału na rozdział. A tego właśnie dokonał autor książki.
Sporo w Rauszu także tajemnic rodowych. Wszak każda porządna rodzina z wielowiekowymi korzeniami musi mieć jakieś przysłowiowe trupy w szafie. Co się stanie, gdy one z tej szafy wypadną, gdy przez lata skrywane tajemnice wyjdą na jaw? Czy zagrożenie ze strony prawa, któremu się hołduje, którego się przestrzega sprawi, iż von Rausch zmieni swoje zachowanie, poglądy?
Taką swoistą wisienką na torcie są oczywiście (bo jakżeby inaczej mogło być:)) opisy okolic Olsztyna. Niestety kontekst ich umieszczenie w tej historii jest tragiczny.
To nie wszystkie wątki Rauszu, nie wszystkie przemyślenia, które nasunęły mi się w trakcie lektury, nie wszystkie tematy, które porusza autor. Nie chcę jednak pisać o pozostałych. Musicie sami je odkryć.
Książka jest doskonała, niebywale mądra, bardzo niejednoznaczna, zmuszająca do myślenia i niesłychanie potrzebna, szczególnie teraz, gdy na światło dzienne w Europie wypełzają demony. Musimy się im przeciwstawiać z całą stanowczością. Nie wolno ich lekceważyć. Zaniechanie działania, lekceważenie, to najgorsze zbrodnie. Wszak zbrodnia, której dopuścili się Niemcy, to nie tylko ich domena, nie tylko czyny lat 30. i 40. XX wieku dokonany przez jeden konkretny naród.
Nie ukrywam jednak, to także książka okrutna (pod względem niemieckiej zbrodni oraz charakteru i zachowania bohaterów), pełna bólu, zła, momentami wzbudzająca maksymalne nie tyle nerwy co wręcz agresję, obrzydzenie do konkretnych zachowań, do całej ówczesnej sytuacji. Białkowski kilkakrotnie ostro mną potrząsnął, aż miałam ochotę rzucić książkę w kąt. Jednak ciekawość, ponadczasowa waga tej historii zwyciężyły, czytałam dalej.
Pisarz w każdej książce prezentuje brudy historii, czyny, o których jedni nie wiedzą, a inni wolą nie wiedzieć. Jednak wiedzieć trzeba, to nasza powinność, wiedzieć i nie zapomnieć.
Musimy pamiętać, żeby oddać cześć ofiarom, ale przede wszystkim żeby nie popełnić błędów ludzi żyjących 70-80 lat temu blisko naszej granicy, ludzi, których tak jak wielu Polaków, mieszkańców innych krajów UE dziś uwiodły hasła populistów (żeby nie być złośliwym i nie napisać...dobrej zmiany).
Panie Tomaszu, chapeau bas. Warto było czekać na kolejną pana książkę.


Rozpisałam się, ale mniej się nie dało:)


A tutaj linki do recenzji książek Tomasza Białkowskiego: 

4 komentarze:

  1. Nie znam jeszcze twórczości tego autora, ale chyba czas nadrobić zaległości. "Rausz" wydaje się pozycją godną uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję się zaintrygowana, taką książka to pozycja obowiązkowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Potrafisz zachęcić do lektury :)
    Już zapisuję tegoż autora i sprawdzę, czy mają w bibliotece jakieś jego powieści.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kilka lat temu studiowałam niemcoznawstwo, także książka jak najbardziej wpisuje się w moje gusta, muszę zapamiętać tytuł.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.