Nie wiem czy wszyscy kojarzą cóż to są przydasie? To już wyjaśniam...otóż rzeczone przydasie to wszystkie mniejsze lub większe rzeczy, które trzyma się w domu od x czasu (na ogół nie pamięta się od jak dawna) bo..się przydadzą.
Od kilku tygodni w związku z przeprowadzką o której wspominałam, mimo, iż nie wyprowadzamy się na stałe a na kilkanaście miesięcy, postanowiłam zrobić selekcję przydasi.
Prawie dostałam zawału, jak musiałam wyeksmitować na śmietnik kilka porcelanowych żabek, które dawno są już pełnoletnie, a które kolekcjonowałam w zamierzchłej przeszłości.
Prawie rozwiodłam się z mężem, gdy bezlitosnym ruchem zgarnął do pudła moją ukochaną kolekcję nadtłuczonych dzbanuszków do mleka i wyrzucił to na śmieci. A ja te dzbanuszki trzymałam od przed naszego ślubu, bo to uszko co się 15 lat temu ukruszyło to kiedyś się doklei, a ten dziubek to do pamiątkowego dzbanuszka z Polanicy etc.
3 worki ciuchów, których nie nosimy, stare komplety pościeli wywiozłam do schroniska dla zwierząt. Tam zawsze się przydadzą.
Pudło książek, do których nie wrócę (głównie romansidła) w dobrym stanie zawiozłam do pobliskiego szpitala ginekologicznego...
Odkryłam wiele skarbów, jak albumy ze zdjęciami ze szkoły podstawowej (Boże jaką ja miałam fryzurę, rany...), pamiętniki z I i II klasy podstawówki z czułymi wyznaniami kolegów:) Tego nie wyrzuciłam, to pamiątka.
Tylko do dokumentów gromadzonych w 2 dużych szufladach jeszcze się nie dotykamy, nie mamy odwagi. Dokumenty dot. dzieci, nas, domu, samochodów etc mamy posegregowane, opisane w koszulkach w segregatorze. A co jest w szufladach? Czort wie. Chyba tym razem sprawdzanie sobie odpuścimy.
Nie wiem tylko co zrobić z workiem pluszaków (kolejnego dziecka juz nie planuję:)), czy trzema wydaniami Chłopów, dwa ładnie oprawione i tak stoją na półce):).
Oj ciężko było, ciężko. Wywaliliśmy tony przydasi, a drugie tyle zostało i mam wrażenie, że nic nie ubyło. Gdzie to się wszystko mieściło?
Też macie taką chomiczą naturę? Walczycie z przydasiami? Macie jakieś patenty żeby ich nie gromadzić? Chociaż wiecie, ja ich nie gromadzę, to one same siebie jakoś u nas gromadzą.
Wiem, że serce boli, gdy wyrzuca się taki nadszczerbiony czajniczek, a jeśli jeszcze dostało się go w prezencie... Cóż, ja już dawno nie trzymam swoich "przydasiów". Nadgryzione zębem czasu wyrzucam, dobre rozdaję. Dzięki temu robię w domu miejsce na "nowe" i na prawidłowy przepływ energii:) Ta filozofia pozwoliła mi uwolnić się od nadmiaru rzeczy i uczyniła łatwiejszym "pożegnanie". Niestety nie zawsze działa w przypadku książek;)
OdpowiedzUsuńPrzydasie fajna nazywa. Tak też tak mam. Ja jeszcze może nie chomikuję tylu rzeczy takich jak ty , ale stare książki , zeszyty z podstawówki gimnazjum i liceum wszystko siedzi. Szkolne wypracowania kserówki z zadaniami z różnych przedmiotów prawie wszystkie lektury na półce stoją. To wszystko przypomina mi mój okres szkolny , który skończył się przecież tak niedawno . Jakbby wczoraj. ( od października zaczynam drugi rok studiów).
OdpowiedzUsuńNie wyrzucę ich zbyt miłe wspomnienia mam.
OdpowiedzUsuńNo właśnie w tym problem, ja z większością przydasi mam zbyt miłe wspomnienia:(
UsuńJa teraz od razu wyrzucam to co się już nie przyda. Nie odkładam niczego na zapas bo może jeszcze kiedy wykorzystam. Wystarczy, że raz musiałam przechodzić przez horror pozbywania się zachomikowanych przez 20 różności.Jeśłi coś jest uszkodzen od razu wywalam, ciuchów nie noszonych przez 2 kolejne sezony też się pozbywam, pościeli mam 4 komplety + 1, dla gości, 1 zestaw garnów i 1 sztućców. Wymieniam dopiero jak się zużyją i nie kupuję nic na zapas.Chwalę sobie taką metodę :)
OdpowiedzUsuńMąż kiedyś wyrzucił jakieś nietypowe śruby, bo tyle czasu leżały i się nie przydały. Kilka tygodni póżniej właśnie te śruby były niezbędne do przymocowania czegoś takim. Kupiliśmy nowe, ale zapłaciliśmy jak przysłowiowy Cygan za zboże. Dobrze, że nic się nie odezwałam, żeby te śruby wyrzucił, sam podjął decyzję, zamordował by mnie jak nic:)
UsuńZauważ, że takich sytuacji jest niewiele. Najczęściej take rzeczy leżą i się kurzą i nigdy się ich już nie wykorzysta. Nic nie wynoszę do piwnicy na zaś, bo wcześniej tak robiłam i potem musiałam zabulić solidnie żeby mi to śmieciarze wywieźli, a nagromadziło się naprawdę dużo :)
UsuńJa co jakiś czas (średnio co rok) robię porządki i wywalam swoje przydasie w kartonach na strych. Aktualnie nie da się już prawie na ten strych wejść i trzeba pomyśleć o posegregowaniu tego wszystkiego, ale jak pomyślę, że będę musiała tyle rzeczy wyrzucić (a z każdym wiąże się jakieś wspomnienie) to mi się odechciewa...
OdpowiedzUsuńMarta, ja też upychałam w kartonach w nieużywanym pokoju:) i o to efekt.
UsuńJa podobnie zbieram i się na to denerwuję i co jakiś czas robię remanent, ale wtedy się okazuje, że wyrzuciłam coś na dzisiaj jeszcze ważnego.)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak się pozbywać, mnie to przerasta, ja bym pewnie się jednak rozwiodła. Nie wiem na cholerę mi półki porcelanowych figurek i tych z masy plastycznej, które ongiś namiętnie kolekcjonowałam. łapią kurz zawodowo. Tak jak tony papierów.
OdpowiedzUsuńAle ja jestem wyższy poziom, ja nie wyrzucę biletu na pociąg, jeśli kojarzy mi się z czymś ważnym.
Mieszkam nie tylko w bibliotece, ale i w chomiczówce :P
To mnie rozumiesz, jak cierpiałam:)
UsuńUwierz mi rozumiem. Jak malo kto :)
UsuńPrzy okazji remontu wywaliłam całą masę niepotrzebnych rzeczy, było to półtora roku temu i co? I znów się nazbierało. Jedyną radą jest chyba regularne wyrzucanie. Akurat ja nie mam natury chomika, ale z lenistwa upycham różne rupiecie po kątach :P
OdpowiedzUsuńMy jak się przeprowadzaliśmy z mieszkania do domu, to opróżnialiśmy piwnicę. Cała ciężarówka rzeczy wyjechała, krzeseł dwudziestoletnich, kilkanaście worków słoików!, które babcia gromadziła na przetwory. Moje sanki z dzieciństwa, a nawet wanienkę, w której mnie kąpano. Od tego czasu wyrzucam na bieżąco to co popsute, a oprócz tego raz -dwa razy do roku robię przegląd ciuchów, książek, naznoszonych dupereli i co niepotrzebne to won!
OdpowiedzUsuńNiestety też zbieram przydasie i bardzo ciężko jest mi się z nimi rozstać. Jeśli jakaś siła mnie zmobilizuje do małej selekcji, to wskazane jest, żeby te przydasie natychmiast opuściły mój dom, bo jeśli poleżą chwilkę w worku z rzeczami do oddania lub wyrzucenia, to jakimś dziwnym trafem często lądują z powrotem w szafie, szufladzie czy na półce...
OdpowiedzUsuńTakże należą Ci się duże gratulacje!
Kiedyśmiałam tego naprawdę dużo. Teraz czasem uda mi się na coś spojrzeć i pomyśleć - czy to naprawdę mi się kiedyś przyda? Zwykle odpowiedź jest negatywna i rzecz wyrzucam :-) Choć z drugiej strony w kartonach mam jeszcze masę drobiazgów od znajomych z całego świata. Po przeprowadzce do Niemiec w ogóle ich nie rozpakowałam bo nie miałam gdzie. I tak sobie leżą bezczynnie, mimo to nie miałabym serca tego wyrzucić. Również w szafie zalega mi kilka indyjskich sari. Zawsze sobie powtarzam że na bal przebierańców będą idealne, sęk w tym, że na takim balu jeszcze nigdy nie byłam ;-)
OdpowiedzUsuńJa mam podobnie jak ty i często mówię- ,,tego szkoda, tego żal'' i nie wyrzucam nic, tylko chomikuje na potem, które w rzeczywistości nigdy nie nadchodzi. Również za rok szykuje mi się przeprowadzka i nawet nie chce myśleć, co mnie będzie wtedy czekać.
OdpowiedzUsuńłączę się z Tobą w bólu :) po ostatnim większym remoncie musiałam też pozbyć się niemal wszystkich wspomnień i pamiątek z dzieciństwa, zakurzonych pluszaków, pamiątek z wakacji itp. i wiesz co? nie wyrzuciłam ich - nie mogłam, skombinowałam kartonowe pudła i zapakowałam je do piwnicy :P resztę porozdawałam dzieciakom w rodzinie :)życzę powodzenia z Twoimi przydasiami :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie mam żadnego patentu, ja do tej pory trzymam 2 pudełka karteczek z dzieciństwa, do których już dawno nie zaglądam. A w domu są 2 pudełka pocztówek i szkoda mi się ich pozbyć ;)
OdpowiedzUsuń