Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 4,5/6
Książka jest reklamowana, jako porywająca powieść psychologiczna. Hmmmm..... książka jest dobra, ale do porywającej jej dużo brakuje.
Akcja rozpoczyna się w 1938 roku tuż po Anschlussie Austrii. Główny bohater, nastoletni Johannes
mieszka w Austrii. Jest otypowym wytworem tamtych czasów i wyjątkowo gorliwym członkiem Hitlerjugend. Reprezentuje sobą wszystkie możliwe najgorsze cechy fanatyka tej organizacji.
Naprzeciwko jego poglądom i temu w co wierzy stają jego rodzice, którzy pomagają młodej Żydówce. Pewnego dnia Johannes dowiaduje się, iż jest ona ukrywana w ich domu. W młodym człowieku wzbiera i przetacza się cała gama różnorodnych uczuć, poczynając od niedowierzania połączonego z nienawiścią, poprzez akceptację, przyjaźń, miłość aż po... tego już nie zdradzę.
Pewnego dnia rodzice Johannesa znikają. Decyzja co dalej, co z ukrywaną Żydówką, wszystkie dalsze decyzje spadają na niego. Jak potoczą się ich dalsze losy? Tego nie zdradzę. Losy obojga poznacie w trakcie lektury książki do czego gorąco zachęcam.
Leunens napisała dobrą, wciągającą, mocną w swojej wymowie powieść.
Jedną jej gałęzią jest nazizm, to wszystko, co sobą reprezentował, sytuacja konkretnych grup społecznych i narodowościowych, konsekwencje konkretnych czynów, ukazanie postępowań Austriaków po Anschlussie.
Jednak tym, co jest zdecydowanie mocniejsze w tej książce to konieczność podejmowania decyzji, liczne emocje pojawiające się w bohaterach, rozterki, zmiany w osobowości i wiele innych spraw związanych z człowiekiem, jego wnętrzem, życiem.
Niebo na uwięzi to ciekawa, wciągająca, nieźle napisana powieść, która ukazuje wiele spraw, które znamy z innym książek w zupełnie nowym świetle.
Czyta się dobrze, z ciekawością. Szczerze książkę polecam. Jednak naprawdę nie nazwałabym jej porywającą. Przesada, która robi książce więcej krzywdy niż pożytku. Czytając euforyczne zapowiedzi, hasła marketingowe, peany oczekuje się wielkiego wow.
Tutaj go nie ma. Jest dobra powieść, którą polecam, brak wow. Muszę szczerze napisać, że trochę się na tej pozycji zawiodłam. Oczekiwałam właśnie wow, a dostałam dobrą, ale bez ochów i achów powieść. Działy marketingu mogłyby z tymi hasłami trochę się powstrzymać.
Książkę polecam. Warto.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
▼
poniedziałek, 30 marca 2020
piątek, 27 marca 2020
Dzienniki 1950-1962 - Sylvia Plath
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 6/6
To drugie w Polsce wydanie Dzienników... Poprzednie wydanie pochodziło z Wydawnictwa Prószyński i S-ka 2004 r.
To z Wydawnictwa Marginesy jest dużo pełniejsze niż wcześniejsze. Uzupełnione jest różnymi notatkami, fragmentami twórczości Plath.
Dzienniki... to niezwykle poruszające i jednocześnie porażające obrazy umysłu, duszy Sylvii Plath. Ukazują jej przemyślenia, odczucia, drogę do choroby psychicznej, a wreszcie do samobójczej śmierci.
Pisarka przelewała na papier wszystkie codzienne zmartwienia, lęki i namiętności, kreśląc tym samym wyjątkowy autoportret.
Ciekawym jest śledzenie poczynań Plath, różnych zmian w niej zachodzących, dostrzeganie pogłębiających się skłonności Sylvii do choroby psychicznej. Choroba dwubiegunowa, wielokrotne pobyty w szpitalu psychiatrycznym, kilkukrotne próby samobójcze. Na to wszystko, na indywidualne predyspozycje bez wątpienia nałożyły się także różne życiowe okoliczności i zawirowania.
Ta książka to smutne, przerażające studium ludzkiej psychiki, życia zmierzającego niczym po równi pochyłej do jednego, z góry jakby wiadomego końca. Po licznych próbach samobójczych Plath w końcu się udało. Schorowana i cierpiąca na brak pieniędzy, Sylvia Plath popełniła samobójstwo przez zatrucie gazem. Dzieci zamknęła w dobrze wentylowanym pokoju, zostawiając im śniadanie
Całość czyta się z ciekawością, ale i smutkiem pomieszanym z przerażeniem.
W 23 zeszytach obejmujących 12 lat życia autorki zapisane są jej życie, odczucia.
Choćby we fragmentach przynajmniej kilkorgu z czytelników mogą się one wydawać podobne do ich życia. Większość z nas od czasu do czasu miewa problemy, życie jest przeciwko niemu, wielu ma depresję, niektórzy chorobę dwubiegunową. Tacy ludzie, często niezrozumiani, zostawieni samym sobie są wśród nas. Warto przeczytać Dzienniki... Warto lepiej poznać Sylvię Plath, warto poznać i zrozumieć jej twórczość.
Polecam.
To drugie w Polsce wydanie Dzienników... Poprzednie wydanie pochodziło z Wydawnictwa Prószyński i S-ka 2004 r.
To z Wydawnictwa Marginesy jest dużo pełniejsze niż wcześniejsze. Uzupełnione jest różnymi notatkami, fragmentami twórczości Plath.
Dzienniki... to niezwykle poruszające i jednocześnie porażające obrazy umysłu, duszy Sylvii Plath. Ukazują jej przemyślenia, odczucia, drogę do choroby psychicznej, a wreszcie do samobójczej śmierci.
Pisarka przelewała na papier wszystkie codzienne zmartwienia, lęki i namiętności, kreśląc tym samym wyjątkowy autoportret.
Ciekawym jest śledzenie poczynań Plath, różnych zmian w niej zachodzących, dostrzeganie pogłębiających się skłonności Sylvii do choroby psychicznej. Choroba dwubiegunowa, wielokrotne pobyty w szpitalu psychiatrycznym, kilkukrotne próby samobójcze. Na to wszystko, na indywidualne predyspozycje bez wątpienia nałożyły się także różne życiowe okoliczności i zawirowania.
Ta książka to smutne, przerażające studium ludzkiej psychiki, życia zmierzającego niczym po równi pochyłej do jednego, z góry jakby wiadomego końca. Po licznych próbach samobójczych Plath w końcu się udało. Schorowana i cierpiąca na brak pieniędzy, Sylvia Plath popełniła samobójstwo przez zatrucie gazem. Dzieci zamknęła w dobrze wentylowanym pokoju, zostawiając im śniadanie
Całość czyta się z ciekawością, ale i smutkiem pomieszanym z przerażeniem.
W 23 zeszytach obejmujących 12 lat życia autorki zapisane są jej życie, odczucia.
Choćby we fragmentach przynajmniej kilkorgu z czytelników mogą się one wydawać podobne do ich życia. Większość z nas od czasu do czasu miewa problemy, życie jest przeciwko niemu, wielu ma depresję, niektórzy chorobę dwubiegunową. Tacy ludzie, często niezrozumiani, zostawieni samym sobie są wśród nas. Warto przeczytać Dzienniki... Warto lepiej poznać Sylvię Plath, warto poznać i zrozumieć jej twórczość.
Polecam.
poniedziałek, 23 marca 2020
Milczenie - Tim Lebbon
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 4,5/6
Niezła, zapewniająca kilka ciekawie spędzonych godzin lektura.
W Mołdawii zostaje odkryty unikalny na skalę światową system połączonych ze sobą i odciętych od świata jaskiń. Takie odkrycie nie może pozostać bez echa. Informacja lotem błyskawicy obiega cały świat. Wszystkie stacje telewizyjne, wszystkie portale internetowe transmitują relacje z jaskiń i terenu wokół nich, pokazują relacje, wypowiedzi naukowców.
Pewna grupa speleologów wyrusza do jaskiń na ekspedycję badawczą. Bardzo szybko wydarzenia przybierają zupełnie nieoczekiwany i niezwykle groźny przebieg. Jak się okazuje jaskinie są siedliskiem przerażających ślepych stworzeń żyjących w absolutnej ciemności. Stwory te które w kilka minut zabiją całą ekipę. A to dopiero początek.
Książkę czyta się naprawdę dobrze. Jest ciekawa, wciągająca, niepokojąca i w kontekście tego zagrożenia jakie mamy teraz, bardzo realistyczna.
Cała historia opowiedziana wielowątkowo, wszystkie wątki opowiedziane są do końca, ciekawie.
Na największy plus zasługują ukazane studia dotyczące zachowań ludzkich w obliczu katastrofy. Odkrycie jaskiń, tego co w nich się znajduje daje początek wielkiej, na ogromna skalę katastrofie, wręcz apokalipsie. Reakcje ludzi, ich zachowanie w kontekście wydarzeń są bardzo ciekawie przedstawione.
Milczenie to ciekawa, nieźle napisana, pouczająca opowieść o ludzkich zachowania i świecie pogrążającym się w niewyobrażalnym wprost chaosie. Pełna paleta odczuć, reakcji, zachowań. Niektóre wprost nie do wyobrażenia sobie w normalnych czasach. W kontekście epidemii koronawirusa lektura dla osób o mocniejszych nerwach.
Bardziej jest to powieść postapokaliptyczna niż stricte horror.
Zachęcam do lektury. Zaskakująco dobra książka.
Niezła, zapewniająca kilka ciekawie spędzonych godzin lektura.
W Mołdawii zostaje odkryty unikalny na skalę światową system połączonych ze sobą i odciętych od świata jaskiń. Takie odkrycie nie może pozostać bez echa. Informacja lotem błyskawicy obiega cały świat. Wszystkie stacje telewizyjne, wszystkie portale internetowe transmitują relacje z jaskiń i terenu wokół nich, pokazują relacje, wypowiedzi naukowców.
Pewna grupa speleologów wyrusza do jaskiń na ekspedycję badawczą. Bardzo szybko wydarzenia przybierają zupełnie nieoczekiwany i niezwykle groźny przebieg. Jak się okazuje jaskinie są siedliskiem przerażających ślepych stworzeń żyjących w absolutnej ciemności. Stwory te które w kilka minut zabiją całą ekipę. A to dopiero początek.
Książkę czyta się naprawdę dobrze. Jest ciekawa, wciągająca, niepokojąca i w kontekście tego zagrożenia jakie mamy teraz, bardzo realistyczna.
Cała historia opowiedziana wielowątkowo, wszystkie wątki opowiedziane są do końca, ciekawie.
Na największy plus zasługują ukazane studia dotyczące zachowań ludzkich w obliczu katastrofy. Odkrycie jaskiń, tego co w nich się znajduje daje początek wielkiej, na ogromna skalę katastrofie, wręcz apokalipsie. Reakcje ludzi, ich zachowanie w kontekście wydarzeń są bardzo ciekawie przedstawione.
Milczenie to ciekawa, nieźle napisana, pouczająca opowieść o ludzkich zachowania i świecie pogrążającym się w niewyobrażalnym wprost chaosie. Pełna paleta odczuć, reakcji, zachowań. Niektóre wprost nie do wyobrażenia sobie w normalnych czasach. W kontekście epidemii koronawirusa lektura dla osób o mocniejszych nerwach.
Bardziej jest to powieść postapokaliptyczna niż stricte horror.
Zachęcam do lektury. Zaskakująco dobra książka.
piątek, 20 marca 2020
Wzgórze Błękitnego Snu - Igor Newerly
Wydawnictwo MG, Moja ocena 6/6
Po wielu, wielu latach z wielką przyjemnością powróciłam do tej dawno nie wznawianej książki. Pamiętam, gdy Wzgórze...ukazało się przed laty (w 1986 roku) po raz pierwszy. Moi rodzice cudem zdobyli egzemplarz spod lady. Tak się wtedy załatwiało wszystkie książki. Zaczytywałam się w tej książce, choć nie wszystko wtedy rozumiałam.
Byłam ciekawa, jak odbiorę tę pozycję teraz, gdy jestem starsza, inaczej postrzegam pewne rzeczy, inne sprawy są dla mnie ważne.
Igor Newerly to bez wątpienia wybitny prozaik. To co przede wszystkim wyróżnia tę powieść to niezwykłe przedstawienie ludzkich losów oraz powiązanie ich z zawirowaniami historii, polityką i naturą. Poruszający, niezwykły miks, który wywiera na czytelnika wyjątkowy wpływ.
Bohaterem książki jest Bronisław Najdarowski, młody człowiek, członek socjalistycznej partii, który za próbę zamachu na rosyjskiego cara zostaje skazany na zesłanie na Sybir. Póżniej, po odbyciu katorgi, Bronisław zostaje skazany na wieczne osiedlenie na Syberii. Newerly największy nacisk kladzie na ukazanie jego losów właśnie w trakcie pobytu na Syberii, chociaż sporo miejsca poświęca także wcześniejszym losom bohatera.
Książka zachwyca wszystkim. Przede wszystkim opisami, ukazaniem losu i wnętrza człowieka, przemian zachodzącym w bohaterze na przestrzeni czasu i pod wpływem różnych wydarzeń, przeżyć. Porywa także swoista głębia, wymowa i język jakim powieść została napisana.
Książka zachwyca, chwyta za serce, porusza. Opisy miejsca, do którego został zesłany Najdarowski, klimat mrożnej tajgi, to jak zmienia się przyroda, a wraz z nią jak zmienia się podejście do otoczenia bohatera. Coś wspaniałego.
Bardzo ciekawie ukazana jest także codzienność ludzi zesłanych na katorgę, ale także tych na co dzień żyjących w tym niegościnnym miejscu, ich życie, stosunek Bronisława do nich, zmiany we wzajemnych stosunkach, zrozumienie i miłość do niezwykłych ludzi i niegościnnego miejsca.
Choć treść to zaledwie niewielki fragment, kilkanaście lat, które bohater spędził na Syberii, to jednak ten wyimek jego życia jest niezwykle poruszający, ważny.
Powieść jest wyjątkowa, zmusza do refleksji, przemyślenia wielu spraw. Gorąco zachęcam do lektury. Coś wspaniałego.
Po wielu, wielu latach z wielką przyjemnością powróciłam do tej dawno nie wznawianej książki. Pamiętam, gdy Wzgórze...ukazało się przed laty (w 1986 roku) po raz pierwszy. Moi rodzice cudem zdobyli egzemplarz spod lady. Tak się wtedy załatwiało wszystkie książki. Zaczytywałam się w tej książce, choć nie wszystko wtedy rozumiałam.
Byłam ciekawa, jak odbiorę tę pozycję teraz, gdy jestem starsza, inaczej postrzegam pewne rzeczy, inne sprawy są dla mnie ważne.
Igor Newerly to bez wątpienia wybitny prozaik. To co przede wszystkim wyróżnia tę powieść to niezwykłe przedstawienie ludzkich losów oraz powiązanie ich z zawirowaniami historii, polityką i naturą. Poruszający, niezwykły miks, który wywiera na czytelnika wyjątkowy wpływ.
Bohaterem książki jest Bronisław Najdarowski, młody człowiek, członek socjalistycznej partii, który za próbę zamachu na rosyjskiego cara zostaje skazany na zesłanie na Sybir. Póżniej, po odbyciu katorgi, Bronisław zostaje skazany na wieczne osiedlenie na Syberii. Newerly największy nacisk kladzie na ukazanie jego losów właśnie w trakcie pobytu na Syberii, chociaż sporo miejsca poświęca także wcześniejszym losom bohatera.
Książka zachwyca wszystkim. Przede wszystkim opisami, ukazaniem losu i wnętrza człowieka, przemian zachodzącym w bohaterze na przestrzeni czasu i pod wpływem różnych wydarzeń, przeżyć. Porywa także swoista głębia, wymowa i język jakim powieść została napisana.
Książka zachwyca, chwyta za serce, porusza. Opisy miejsca, do którego został zesłany Najdarowski, klimat mrożnej tajgi, to jak zmienia się przyroda, a wraz z nią jak zmienia się podejście do otoczenia bohatera. Coś wspaniałego.
Bardzo ciekawie ukazana jest także codzienność ludzi zesłanych na katorgę, ale także tych na co dzień żyjących w tym niegościnnym miejscu, ich życie, stosunek Bronisława do nich, zmiany we wzajemnych stosunkach, zrozumienie i miłość do niezwykłych ludzi i niegościnnego miejsca.
Choć treść to zaledwie niewielki fragment, kilkanaście lat, które bohater spędził na Syberii, to jednak ten wyimek jego życia jest niezwykle poruszający, ważny.
Powieść jest wyjątkowa, zmusza do refleksji, przemyślenia wielu spraw. Gorąco zachęcam do lektury. Coś wspaniałego.
środa, 18 marca 2020
Zakłamani - Joanna Dulewicz
Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 3,5/6
Bardzo ciekawy pomysł na fabułę, bardziej nawet obyczajowo-socjologiczny niż typowo kryminalny. Mamy zbrodnie, handel żywym towarem, zabójstwa, kradzieże, gwałty, korupcję, prostytucję, romanse i nieustające napięcie.
Bardzo dobrze nakreślony jest wątek socjologiczno-obyczajowy. Debiutującej autorce udało się ciekawie przedstawić małą, klaustrofobiczną miejscowość, napięcia między ludźmi, wzajemne nieliczne sympatie i dużo liczniejsze antypatie, żale, niesnaski. Niezwykle ciekawy obraz, studium socjologiczne. Od razu rzuca się w oczy, że autorka zadała sobie mnóstwo pracy gromadząc materiał do tej części książki. Widać, iż tworząc książkę, powieść, studium obyczajowe autorka czuje się dużo lepiej niż pracując nad kryminałem.
Zakłamani są takim miksem, bardzo zręcznym w części obyczajowej, średnio udanym w części kryminalnej. Ja rozumiem, że ta książka jest debiutem literackim Joanny Dulewicz, ale część kryminalna wyszła autorce bardzo słabo, nawet jak na debiutanta.
Niby mamy morderstwa, handel kobietami i inne zbrodnie, mniej lub bardziej drastyczne, ale...są one wspomniane mimochodem, ot tak, jakby przy okazji. Poza tym nie są one dobrze pociągnięte dalej. Wątki się urywają, nie wyjaśniają do końca. Dochodzenie jest słabe, bardzo słabe. Treść dot. kwestii kryminalnych jest mizerna, chaotyczna, niedopracowana, jakby ciągnięta na siłę. Zupełne przeciwieństwo części obyczajowo-socjologicznej.
Brakuje porządne opracowania i poprowadzenia problemów, spraw, zagadnień. Brak także jakiejś głębi jeżeli chodzi o bohaterów. Są mało wiarygodni, płascy.
Kilkakrotnie miałam dziwne uczucie, jakby książkę pisały dwie różne osoby.
Poza tym brak jednej, jak ja to nazywam klamry, która by spinała całość w jedną kwestię. A szkoda, bo książka miała naprawdę spory potencjał.
Zakłamanych czytałam bez zgrzytania zębami, ale ze sporym żalem i rozczarowaniem. Uważam, iż autorka powinna pozostać przy książkach, powieściach obyczajowych. To wyszło jej dobrze, momentami bardzo dobrze.
Bardzo ciekawy pomysł na fabułę, bardziej nawet obyczajowo-socjologiczny niż typowo kryminalny. Mamy zbrodnie, handel żywym towarem, zabójstwa, kradzieże, gwałty, korupcję, prostytucję, romanse i nieustające napięcie.
Bardzo dobrze nakreślony jest wątek socjologiczno-obyczajowy. Debiutującej autorce udało się ciekawie przedstawić małą, klaustrofobiczną miejscowość, napięcia między ludźmi, wzajemne nieliczne sympatie i dużo liczniejsze antypatie, żale, niesnaski. Niezwykle ciekawy obraz, studium socjologiczne. Od razu rzuca się w oczy, że autorka zadała sobie mnóstwo pracy gromadząc materiał do tej części książki. Widać, iż tworząc książkę, powieść, studium obyczajowe autorka czuje się dużo lepiej niż pracując nad kryminałem.
Zakłamani są takim miksem, bardzo zręcznym w części obyczajowej, średnio udanym w części kryminalnej. Ja rozumiem, że ta książka jest debiutem literackim Joanny Dulewicz, ale część kryminalna wyszła autorce bardzo słabo, nawet jak na debiutanta.
Niby mamy morderstwa, handel kobietami i inne zbrodnie, mniej lub bardziej drastyczne, ale...są one wspomniane mimochodem, ot tak, jakby przy okazji. Poza tym nie są one dobrze pociągnięte dalej. Wątki się urywają, nie wyjaśniają do końca. Dochodzenie jest słabe, bardzo słabe. Treść dot. kwestii kryminalnych jest mizerna, chaotyczna, niedopracowana, jakby ciągnięta na siłę. Zupełne przeciwieństwo części obyczajowo-socjologicznej.
Brakuje porządne opracowania i poprowadzenia problemów, spraw, zagadnień. Brak także jakiejś głębi jeżeli chodzi o bohaterów. Są mało wiarygodni, płascy.
Kilkakrotnie miałam dziwne uczucie, jakby książkę pisały dwie różne osoby.
Poza tym brak jednej, jak ja to nazywam klamry, która by spinała całość w jedną kwestię. A szkoda, bo książka miała naprawdę spory potencjał.
Zakłamanych czytałam bez zgrzytania zębami, ale ze sporym żalem i rozczarowaniem. Uważam, iż autorka powinna pozostać przy książkach, powieściach obyczajowych. To wyszło jej dobrze, momentami bardzo dobrze.
wtorek, 17 marca 2020
Wioska kłamców - Hanna Greń
Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 2,5/6
Nie ukrywam, liczyłam na więcej, tym bardziej, iż blurb jest bardzo zachęcający.
Fabułę można zawrzeć w kilku słowach, w jednym zdaniu: zbrodnia w maleńkiej wiosce, legendy i umiarkowanie dobrze prowadzone dochodzenie.
Skusiły mnie (oprócz streszczenia na okładce) też zachęcające opinie innych blogerów. Niestety. Książka jest nijaka, nudna i ledwo doczytałam ją do końca. Ze zdziwieniem przeczytałam w sieci, iż autorka ma w dorobku kilka kryminałów. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Greń, ale i ostatnie.
Na plus zasługuje opis niezwykle hermetycznej osady, wręcz klaustrofobicznej, niewielkiej grupki ludzi, osób żyjących w bardzo specyficznym miejscu. Na plus zasługuje atmosfera miejsca, trochę mroczna, tajemnicza, mocno klaustrofobiczna, ale i przyjazna. Większość osób sobie wzajemnie pomaga, służy radą, wsparciem. Z drugiej strony jest zakłamanie, wścibstwo, obłuda. Nakreślenie obrazu tego miejsca, ukazanie klimatu społeczności wyszło Greń dobrze. I to na tyle by było jeżeli chodzi o plusy książki.
Poza tym Wioska kłamców ma same minusy, wady.
Przede wszystkim autorka nie wykorzystała wszystkich możliwości, jakie dawała taka, a nie inna fabuła. Prowadząc inaczej akcje, sprawiając, że będzie ona miała więcej ikry, energii można było stworzyć naprawdę niezłą książkę.
Niestety, ale akcja Wioski kłamców jest nudna, jak przysłowiowe flaki z olejem. W tej książce nic się nie dzieje. Mimo, iż kilkakrotnie są mniej lub bardziej wyraźne zwiastuny, że coś się będzie działo, że coś się ruszy, na zwiastunach się kończy.
Poza tym drewniany styl autorki, trudny, nudny, sztywny, momentami, jak z kronik z PRL-u, komunikatów radiowych. Coś strasznego. Nie da się tego czytać bez zgrzytania zębami.
Szkoda, że dobrze, ciekawie zapowiadająca się książka została tak efektownie zepsuta.
Bohaterowie. Główna postać, Dioniza, zapowiadała się ciekawie. Samo imię, niezwykłe dla młodej kobiety, jest zapowiedzią, obietnicą czegoś niebanalnego. Na obietnicach się jednak kończy. Dionizja jest zwyczajna do bólu, choć autorka robi wszystko, żeby jej bohaterka jawiła nam się, jako postać niezwykła, niebanalna. Poza tym jest to bohaterka tak irytująca, nudna, że szok. Najbardziej jednak boli zmarnowany potencjał, obietnica czegoś ciekawego, na której to obietnicy wszystko się kończy.
Sporo trudu autorka zadała sobie tworząc aurę niezwykłości, mistycyzmu, magii, która otacza opisywane miejsce. Wyszło to hmmm bardzo słabo. Same odwoływania się do ludowych przypowieści i legend nie załatwią wszystkiego. Potrzebna jest jeszcze umiejętność sklejenia tego w całość i przeniesienia na karty książki. Tego autorce brakuje.
Międzyludzkie stosunki, więzi, sympatie, żale są ukazane w książce bardzo ciekawie. Szkoda, że pisarka nie pokusiła się o napisanie pozycji obyczajowo-społecznej. Bez wątpienia taka książka wyszłaby jej dużo lepiej.
Nie zachęcam was do lektury tej książki. Nie odradzam jej także. Sami musicie podjąć decyzję. Wioska kłamców ma wiele bardzo wysokich ocen. No cóż, gusta są różne. Być może wam lektura także przypadnie do gustu.
Nie ukrywam, liczyłam na więcej, tym bardziej, iż blurb jest bardzo zachęcający.
Fabułę można zawrzeć w kilku słowach, w jednym zdaniu: zbrodnia w maleńkiej wiosce, legendy i umiarkowanie dobrze prowadzone dochodzenie.
Skusiły mnie (oprócz streszczenia na okładce) też zachęcające opinie innych blogerów. Niestety. Książka jest nijaka, nudna i ledwo doczytałam ją do końca. Ze zdziwieniem przeczytałam w sieci, iż autorka ma w dorobku kilka kryminałów. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Greń, ale i ostatnie.
Na plus zasługuje opis niezwykle hermetycznej osady, wręcz klaustrofobicznej, niewielkiej grupki ludzi, osób żyjących w bardzo specyficznym miejscu. Na plus zasługuje atmosfera miejsca, trochę mroczna, tajemnicza, mocno klaustrofobiczna, ale i przyjazna. Większość osób sobie wzajemnie pomaga, służy radą, wsparciem. Z drugiej strony jest zakłamanie, wścibstwo, obłuda. Nakreślenie obrazu tego miejsca, ukazanie klimatu społeczności wyszło Greń dobrze. I to na tyle by było jeżeli chodzi o plusy książki.
Poza tym Wioska kłamców ma same minusy, wady.
Przede wszystkim autorka nie wykorzystała wszystkich możliwości, jakie dawała taka, a nie inna fabuła. Prowadząc inaczej akcje, sprawiając, że będzie ona miała więcej ikry, energii można było stworzyć naprawdę niezłą książkę.
Niestety, ale akcja Wioski kłamców jest nudna, jak przysłowiowe flaki z olejem. W tej książce nic się nie dzieje. Mimo, iż kilkakrotnie są mniej lub bardziej wyraźne zwiastuny, że coś się będzie działo, że coś się ruszy, na zwiastunach się kończy.
Poza tym drewniany styl autorki, trudny, nudny, sztywny, momentami, jak z kronik z PRL-u, komunikatów radiowych. Coś strasznego. Nie da się tego czytać bez zgrzytania zębami.
Szkoda, że dobrze, ciekawie zapowiadająca się książka została tak efektownie zepsuta.
Bohaterowie. Główna postać, Dioniza, zapowiadała się ciekawie. Samo imię, niezwykłe dla młodej kobiety, jest zapowiedzią, obietnicą czegoś niebanalnego. Na obietnicach się jednak kończy. Dionizja jest zwyczajna do bólu, choć autorka robi wszystko, żeby jej bohaterka jawiła nam się, jako postać niezwykła, niebanalna. Poza tym jest to bohaterka tak irytująca, nudna, że szok. Najbardziej jednak boli zmarnowany potencjał, obietnica czegoś ciekawego, na której to obietnicy wszystko się kończy.
Sporo trudu autorka zadała sobie tworząc aurę niezwykłości, mistycyzmu, magii, która otacza opisywane miejsce. Wyszło to hmmm bardzo słabo. Same odwoływania się do ludowych przypowieści i legend nie załatwią wszystkiego. Potrzebna jest jeszcze umiejętność sklejenia tego w całość i przeniesienia na karty książki. Tego autorce brakuje.
Międzyludzkie stosunki, więzi, sympatie, żale są ukazane w książce bardzo ciekawie. Szkoda, że pisarka nie pokusiła się o napisanie pozycji obyczajowo-społecznej. Bez wątpienia taka książka wyszłaby jej dużo lepiej.
Nie zachęcam was do lektury tej książki. Nie odradzam jej także. Sami musicie podjąć decyzję. Wioska kłamców ma wiele bardzo wysokich ocen. No cóż, gusta są różne. Być może wam lektura także przypadnie do gustu.
poniedziałek, 16 marca 2020
Ziemia przeklęta - Juan Francisco Ferrándiz
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
Ta książka to bez wątpienia świetna literatura, 760 stron niesamowitej wprost przygody, niezwykle efektowny fresk historyczny, ogromna porcja serca Katalonii, historii, magii tego regionu. Jest w czym się zaczytywać.
Autor porywa nas w rzadko uwieczniane w książkach czasy, a mianowicie do Katalonii z II połowy IX wieku. Autor świetnie kreśli opis i charakterystykę Katalonii tamtych lat, oddaje nastrój mrocznych i okrutnych czasów, przedstawia żyjących wtedy ludzi, ich marzenia, troski, zagrożenia.
Akcja książki ma miejsce w ciągu kolejnych 20 lat. Były one najważniejszymi w długich i burzliwych dziejach Barcelony. W tamtym okresie Barcelona znana pod nazwą Barczinona była niewielką licząca 1500 mieszkańców osadą położoną nad rzeką Llobregat, gdzie zaczynał się emirat Kordoby. Miasto chyli się ku upadkowi, jest zniszczone, zaniedbane, wyludnia się. Sprawia ono wrażenie, iż przybyszy i mieszkańców nie spotka w nim nic dobrego. Mieszkańcy napadani przez obcych m.in. Saracenów na zmianę mieszkają w swojej osadzie, albo chronią się w pobliskich lasach.
Do takiego miejsca arcybiskup Hinkmar posyła młodego biskupa . Daje mu do wykonania misję z typu tych mission impossible.. Biskup ma w tym niegościnnym miejscu zbudować katedrę oraz podźwignąć miasto i jego okolice z upadku. Czy mu się to uda? Tego dowiecie się w trakcie lektury tej niezwykłej książki. Dodam tylko, iż wraz z biskupem do Barczinony rusza rzesza osadników. Czy nowe miejsce stanie się ich domem? Jak potoczą się ich losy?
Gwarantuję wam, iż będziecie zaskoczeni nagłymi zwrotami akcji, zawirowaniami, przygodami rodem z najlepszych awanturniczych książek.
Ferrandiz na niczym nie oszczędza. Przygody bohaterów są świetnie wymiksowane ze sporą porcją historii, a całość okraszona garścią sensacji. Czyta się świetnie.
Co istotne, w książce mieszają się miejsca autentyczne z fikcyjnymi, postaci historyczne z tymi wymyślonymi. Autentyczni są m.in. Biskup Frodoí, arcybiskup Hinkmar, król Karol łysy i wielu innych. Prawdziwe są także wydarzenia historyczne, jak spiski, zdrady, bunty, od których książka aż skrzy.
Ogrom przygód bohaterów nakreślony jest we wspaniały sposób. Od lektury trudno się oderwać. Na największe jednak uznanie zasługuje praca, jaką autor włożył w reaserch historyczny. Od pierwszych stron rzuca się w oczy, iż zadał sobie mnóstwo trudu żeby znależć fakty, informacje, prześledzić życia kolejnych bohaterów. To zaprocentowało i dało wspaniałą, godną polecenia lekturę.
Ta książka to bez wątpienia świetna literatura, 760 stron niesamowitej wprost przygody, niezwykle efektowny fresk historyczny, ogromna porcja serca Katalonii, historii, magii tego regionu. Jest w czym się zaczytywać.
Autor porywa nas w rzadko uwieczniane w książkach czasy, a mianowicie do Katalonii z II połowy IX wieku. Autor świetnie kreśli opis i charakterystykę Katalonii tamtych lat, oddaje nastrój mrocznych i okrutnych czasów, przedstawia żyjących wtedy ludzi, ich marzenia, troski, zagrożenia.
Akcja książki ma miejsce w ciągu kolejnych 20 lat. Były one najważniejszymi w długich i burzliwych dziejach Barcelony. W tamtym okresie Barcelona znana pod nazwą Barczinona była niewielką licząca 1500 mieszkańców osadą położoną nad rzeką Llobregat, gdzie zaczynał się emirat Kordoby. Miasto chyli się ku upadkowi, jest zniszczone, zaniedbane, wyludnia się. Sprawia ono wrażenie, iż przybyszy i mieszkańców nie spotka w nim nic dobrego. Mieszkańcy napadani przez obcych m.in. Saracenów na zmianę mieszkają w swojej osadzie, albo chronią się w pobliskich lasach.
Do takiego miejsca arcybiskup Hinkmar posyła młodego biskupa . Daje mu do wykonania misję z typu tych mission impossible.. Biskup ma w tym niegościnnym miejscu zbudować katedrę oraz podźwignąć miasto i jego okolice z upadku. Czy mu się to uda? Tego dowiecie się w trakcie lektury tej niezwykłej książki. Dodam tylko, iż wraz z biskupem do Barczinony rusza rzesza osadników. Czy nowe miejsce stanie się ich domem? Jak potoczą się ich losy?
Gwarantuję wam, iż będziecie zaskoczeni nagłymi zwrotami akcji, zawirowaniami, przygodami rodem z najlepszych awanturniczych książek.
Ferrandiz na niczym nie oszczędza. Przygody bohaterów są świetnie wymiksowane ze sporą porcją historii, a całość okraszona garścią sensacji. Czyta się świetnie.
Co istotne, w książce mieszają się miejsca autentyczne z fikcyjnymi, postaci historyczne z tymi wymyślonymi. Autentyczni są m.in. Biskup Frodoí, arcybiskup Hinkmar, król Karol łysy i wielu innych. Prawdziwe są także wydarzenia historyczne, jak spiski, zdrady, bunty, od których książka aż skrzy.
Ogrom przygód bohaterów nakreślony jest we wspaniały sposób. Od lektury trudno się oderwać. Na największe jednak uznanie zasługuje praca, jaką autor włożył w reaserch historyczny. Od pierwszych stron rzuca się w oczy, iż zadał sobie mnóstwo trudu żeby znależć fakty, informacje, prześledzić życia kolejnych bohaterów. To zaprocentowało i dało wspaniałą, godną polecenia lekturę.
niedziela, 15 marca 2020
Lektura w czasie zarazy...
Właśnie, co czytacie, co planujecie przeczytać w ciągu najbliższych dni?
Pracujecie zdalnie, czy może jesteście w tej grupie, która zdalnie nie musi pracować?
Ja od jutra zaczynam wraz z moją drugą połową pracę zdalną, w domu. Planujemy też sporo czytać. Stosik lektur już jest przygotowany. Teraz czytam świetną hiszpańską książkę Ziemia przeklęta. Recenzja na blogu lada moment.
Ciekawe, jak to z czytanim wyjdzie w realu, plany planami. Mamy do przypilnowania, zaopiekowania 3 dzieci w różnym wieku, ich naukę etc. Jednak chociaż wieczory planuję spędzać tak jak na obrazku :) Miłego, zaczytanego czasu wam życzę i dużo zdrowia.
Pracujecie zdalnie, czy może jesteście w tej grupie, która zdalnie nie musi pracować?
Ja od jutra zaczynam wraz z moją drugą połową pracę zdalną, w domu. Planujemy też sporo czytać. Stosik lektur już jest przygotowany. Teraz czytam świetną hiszpańską książkę Ziemia przeklęta. Recenzja na blogu lada moment.
Ciekawe, jak to z czytanim wyjdzie w realu, plany planami. Mamy do przypilnowania, zaopiekowania 3 dzieci w różnym wieku, ich naukę etc. Jednak chociaż wieczory planuję spędzać tak jak na obrazku :) Miłego, zaczytanego czasu wam życzę i dużo zdrowia.
sobota, 14 marca 2020
Horyzont - Jakub Małecki
Wydawnictwo SQN, Moja ocena 5/6
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Jakuba Małeckiego, ale z pewnością nie ostatnie.
Bohater książki, Mariusz Małecki jest zasłużonym weteranem z Afganistanu. Cierpi na wyraźny zespół stresu pourazowego. Oprócz wielu tak charakterystycznych objawów, bohater wyjątkowo drastycznie odgradza się od bliskich, znajomych, izoluje się od nich. Dodatkowo Mariusz nie wie co dalej, co począć z życiem, nie ma planów, żadnych pomysłów. Jak długo tak można żyć? Czy zapijanie trosk, beznadziei codziennej egzystencji sprawdzi się?
Mariusz próbuje się podnieść z tego swoistego upadku.
Czy mu się to uda? Jak to będzie przebiegać? Tego dowiecie się z lektury ten książki, do której serdecznie zachęcam.
Historia opowiedziana jest z punktu widzenia dwóch osób. Są nimi główny bohater Mariusz oraz Zuza, młoda dziewczyna, która dosyć wiernie towarzyszy mu zarówno w staczaniu się na dno, jak i próbie wyjścia na prostą. Początkowo obie narracje są całkowicie od siebie odrębne tak jak odrębne są byty obu postaci. Ot obcy sobie ludzie zapijający nieudane, nędzne życie. Jednak z upływem czasu i kolejnych przeczytanych stron, to się zmienia. Zmienia się też stosunek do siebie obojga bohaterów. Mariusz i Zuza staja się sobie coraz bliżsi. W tym samym momencie zmienia się też sposób narracji. Opowieści z punktu widzenia obojga bohaterów są sobie coraz bliższe, sprawiają wrażenie przenikania się, splatania ze sobą. Bardzo ciekawy zabieg
Horyzont to zadziwiająco prosta, wręcz bym nawet napisała oszczędna w różnych metaforach, w treści książka. Opowiada prostą, typową dla XXI wieku historię człowieka po przejściach, bez maa na dnie, który próbuje się podźwignąć i zrobić porządek z własnym życiem.
To co musi przejść, co musi zrobić. Próby przed jakimi zostanie postawiony oraz efekt tych działań to treść tej książki.
Małecki zaskakuje oszczędnym stylem, doskonałym ukazaniem bohatera, jego życia, psychiki, ale także tym, iż Horyzont zmusza do przemyślenia wielu, bardzo wielu spraw.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Jakuba Małeckiego, ale z pewnością nie ostatnie.
Bohater książki, Mariusz Małecki jest zasłużonym weteranem z Afganistanu. Cierpi na wyraźny zespół stresu pourazowego. Oprócz wielu tak charakterystycznych objawów, bohater wyjątkowo drastycznie odgradza się od bliskich, znajomych, izoluje się od nich. Dodatkowo Mariusz nie wie co dalej, co począć z życiem, nie ma planów, żadnych pomysłów. Jak długo tak można żyć? Czy zapijanie trosk, beznadziei codziennej egzystencji sprawdzi się?
Mariusz próbuje się podnieść z tego swoistego upadku.
Czy mu się to uda? Jak to będzie przebiegać? Tego dowiecie się z lektury ten książki, do której serdecznie zachęcam.
Historia opowiedziana jest z punktu widzenia dwóch osób. Są nimi główny bohater Mariusz oraz Zuza, młoda dziewczyna, która dosyć wiernie towarzyszy mu zarówno w staczaniu się na dno, jak i próbie wyjścia na prostą. Początkowo obie narracje są całkowicie od siebie odrębne tak jak odrębne są byty obu postaci. Ot obcy sobie ludzie zapijający nieudane, nędzne życie. Jednak z upływem czasu i kolejnych przeczytanych stron, to się zmienia. Zmienia się też stosunek do siebie obojga bohaterów. Mariusz i Zuza staja się sobie coraz bliżsi. W tym samym momencie zmienia się też sposób narracji. Opowieści z punktu widzenia obojga bohaterów są sobie coraz bliższe, sprawiają wrażenie przenikania się, splatania ze sobą. Bardzo ciekawy zabieg
Horyzont to zadziwiająco prosta, wręcz bym nawet napisała oszczędna w różnych metaforach, w treści książka. Opowiada prostą, typową dla XXI wieku historię człowieka po przejściach, bez maa na dnie, który próbuje się podźwignąć i zrobić porządek z własnym życiem.
To co musi przejść, co musi zrobić. Próby przed jakimi zostanie postawiony oraz efekt tych działań to treść tej książki.
Małecki zaskakuje oszczędnym stylem, doskonałym ukazaniem bohatera, jego życia, psychiki, ale także tym, iż Horyzont zmusza do przemyślenia wielu, bardzo wielu spraw.
wtorek, 10 marca 2020
Doczesne szczątki - Donna Leon
Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Od lat jestem wielką fanką prozy Donny Leon i serii o weneckim komisarzu Guido Brunettim. Przeczytałam wszystkie 25 tomów serii. I ciągle mi mało.
Doczesne szczątki to 26. tom weneckich perypetii i kolejna książka mocno wybrzmiewająca, wręcz oskarżycielska w kontekście tego, co dzieje się z naszym otoczeniem, światem w 2020 roku.
Najnowszy tom serii to także kryminał i doskonała powieść socjologiczno-obyczajowa w jednym. Książka ta łączy w sobie cechy powieści społecznej, psychologicznej, obyczajowej, wątki moralizatorskie oraz elementy...przewodnika turystycznego po mieście kanałów i okolicznej lagunie i książki kucharskiej.
Podczas lektury każdego tomu nieodmiennie za każdym razem leci mi ślinka, gdy czytam o tym co Paola (żona komisarza) przygotowuje na obiad, czy kolację, o tym co on na szybko zjada w ramach przekąski w trattoriach... Uwielbiam włoską kuchnię. Tym razem dodatkowym smaczkiem jest fakt, iż Brunetti przez kilkanaście dni przebywa na zasłużonym urlopie. Wypoczywam na jednej z wysp weneckiej laguny.
Jak się okazuje bez mała wszystko na tej wyspie jest odmienne od tego, co dzieje się, ma miejsce w samej Wenecji. Chodzi o zwroty językowe, obyczaje, a także kuchnię. Świetnie oddane realia wyspiarskiego życia. Doskonała podróż po weneckiej lagunie w zupełnie inny, a jednocześnie bardzo podobny świat.
Nie będę opisywać fabuły, nawet w skrócie, nie ma to sensu. Po pierwsze nie chcę wam odbierać przyjemności wynikającej z lektury, a po drugie dochodzenie, które prowadzi Brunetti wraz ze współpracownikami jest tylko pretekstem do ukazania czegoś więcej.
O fabule nadmienię tylko tyle, iż komisarz Brunetti rozwiązywał już w swojej karierze bardzo różne sprawy: od szokujących zbrodni, po drobne przestępstwa. Jednak w Doczesnych szczątkach pochłania go coś, czym ostatnio zajął się nawet papież Franciszek. Chodzi o grzech przeciwko ekologii.
Po raz kolejny pisarka nie raczy nas klasycznym kryminałem. Co prawda mamy trupa, mamy zagadkę, mamy nawet ofiarę, którą skrzywdzono bardziej niż tę, która zamordowano (tak, to jest możliwe). Jednak w książce brak efektownych scen, intryga kryminalna nie zaskakuje zbytnio, a sprawa, a właściwie sprawy, które pod pozorem śledczych zmagań prezentuje Donna Leon, są bardzo na czasie i tak niestety uniwersalne, że można je dopasować do wielu miast, krajów na świecie, nie tylko do książkowej Wenecji.
Gdy skończyłam czytać Doczesne szczątki, zadumałam się na dłuższą chwilę.
Leon ma dar poruszania najbardziej drażliwych dla społeczeństwa włoskiego tematów, często takich, które Włosi wypierają ze świadomości, ew. chcieliby ukryć przed światem. Dotyczy to zarówno kwestii światopoglądowych jak i społecznych czy religijnych.
Doczesne szczątki to ponownie dobry kryminał, ale jeszcze lepsza, moim zdaniem mistrzowska książka o ludziach, ich dążeniach, najgłębiej skrywanych demonach, obawach i tym czym złym co drzemie na dnie duszy każdego człowieka. Tylko od nas zależy, czy to coś dojdzie do głosu czy nie, czy zrobimy coś złego, czy nie.
Kolejny tom przygód weneckiego komisarza to także możliwość odwiedzenia Wenecji, poznania tego wspaniałego miasta niejako "od kuchni" oraz niezwykle inteligentna rozrywka.
Napisałam "inteligentna rozrywka" ponieważ cała rodzina komisarza Brunettiego będącego kluczową postacią serii, nie szczędzi nam rozmów na wysokim poziomie, inteligentnych żartów, cytatów z ciekawych lektur (często z klasyki antycznej) etc. Po raz kolejny jestem zachwycona, ale i zasmucona. Pisarka wyraźnie ukazuje jak bezdusznymi, okropnymi istotami potrafią być ludzie.
Niezmiennie zachęcam do lektury całej serii o komisarzu Guido Brunettim. Jednak ostrzegam, nie jest to lektura dla wszystkich. To pozycje, dla tych, którzy od kryminału oczekują czegoś więcej, lubią pomyśleć nie tylko nad zagadką kryminalną, ale także nad problemami otaczającego nas świata.
Od lat jestem wielką fanką prozy Donny Leon i serii o weneckim komisarzu Guido Brunettim. Przeczytałam wszystkie 25 tomów serii. I ciągle mi mało.
Doczesne szczątki to 26. tom weneckich perypetii i kolejna książka mocno wybrzmiewająca, wręcz oskarżycielska w kontekście tego, co dzieje się z naszym otoczeniem, światem w 2020 roku.
Najnowszy tom serii to także kryminał i doskonała powieść socjologiczno-obyczajowa w jednym. Książka ta łączy w sobie cechy powieści społecznej, psychologicznej, obyczajowej, wątki moralizatorskie oraz elementy...przewodnika turystycznego po mieście kanałów i okolicznej lagunie i książki kucharskiej.
Podczas lektury każdego tomu nieodmiennie za każdym razem leci mi ślinka, gdy czytam o tym co Paola (żona komisarza) przygotowuje na obiad, czy kolację, o tym co on na szybko zjada w ramach przekąski w trattoriach... Uwielbiam włoską kuchnię. Tym razem dodatkowym smaczkiem jest fakt, iż Brunetti przez kilkanaście dni przebywa na zasłużonym urlopie. Wypoczywam na jednej z wysp weneckiej laguny.
Jak się okazuje bez mała wszystko na tej wyspie jest odmienne od tego, co dzieje się, ma miejsce w samej Wenecji. Chodzi o zwroty językowe, obyczaje, a także kuchnię. Świetnie oddane realia wyspiarskiego życia. Doskonała podróż po weneckiej lagunie w zupełnie inny, a jednocześnie bardzo podobny świat.
Nie będę opisywać fabuły, nawet w skrócie, nie ma to sensu. Po pierwsze nie chcę wam odbierać przyjemności wynikającej z lektury, a po drugie dochodzenie, które prowadzi Brunetti wraz ze współpracownikami jest tylko pretekstem do ukazania czegoś więcej.
O fabule nadmienię tylko tyle, iż komisarz Brunetti rozwiązywał już w swojej karierze bardzo różne sprawy: od szokujących zbrodni, po drobne przestępstwa. Jednak w Doczesnych szczątkach pochłania go coś, czym ostatnio zajął się nawet papież Franciszek. Chodzi o grzech przeciwko ekologii.
Po raz kolejny pisarka nie raczy nas klasycznym kryminałem. Co prawda mamy trupa, mamy zagadkę, mamy nawet ofiarę, którą skrzywdzono bardziej niż tę, która zamordowano (tak, to jest możliwe). Jednak w książce brak efektownych scen, intryga kryminalna nie zaskakuje zbytnio, a sprawa, a właściwie sprawy, które pod pozorem śledczych zmagań prezentuje Donna Leon, są bardzo na czasie i tak niestety uniwersalne, że można je dopasować do wielu miast, krajów na świecie, nie tylko do książkowej Wenecji.
Gdy skończyłam czytać Doczesne szczątki, zadumałam się na dłuższą chwilę.
Leon ma dar poruszania najbardziej drażliwych dla społeczeństwa włoskiego tematów, często takich, które Włosi wypierają ze świadomości, ew. chcieliby ukryć przed światem. Dotyczy to zarówno kwestii światopoglądowych jak i społecznych czy religijnych.
Doczesne szczątki to ponownie dobry kryminał, ale jeszcze lepsza, moim zdaniem mistrzowska książka o ludziach, ich dążeniach, najgłębiej skrywanych demonach, obawach i tym czym złym co drzemie na dnie duszy każdego człowieka. Tylko od nas zależy, czy to coś dojdzie do głosu czy nie, czy zrobimy coś złego, czy nie.
Kolejny tom przygód weneckiego komisarza to także możliwość odwiedzenia Wenecji, poznania tego wspaniałego miasta niejako "od kuchni" oraz niezwykle inteligentna rozrywka.
Napisałam "inteligentna rozrywka" ponieważ cała rodzina komisarza Brunettiego będącego kluczową postacią serii, nie szczędzi nam rozmów na wysokim poziomie, inteligentnych żartów, cytatów z ciekawych lektur (często z klasyki antycznej) etc. Po raz kolejny jestem zachwycona, ale i zasmucona. Pisarka wyraźnie ukazuje jak bezdusznymi, okropnymi istotami potrafią być ludzie.
Niezmiennie zachęcam do lektury całej serii o komisarzu Guido Brunettim. Jednak ostrzegam, nie jest to lektura dla wszystkich. To pozycje, dla tych, którzy od kryminału oczekują czegoś więcej, lubią pomyśleć nie tylko nad zagadką kryminalną, ale także nad problemami otaczającego nas świata.
poniedziałek, 9 marca 2020
Zapowiedź...
25 marca nakładem Wydawnictwa MG ukaże się Biografia Leopolda Tyrmanda, jednego z najbardziej przeze mnie cenionych polskich pisarzy.
Leopold Tyrmand. Lolek, Poldek, Lopek, Loluś, Lo. Autor największego polskiego bestsellera Zły oraz słynnego Dziennika 1954.
Piewca Warszawy i guru jazzu. As reportażu „Przekroju” i „New Yorkera”.
Szeryf wychowany na ulicy Trębackiej, który wyruszył na Dziki Zachód.
Równie niespodziewanie się zjawił, jak i zniknął, zostawiając po sobie
dziesiątki anegdot i historii. Ale które z nich są prawdziwe? Dlaczego
jest bohaterem swoich książek? Dlaczego Zły? Dlaczego Jazz Jamboree? Skąd kolorowe skarpetki? Czy naprawdę był kelnerem i pływał po morzu jak Martin Eden? Czy Dziennik 1954
jest prawdziwy? O czym myślał, gdy zamykał oczy, a o czym, kiedy się
golił? Kim był Leopold Tyrmand? Polakiem, Amerykaninem, obywatelem
świata, Żydem? Drogi Czytelniku, oto opowieść o jego życiu oraz o jego
śmierci, z którą było inaczej, niż mówiono, a która według przepowiedni
miała być taka, jak jego życie. Przed Państwem Leopold Tyrmand – owiana
legendą tajemnica.
Ktoś oprócz mnie czyta i uwielbia Tyrmanda?
sobota, 7 marca 2020
Magazyn - Rob Hart
Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Inwigilacja, odczłowieczenie, brak jednostki, monopolizacja to to co już w dużej części cechuje nasz świat, a co za jakiś czas może stać się powszechne.
O tym, co za jakiś czas, za x lat, ale w sumie bardzo niedługo, o jednym z możliwych scenariuszy przyszłości opowiada Magazyn.
Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, w Ameryce, która zbankrutowała, w której nie istnieje prawo w naszym rozumieniu tego słowa, nie ma sklepów, infrastruktury, nie ma nic. Państwo znane kiedyś po prostu nie istnieje. Świat pogrąża się w zagładzie. Ludzie na równi zniechęceni co przerażeni, albo kryją się w domach, albo bez celu snują po ulicach.
Korporacja teoretycznie włada światem, ludźmi, zapewnia wszystko, ale...zawsze jest jakieś ale... Tego co w zamian i jak to naprawdę wygląda, nie zdradzę wam. Sami się tego dowiecie w trakcie lektury.
Napisałam, że nie ma prawa w naszym rozumieniu tego słowa. Jest jednak prawo stanowione przez jedną, jedyną korporację, która zawojowała rynek światowy. Inne firmy, gałęzie biznesu dawno już z ta korporacją przegrały, odeszły w niebyt.
Korporacja rekrutuje kolejnych pracowników, członków tej specyficznej hierarchii, czegoś co nawet trudno jednoznacznie określić. Na jednej z takich rozmów poznajemy bohaterów, wokół których będzie kręcić się akcja. Wśród tych osób jest Zinna, tajemnicza postać, której udało się przeniknąć do świata korporacji i zostać szpiegiem. Zinna ma zadanie, bardzo ważne, które może mieć ogromy wpływ na ludzi i ich życie.
Więcej wam nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury. Mocna, ciekawie napisana, niepokojąco realistyczna książką. Trzy nakreślone historie spięte jedną, wyraźną klamrą. Mocne.
Mimo moich pierwszych obaw książkę czyta się doskonale i gdy już wniknie się w świat przyszłości, gdy pozna bohaterów, dowie się czego pragną, co chcą osiągnąć, od lektury trudno się oderwać.
Hart kreśli wizje przyszłości, która napawa lękiem ze względu na dehumanizację, ale i ze względu na to, jak bardzo jest realna. Przerażające, bliskie urzeczywistnieniu, realne.
Pogoń za pieniądzem, wszech otaczająca nas nowoczesna technologia, odczłowieczanie wszystkiego, zanik wyższych uczuć, posunięcie się do skrajności w celu osiągnięcia własnych korzyści, to wszystko już teraz dzieje się tuż obok nas.
Co czeka na nasz za rogiem? Jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć? Hart udowadnia, iż to wszystko, co z pozoru wydaje się niemożliwe jest bliżej nas, bliżej niż sami sobie to wyobrażamy.
Polecam.
Inwigilacja, odczłowieczenie, brak jednostki, monopolizacja to to co już w dużej części cechuje nasz świat, a co za jakiś czas może stać się powszechne.
O tym, co za jakiś czas, za x lat, ale w sumie bardzo niedługo, o jednym z możliwych scenariuszy przyszłości opowiada Magazyn.
Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, w Ameryce, która zbankrutowała, w której nie istnieje prawo w naszym rozumieniu tego słowa, nie ma sklepów, infrastruktury, nie ma nic. Państwo znane kiedyś po prostu nie istnieje. Świat pogrąża się w zagładzie. Ludzie na równi zniechęceni co przerażeni, albo kryją się w domach, albo bez celu snują po ulicach.
Korporacja teoretycznie włada światem, ludźmi, zapewnia wszystko, ale...zawsze jest jakieś ale... Tego co w zamian i jak to naprawdę wygląda, nie zdradzę wam. Sami się tego dowiecie w trakcie lektury.
Napisałam, że nie ma prawa w naszym rozumieniu tego słowa. Jest jednak prawo stanowione przez jedną, jedyną korporację, która zawojowała rynek światowy. Inne firmy, gałęzie biznesu dawno już z ta korporacją przegrały, odeszły w niebyt.
Korporacja rekrutuje kolejnych pracowników, członków tej specyficznej hierarchii, czegoś co nawet trudno jednoznacznie określić. Na jednej z takich rozmów poznajemy bohaterów, wokół których będzie kręcić się akcja. Wśród tych osób jest Zinna, tajemnicza postać, której udało się przeniknąć do świata korporacji i zostać szpiegiem. Zinna ma zadanie, bardzo ważne, które może mieć ogromy wpływ na ludzi i ich życie.
Więcej wam nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury. Mocna, ciekawie napisana, niepokojąco realistyczna książką. Trzy nakreślone historie spięte jedną, wyraźną klamrą. Mocne.
Mimo moich pierwszych obaw książkę czyta się doskonale i gdy już wniknie się w świat przyszłości, gdy pozna bohaterów, dowie się czego pragną, co chcą osiągnąć, od lektury trudno się oderwać.
Hart kreśli wizje przyszłości, która napawa lękiem ze względu na dehumanizację, ale i ze względu na to, jak bardzo jest realna. Przerażające, bliskie urzeczywistnieniu, realne.
Pogoń za pieniądzem, wszech otaczająca nas nowoczesna technologia, odczłowieczanie wszystkiego, zanik wyższych uczuć, posunięcie się do skrajności w celu osiągnięcia własnych korzyści, to wszystko już teraz dzieje się tuż obok nas.
Co czeka na nasz za rogiem? Jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć? Hart udowadnia, iż to wszystko, co z pozoru wydaje się niemożliwe jest bliżej nas, bliżej niż sami sobie to wyobrażamy.
Polecam.
piątek, 6 marca 2020
Bigamista - Agnieszka Płoszaj
Wydawnictwo Novares, Moja ocena 5/6
Agnieszka Płoszaj zadebiutowała w 2017 r. kryminałem Czarodziejka. Jest on bardzo udanym początkiem łódzkiej, kryminalnej serii.
Druga część łódzkiej serii to Ogrodnik. Równie udana pozycja.
Trzecia część i zamknięcie trylogii to właśnie Bigamista.
I teraz mam zagwozdkę. Co wam o książce napisać, żeby nieznającym 1. części nie spojlerować, nie odebrać przyjemności wynikającej z lektury trylogii. Trudne zadanie.
W każdej z tych książek tym co rzuca się przede wszystkim w oczy jest doskonałe nakreślenie obrazu Łodzi. Moje miasto rodzinne odgrywa w książkach równie ważną rolę, co śledztwa kryminalne i prowadząca je bohaterka.
Co prawda Łódź jest bohaterką książek, ale także świetnym tłem do nakreślenia akcji. Widać, iż autorka, Łodzianka zadała sobie dużo trudu żeby poznać nieznane wcześniej zaułki miasta, prześledzić, zweryfikować. Podała wiele szczegółów, smaczków, na które ja jeszcze kilka lat temu mieszkająca w Łodzi, nie zwracałam uwagi.
Główną bohaterką obok miasta jest Julia. Postać ciekawie nakreślona, mocna, ostra nade wszystko kochająca szybkie samochody i kawę. Julia jest swoistą petardą, siłą napędową książki.
W książkach mamy też duet śledczych o wdzięcznych nazwiskach Karski i Mielczarek. Bardzo ciekawa para-niepara.
W ogóle bohaterowie to mocny atut trylogii. Każda z postaci jest doskonale nakreślona, przedstawiona.
Do tego dochodza ciekawie nakreślone intrygi kryminalne i dobrze prowadzone śledztwa.
Całość doprawiona jest spora porcją ciekawie zaprezentowanej historii oraz problemów społecznych.
Wszystkie wątki są świetnie nakreślone, dobrze pociągnięte. Nic się nie gubi, nic nie umyka.
Jak na debiut literacki, i nie tylko debiut, świetne książki. Oby tak dalej.
Rekomendację do Ogrodnika napisał sam Mariusza Czubaja. To o czymś świadczy.
W każdym tomie mamy jakąś zagadkową zbrodnię. Tym razem w Bigamiście w przypałacowym stawie na Księżym Młynie zostaje znalezione ciało młodego, wysportowanego mężczyzny. Od samego początku ta sprawa jest niezwykle zagadkowa. Śledczy wkraczają w świat sportu. Więcej wam nic nie zdradzę. Część wątków jest kontynuacją z wcześniejszych tomów. Nie chcę spojlerować.
Gorąco was za to zachęcam do lektury całej łódzkiej trylogii. Warto dać tym książkom i Agnieszce Płoszaj szansę.
Bigamista jest bardzo dobrym zakończeniem łódzkiej trylogii. Autorka w najmniejszym nawet stopniu mnie nie zawiodła.
Agnieszka Płoszaj zadebiutowała w 2017 r. kryminałem Czarodziejka. Jest on bardzo udanym początkiem łódzkiej, kryminalnej serii.
Druga część łódzkiej serii to Ogrodnik. Równie udana pozycja.
Trzecia część i zamknięcie trylogii to właśnie Bigamista.
I teraz mam zagwozdkę. Co wam o książce napisać, żeby nieznającym 1. części nie spojlerować, nie odebrać przyjemności wynikającej z lektury trylogii. Trudne zadanie.
W każdej z tych książek tym co rzuca się przede wszystkim w oczy jest doskonałe nakreślenie obrazu Łodzi. Moje miasto rodzinne odgrywa w książkach równie ważną rolę, co śledztwa kryminalne i prowadząca je bohaterka.
Co prawda Łódź jest bohaterką książek, ale także świetnym tłem do nakreślenia akcji. Widać, iż autorka, Łodzianka zadała sobie dużo trudu żeby poznać nieznane wcześniej zaułki miasta, prześledzić, zweryfikować. Podała wiele szczegółów, smaczków, na które ja jeszcze kilka lat temu mieszkająca w Łodzi, nie zwracałam uwagi.
Główną bohaterką obok miasta jest Julia. Postać ciekawie nakreślona, mocna, ostra nade wszystko kochająca szybkie samochody i kawę. Julia jest swoistą petardą, siłą napędową książki.
W książkach mamy też duet śledczych o wdzięcznych nazwiskach Karski i Mielczarek. Bardzo ciekawa para-niepara.
W ogóle bohaterowie to mocny atut trylogii. Każda z postaci jest doskonale nakreślona, przedstawiona.
Do tego dochodza ciekawie nakreślone intrygi kryminalne i dobrze prowadzone śledztwa.
Całość doprawiona jest spora porcją ciekawie zaprezentowanej historii oraz problemów społecznych.
Wszystkie wątki są świetnie nakreślone, dobrze pociągnięte. Nic się nie gubi, nic nie umyka.
Jak na debiut literacki, i nie tylko debiut, świetne książki. Oby tak dalej.
Rekomendację do Ogrodnika napisał sam Mariusza Czubaja. To o czymś świadczy.
W każdym tomie mamy jakąś zagadkową zbrodnię. Tym razem w Bigamiście w przypałacowym stawie na Księżym Młynie zostaje znalezione ciało młodego, wysportowanego mężczyzny. Od samego początku ta sprawa jest niezwykle zagadkowa. Śledczy wkraczają w świat sportu. Więcej wam nic nie zdradzę. Część wątków jest kontynuacją z wcześniejszych tomów. Nie chcę spojlerować.
Gorąco was za to zachęcam do lektury całej łódzkiej trylogii. Warto dać tym książkom i Agnieszce Płoszaj szansę.
Bigamista jest bardzo dobrym zakończeniem łódzkiej trylogii. Autorka w najmniejszym nawet stopniu mnie nie zawiodła.
czwartek, 5 marca 2020
Saga z Lovely Lane 1, 2, 3 tom - Nadine Dorries
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 4,5/6
Nie ukrywam, wsiąknęłam w Sagę z Lovely Lane.
Seria opowiada o o wspaniałych, pełnych poświęcenia pielęgniarkach.
Akcja 1. tomu toczy się kilka lat po II wojnie światowej, w Liverpoolu.W renomowanej szkole pielęgniarskiej rozpoczynają naukę 4 nowe uczennice: Danna, Victoria, Pammy i Beth.
Różni je w zasadzie wszystko. Pochodzą z różnych miast, wsi, z różnych środowisk. Mają różne charaktery, temperamenty, różny bagaż doświadczeń życiowych. Łączy je jedno, chęć zdobycia na równi wymarzonego zawodu, jak i doskonałego kandydata na męża. Czy te pragnienia uda się spełnić? A może same marzenia ulegną zmianie na przestrzeni czasu?
Tego dowiemy się w kolejnych częściach serii, które są kontynuacjami perypetii z tomów wcześniejszych, ale także zawierają porcję nowych postaci i nowych wydarzeń. .
Każda z części opowiada o kolejnych losach czterech młodych i coraz starszych kobiet, o zmianach, jakie na przestrzeni lat w nich zachodziły, o tym, jak ułożyło się ich życie prywatne i zawodowe, o tym, jak zmieniają się one same i ich marzenia. Kobiety w ciągu kilku lat mierzą się wyzwaniami zarówno na oddziałach, jak i w życiu prywatnym. A perypetii, problemów, przed którymi stają jest naprawdę sporo. Np. w 2. tomie do załogi szpitala dołączy
panna Van Gilder, nowa zastępczyni przełożonej pielęgniarek, która bardzo szybko otrzyma przydomek Krwawa Ava Wampirzyca. Dlaczego? Co było tego powodem? Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w książkach, do lektury których zachęcam.
Nie ukrywam, seria wciąga i to bardzo. Już w połowie 1. tomu byłam porwana w macki opowieści. Szczerze te młode kobiety polubiłam, wiernie im kibicowałam, trochę złościłam, gdy zachowywały się nie tak, jakbym tego oczekiwała.
Co istotne, autorka doskonale ukazała nie tylko świat pielęgniarek, do których chcą należeć główne bohaterki. Dorries doskonale nakreśliła cały szpitalny świat, całe otoczenie, całą szpitalną machinę. Poznajemy perypetie, smutki i radości salowych, kucharek, lekarzy, pacjentów. Dzięki temu środowisko w jakim autorka umieściła akcje książek, aż skrzy się od energii, perypetii i sprawia, iż wydarzenia bardzo łatwo pochłaniają czytelnika.
Całość czyta się doskonale, z przyjemnością. Saga z Lovely Lane to dobra, ciekawie napisana odskocznia od mrocznych thrillerów czy krwawych kryminałów. Gwarantuję kilka godzin relaksującej, wciągającej lektury.
Nie ukrywam, wsiąknęłam w Sagę z Lovely Lane.
Seria opowiada o o wspaniałych, pełnych poświęcenia pielęgniarkach.
Akcja 1. tomu toczy się kilka lat po II wojnie światowej, w Liverpoolu.W renomowanej szkole pielęgniarskiej rozpoczynają naukę 4 nowe uczennice: Danna, Victoria, Pammy i Beth.
Różni je w zasadzie wszystko. Pochodzą z różnych miast, wsi, z różnych środowisk. Mają różne charaktery, temperamenty, różny bagaż doświadczeń życiowych. Łączy je jedno, chęć zdobycia na równi wymarzonego zawodu, jak i doskonałego kandydata na męża. Czy te pragnienia uda się spełnić? A może same marzenia ulegną zmianie na przestrzeni czasu?
Tego dowiemy się w kolejnych częściach serii, które są kontynuacjami perypetii z tomów wcześniejszych, ale także zawierają porcję nowych postaci i nowych wydarzeń. .
Każda z części opowiada o kolejnych losach czterech młodych i coraz starszych kobiet, o zmianach, jakie na przestrzeni lat w nich zachodziły, o tym, jak ułożyło się ich życie prywatne i zawodowe, o tym, jak zmieniają się one same i ich marzenia. Kobiety w ciągu kilku lat mierzą się wyzwaniami zarówno na oddziałach, jak i w życiu prywatnym. A perypetii, problemów, przed którymi stają jest naprawdę sporo. Np. w 2. tomie do załogi szpitala dołączy
panna Van Gilder, nowa zastępczyni przełożonej pielęgniarek, która bardzo szybko otrzyma przydomek Krwawa Ava Wampirzyca. Dlaczego? Co było tego powodem? Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w książkach, do lektury których zachęcam.
Nie ukrywam, seria wciąga i to bardzo. Już w połowie 1. tomu byłam porwana w macki opowieści. Szczerze te młode kobiety polubiłam, wiernie im kibicowałam, trochę złościłam, gdy zachowywały się nie tak, jakbym tego oczekiwała.
Co istotne, autorka doskonale ukazała nie tylko świat pielęgniarek, do których chcą należeć główne bohaterki. Dorries doskonale nakreśliła cały szpitalny świat, całe otoczenie, całą szpitalną machinę. Poznajemy perypetie, smutki i radości salowych, kucharek, lekarzy, pacjentów. Dzięki temu środowisko w jakim autorka umieściła akcje książek, aż skrzy się od energii, perypetii i sprawia, iż wydarzenia bardzo łatwo pochłaniają czytelnika.
Całość czyta się doskonale, z przyjemnością. Saga z Lovely Lane to dobra, ciekawie napisana odskocznia od mrocznych thrillerów czy krwawych kryminałów. Gwarantuję kilka godzin relaksującej, wciągającej lektury.
poniedziałek, 2 marca 2020
Nasza pani z Ravensbrück - Marta Grzywacz
Wydawnictwo WAB, Moja ocena 6/6
Ta książka jest dowodem na to, iż na świecie jest mnóstwo nieprawdopodobnych wprost historii i nic nie jest ani czarne ani białe.
Jest 24 listopada 1947 roku. W gmachu Muzeum Narodowego w Krakowie zbiera się Najwyższym Trybunał Narodowy, który ma sądzić nazistowskich zbrodniarzy. Proces uważnie śledzą byli więźniowie obozów koncentracyjnych, a także polskie i amerykańskie media. Na salę wprowadzani są kolejni oskarżeni. Wśród nich brakuje jednak Johanny Langefeld. Była komendantka obozu dla kobiet w Ravensbrück uciekła.
Podobno ktoś pomógł jej uciec. Ile w tym prawdy? Czy naprawdę Johannę Langefeld uwolniły z Montelupich dawne więźniarki Ravensbrück? Ofiary miałyby uratować kata? Takie rzeczy się przecież nie zdarzają.
Co w tej historii jest prawdą, a co kłamstwem?
Czy prawda, fakty historyczne mają tylko jedną stronę? A może w całej tej historii są nie tylko czarne karty i elementy?
Książka podobnie, jak opisana w niej historia zmuszają do przemyśleń, postawienia całej gamy pytań, zastanowienia się, zagłębienia w temat. Nic nie jest tak oczywistym, jak z pozoru się wydaje.
Losy Langelfeld, te przedwojenne sprawiają, iż mimowolnie jej się współczuje. Jednak czy wcześniejsza trauma może w najmniejszym chociaż stopniu usprawiedliwiać póżniej wyrządzone zło? A może Langefeld nie była takim złem, jak się sądzi?
Książkę czyta się doskonale. Napisana jest przystępnym językiem. A tym, co od pierwszych stron rzuca się w oczy jest przede wszystkim ogrom wykonanej przez autorkę pracy.
Mnóstwo faktów, postaci, dokumentów. Jeszcze więcej pytań. Nie na wszystkie znajdziemy odpowiedzi. O każdym z nich długo będziemy pamiętać.
Co istotne, Marta Grzywacz nie podaje nam odpowiedzi na tacy, nie zmusza do zaakceptowania takiej, a nie innej odpowiedzi. Autorka zmusza za to do myślenia, analizowania, może nawet szukania dalszych informacji.
Nasza pani.. to kawał doskonale zrobionej analizy sporej ilości materiałów. To także doskonale napisana literatura, która porusza na wielu płaszczyznach. I trudno nawet ocenić, czy bardziej poruszają losy Langefeld, te przedwojenne, ale i te z okresu bycia strażniczką obozową. Czy może bardziej poruszają codzienne dni, przedstawiane nam obrazy obozowego życia i heroizm więźniarek, które cały czas walczyły o przetrwanie.
Doskonała, dopracowana, niejednoznaczna, wstrząsająca pozycja. Polecam.
Ta książka jest dowodem na to, iż na świecie jest mnóstwo nieprawdopodobnych wprost historii i nic nie jest ani czarne ani białe.
Jest 24 listopada 1947 roku. W gmachu Muzeum Narodowego w Krakowie zbiera się Najwyższym Trybunał Narodowy, który ma sądzić nazistowskich zbrodniarzy. Proces uważnie śledzą byli więźniowie obozów koncentracyjnych, a także polskie i amerykańskie media. Na salę wprowadzani są kolejni oskarżeni. Wśród nich brakuje jednak Johanny Langefeld. Była komendantka obozu dla kobiet w Ravensbrück uciekła.
Podobno ktoś pomógł jej uciec. Ile w tym prawdy? Czy naprawdę Johannę Langefeld uwolniły z Montelupich dawne więźniarki Ravensbrück? Ofiary miałyby uratować kata? Takie rzeczy się przecież nie zdarzają.
Co w tej historii jest prawdą, a co kłamstwem?
Czy prawda, fakty historyczne mają tylko jedną stronę? A może w całej tej historii są nie tylko czarne karty i elementy?
Książka podobnie, jak opisana w niej historia zmuszają do przemyśleń, postawienia całej gamy pytań, zastanowienia się, zagłębienia w temat. Nic nie jest tak oczywistym, jak z pozoru się wydaje.
Losy Langelfeld, te przedwojenne sprawiają, iż mimowolnie jej się współczuje. Jednak czy wcześniejsza trauma może w najmniejszym chociaż stopniu usprawiedliwiać póżniej wyrządzone zło? A może Langefeld nie była takim złem, jak się sądzi?
Książkę czyta się doskonale. Napisana jest przystępnym językiem. A tym, co od pierwszych stron rzuca się w oczy jest przede wszystkim ogrom wykonanej przez autorkę pracy.
Mnóstwo faktów, postaci, dokumentów. Jeszcze więcej pytań. Nie na wszystkie znajdziemy odpowiedzi. O każdym z nich długo będziemy pamiętać.
Co istotne, Marta Grzywacz nie podaje nam odpowiedzi na tacy, nie zmusza do zaakceptowania takiej, a nie innej odpowiedzi. Autorka zmusza za to do myślenia, analizowania, może nawet szukania dalszych informacji.
Nasza pani.. to kawał doskonale zrobionej analizy sporej ilości materiałów. To także doskonale napisana literatura, która porusza na wielu płaszczyznach. I trudno nawet ocenić, czy bardziej poruszają losy Langefeld, te przedwojenne, ale i te z okresu bycia strażniczką obozową. Czy może bardziej poruszają codzienne dni, przedstawiane nam obrazy obozowego życia i heroizm więźniarek, które cały czas walczyły o przetrwanie.
Doskonała, dopracowana, niejednoznaczna, wstrząsająca pozycja. Polecam.