Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
Uwielbiam książki Fannie Flagg. Na każdą kolejną pozycję czekam niecierpliwie. Tym razem autorka także mnie nie zawiodła.
Stworzyła urokliwą, pełną pozytywnej energii i ciepła opowieść. Idealna lektura na zimę czy Święta Bożego Narodzenia.
Główną bohaterką jest 80-letnia Elner Shimfissle, która pewnego dnia weszła po drabinie na drzewo figowe po kilka owoców. Zignorowała tym samym zakaz siostrzenicy. Starsza pani jest przekonana, iż krewna nigdy się o tym nie dowie. No, ale cóż...los lubi płatać figle.
Elner zanim spadła z drabiny została kilkanaście razy ukąszona przez pszczoły, których gniazdo niechcący potrąciła. Zaczęło się....
Wiadomość o tym wypadku wstrząsnęła niewielkim miasteczkiem Elmwood Springs na Florydzie. Elner wszyscy tam znają, lubili, szanowali. Trudno żeby nie przejęli się jej wypadkiem, jej śmiercią. A tak. kobiety niestety nie udało się uratować.
Zgon seniorki to jedno, ale poza tym Elner, jako jedyna osoba w miasteczku była wręcz skarbnicą wiedzy, zna wszystkie, głęboko skrywane sekrety mieszkańców. Dodatkowo miała unikalną cechę, potrafiła znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Starsza pani była ich ostoją, wsparciem, przyjaciółką. Co jej śmierć oznacza dla Elmwood Springs, dla jego mieszkańców?
Dla Elner to koniec ziemskiej egzystencji, ale nie koniec najciekawszej przygody. Tajemniczą windą kobieta dostaje się do miejsca gdzie spotyka krewnych, przyjaciół, sąsiadów, dawno niewidzianych, zmarłych. Wizyta w zaświatach przyniesie zaskakujące efekty. A to dopiero początek całej historii. Przygotowania do pogrzebu przeplatają się z wizytą Elner w innym świecie. Co z tego wyniknie? Gwarantuję wam, że będziecie zaskoczeni.
Lektura tej niebanalnej, ale tak idealnie w stylu Flagg książki przynosi cudowne spędzenie czasu, błogość na sercu i uśmiech na twarzy. Autorka po raz kolejny stanęła na wysokości zadania. Ciche miasteczko, w jakim odbywa się spora część akcji, jest cudowne, przytulne, otulające niewidzialnym kokonem mile spędzonych tam chwil. Aż chce się wierzyć, że takie miejsca istnieją.
Wątek życia pośmiertnego idealnie uzupełnia egzystencję bohaterów na ziemi.
Rozdziały są krótkie, prężnie napisane, pełne ciekawych zdarzeń, wspaniale oddanej atmosfery, sekwencji wydarzeń dotyczących różnych postaci.
Pisarka nakreśliła mistrzowską społeczność małego miasteczka. Ich problemy to przekrój problemów społeczeństwa nie tylko w USA. Jestem pewna, że w historii kilku postaci odnajdziecie fragmenty waszych losów.
Na końcu książki znajdziemy kilka przepisów na smakowite dania, które pojawiają się na kartach książki. Czyta się doskonale. Polecam.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
▼
sobota, 28 grudnia 2019
wtorek, 24 grudnia 2019
Dźwięk rogu w kształcie muszli - Sarah Lark
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 4/6
2. tom, czyli ciąg dalszy historii młodych kobiet zdanych tylko na siebie, będących pod męskim jarzmem, żyjących w zupełnie obcym świecie.
Akcja ponownie rozgrywa się w ziemi obiecanej, w Nowej Zelandii, w Canterbury Plains w roku1863, czyli 25 lat po poprzednich wydarzeniach. Mamy starych, ale i nowych bohaterów, kolejne pokolenie. Główne bohaterki poprzedniego tomu, Cat i Ida są dumne ze swych wspaniałych córek Carol i Lindy. Rodzinom wiedzie się doskonale, co jest oczywiście powodem do plotek i ludzkiej zawiści.
Wszystko idzie doskonale, z drobnymi przeszkodami, aż do dnia gdy wydarza się coś, co burzy spokojne życie bohaterów.
Czy bohaterowie stracą swój bezpieczny dom i nie będą mogli patrzeć z ufnością w przyszłość? Jak potoczą się ich zagmatwane losy?
Oczywiście nie napiszę wam o co chodzi. Odebrałabym wam tym samym szansę na poznanie ciekawie nakreślonych losów bohaterów tej sagi.
Nie lubię pisać opinii o kolejnym tomie serii. Nie wiadomo co dokładnie napisać żeby nie spojlerować.
Tom 1. oceniłam zdecydowanie wyżej. Recenzja tutaj (klik).
Temu tomowi daję niższa ocenę ponieważ mniej w nim opisów Nowej Zelandii, mniej wstawek dot. kultury Maorysów, co do tej pory w książkach Lark odgrywało ważną rolę.
Książka nadal jest dobrze napisana, bohaterowie świetnie nakreśleni, fabula ciekawa, a lektura dobra. Ale tylko dobra, nie bardzo dobra. Brak wtrąceń o Nowej Zelandii jest zdecydowaną wadą Dźwięku rogu....
Poza tym książka jest przegadana. I to dosłownie. Za dużo w niej dialogów, za dużo dyskusji, za mało opisów. Wycięłabym 1/4 i byłoby wtedy zdecydowanie lepiej.
Mimo tych drobnych wad książkę nadal czyta się dobrze, ze sporą przyjemnością. Polecam tę lekturę, ale zacznijcie od tomu 1., od Czasu ognistych kwiatów. Bez znajomości tej książki lektura nie będzie miała sensu.
Ja czekam na część 3. sagi. Ciekawe jak potoczą się losy bohaterów, jaki będzie poziom książki.
2. tom, czyli ciąg dalszy historii młodych kobiet zdanych tylko na siebie, będących pod męskim jarzmem, żyjących w zupełnie obcym świecie.
Akcja ponownie rozgrywa się w ziemi obiecanej, w Nowej Zelandii, w Canterbury Plains w roku1863, czyli 25 lat po poprzednich wydarzeniach. Mamy starych, ale i nowych bohaterów, kolejne pokolenie. Główne bohaterki poprzedniego tomu, Cat i Ida są dumne ze swych wspaniałych córek Carol i Lindy. Rodzinom wiedzie się doskonale, co jest oczywiście powodem do plotek i ludzkiej zawiści.
Wszystko idzie doskonale, z drobnymi przeszkodami, aż do dnia gdy wydarza się coś, co burzy spokojne życie bohaterów.
Czy bohaterowie stracą swój bezpieczny dom i nie będą mogli patrzeć z ufnością w przyszłość? Jak potoczą się ich zagmatwane losy?
Oczywiście nie napiszę wam o co chodzi. Odebrałabym wam tym samym szansę na poznanie ciekawie nakreślonych losów bohaterów tej sagi.
Nie lubię pisać opinii o kolejnym tomie serii. Nie wiadomo co dokładnie napisać żeby nie spojlerować.
Tom 1. oceniłam zdecydowanie wyżej. Recenzja tutaj (klik).
Temu tomowi daję niższa ocenę ponieważ mniej w nim opisów Nowej Zelandii, mniej wstawek dot. kultury Maorysów, co do tej pory w książkach Lark odgrywało ważną rolę.
Książka nadal jest dobrze napisana, bohaterowie świetnie nakreśleni, fabula ciekawa, a lektura dobra. Ale tylko dobra, nie bardzo dobra. Brak wtrąceń o Nowej Zelandii jest zdecydowaną wadą Dźwięku rogu....
Poza tym książka jest przegadana. I to dosłownie. Za dużo w niej dialogów, za dużo dyskusji, za mało opisów. Wycięłabym 1/4 i byłoby wtedy zdecydowanie lepiej.
Mimo tych drobnych wad książkę nadal czyta się dobrze, ze sporą przyjemnością. Polecam tę lekturę, ale zacznijcie od tomu 1., od Czasu ognistych kwiatów. Bez znajomości tej książki lektura nie będzie miała sensu.
Ja czekam na część 3. sagi. Ciekawe jak potoczą się losy bohaterów, jaki będzie poziom książki.
piątek, 20 grudnia 2019
SMOG. Diesle, kopciuchy, kominy, czyli dlaczego w Polsce nie da się oddychać? - Jakub Chełmiński
Wydawnictwo Poznańskie, Moja ocena 5/6
Dobra, niezwykle potrzebna książka. Autor, Jakub Chełmiński odwiedza wielkie aglomeracje, miasta oraz wsie, by zobaczyć jak w praktyce wygląda problem smogu w Polsce i jakie są przyczyny zanieczyszczenia powietrza.
Opisuje zaangażowanie mieszkańców i rozmawia z działaczami, którzy niejednokrotnie walczą nie tylko ze smogiem, lecz także z urzędowymi procedurami i ludzkimi uprzedzeniami.
Autor wiele tłumaczy, obala wiele mitów, otwiera oczy na kwestię i poważny problem, jakim w naszym kraju jest zanieczyszczenie powietrza. Niestety, mimo codziennych nieomal alarmów smogowych, pokazywanych w tv poziomach zanieczyszczenia w regionach, miastach, artykułów w prasie, informacji we wszelakich mediach, poziom wiedzy, a w zasadzie ignorancji w zakresie smogu jest w Polsce wręcz przerażający. Wynika to nie z brak informacji, małych środków na wymianę pieców, ale po prostu z lekceważenia problemu. Przeraża, iż Skała, miejscowość niedaleko Krakowa, jest najbardziej zanieczyszczonym miejscem nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Po prostu niewiarygodne.
Ale to tylko czubek góry problemów, stosu przyczyn i skutków. Problem jest dużo bardziej złożony, co autor niezwykle zręcznie udowadnia w swojej książce.
Warto tę książkę przeczytać. Nastała zima, rozpoczął się sezon grzewczy, powrócił problem smogu. Lektura idealna na ten okres.
Należy jednak pamiętać, iż smog, zatrute powietrze to nie tylko kwestia, problem sezony grzewczego. Smog to także stare auta, kominy zakładów produkcyjnych bez odpowiednich filtrów i wiele innych kwestii.
SMOG. Diesle, kopciuchy, kominy, czyli dlaczego w Polsce nie da się oddychać? to niezwykle ciekawa, bardzo dobrze napisana i potrzebna książka. Doskonała zarówno dla laika w tym temacie, jak i osoby mającej jakie takie pojęcie odnośnie kwestii smogu. Czyta się doskonale, w wielu miejscach ze złością, bezsilnością, ale i niedowierzaniem. Polecam.
Dobra, niezwykle potrzebna książka. Autor, Jakub Chełmiński odwiedza wielkie aglomeracje, miasta oraz wsie, by zobaczyć jak w praktyce wygląda problem smogu w Polsce i jakie są przyczyny zanieczyszczenia powietrza.
Opisuje zaangażowanie mieszkańców i rozmawia z działaczami, którzy niejednokrotnie walczą nie tylko ze smogiem, lecz także z urzędowymi procedurami i ludzkimi uprzedzeniami.
Autor wiele tłumaczy, obala wiele mitów, otwiera oczy na kwestię i poważny problem, jakim w naszym kraju jest zanieczyszczenie powietrza. Niestety, mimo codziennych nieomal alarmów smogowych, pokazywanych w tv poziomach zanieczyszczenia w regionach, miastach, artykułów w prasie, informacji we wszelakich mediach, poziom wiedzy, a w zasadzie ignorancji w zakresie smogu jest w Polsce wręcz przerażający. Wynika to nie z brak informacji, małych środków na wymianę pieców, ale po prostu z lekceważenia problemu. Przeraża, iż Skała, miejscowość niedaleko Krakowa, jest najbardziej zanieczyszczonym miejscem nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Po prostu niewiarygodne.
Ale to tylko czubek góry problemów, stosu przyczyn i skutków. Problem jest dużo bardziej złożony, co autor niezwykle zręcznie udowadnia w swojej książce.
Warto tę książkę przeczytać. Nastała zima, rozpoczął się sezon grzewczy, powrócił problem smogu. Lektura idealna na ten okres.
Należy jednak pamiętać, iż smog, zatrute powietrze to nie tylko kwestia, problem sezony grzewczego. Smog to także stare auta, kominy zakładów produkcyjnych bez odpowiednich filtrów i wiele innych kwestii.
SMOG. Diesle, kopciuchy, kominy, czyli dlaczego w Polsce nie da się oddychać? to niezwykle ciekawa, bardzo dobrze napisana i potrzebna książka. Doskonała zarówno dla laika w tym temacie, jak i osoby mającej jakie takie pojęcie odnośnie kwestii smogu. Czyta się doskonale, w wielu miejscach ze złością, bezsilnością, ale i niedowierzaniem. Polecam.
środa, 18 grudnia 2019
Jej wysokość gęś. Opowieści o ptakach - Jacek Karczewski
Wydawnictwo Poznańskie, Moja ocena 5,5/6
Z ptakami łączy nas ponad 50 genów
odpowiedzialnych za mowę, muzykowanie i śpiewanie. Nasze włosy i paznokcie
zbudowane są z tego samego białka, co ich pióra. Łączy nas też zamiłowanie do
patrzenia w niebo, gadania na każdy temat oraz skłonność do wiązania się w
pary. Jeszcze na początku XX wieku zabijaliśmy je regularnie i odmawialiśmy im
rozumu. Dopiero od niedawna rozumiemy, że należy chronić ptaki oraz krajobraz.
Tylko czy to wystarczy?
Warto o tych cudownych istotach wiedzieć jak najwięcej, poznać je, podziwiać, szanować.
Książka ta wypełnia sporą pustkę, lukę, jaka istnieje na naszym rynku wydawniczym w zakresie ciekawie napisanych pozycji ornitologicznych.
Autor książki, Jacek Karczewski ze stowarzyszenia Ptaki
Polskie, które znane jest z takich kampanii społecznych jak „Bądź na pTAK!”,
podgląda ptaki m.in. na rozlewiskach Biebrzy i przy ujściu Warty czy na
angielskich Farne Islands.
Dzięki jego pasji i ogromie pracy, jaką włożył w poznanie naszych pierzastych braci powstała ciekawa, porywająca i zadziwiająca ilością ciekawostek, informacji, nowej wiedzy książka.
Książka Karczewskiego łączy w sobie rzetelną wiedzę z przystępnym językiem, sporą porcją anegdot i fascynujących ciekawostek. Czyta się z ogromnym zaciekawieniem i wielką przyjemnością. Całość opowiedziana pięknym językiem. Z każdego slowa wyziera zafascynowanie autora ptakami, ogromna pasja.
Książka Karczewskiego łączy w sobie rzetelną wiedzę z przystępnym językiem, sporą porcją anegdot i fascynujących ciekawostek. Czyta się z ogromnym zaciekawieniem i wielką przyjemnością. Całość opowiedziana pięknym językiem. Z każdego slowa wyziera zafascynowanie autora ptakami, ogromna pasja.
Książkę najlepiej opisują słowa autora: (...) To jest książka o ptakach, po prostu, a czasami o ludziach, którzy tak
jak ja mają na ich punkcie odlot i dla których ptaki i cała przyroda są
ważne. (...)
Dodatkowym atutem jest piękne wydanie książki, imponująca, cudowna szata graficzna, piękne zdjęcia.
Szczerze polecam tę książkę każdemu, nie tylko tym, którzy maja odlot na punkcie ptaków :). W Jej wysokości gęsi... każdy znajdzie coś dla siebie, czy to pojedyncze rozdziały czy ogrom ciekawostek dotyczących ptaków i ochrony przyrody.
Zachęcam was do lektury. Jestem pewna, iż odlecicie przy tej książce, zachwycicie się nią, jak to miało miejsce w moim przypadku.
wtorek, 17 grudnia 2019
Bądżmy dobrej myśli - Carolina Setterwall
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Bardzo dobra książka autobiograficzna. Gorąco zachęcam do jej lektury. Jednak na jedno chciałabym uczulić. To trudna, wypełniona bólem i cierpieniem lektura. To także pozycja przy której trzeba przemyśleć pewne kwestie.
To trudna lektura i jeżeli szukacie czego dla zabicia kilku godzin, nie ta książka.
Jeżeli szukacie czegoś doskonale napisanego, wartościowego będziecie lekturą usatysfakcjonowani.
Książka opowiada o niezwykle trudnym, bolesnym wydarzeniu, jakie stało się udziałem autorki. Chodzi o żałobę. Jej partner zmarł gdy ich syn był niemowlakiem. Nie było żadnej choroby, która choć w niewielkim stopniu przygotowałaby kobietę na śmierć partnera. Pewnego poranka mężczyzna po prostu się nie obudził. Wydarzenie traumatyczne. Cierpienie, ból, rozpacz, żałoba, koszmarne dni, zawalenie się całego życia Caroliny.
Oprócz opisy traumy, tego, jak autorka sobie z nią radziła, czytamy o związku pary, o dniach radosnych, ale i niebywale trudnych, o narodzinach dziecka, o wszystkim, co ich dotyczyło.
I choć ich związek był trudny, czasami nawet toksyczny, rzadko przypominał sielankę, to jednak śmierć Aleksa była dla Caroliny niebywałą traumą.
Jak sobie z tym poradziła? Jakie etapy przeszła? Co z tego wynikło? Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w tej niezwykłej książce.
Cała opowieść jest bardzo emocjonalna, porządnie gra na uczuciach czytelnika. Jest także niezwykle osobista i stanowi rodzaj terapii dla jej autorki.
Opowieści o sporym fragmencie życia Caroliny, o jego niedoskonałościach, przewadze dni złych nad dobrymi, mrokach związku z rzadka przebijającymi się okruchami pozytywnych momentów, o trudach macierzyństwa, o traumie życia po...sprawia, iż wiele osób odnajdzie w tej opowieści siebie, swoje bolączki, znajdzie odpowiedź na nurtujące pytania, ulgę i zrozumie, iż złe dni, traumatyczne wydarzenia są udziałem wszystkich ludzi, a stratę bliskiej osoby trzeba po prostu przejść, przepracować.
Książka jest trudna, ale prawdziwa, życiowa, autentyczna. Polecam.
Bardzo dobra książka autobiograficzna. Gorąco zachęcam do jej lektury. Jednak na jedno chciałabym uczulić. To trudna, wypełniona bólem i cierpieniem lektura. To także pozycja przy której trzeba przemyśleć pewne kwestie.
To trudna lektura i jeżeli szukacie czego dla zabicia kilku godzin, nie ta książka.
Jeżeli szukacie czegoś doskonale napisanego, wartościowego będziecie lekturą usatysfakcjonowani.
Książka opowiada o niezwykle trudnym, bolesnym wydarzeniu, jakie stało się udziałem autorki. Chodzi o żałobę. Jej partner zmarł gdy ich syn był niemowlakiem. Nie było żadnej choroby, która choć w niewielkim stopniu przygotowałaby kobietę na śmierć partnera. Pewnego poranka mężczyzna po prostu się nie obudził. Wydarzenie traumatyczne. Cierpienie, ból, rozpacz, żałoba, koszmarne dni, zawalenie się całego życia Caroliny.
Oprócz opisy traumy, tego, jak autorka sobie z nią radziła, czytamy o związku pary, o dniach radosnych, ale i niebywale trudnych, o narodzinach dziecka, o wszystkim, co ich dotyczyło.
I choć ich związek był trudny, czasami nawet toksyczny, rzadko przypominał sielankę, to jednak śmierć Aleksa była dla Caroliny niebywałą traumą.
Jak sobie z tym poradziła? Jakie etapy przeszła? Co z tego wynikło? Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w tej niezwykłej książce.
Cała opowieść jest bardzo emocjonalna, porządnie gra na uczuciach czytelnika. Jest także niezwykle osobista i stanowi rodzaj terapii dla jej autorki.
Opowieści o sporym fragmencie życia Caroliny, o jego niedoskonałościach, przewadze dni złych nad dobrymi, mrokach związku z rzadka przebijającymi się okruchami pozytywnych momentów, o trudach macierzyństwa, o traumie życia po...sprawia, iż wiele osób odnajdzie w tej opowieści siebie, swoje bolączki, znajdzie odpowiedź na nurtujące pytania, ulgę i zrozumie, iż złe dni, traumatyczne wydarzenia są udziałem wszystkich ludzi, a stratę bliskiej osoby trzeba po prostu przejść, przepracować.
Książka jest trudna, ale prawdziwa, życiowa, autentyczna. Polecam.
piątek, 13 grudnia 2019
Tylko smutek jest piękny - Krzysztof Karpiński
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5/6
Główny bohater książki to Mieczysław Kosz, ze wszech miar wyjątkowy, wręcz genialny niewidomy pianista i kompozytor jazzowy. Na scenie był spełniony. Jaki był prywatnie?
Ur.w 1944 r., zmarł w 1973 r. Zginął tragicznie, wypadając z okna mieszkania. Istnieje hipoteza, że było to samobójstwo. Jak było naprawdę? Czy autorowi uda się rozwikłać tę tajemnicę?
Ta książka to pierwsza pełna biografia Mieczysława Kosza. Zachęcam do jej lektury.
Autor bazuje na rozmowach przeprowadzonych z najbliższymi i przyjaciółmi artysty oraz wszystkich materiałach, jakie udało mu się zdobyć. Kosz to artysta nieomal zapomniany, znany co najwyżej wielbicielom jazzu. Wielka szkoda. Muzyka przez niego tworzona, grana jest wyjątkowa.
Wzrusza, porusza nie tylko jego twórczość, ale także książka o nim.
Przez całe życie był ciężko doświadczony. Wzrok stracił na skutek choroby w wieku 12 lat. Trudne relacje z ojcem, momentami bardzo trudne, powojenna bieda, wyobcowanie, samotność, ucieczka w inny, stworzony przez siebie świat. Póżniej szkoła muzyczna, ogrom pracy, jaką Mietek włożył w grę, natrafienie na odpowiednią nauczycielkę, rozwój talentu, pierwsze koncerty, oszałamiające sukcesy. Ale to tylko na scenie. Jak było w życiu prywatnym? Tego dowiecie się z tej doskonale napisanej, poruszającej książki.
Książkę czyta się doskonale, szczególnie gdy w tle rozbrzmiewa muzyka tego niezwykłego jazzmana, a całość lektury ubarwiają liczne cytaty z recenzji muzyki Kosza. Te wstawki sprawią, iż poszerzy się grono wielbicieli zmarłego artysty.
Przyznam się, iż przed sięgnięciem po tę książkę nic o Mietku Koszu nie wiedziałam. Jego nazwisko nawet nie obiło mi się wcześniej o uszy. Po skończeniu lektury nie mogę odżałować, iż tak niezwykła postać jest w zasadzie w Polsce zapomniana. Wielka szkoda.
Pierwszym, co rzuca się w oczy w trakcie lektury jest fakt, iż autor w opracowanie biografii włożył naprawdę mnóstwo pracy. Nie było łatwo dotrzeć do znajomych, przyjaciół, czy urywków zapisków, notatek w prasie. Karpiński musiał swojego bohatera bardzo lubić, być nim wręcz zafascynowany.
Równocześnie z każdej strony przebija niezwykłość Kosza, człowieka próbującego radzić sobie z tym, co na niego zesłał los, usiłującego oswoić niepełnosprawność poprzez swoją muzykę i drwienie z samego siebie. Szkoda, iż nie udało się wyjaśnić do końca tajemnicy jego śmierci.
Zachęcam do lektury nie tylko wielbicieli jazzu, ale wszystkich chcących poznać niezwykłego człowieka, przeczytać dobrze napisaną, poruszająca biografię.
Główny bohater książki to Mieczysław Kosz, ze wszech miar wyjątkowy, wręcz genialny niewidomy pianista i kompozytor jazzowy. Na scenie był spełniony. Jaki był prywatnie?
Ur.w 1944 r., zmarł w 1973 r. Zginął tragicznie, wypadając z okna mieszkania. Istnieje hipoteza, że było to samobójstwo. Jak było naprawdę? Czy autorowi uda się rozwikłać tę tajemnicę?
Ta książka to pierwsza pełna biografia Mieczysława Kosza. Zachęcam do jej lektury.
Autor bazuje na rozmowach przeprowadzonych z najbliższymi i przyjaciółmi artysty oraz wszystkich materiałach, jakie udało mu się zdobyć. Kosz to artysta nieomal zapomniany, znany co najwyżej wielbicielom jazzu. Wielka szkoda. Muzyka przez niego tworzona, grana jest wyjątkowa.
Wzrusza, porusza nie tylko jego twórczość, ale także książka o nim.
Przez całe życie był ciężko doświadczony. Wzrok stracił na skutek choroby w wieku 12 lat. Trudne relacje z ojcem, momentami bardzo trudne, powojenna bieda, wyobcowanie, samotność, ucieczka w inny, stworzony przez siebie świat. Póżniej szkoła muzyczna, ogrom pracy, jaką Mietek włożył w grę, natrafienie na odpowiednią nauczycielkę, rozwój talentu, pierwsze koncerty, oszałamiające sukcesy. Ale to tylko na scenie. Jak było w życiu prywatnym? Tego dowiecie się z tej doskonale napisanej, poruszającej książki.
Książkę czyta się doskonale, szczególnie gdy w tle rozbrzmiewa muzyka tego niezwykłego jazzmana, a całość lektury ubarwiają liczne cytaty z recenzji muzyki Kosza. Te wstawki sprawią, iż poszerzy się grono wielbicieli zmarłego artysty.
Przyznam się, iż przed sięgnięciem po tę książkę nic o Mietku Koszu nie wiedziałam. Jego nazwisko nawet nie obiło mi się wcześniej o uszy. Po skończeniu lektury nie mogę odżałować, iż tak niezwykła postać jest w zasadzie w Polsce zapomniana. Wielka szkoda.
Pierwszym, co rzuca się w oczy w trakcie lektury jest fakt, iż autor w opracowanie biografii włożył naprawdę mnóstwo pracy. Nie było łatwo dotrzeć do znajomych, przyjaciół, czy urywków zapisków, notatek w prasie. Karpiński musiał swojego bohatera bardzo lubić, być nim wręcz zafascynowany.
Równocześnie z każdej strony przebija niezwykłość Kosza, człowieka próbującego radzić sobie z tym, co na niego zesłał los, usiłującego oswoić niepełnosprawność poprzez swoją muzykę i drwienie z samego siebie. Szkoda, iż nie udało się wyjaśnić do końca tajemnicy jego śmierci.
Zachęcam do lektury nie tylko wielbicieli jazzu, ale wszystkich chcących poznać niezwykłego człowieka, przeczytać dobrze napisaną, poruszająca biografię.
wtorek, 10 grudnia 2019
Akan - Paweł Goźliński
Wydawnictwo Agora, Moja ocena 5,5/6
Paweł Goźliński stworzył doskonałą, niezwykle wciągającą opowieść o starszym, ale mniej znanym bracie Józefa Piłsudskiego.
Historia Bronisława Piłsudskiego wciąga już od pierwszych stron.
Był starszy od Józefa o trzynaście miesięcy.
Śledzimy losy bohatera od narodzin poprze dorastanie, rywalizację z bratem, studia, nieudany zamach na życie cara, wymierzenie kary śmierci i jej zamianę na 15 lat zesłania.
Na Sachalinie, który dla każdego człowieka był piekłem, Bronisław spędził dużo więcej czasu niż okres wygnania. Poznając lud Ajnów wykonał ogrom pracy. Póżniej przebywał w Japonii. Ukazanie wykonanej przez bohatera pracy, efektu zesłania i odseparowania. to dla Goźlińskiego pretekst do zaprezentowania zdecydowanie czegoś więcej, czegoś naprawdę ważnego, ponadczasowego.
Pierwsza kwestia to mieszkanie u Ajnów, kultura, życie tego plemienia. Bronisław wykonał kawał porządnej roboty żeby światu ich przybliżyć.
Pobyt w Japonii, długotrwały, brzemienny w skutki. Do dzisiaj żyją w tym kraju potomkowie Bronisława.
Poza tym kwestia samego Bronisława, jego uczuć, przeżyć, wyobcowania, tego jak się zmieniał. Wszak zesłano go w XIX wieku, a do Europy poprzez USA powrócił w innym świecie, w XX wieku, w innych czasach. Powrót do Europy nie był łatwy. Wiązało się to z tęsknotą, koniecznością opuszczenia ludzi, których poznał jak nikt inny i prawdziwie pokochał. Rozdarta dusza, rozterki, wyobcowanie tam i tu towarzyszyły Bronisławowi nieomal przez całe życie.
Autor bazując na autentycznych wydarzeniach stworzył poruszający portret niezwykłego człowieka, który nieomal ociera się psychologiczną wiwisekcję. Ukazał zmiany, jakie w nim zachodziły, marzenia, tęsknotę, udrękę bycia wyobcowanym, asymilację i jej brak. Poruszający obraz.
Akan to także wizerunek rodziny, przemian w niej zachodzących, radości i smutków. W całość niezwykle zręcznie wplecione są elementy polskiej i światowej historii.
Całość została po mistrzowsku połączona. Dzięki temu powstała niezwykła, poruszająca, zmuszająca do myślenia powieść.
Akan ma jeszcze jeden atut, przybliża postać prawie u nas nieznaną. Praktycznie wszyscy kojarzą (mniej lub bardziej) Józefa Piłsudskiego. Mało kto słyszał o jego bracie.
Bronisław Piłsudski jest dzisiaj postacią trochę zapomnianą, mało znaną. A szkoda. Warto przeczytać tę książkę, warto go poznać. Niezwykły człowiek. Poruszający portret wybitnej, wyjątkowej jednostki.
Paweł Goźliński stworzył doskonałą, niezwykle wciągającą opowieść o starszym, ale mniej znanym bracie Józefa Piłsudskiego.
Historia Bronisława Piłsudskiego wciąga już od pierwszych stron.
Był starszy od Józefa o trzynaście miesięcy.
Śledzimy losy bohatera od narodzin poprze dorastanie, rywalizację z bratem, studia, nieudany zamach na życie cara, wymierzenie kary śmierci i jej zamianę na 15 lat zesłania.
Na Sachalinie, który dla każdego człowieka był piekłem, Bronisław spędził dużo więcej czasu niż okres wygnania. Poznając lud Ajnów wykonał ogrom pracy. Póżniej przebywał w Japonii. Ukazanie wykonanej przez bohatera pracy, efektu zesłania i odseparowania. to dla Goźlińskiego pretekst do zaprezentowania zdecydowanie czegoś więcej, czegoś naprawdę ważnego, ponadczasowego.
Pierwsza kwestia to mieszkanie u Ajnów, kultura, życie tego plemienia. Bronisław wykonał kawał porządnej roboty żeby światu ich przybliżyć.
Pobyt w Japonii, długotrwały, brzemienny w skutki. Do dzisiaj żyją w tym kraju potomkowie Bronisława.
Poza tym kwestia samego Bronisława, jego uczuć, przeżyć, wyobcowania, tego jak się zmieniał. Wszak zesłano go w XIX wieku, a do Europy poprzez USA powrócił w innym świecie, w XX wieku, w innych czasach. Powrót do Europy nie był łatwy. Wiązało się to z tęsknotą, koniecznością opuszczenia ludzi, których poznał jak nikt inny i prawdziwie pokochał. Rozdarta dusza, rozterki, wyobcowanie tam i tu towarzyszyły Bronisławowi nieomal przez całe życie.
Autor bazując na autentycznych wydarzeniach stworzył poruszający portret niezwykłego człowieka, który nieomal ociera się psychologiczną wiwisekcję. Ukazał zmiany, jakie w nim zachodziły, marzenia, tęsknotę, udrękę bycia wyobcowanym, asymilację i jej brak. Poruszający obraz.
Akan to także wizerunek rodziny, przemian w niej zachodzących, radości i smutków. W całość niezwykle zręcznie wplecione są elementy polskiej i światowej historii.
Całość została po mistrzowsku połączona. Dzięki temu powstała niezwykła, poruszająca, zmuszająca do myślenia powieść.
Akan ma jeszcze jeden atut, przybliża postać prawie u nas nieznaną. Praktycznie wszyscy kojarzą (mniej lub bardziej) Józefa Piłsudskiego. Mało kto słyszał o jego bracie.
Bronisław Piłsudski jest dzisiaj postacią trochę zapomnianą, mało znaną. A szkoda. Warto przeczytać tę książkę, warto go poznać. Niezwykły człowiek. Poruszający portret wybitnej, wyjątkowej jednostki.
czwartek, 5 grudnia 2019
Ostatnia wdowa - Karin Slaughter
Wydawnictwo Harper Collins, Moja ocena 3-/6
Gdy widzę książkę, której autorką jest Karin Slaughter wiem, jestem przekonana, iż będzie ostro, mocno i krwawo. Tak myślałam dopóki nie sięgnęłam po Ostatnią wdowę. Niestety, ale ta książka mnie rozczarowała. Może autorka się trochę wyeksploatowała, może powodem jest fakt, iż to już 9. tom serii o Willu Trencie i Sarze Linton..
Serię znam od 1. tomu, lubię ją i tylko dlatego doczytałam tę książkę do końca. Ale wierzcie mi, nie było warto,.
Ostatnia wdowa w porównaniu do innych książek Slaughter jest słaba, mało ostra, mało krwawa, a fabuła ciągnie się niczym przysłowiowe flaki z olejem.Gdyby nie napis na okładce nie uwierzyłabym, iż autorką jest Slaughter. W pewnym momencie miałam odczucie, jakby autorka zapłaciła jakiemuś mało wyrobionemu pisarczykowi za stworzenie tej książki.
Książka jest przede wszystkim przegadana. Do usunięcia wg. mnie nadaje się ok. 100-120 stron. Gdyby dokonć takiego odchudzenia byłoby dużo lepiej, nie idealnie, ale zdecydowanie lepiej.
Całość sprawia wrażenie jakby autorka zbudowała dobry szkielet, dobry zarys historii, umieściła w tym bardzo dobrze skonstruowanych, pełnokrwistych bohaterów, a pozostałe miejsca wypełniła czym popadło. Niestety. Przez sporą część lektury po prostu się nudziłam. Nieliczne ciekawe, porywające momenty nie zmieniły tego wrażenia.
I do tego wielowątkowość. Sama w sobie nie jest czymś złym. To taki znak rozpoznawczy Slaughter, Z tym, że we wcześniejszych książkach autorka potrafiła z tego sensownie wybrnąć, dokończyć wątki. W Ostatniej wdowie jest wręcz odwrotnie.
Nawet nie wiem, co więcej mogłabym napisać. Bo co można napisać o książce, która sprawiła, iż jesteście źli, że nie rzuciliście jej w kąt, która kilkakrotnie mówiła do was...nie czytaj mnie dalej? Po prostu czytelnicza katastrofa poprzetykana kilkoma doskonałymi momentami zrywu akcji.
Niby o gustach się nie dyskutuje, ale jestem niesamowicie zdziwiona gdy czytam pochwalne peany dotyczące Ostatniej wdowy. Chyba czytaliśmy zupełnie inne książki.
Decyzja czytać czy nie należy do was. Ale ja odradzam. Jest tyle innych, ciekawszych, lepszych lektur.
Gdy widzę książkę, której autorką jest Karin Slaughter wiem, jestem przekonana, iż będzie ostro, mocno i krwawo. Tak myślałam dopóki nie sięgnęłam po Ostatnią wdowę. Niestety, ale ta książka mnie rozczarowała. Może autorka się trochę wyeksploatowała, może powodem jest fakt, iż to już 9. tom serii o Willu Trencie i Sarze Linton..
Serię znam od 1. tomu, lubię ją i tylko dlatego doczytałam tę książkę do końca. Ale wierzcie mi, nie było warto,.
Ostatnia wdowa w porównaniu do innych książek Slaughter jest słaba, mało ostra, mało krwawa, a fabuła ciągnie się niczym przysłowiowe flaki z olejem.Gdyby nie napis na okładce nie uwierzyłabym, iż autorką jest Slaughter. W pewnym momencie miałam odczucie, jakby autorka zapłaciła jakiemuś mało wyrobionemu pisarczykowi za stworzenie tej książki.
Książka jest przede wszystkim przegadana. Do usunięcia wg. mnie nadaje się ok. 100-120 stron. Gdyby dokonć takiego odchudzenia byłoby dużo lepiej, nie idealnie, ale zdecydowanie lepiej.
Całość sprawia wrażenie jakby autorka zbudowała dobry szkielet, dobry zarys historii, umieściła w tym bardzo dobrze skonstruowanych, pełnokrwistych bohaterów, a pozostałe miejsca wypełniła czym popadło. Niestety. Przez sporą część lektury po prostu się nudziłam. Nieliczne ciekawe, porywające momenty nie zmieniły tego wrażenia.
I do tego wielowątkowość. Sama w sobie nie jest czymś złym. To taki znak rozpoznawczy Slaughter, Z tym, że we wcześniejszych książkach autorka potrafiła z tego sensownie wybrnąć, dokończyć wątki. W Ostatniej wdowie jest wręcz odwrotnie.
Nawet nie wiem, co więcej mogłabym napisać. Bo co można napisać o książce, która sprawiła, iż jesteście źli, że nie rzuciliście jej w kąt, która kilkakrotnie mówiła do was...nie czytaj mnie dalej? Po prostu czytelnicza katastrofa poprzetykana kilkoma doskonałymi momentami zrywu akcji.
Niby o gustach się nie dyskutuje, ale jestem niesamowicie zdziwiona gdy czytam pochwalne peany dotyczące Ostatniej wdowy. Chyba czytaliśmy zupełnie inne książki.
Decyzja czytać czy nie należy do was. Ale ja odradzam. Jest tyle innych, ciekawszych, lepszych lektur.
środa, 4 grudnia 2019
Dziecko znikąd - Christian White
Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 3-/6
Książka jest przede wszystkim emocjonalna, bazuje na najróżniejszej gamie uczuć. Negatywna przeszłość bohaterki miesza się z pozytywną terażniejszością, radość ze smutkiem. I niby wszystko byłoby ok, ale ja oczekiwałam czegoś innego, czegoś więcej....dostałam....
Zapowiadał się niezły thriller, wyszło coś zupełnie innego.
Początek książki, pierwsze 3-4 rozdziały bardzo dobre, doskonale zapowiadające (teoretycznie, bo wyszło inaczej) ciekawą, nietuzinkową pozycję. Jednak im dalej w las tym gorzej. Autor po prostu przedobrzył.
Na pierwszy plan wysuwa się temat zniknięcia dziecka. Temat nośny, poruszający, jak napisałam na początku bardzo emocjonalny. Zręcznie na nim bazując można utkać niezłą, wciągającą opowieść. Niestety, ale wykonanie nie wyszło. Przede wszystkim jest za dużo. Czego? Ano wszystkiego. W książce mamy wszystko, co tylko sobie wymarzycie....kościół, psychopatę, sektę, dziwne zjawiska, węże...no co tylko sobie wymyślicie, to w Dziecku znikąd znajdziecie.
Ja nawet rozumiem zamysł autora, zaciekawić, pokazać coś nowego. Tylko, że tu nie wyszło. Zbyt dużo elementów, za dużo, jak na jedną książkę.
Thriller (a wydawca zapowiada, iż ta książka nim jest) powinien się charakteryzować przede wszystkim elementami grozy, mroku, tajemnicą, dreszczykiem. W Dziecku znikąd tego brak. Niby autor próbuje wprowadzić nastrój niedopowiedzeń, strachu, ale jest to tak nieudolnie zrobione, iż bardziej śmieszy niż budzi przestrach.
Przewidywalność. To kolejna wada książki. Fabuła, choć ciekawa, nie jest zbytnio skomplikowana. Dzięki temu bez problemu przewidzimy większość wydarzeń. Sami przyznacie, iż w przypadku thrillera (a ta lektura za takową uchodzi) to wręcz dramat dla każdego czytelnika.
Poza tym bohaterowie. Teoretycznie powinny to być postaci pełnokrwiste, reagujące, a są nudne, płaskie, jednowymiarowe.
Sama historia, szkielet opowieści, ciekawy, nawet bardzo. Ale to wykonanie.
Plus za zakończenie. Jak na tę pozycję naprawdę nieźle napisane. Czyli bardzo dobry początek, niezłe zakończenie, tragiczny środek. I ogólnie spore rozczarowanie.
No cóż, sami musicie zdecydować, czy dać szansę tej książce.
Książka jest przede wszystkim emocjonalna, bazuje na najróżniejszej gamie uczuć. Negatywna przeszłość bohaterki miesza się z pozytywną terażniejszością, radość ze smutkiem. I niby wszystko byłoby ok, ale ja oczekiwałam czegoś innego, czegoś więcej....dostałam....
Zapowiadał się niezły thriller, wyszło coś zupełnie innego.
Początek książki, pierwsze 3-4 rozdziały bardzo dobre, doskonale zapowiadające (teoretycznie, bo wyszło inaczej) ciekawą, nietuzinkową pozycję. Jednak im dalej w las tym gorzej. Autor po prostu przedobrzył.
Na pierwszy plan wysuwa się temat zniknięcia dziecka. Temat nośny, poruszający, jak napisałam na początku bardzo emocjonalny. Zręcznie na nim bazując można utkać niezłą, wciągającą opowieść. Niestety, ale wykonanie nie wyszło. Przede wszystkim jest za dużo. Czego? Ano wszystkiego. W książce mamy wszystko, co tylko sobie wymarzycie....kościół, psychopatę, sektę, dziwne zjawiska, węże...no co tylko sobie wymyślicie, to w Dziecku znikąd znajdziecie.
Ja nawet rozumiem zamysł autora, zaciekawić, pokazać coś nowego. Tylko, że tu nie wyszło. Zbyt dużo elementów, za dużo, jak na jedną książkę.
Thriller (a wydawca zapowiada, iż ta książka nim jest) powinien się charakteryzować przede wszystkim elementami grozy, mroku, tajemnicą, dreszczykiem. W Dziecku znikąd tego brak. Niby autor próbuje wprowadzić nastrój niedopowiedzeń, strachu, ale jest to tak nieudolnie zrobione, iż bardziej śmieszy niż budzi przestrach.
Przewidywalność. To kolejna wada książki. Fabuła, choć ciekawa, nie jest zbytnio skomplikowana. Dzięki temu bez problemu przewidzimy większość wydarzeń. Sami przyznacie, iż w przypadku thrillera (a ta lektura za takową uchodzi) to wręcz dramat dla każdego czytelnika.
Poza tym bohaterowie. Teoretycznie powinny to być postaci pełnokrwiste, reagujące, a są nudne, płaskie, jednowymiarowe.
Sama historia, szkielet opowieści, ciekawy, nawet bardzo. Ale to wykonanie.
Plus za zakończenie. Jak na tę pozycję naprawdę nieźle napisane. Czyli bardzo dobry początek, niezłe zakończenie, tragiczny środek. I ogólnie spore rozczarowanie.
No cóż, sami musicie zdecydować, czy dać szansę tej książce.
wtorek, 3 grudnia 2019
Eksmitowani.Nędza i zyski w jednym z amerykańskich miast - Matthew Desmond
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5/6
Dobry, porządnie napisany reportaż o mieszkaniowej nędzy w USA, ludzkiej egzystencji, tym, co może stać się udziałem wielu z nas, wystarczy tylko moment.
Eksmitowani to doskonały, bardzo wnikliwy portret ośmiu rodzin, które sięgnęły dna i to w pełnym tego słowa znaczeniu. Niesamowicie poruszająca opowieść, która uświadomiła mi, jak niewiele trzeba, żeby znaleźć się na ich miejscu.
Żeby lepiej poznać życie ludzi na dnie, tytułowych eksmitowanych, autor reportażu przez ponad rok mieszkał w Milwaukee na osiedlu przyczep kempingowych, a później w schronisku w centrum miasta. Dzięki temu jego opisy są tak prawdziwe i poruszające.
Własne doświadczenia, opowieści poznanych ludzi oraz szokujące dane badaczy stworzyły wyjątkową pozycję, którą czyta się w wielu miejscach z niedowierzaniem.
Dotąd rozmowy, artykuły, reportaże o biedzie skupiały się na bezrobociu, pomocy społecznej i przepełnionych więzieniach. Desmond ukazał coś innego. Pokazał nam
problemy mieszkaniowe tych, którzy wydają na czynsz prawie całą pensję, a czasem więcej, przez co wpadają w spiralę długów, są eksmitowani, tracą pracę, nie mogą znaleźć nowej, długi, beznadzieja rosną, staczają się na dno. Nawet gdy w końcu dostaną pracę (najczęściej najgorzej płatną) i tak trudno im jest wrócić do normalnego życia.
American dream, amerykański sen jest dostępny niestety tylko dla garstki wybrańców, z czego bardzo często, my żyjący na innym kontynencie, nie zdajemy sobie sprawy.
W reportażu autor zawarł bardzo dużo poruszających, niezwykle trafnych także w naszym, polskim społeczeństwie obserwacji. Tym, co najbardziej porusza jest dogłębność przeprowadzonych badań. Bardzo chciałabym przeczytać podobny reportaż dot. sytuacji w Polsce.Podejrzewam, ba jestem pewna, iż wielu by zaskoczył i zszokował.
Minus daję za przypisy znajdujące się na końcu książki. Nie znoszę tego.
Poza tym to bardzo dobra pozycja. Nic dziwnego, iż reportaż uhonorowano w 2017 roku Nagrodą Pulitzera. Polecam szczególnie osobom zafascynowanych Ameryką, kwestiami socjologicznymi, obyczajowymi. Mocna, potrzebna lektura.
Dobry, porządnie napisany reportaż o mieszkaniowej nędzy w USA, ludzkiej egzystencji, tym, co może stać się udziałem wielu z nas, wystarczy tylko moment.
Eksmitowani to doskonały, bardzo wnikliwy portret ośmiu rodzin, które sięgnęły dna i to w pełnym tego słowa znaczeniu. Niesamowicie poruszająca opowieść, która uświadomiła mi, jak niewiele trzeba, żeby znaleźć się na ich miejscu.
Żeby lepiej poznać życie ludzi na dnie, tytułowych eksmitowanych, autor reportażu przez ponad rok mieszkał w Milwaukee na osiedlu przyczep kempingowych, a później w schronisku w centrum miasta. Dzięki temu jego opisy są tak prawdziwe i poruszające.
Własne doświadczenia, opowieści poznanych ludzi oraz szokujące dane badaczy stworzyły wyjątkową pozycję, którą czyta się w wielu miejscach z niedowierzaniem.
Dotąd rozmowy, artykuły, reportaże o biedzie skupiały się na bezrobociu, pomocy społecznej i przepełnionych więzieniach. Desmond ukazał coś innego. Pokazał nam
problemy mieszkaniowe tych, którzy wydają na czynsz prawie całą pensję, a czasem więcej, przez co wpadają w spiralę długów, są eksmitowani, tracą pracę, nie mogą znaleźć nowej, długi, beznadzieja rosną, staczają się na dno. Nawet gdy w końcu dostaną pracę (najczęściej najgorzej płatną) i tak trudno im jest wrócić do normalnego życia.
American dream, amerykański sen jest dostępny niestety tylko dla garstki wybrańców, z czego bardzo często, my żyjący na innym kontynencie, nie zdajemy sobie sprawy.
W reportażu autor zawarł bardzo dużo poruszających, niezwykle trafnych także w naszym, polskim społeczeństwie obserwacji. Tym, co najbardziej porusza jest dogłębność przeprowadzonych badań. Bardzo chciałabym przeczytać podobny reportaż dot. sytuacji w Polsce.Podejrzewam, ba jestem pewna, iż wielu by zaskoczył i zszokował.
Minus daję za przypisy znajdujące się na końcu książki. Nie znoszę tego.
Poza tym to bardzo dobra pozycja. Nic dziwnego, iż reportaż uhonorowano w 2017 roku Nagrodą Pulitzera. Polecam szczególnie osobom zafascynowanych Ameryką, kwestiami socjologicznymi, obyczajowymi. Mocna, potrzebna lektura.
poniedziałek, 2 grudnia 2019
Na krawędzi otchłani - Bernard Minier
Wydawnictwo Rebis, Moja ocena 4/6
Niestety, ale to zdecydowanie najsłabsza książka Miniera. Sama w sobie nie jest zła, ale autor przyzwyczaił mnie wysokiego poziomu, jaki serwował czytelnikom w serii z Martinem Servazem w roli głównej.
Na krawędzi otchłani jest słabsze, ale nadal nieźle się je czyta.
W książce mamy super ultra nowoczesne realia, androidy, sztuczną inteligencję, która już za moment przejmie kontrolę nad całym naszym życiem.
Akcja rozgrywa się w centrum nowoczesnego świata,w Hongkongu. W fabule są także liczne morderstwa, jest także dochodzenie. Jednak zbrodnie są jakby dodatkiem, pretekstem do ukazania czegoś innego.
Główną bohaterką jest Moira, młoda Francuzka, która rozpoczyna pracę w nowoczesnej, jednej z największych na świecie firmie technologicznych, która mieści się w Hongkongu. Kobieta ma zajmować się szkoleniem bota, sztucznej inteligencji, którą tworzy jej pracodawca. Bot ma być doradcą, przyjacielem każdego człowieka, ma znać jego potrzeby, pragnienia i podejmować za człowieka decyzje. Pomocne, ciekawe, ale i przerażające. Szybko okazuje się, iż nic nie jest takim, jakim miało być. kobieta czuje się śledzona, osaczona, kontrolowana w każdej nieomal sytuacji, w niebezpieczeństwie. Do tego dochodzi grasujący w mieście, niezwykle okrutny seryjny morderca. A to dopiero początek.
Minier sporo uwagi poświęca nowoczesnej technologii, kwestii naszej współpracy ze sztuczną inteligencją, rozwojowi współczesnego świata. To ciekawy temat. Jednak moim zdaniem autor za bardzo wczuł się w rolę. Opisów, dywagacji dot. nowoczesnej technologii jest w książce po prostu za dużo. W pewnym momencie z ciekawej treść robi się po prostu nudna. Za technologicznymi dywagacjami ciągnie się spowolnienie akcji. Tym samym w wielu miejscach książka jest rozlazła, akcja ospała.
Gdy już przebrniemy przez opisy technologiczne, akcja przyspiesza, w wielu miejscach bardzo mocno i tę część czyta się naprawdę dobrze. Szkoda nadmiaru technologicznych dywagacji. Bez nich książka byłaby dużo lepsza.
Na plus książce należy poczytać nieźle wykreowanych bohaterów oraz tak typowy dla tego autora mroczny klimat, który towarzyszy nam przez cały czas lektury.
Na plus zasługuje także dobre zakończenie, warte żeby przebrnąć przez technologiczne wywody autora. Jednak od razu zaznaczam, to zakończenie ma się nijak do tych z cyklu z Servazem....niestety....ale i tak warto je poznać.
Servaz, bohater cyklu kryminałów Miniera, to rasowy, klasyczny, nieprzeciętnie inteligentny policjant. Kryminały z nim to wspaniała lektura. W tych książkach trzeba było sporo pogłówkować, uruchomić szare komórki.
Na krawędzi otchłani jest dużo prostsze w swojej budowie, prostsze w fabule. Czytelnik niezbyt musi myśleć, wystarczy, iż będzie czytał i odbierał treść. Jeżeli szukacie tego typu lektury, polecam najnowszą książkę Francuza.
Niestety, ale to zdecydowanie najsłabsza książka Miniera. Sama w sobie nie jest zła, ale autor przyzwyczaił mnie wysokiego poziomu, jaki serwował czytelnikom w serii z Martinem Servazem w roli głównej.
Na krawędzi otchłani jest słabsze, ale nadal nieźle się je czyta.
W książce mamy super ultra nowoczesne realia, androidy, sztuczną inteligencję, która już za moment przejmie kontrolę nad całym naszym życiem.
Akcja rozgrywa się w centrum nowoczesnego świata,w Hongkongu. W fabule są także liczne morderstwa, jest także dochodzenie. Jednak zbrodnie są jakby dodatkiem, pretekstem do ukazania czegoś innego.
Główną bohaterką jest Moira, młoda Francuzka, która rozpoczyna pracę w nowoczesnej, jednej z największych na świecie firmie technologicznych, która mieści się w Hongkongu. Kobieta ma zajmować się szkoleniem bota, sztucznej inteligencji, którą tworzy jej pracodawca. Bot ma być doradcą, przyjacielem każdego człowieka, ma znać jego potrzeby, pragnienia i podejmować za człowieka decyzje. Pomocne, ciekawe, ale i przerażające. Szybko okazuje się, iż nic nie jest takim, jakim miało być. kobieta czuje się śledzona, osaczona, kontrolowana w każdej nieomal sytuacji, w niebezpieczeństwie. Do tego dochodzi grasujący w mieście, niezwykle okrutny seryjny morderca. A to dopiero początek.
Minier sporo uwagi poświęca nowoczesnej technologii, kwestii naszej współpracy ze sztuczną inteligencją, rozwojowi współczesnego świata. To ciekawy temat. Jednak moim zdaniem autor za bardzo wczuł się w rolę. Opisów, dywagacji dot. nowoczesnej technologii jest w książce po prostu za dużo. W pewnym momencie z ciekawej treść robi się po prostu nudna. Za technologicznymi dywagacjami ciągnie się spowolnienie akcji. Tym samym w wielu miejscach książka jest rozlazła, akcja ospała.
Gdy już przebrniemy przez opisy technologiczne, akcja przyspiesza, w wielu miejscach bardzo mocno i tę część czyta się naprawdę dobrze. Szkoda nadmiaru technologicznych dywagacji. Bez nich książka byłaby dużo lepsza.
Na plus książce należy poczytać nieźle wykreowanych bohaterów oraz tak typowy dla tego autora mroczny klimat, który towarzyszy nam przez cały czas lektury.
Na plus zasługuje także dobre zakończenie, warte żeby przebrnąć przez technologiczne wywody autora. Jednak od razu zaznaczam, to zakończenie ma się nijak do tych z cyklu z Servazem....niestety....ale i tak warto je poznać.
Servaz, bohater cyklu kryminałów Miniera, to rasowy, klasyczny, nieprzeciętnie inteligentny policjant. Kryminały z nim to wspaniała lektura. W tych książkach trzeba było sporo pogłówkować, uruchomić szare komórki.
Na krawędzi otchłani jest dużo prostsze w swojej budowie, prostsze w fabule. Czytelnik niezbyt musi myśleć, wystarczy, iż będzie czytał i odbierał treść. Jeżeli szukacie tego typu lektury, polecam najnowszą książkę Francuza.