Instytut Wydawniczy Erica, Moja ocena 5/6
Wołynianki, to wyjątkowa pozycja, która jest nie tylko opowieścią o dawnych czasach, o miejscach, ludziach, których już nie ma. To także (a może przede wszystkim) historia rodzinna autorów książki (ojca i syna). Narracja rozpoczyna się w 1939 roku ucieczką z Wołynia, a
następnie przenosi się do lat 1959-68 do czasów gomułkowskiej małej
pseudo stabilizacji.
To książka o życiu, ale przede wszystkim o jego dwóch aspektach- codzienności w w/w okresach i walce o przetrwanie i ocalenie tego co da się ocalić.
To także zajrzenie w głąb siebie samego, szukanie odpowiedzi na wiele pytań, które od lat siedzą w pamięci, umyśle autorów.
Całość książki oscyluje w granicach, które doskonale na okładce określił wydawca. Twierdzi on, iż opowieść jest..(...) trochę sentymentalna, trochę smutna, ale momentami wesoła(..).
I faktycznie, takie są Wołynianki. Bowiem w trakcie lektury wiele razy śmiałam się, kilkakrotnie usiadłam z zadumą, a także wiele razy łza zakręciła mi się w oku.
Najbardziej urzekły mnie dwie kwestie. Przede wszystkim przedstawienie rzeczywistego (moim zdaniem) świata, którego nie ma i który nie wróci. A poza tym odbrązowienie niektórych aspektów. O tym, że za Gomółki czy innych "władców" PRL-u dobrze (w normalnym tego słowa znaczeniu) nie było, to wszyscy raczej wiedzą. Ale to, iż II Rzeczypospolita wcale tak doskonała, wspaniała, cudowna nie była, to już wiedzą nieliczni. Pozostali bazują na coraz liczniejszych książkach, artykułach, w których II RP przedstawiona jest sielsko, anielsko, cudownie. Panowie Jaźwińscy ukazują ją odrobinę inaczej. Nie znaczy to, że piszą wyłącznie żle. Nie wykazują ani wad ani zalet. Po prostu piszą, jak było z punktu widzenia zwyczajnych ludzi, nie salonowego Lwowa czy bogatej Warszawy.
Wołynianki, to bardzo dobrze napisana opowieść będącą połączeniem historii własnej rodziny z historią Kresów, ludzi tam mieszkających wymieszanej z garścią patriotyzmu, opowieści o tym co i jak było, sporą dawką braku akceptacji sytuacji polityczno-historycznych i nowych (koszmarnych, ale i śmiesznych zmian) i sporą szczyptą informacji z lekkim przymrużeniem oka. Taki misz masz wydaje się dziwny. Hmmm może i tak, ale całość zaserwowana w postaci porywającej opowieści, napisana w niezwykle ciekawy sposób jest świetną lekturą i odskocznia od thrillerów, kryminałów, czy innej beletrystyki na raz. Bo Wołynianki, to lektura, do której wrócę jeszcze nie raz.
tak refleksyjna, życiowa i co tu dużo mówić poruszająca
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym poznała, bo lubię tego typu książki:)
OdpowiedzUsuńCiekawe, muszę zapamiętać tytuł. I jak tu nie chodzić do biblioteki :-)
OdpowiedzUsuń