Strony

piątek, 13 marca 2015

Życie codzienne Tom 8. Wersal. Za fasadą przepychu

Wydawnictwo Światy Książki, Moja ocena 5/6
Wersal, symbol francuskiego bogactwa okresu królów, magia, blask, przepych, piękne toalety balowe, wspaniałe damy, przystojni dworzanie, lustra, marmury, złocenia, kotary.. Tak sobie wyobrażamy siedzibę Ludwika XIV i jego następców, którym ciasnota i prowincjonalizm paryskiego Luwru już nie odpowiadały. Niewątpliwie, jako symbol świetności i potęgi królów Francji. 
Ale czy taka była cała prawda? Co w rzeczywistości kryło się w labiryncie 226 apartamentów, w których ponad tysiąc osób musiało spać, żywić się i ogrzewać.Autor niniejszej książki udowadnia nam, że przede wszystkim...brud i smród i potwierdza tezę, iż nie wszystko złoto, co się świeci. 
Zgodnie z tym, co pisze autor książki (...) Ciągła obecność w Wersalu była konieczna, by zdobyć lub umocnić pozycję nieustannie zagrożoną, nawet jeśli z pobytem w królewskiej stolicy wiązało się wiele niedogodności. Z reguły w Wersalu przebywało ponad 1000 osób i dodatkowo odpowiednia ilość służby, która musiała wszystkiego doglądać w zasadzie 24 godziny na dobę. Tak olbrzymia grupa ludzi musiała coś jeść, pić, gdzieś spać i przepraszam za określenie to wszystko, co zjedzono i wypito z siebie odpowiednio wydalić. 
Prowizoryczne kuchnie, nielicznie otwierane okna, wilgoć, w zasadzie brak łazienek, rzadkie sprzątanie czy zmywanie naczyń, jeszcze rzadsze mycie się (zgodnie z zaleceniami lekarskimi, kąpiel uważano za szkodliwą dla zdrowia), to wszystko wpływało na atmosferę wizualną i zapachową w podparyskim pałacu. Jestem przekonana, iż kloszard siedzący obok nas w dzisiejszych czasach byłby uperfumowanym czyściochem w porównaniu z ludźmi otoczenia francuskich władców, dla których przetarcie wilgotną gąbką raz na kilka dni było szczytem zabiegów higienicznych. 
William Ritchey Newton podaje w książce wiele anegdot, smaków i smaczków. Jak chociażby ilość toalet, za które służyły..krzesła z dziurą. Co było pod dziurą...nie zastanawiajcie się w trakcie jedzenia. Krzeseł było mało, jak na taką ilość wersalskich mieszkańców. Dopiero w XIX wieku ich ilość zwiększyła się do 274 sztuk. 
Podobnie było z praczkami...na początku 1 (słownie - jedna) praczka opierała wszystkich:) Ilość osób, które prały dworskie rzeczy innym z biegiem czasu zwiększyła się, ale i tak nie była to liczba wg. mnie zadowalająca. 
Ciekawostki, które tutaj przytoczyłam, to zaledwie niewielki procent, tych w które obfituje książka. Napisana jest niezwykle barwnym językiem, w sposób, który sprawia, iz czyta sie ja w mgnieniu oka. Ilość ciekawostek, faktów, anegdot, kuriozalnych zachowań na wersalskim dworze przyprawiają momentami o gęsią skórę i wprawiają w niedowierzanie. Dziwię się, że gro osób przebywających w pałacu Ludwików nie umarła z brudu, zarazy lub czegoś innego. 
Autorowi udało się stworzyć żywą kronikę życia codziennego w Wersalu. W trakcie lektury miałam wrażenie przebywania w pałacu kilka wieków temu. Po odłożeniu książki na półkę czym prędzej poszłam dokładnie umyć ręce:)

3 komentarze:

  1. Pamiętam, w jakim szoku byłam, gdy w "Marii Antoninie" Juliet Grey przeczytałam o "praktykach higienicznych" w Wersalu, w które ona nie mogła uwierzyć, gdy trafiła tam ze schludnego pałacu swojej rodziny. Pewnie przy lekturze tej książki szok byłby jeszcze większy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie historie! Życie codzienne z minionych wieków jest niezwykle ciekawe i chętnie czytam takie pozycje :) Z tej serii przeczytałam jak na razie jedynie o życiu codziennym w starożytnym Egipcie ;)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.