Wydawnictwo Rebis, Moja ocena 5,5/6
To moje trzecie spotkanie z prozą Miniera i z jego bohaterem policjantem Martinem Servazem. Trudno mi jest porównać Nie gaś świateł do Bielszego odcienia śmierci czy Kręgu. To inne książki, mimo, iż napisane przez tego samego autora i z tym samym głównym bohaterem w roli głównej. Nie gaś światła jest odrobinę mniej drastyczna i przerażająca, chociaż nie mniej wciągająca.To co przydarzyło się głównej bohaterce Nie gaś...może się zdarzyć każdemu z nas bez trudu. Wystarczy, że trafimy na odpowiedniego świra na swojej drodze. Wydarzenia z poprzednich książek są raczej (że tak się wyrażę) mniej dostępne dla zwyczajnego człowieka, co nie znaczy, że niemożliwe.
Martin Servaz po przeżyciach, które miały miejsce w Kręgu nie wytrzymał, coś się w nim przełamało i trafił na terapię do ośrodka dla osób będących w depresji. Popada w swoista katatonię, której nie potrafi przerwać żadna terapia. Czyni to dopiero zagadkowa przesyłka, która otrzymuje. Jest nią klucz od hotelowego pokoju i kartka z datą i godzina spotkania. Nic więcej. Policjant jest na tyle zaintrygowany, iż dzwoni do hotelu i dowiaduje się, że pokój ten został wynajęty na jego nazwisko. Okazuje się, iż rok temu pewna kobieta popełniła w nim samobójstwo. Dlaczego? Co ma z tym wspólnego Martin Servaz?
W tym samym czasie Christine Steinmayer redaktorka popularnego radia, w Wigilię Bożego Narodzenia w swojej skrzynce pocztowej znajduje zagadkowy list, z którego wynika, iż ktoś chce popełnić samobójstwo, a adresat listu może temu zapobiec. Christine jest przekonana, iż list został pomyłkowo do niej dostarczony i upiera się, żeby znaleźć jego adresata. Nie zdaje sobie sprawy, iż ta jedna kartka papieru w ciągu zaledwie kilku dni zmieni całe jej życie, zaprowadzi ją nieomal na dno piekła, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym.
Co łączy list domniemanego samobójcy z hotelowym kluczem? Gwarantuję, iż nie zgadniecie. Mistrzowska intryga.
Doskonale napisana, trzymająca w napięciu powieść, chociaż tak, jak napisałam na początku, odmienna od dwóch wcześniejszych książek Miniera. Absolutnie nie oznacza to, iż jest ona gorsza. Jest po prostu inna. To doskonała książka o manipulacji, o tym, jak w ciągu kilku dni zwyczajne z pozoru gesty, przedmioty, wypowiedzi mogą doprowadzić zdrowego psychicznie człowieka na skraj obłędu.
To także opowieść o tym, co może spotkać każdego z nas, wszak tacy ludzie, jak sprawca całości wydarzeń są wśród nas.
Gorąco was zachęcam do sięgnięcia po Nie gaś światła. Bezsenna noc spędzona na lekturze oraz prawdziwa podróż na emocjonalnej kolejce górskiej gwarantowane.
To już kolejna recenzja, która skłania mnie ku temu, by jednak odnowić znajomość z Minierem. "Bielszy odcień..." podobał mi się bardzo, "Krąg" już dużo mniej, irytował mnie Servaz i parę innych rzeczy. Ale to, co piszesz o manipulacji, obłędzie, to jest to, czego bardzo szukam w literaturze.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci (napiszę), że za sprawą wycofania Servaza na drugi plan, książka zdecydowanie zyskała.
UsuńPoprzednie książki autora bardzo mi się podobały, więc po tą też sięgnę.Minier potrafi stworzyć taki duszący, ciężki klimat, który bardzo mi odpowiada.
OdpowiedzUsuńTa Nie gaś światła także powinno Ci się spodobać, czyta się błyskawicznie.
Usuń