Wydawnictwo Albatros, Okładka miękka, 432 s., Ocena 5-/6
Recenzja mojego męża. Dla mnie książka zbyt polityczna, o tak bym to ujęła. Forsythe'a lubię, ale wybiórczo. Niektóre pozycje bardzo mi się podobają inne wręcz odwrotnie. W związku z tym zrecenzowanie Czarnej listy zostawiłam mężowi, któremu książka przypadła do gustu.
Nowa książka ulubionego autora to zawsze dreszczyk oczekiwania i niepewności, jaka ona będzie. Forsyth niewątpliwie należy do najpopularniejszych pisarzy świata. Dorobek ma imponujący. Przyzwyczaił jednak swoich czytelników, iż jest pisarzem bardzo nierównym jeżeli chodzi o poziom książek Z jednej strony nazwisko autora gwarantuje (no, powiedzmy powinno gwarantować) sukces i świetną, na najwyższym poziomie lekturę. Biorąc jednak pod uwagę ilość napisanych przez Forsythe'a książek, czytelnik zastanawia się, czy pisarz nadal utrzyma poziom, czy może już się odrobinę wyeksploatował.
W Czarnej liście mamy wszystko, czego potrzeba, żeby lektura była niesamowitą, pełną wrażeń przygodą. Autor nie oszczędza, jeżeli chodzi o wątki i bohaterów, a przy tym idzie jak najbardziej z duchem czasu. W książce mamy więc: somalijskich piratów, nawiedzonych kamikadze obłożonych ładunkami wybuchowymi, terrorystów, mega zagrożenie dla całego nieislamskiego świata, genialnego nastoletniego hakera i akcję, która po przebrnięciu przez ok. 100 pierwsze stron książki nabiera ogromnego tempa. Mamy także (jak to u Forsythe'a) dzielnego super bohatera walczącego ze złem. Tym razem (idąc ze wspomnianym duchem czasu) ma on zlikwidować Kaznodzieję. Ów Kaznodzieja o nieznanej tożsamości to obecnie nr. 1 na tytułowej Czarnej liście światowych służb specjalnych. Lista ta jest niestety otwarta i cały czas się powiększa. Mimo starań służb specjalnych, wygrywają ci źli, czyli bohaterowie listy. Czy Kaznodzieję (którego działania wierzcie mi są niewyobrażalnym zagrożeniem) uda się zlikwidować? Tego dowiecie się w trakcie lektury.
Po lekturze książki śmiało mogę napisać, iż Forsyth nadal trzyma wysoki poziom. Niektórzy mogą mu zarzucać, iż fabuła jest oklepana, nie ma w niej nic nowatorskiego. Zgadzam się z tym, ale istotnym jest to jak jest ona przedstawiona. Tempo akcji jest zawrotne, a dbałość o szczegóły imponująca. Zarówno pierwsze 100 stron, jak i nagromadzenie szczegółów mogą początkowo męczyć, ale wszystkie opisy (jak się szybko okazuje) mają swoje głębokie uzasadnienie.
Dużym atutem jest zarysowana w tle dodatkowa fabuła, która dodaje swoistego smaczku lekturze. Dzięki niej Czarna lista to nie tylko strzelanina, podkładanie ładunków i gonitwa za nawiedzonym, psychopatycznym terrorystą, to zdecydowanie coś więcej, co dla wielu osób będzie niespodzianką.
Czarnej liście daleko do Psów wojny, Igły, czy Dnia Szakala. Jednak nic w tym dziwnego. Od wydania tych książek minęło wiele lat. Przez ten czas wszystko uległo zmianie, także zło, terrorysta i zagrożenie, jakie sobą reprezentują. Forsythowi udało się za owymi zmianami nadążyć i zaserwować nam w swojej najnowszej książce to co jest niezwykle realne, co może stać się w każdej chwili w każdym zakątku świata i co (nie ukrywajmy tego) przeraża większość z nas.
Tym razem coś dla mnie. Lubię takie sensacyjne smaczki, w których jest strzelanina, gonitwa i terroryzm.
OdpowiedzUsuńChciałabym zobaczyć minę mojego męża, gdybym go poprosiła, żeby coś napisał za mnie;)
OdpowiedzUsuńA ja Forsytha kupię tacie, bo jest fanem. Sama akurat nie lubię powieści sensacyjnych, political fiction itp, wolę standardowe kryminały:)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że mnie się podobala i to bardzo. Klasyka, w starym dobrym stylu.
OdpowiedzUsuńTo jest największa umiejętność Forsytha: każdy szczegół ma znaczenie.
OdpowiedzUsuńLubię jego prozę. Mogę śmiało nazwać ją "rasową".
OdpowiedzUsuńTo książka którą muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuń