Gdy będziecie czytać ten post, ja wraz z rodziną będę pomykać autem w stronę naszej południowej granicy. Podróż potrwa ok. 8-10 godz. My z mężem damy radę, ale dzieci, które rosną i są wiecznie głodne? A do tego często wołają o coś do zjedzenia? Co zabrać w podróż w charakterze prowiantu, żeby nawet po kilku godzinach wyglądało apetycznie, było smaczne i żeby jedząc to nie upaprać się dokumentnie. Wiem, wiem, można stanąć po drodze, zjeść coś. Ale opowiadałam na blogu kilkakrotnie o różnych żywieniowo-podróżniczych wpadkach, chociażby ostatni pseudo hot dog... Wolę zabrać z domu. Wiem co jem (no powiedzmy..z grubsza), a dodatkowo jest to z pewnością tańsze niż kupione po drodze.
Tylko co ze sobą zabrać?
Najprostszym rozwiązaniem są kanapki. Wiem, wiele mówi się o tym, że
chleb tuczy, masło powoduje miażdżycę, a szynki, balerony, polędwice to jedna ch...a i nafaszerowane są chemią. Nie oznacza to, że należy ulegać masowej histerii i za wszelką cenę
unikać kanapek.
U nas sprawdzają się jeszcze pokrojone kawałki upieczonego kurczaka, takie na raz do buzi, chrupkie pieczywo, kabanosy, mieszanka studencka, czyli misz masz różnych bakalii, biszkopty, ciasto drożdżowe własnej roboty. I na tym moja inwencja się kończy.
Ponieważ ostatnio dosyć często podróżujemy, powielanie tego samego prowiantu jest nudne. Może coś doradzicie? Co zabieracie ze sobą do jedzenia w podróż - bliższą lub dalszą?
Pościmy :) żartuję ja zwykle zabieram owoce i niestety przystajemy na coś ciepłego, zwykle chemicznego, ale zdarzają się domowe potrawy - pierogi, nalesniki, itp..
OdpowiedzUsuńMy już mamy dosyć stawania po drodze. Wszystkie lokale w promieniu 5 km zjazdu z drogi sprawdzone i z reguły do tylnej części ciała. Glutaminian sodu i tablica Mendelejewa królują.
UsuńJa zawsze zabierałam ze sobą kanapki z pieczonym schabem i liściem sałaty. Do tego pomidory w całości. Mięso się tak nie psuje jak wędlina, a sałatę się wyrzuca, bo ona przyjmuje wszystko ;)
OdpowiedzUsuńPomidorki koktajlowe - sprzedają te w pudełeczkach, więc łatwo przewieźć, a taki pomidorek jest na raz do dziuba, więc nie ma mowy o upapraniu się. My lubimy też te herbatniki Lu pakowane w małych saszetkach, bo w chwili głodu jednej osoby nie rozwiera się wielkiego opakowania, z którego potem wszystko wylatuje, a te ciasteczka są bardzo syte. Podobnie z resztą owsiane ciasteczka z SANu, szczególnie te kokosowe. Niektórzy lubią też takie serki wędzone z formie warkocza - łatwo wyjąć. No i nie ma podróży bez paluszków Lajkonik. :D
OdpowiedzUsuńHehe, Viv kochana widać od razu, że nie podróżowałaś z pomidorkami i dziećmi. Jak to się fajnie nagryza te pomidorki i tak pesteczki i miąższ fru po aucie. Mąż powiedział - nigdy więcej. Kto zje pomidorka w aucie idzie dalej na piechotę:)
UsuńPaluszki odpadają u nas, tydzień sprzątania auta póżniej.
Ale warkocz serowy-świetna myśl.
Mnie jako dziecko z pomidorkami wożono samochodem, i to nie takimi malutkimi koktajlowymi, tylko zwykłymi, dużymi, i nie było kłopotu :)
UsuńWarkocz serowy - must have każdego wyjazdu :)
Ze mną często jedzie jabłko (czy też 2) pokrojone i zapakowane w pojemniczek próżniowy. Gorzej, jeśli lekkie brązowienie jest problemem...
OdpowiedzUsuń