Wydawnictwo WAB, Okładka twarda, 207 s., Moja ocena 5,5/6
To moje pierwsze spotkanie z prozą Janusza Rudnickiego, ale z pewnością nie ostatnie. Lektura 3 razy tak, okazała się doskonałym lekarstwem na moją wczorajszą chandrę.
Książka ta, to swoisty zbiór...w sumie nie wiem, czy felietonów, czy reportaży, czy lużnych rozważań autora o życiu.... Całość podzielona jest na trzy części, z których każda jest inna, ale łączy je jedno, ogromny talent Rudnickiego do ukazywania życiowych absurdów i wywoływania w czytelniku paroksyzmów śmiechu. Bohaterem opowiadań (niech będzie, że to opowiadania) jest sam autor, który podróżuje po Europie. Pisze o sobie, ale i o tym co zobaczył, co przeżył. Wraca do dzieciństwa, ale przede wszystkim skupia się na terażniejszości. Autor drwi z otoczenia, z jego przywar, absurdów rzeczywistości, ale drwi także z siebie, nikogo nie oszczędza. Opisuje zdarzenia, jakby żywcem wyjęte z angielskiej komedii.
Podam jeden przykład, gdy główny bohater kradnie złodziejom swój wcześniej przez nich ukradziony samochód
i po ucieczce ląduje w jednej z transportowanych trumien. Warto dodać, że trumny posiadają w swoim wnętrzu właściwą zawartość.... Trochę zimno, nie ma o kogo się ogrzać. Ani do
kogo gęby otworzyć -twierdzi.
Za moment, nasz bohater udaje się do Gdyni, żeby odebrać nagrodę.I tam dopiero się dzieje, bo Rudnicki już ma mowę dziękczynną przygotowaną, już wstaje po odbiór nagrody, a tu...
Taka właśnie jest proza Janusza Rudnickiego, takie są trzy opowiadania + suplement.
Zwariowane perypetie bohatera, który co chwila przenosi się z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent w połączeniu z celnym okiem, obrazkami rodem z PRL-u, czy Misia Barei i niezwykle ciętym językiem, dały doskonałą, rzadko spotykaną lekturę. Słyszałam, że ta pozycja jest odrobinę słabsza od poprzednich. Jeżeli tak jest istotnie, to koniecznie muszę przeczytać wcześniejsze książki Rudnickiego.
Zachęcam do sięgnięcia po tę niepozorną książeczkę. Może i wam przypadnie do gustu.
Janusz Rudnicki urodził się w 1956 roku w
Kędzierzynie-Koźlu. W 1983 wyjechał do Hamburga, studiował tam
slawistykę i germanistykę. Opublikował tomy prozy „Można żyć” (1992,
Nagroda im. St. Piętaka za debiut), „Cholerny świat” (1994), „Tam i z
powrotem po tęczy” (1997), „Męka kartoflana” (wyd. I: 2000). W 2004 roku
w Wydawnictwie W.A.B. ukazał się „Mój Wehrmacht”, w 2007 – „Chodźcie,
idziemy”, nominowane do nagrody NIKE i Europejskiej Nagrody Literackiej.
Tom „Śmierć czeskiego psa” (W.A.B. 2009) znalazł się w finale nagrody
NIKE, był także nominowany do nagrody GDYNIA, „Gwarancji Kultury” TVP
Kultura i Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS.
Obawiam się, że wcześniej nie słyszałam o tym autorze. Koniecznie muszę się przyjrzeć jego twórczości :)
OdpowiedzUsuńNie znam pana, a szkoda. Może znowu omija mnie coś wartościowego...
OdpowiedzUsuń