Wydawnictwo Sonia Draga, Okładka miękka, 256 s., Moja ocena 5-/6
Dziwna, ale jednocześnie magiczna opowieść.
Akcja rozpoczyna się w 1990 r. w maleńkiej wiosce w NRD.Główną bohaterkę, Marię, poznajemy, gdy ma zaledwie 16 lat. Dużo, ale i nie dużo, zależy z jakiego punktu widzenia spojrzymy. Dziewczyna sprowadza się do domu Johannesa Bannera, syna najbogatszego we wsi gospodarza. Liczy na coś więcej, niż tylko sympatia, a tymczasem dla jego rodziców jest kolejną parą rąk do pracy w gospodarstwie. Dzięki urywanym wspomnieniom, opowieściom poznajemy życie Marii w gospodarstwie, życie na wsi w NRD. Maria nie chodzi do szkoły, za to namiętnie zaczytuje się w tanich romansach. Dla dziewczyny ważne jest tu i teraz, żeby poznać kogoś, ładnie wyglądać, gdy do pobliskiej gospody (centrum wsi) przyjadą obcy z miasta.
Pewnego dnia Maria spotyka swoje przeznaczenie, albo fatum, zależy, jak na to spojrzeć. Poznaje bowiem męźczyznę o blisko ćwierć wieku starszego od niej, od którego uciekła żona - agentka Stasi. Nawiązują romans, który za wszelka cenę starają się ukryć przed otoczeniem.
Czy im się to uda? Co z tego wyniknie? Tego nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej niebanalnie skonstruowanej opowieści. Książka pełna jest emocji, które zmieniają się wraz z jej bohaterami. Śledzimy zmiany zachodzące w Marii od infantylnego nastoletniego dziewczęcia, po dojrzałą, świadomą swoich wyborów kobietę.
Krien przedstawia nam historię, jakich wiele. I mniejsze znaczenie ma, co pisarka opowiada. Istotne jest, jak to czyni. Prostymi słowami rysuje przed nami historię zmian, miłości i życia, na którym częstokroć mogą zaważyć jeden ruch, jeden gest, jedna myśl.
Niewiele piszę o tej książce, bo też niewiele można o niej napisać żeby nie popaść w przesadę, czy infantylność. Są takie pozycje, o których po prostu nie da się za wiele napisać i już.
Kiedyś wszystko sobie opowiemy, to nietypowa lektura, nie każdemu musi przypaść do gustu. Książka jest oszczędna w słowach, melancholijna, odrobinę metafizyczna. Styl pisarki, strzępki opowieści, jakimi nas raczy i przemiany bohaterów sprawiają, że w trakcie lektury częstokroć oddajemy się zadumie, nad tym co było, nad tym co jest i nad tym co warto zrobić, a czego nie.
Wiecie, jaką książkę nieodparcie mi Kiedyś wszystko... przypomina? Skazę, Josephine Hart. Inni bohaterowie, inne miejsce, inny czasokres, a jednak ten sam sposób pisania, ta sama głębia, te same uczucia.
Zachęcam do sięgnięcia po debiutancką powieść Danieli Krien.
Jakoś mnie to nie przekonuje... ani realia, ani perypetie bohaterki... nie przemawia to do mnie zupełnie :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ja jakoś nie przepadam za takowymi lekturami. czasy NRD pamiętam doskonale, ale jakoś wolę o nich zapomnieć. Z drugiej strony fabuła wydaje się być interesująca. Sam nie mam wyrobionego zdania.
OdpowiedzUsuńNie szukam teraz melancholijnych historii, ponieważ na chwilę obecną za dużo jest w moim życiu smutnych akcentów, więc chce dla odmiany coś weselszego.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie
OdpowiedzUsuń